Janusz Korwin-Mikke, komentując pomysł opodatkowania blogerów we Włoszech i słowa satyryka Beppego Grillo, który stwierdził, że „jeśli mnie do tego zmuszą, przeniosę się do jakiegoś państwa demokratycznego”, napisał, iż „P.Grillo się, oczywiście, głęboko myli. Właśnie w kraju d***kratycznym, gdzie blogerzy stanowią mniejszość, a konsumenci podatków Większość, zostaje On opodatkowany. Powinien przenieść się do kraju, gdzie panuje Król lub inny Tyran chroniący wszystkich, w tym i blogerów, przed Tyranią Większości. Oczywiście nie każdy tyran taki jest – ale ponieważ umysły twórcze uciekają pod panowanie takich właśnie tyranów, taka tyrania wygrywa z innymi tyraniami.”.
Myli się niestety również i Pan Janusz. Większość nie ma żadnego praktycznego interesu w opodatkowywaniu mniejszości – no, chyba, że byłaby to mniejszość wyjątkowo bogata. Załóżmy, że blogerzy stanowią 10% społeczeństwa. Jeżeli przeciętny bloger płaciłby rocznie podatek w wysokości np. 100 euro i wpływy z niego zostałyby rozdzielone mniej więcej po równo między całe społeczeństwo, to statystyczny nie-bloger zyskałby raptem jedną dziesiątą tego, co zapłaci statystyczny bloger, czyli 10 euro. Jest to suma zbyt niska, by większości opłacało się organizować koalicję na rzecz opodatkowania blogerów. Oczywiście, jeżeli blogerów w społeczeństwie jest mniej – np. 5% – to zysk nie-blogerów byłby jeszcze mniejszy.