Brak parad gejów ważniejszy niż mordowanie ludzi?
Dla patriarchy Cyryla nadchodząca wiosna „została przyćmiona poważnymi wydarzeniami (…), praktycznie wybuchem działań wojennych”. Spowodowanych tym, że „od ośmiu lat podejmowane są próby niszczenia tego, co dzieje się w Donbasie”, który jest „odrzuceniem, fundamentalnym odrzuceniem tak zwanych wartości oferowanych dziś przez tych roszczących sobie władzę nad światem” – wartości symbolizowanych przez ni mniej, ni więcej, tylko „parady gejów”. (Tu może przypomnę, że choć jeszcze jeszcze w 2000 roku prawie 15% mieszkańców tego regionu ankietowanych w sondażu organizacji „Nasz mir” określiło się jako homoseksualiści, to obecnie w Ługańskiej Republice Ludowej za homoseksualizm grozi kara więzienia od trzech do pięciu lat, a Doniecka Republika Ludowa ma nawet zapisane w konstytucji, że „żadna forma zboczonego związku pomiędzy ludźmi tej samej płci nie jest uznawana ani dozwolona (…) i jest karana przez prawo”). Dlatego zdaniem Cyryla „to, co dzieje się dzisiaj w sferze stosunków międzynarodowych ma znaczenie nie tylko polityczne”, ale dotyczy wprost zbawienia człowieka. „Wokół tego tematu toczy się dziś prawdziwa wojna”.
Inaczej mówiąc, napaść Putina na Ukrainę to według patriarchy moskiewskiego wojna o to, by w Donbasie dalej mogło nie być parad gejów. To wojna z władcami świata pragnącymi rzekomo narzucić „grzech potępiony przez prawo Boże”. Najwyraźniej w tym celu można zaatakować cały kraj, bombardować i zabijać ludność cywilną, wysyłać na śmierć tysiące żołnierzy, zmusić milion ludzi do ucieczki ze swoich domów, postawić świat na krawędzi międzynarodowej wojny.
Pytanie, czy jest on człowiekiem, którego nienawiść do homoseksualistów i ich parad przywiodła do usprawiedliwiania wojny, czy cynicznym funkcjonariuszem Putina, który wybrał takie usprawiedliwienie wiedząc, że trafi nim do serc wielu swych wiernych?
W obu przypadkach oznacza to, że są w Rosji ludzie, dla których to, by inni ludzie nie demonstrowali swoich, według nich zboczonych, skłonności seksualnych jest rzeczą tak istotną, że dopuszczają w tym celu mordowanie jeszcze innych ludzi. I że uważają, że coś takiego jest zgodne z wolą Bożą.
Patrząc na ostatnie lata w polskiej polityce, mam wrażenie, że dla sporej liczby Polaków było to przynajmniej tak istotne, że decydowało o ich głosowaniu w wyborach. A dla niektórych było powodem, dla którego łaskawiej patrzyli na Putina i jego państwo niż na politycznie rozumiany Zachód.
Mam nadzieję, że dla tych ostatnich nadeszło otrzeźwienie.