Konfederacja – partia niechęci do obcych

18 czerwca, 2023

Rzekomo wolnorynkową partię Konfederacja boli, że w ciągu dwóch lat „sprowadzono” 200 tysięcy muzułmańskich imigrantów. „Sprowadzono”, to znaczy wydano im zezwolenia na pracę (ok. 136 tys. w 2022 r. i niecałe 59 tys. w 2021 r.).
Czyli boli ich to, że mamy w Polsce dodatkowo około 200 tysięcy pracowników, którym państwo pozwoliło zatrudnić działającym w Polsce przedsiębiorcom i którzy przyczyniają się do wytwarzania w naszym kraju bogactwa – a także płacąc podatki i składki na „socjal” wypłacany w większości Polakom. Zapewne według polityków Konfederacji byłoby lepiej, gdyby polskie państwo na to nie pozwoliło i gdyby przedsiębiorcy musieli stanąć w obliczu braków siły roboczej, produkując z tego powodu mniej lub drożej.
Jak dla mnie, wolny rynek jest m.in. wtedy, gdy przedsiębiorca może zatrudnić każdego pracownika, jaki mu odpowiada. Obojętnie, czy pochodzi z Polski, Ukrainy, Indii, Turcji czy Tadżykistanu. I wtedy, gdy pracownik może zatrudnić się u dowolnego przedsiębiorcy, z jakim się dogada.
No ale dla Konfederacji najwyraźniej wolny rynek oznacza rynek tylko dla Polaków. A może tylko dla chrześcijan.
Choć widać, że i chrześcijanie bolą – na przykład ci z Ukrainy.
Pozornie dlatego, że podatki płacone przez Polaków w jakimś stopniu idą na świadczenia socjalne wypłacane tym Ukraińcom, którzy nie pracują i że niewielka liczba (jak podaje rzecznik ZUS, nieco ponad 1000) ukraińskich emerytów mieszkających w Polsce otrzymuje (na podstawie umowy z 2012 r., gdy jeszcze nikomu nie śniło się o masowej imigracji Ukraińców do Polski) dopłaty do minimalnej polskiej emerytury. Ale podatki płacone przez obywateli Ukrainy pracujących w Polsce idą z kolei na świadczenia socjalne wypłacane tym Polakom, którzy nie pracują. I o ile 78% Ukraińców w Polsce pracuje, o tyle w całej dorosłej populacji mieszkańców Polski pracuje niewiele ponad 50% (nieco ponad 17 milionów). Więc Ukraińcy w większym stopniu zmuszani są do płacenia w podatkach na Polaków niż Polacy na Ukraińców. A jeżeli wprowadzono by (notabene sprzeczną z art. 32 Konstytucji RP – „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”) zasadę, że pewne świadczenia socjalne imigrantom nie przysługują, byłaby to nie tylko dyskryminacja, ale i dodatkowa przymusowa redystrybucja pieniędzy od Ukraińców do Polaków.
Widać, że Konfederacja nie jest partią wolnorynkową, tylko nacjonalistyczno-ksenofobiczną, eksponującą i wykorzystującą wyborczo niechęć do obcych: muzułmanów, Ukraińców (a także wymienionych w „piątce Mentzena” Żydów, Unii Europejskiej i homoseksualistów – ci ostatni są też „obcymi” obyczajowo – oraz ogólnie Zachodu, przedstawianego przez np. Janusza Korwin-Mikkego jako „Tęczowa Koalicja Anglosasów”). I bardziej „liberalny” nacjonalizm Nowej Nadziei (reprezentowany przez posła Tyszkę) nie różni się w kwestii imigrantów od bardziej etatystycznego nacjonalizmu Ruchu Narodowego (reprezentowanego przez Krzysztofa Bosaka, który na liczbę pozwoleń na pracę dla imigrantów z państw muzułmańskich zwracał uwagę już w lutym br.).

Czy komórka macierzysta to człowiek?

17 czerwca, 2023

Zespół naukowców z Cambridge i Caltech pod kierownictwem polskiej uczonej prof. Magdaleny Żernickiej-Goetz ogłosił, że udało się doprowadzić do powstania ludzkiego zarodka z komórek macierzystych pobranych (jak wynika z informacji) od innego zarodka. Oraz do jego rozwoju przez nieco ponad 14 dni, to znaczy do fazy początkowego różnicowania się komórek zarodka zwanej gastrulacją.
Nie jest wykluczone, że gdyby eksperyment trwał dłużej, to doprowadzono by do powstania człowieka – aczkolwiek nie wiadomo, jak przebiegałby dalej rozwój sztucznie stworzonego zarodka. Zakładając jednak, że nie różnił się on od zarodka naturalnego i jego rozwój w odpowiednich warunkach przebiegałby podobnie, to zakończenie eksperymentu było równoznaczne z przerwaniem naturalnej ciąży.
Dla niektórych przerwanie ciąży już na tym etapie jest równoznaczne z zabójstwem człowieka, bo uważają, że człowiek zaczyna się od momentu poczęcia, to znaczy od momentu powstania pierwszej komórki – zygoty – która następnie dzieląc się przekształca się w zarodek. Z ich punktu widzenia zygota jest już człowiekiem.
Tu odpowiednikiem zygoty była pierwsza komórka macierzysta, którą pobudzono do rozwoju.
Zwolennicy istnienia człowieka od poczęcia powinni uznać, że taka komórka też jest człowiekiem.
A skoro tak, to każda z komórek macierzystych ludzkiego zarodka, którą można pobudzić do samodzielnego rozwoju w kierunku odrębnego zarodka, to osobny człowiek. Tylko jak to jest, że z tej wielości ludzi powstaje ostatecznie na ogół (z niewielkimi wyjątkami w postaci np. bliźniąt) jeden człowiek? Wielu ludzi stapia się w jednego? W którym momencie?
Ponadto komórki macierzyste występują nie tylko u zarodków. Występują też w dorosłych organizmach, choć póki co nie wiadomo, czy takie komórki mogą być zdolne do dowolnego różnicowania się i rozwoju takiego, jak komórki macierzyste zarodków. Jednak już w 2006 r. naukowcy z uniwersytetu w Louisville (notabene w większości Polacy) ogłosili znalezienie w szpiku kostnym myszy pluripotencjalnych komórek macierzystych, to znaczy takich, z których mogą powstawać dowolne komórki dorosłego organizmu, a rok później badacze z Kioto i Wisconsin używając inżynierii genetycznej przekształcili zwykłe komórki ludzkiej skóry w pluripotencjalne. To jeszcze nie są komórki, z których mogą powstawać całe zarodki i potencjalnie całe dorosłe organizmy, ale jest już blisko. A gdyby udało się otrzymać ludzki zarodek z komórki pobranej od dorosłego człowieka – naturalnej lub sztucznie przekształconej – czy to znaczy, że taka komórka jest osobnym człowiekiem?
A może komórka staje się osobnym człowiekiem dopiero w chwili nabycia totipotencjalności (zdolności dowolnego różnicowania się, w tym rozwinięcia w osobny organizm)? Wtedy trzeba by dopuścić możliwość, że komórka np. ludzkiej skóry po pewnej ingerencji polegającej na wprowadzeniu do niej określonych genów – np. przy pomocy retrowirusów – stanie się nagle człowiekiem.
Popuśćmy teraz wodze fantazji. Wyobraźmy sobie, że retrowirusy będące nośnikiem hipotetycznych genów totipotencjalności wydostały się wskutek jakiegoś wypadku z laboratorium i zakaziły jakichś ludzi, powodując, że niektóre komórki tych ludzi uzyskały zdolność rozwoju w niezależne organizmy ludzkie. Z punktu widzenia tych ludzi byłby to rodzaj nowotworu wymagający leczenia – ale dla zwolenników poglądu opisanego wyżej w ich ciałach zaistnieli by nowi ludzie.
Tak czy inaczej przyjęcie poglądu, że człowiek istnieje od „poczęcia” (od zygoty) prowadzi w konsekwencji do uznania, że w pewnych sytuacjach ludzie pod postacią pojedynczych komórek mogą wchodzić w skład ciał innych ludzi, a już na pewno ludzkich zarodków we wczesnym stadium rozwoju.
To dość dziwny wniosek.
Przyjęcie konkurencyjnego poglądu – że koniecznym warunkiem bycia człowiekiem jest przynajmniej zdolność odczuwania (przetwarzania informacji napływających z własnego ciała lub świata zewnętrznego), jeśli już nie myślenia i samoświadomości – eliminuje taką możliwość, choć dalej prowadzi do konsekwencji, że człowiekiem można być jeszcze przed urodzeniem. Otwiera też możliwość, że człowiekiem można być w sztucznym ciele.
Może w przyszłości wielu z nas przeniesie się do sztucznych ciał lub będzie funkcjonować jako samoświadome procesy w sztucznych „mózgach”? Może powstaną sztuczne samoświadome i inteligentne osoby, które wyewoluują z dzisiejszych prototypowych „sztucznych inteligencji” bądź zwierząt (jak w książkach Cordwainera Smitha)? W tej chwili jest to science fiction, ale jeśli tak się stanie, to wszystkie te podmioty będą dla mnie zasługiwać na miano ludzi w większym stopniu, niż pozbawione możliwości odczuwania i myślenia pojedyncze komórki lub złożone z nich niewielkie organizmy, wyposażone jedynie w zdolność rozwinięcia się w ludzkie ciało.
Osobiście uważam, że zygota nie jest człowiekiem (ale np. ośmiomiesięczny płód już nim jest), eksperymenty takie jak przeprowadzane przez zespół prof. Żernickiej-Goetz powinny być dozwolone, a aborcja we wczesnym stadium ciąży – dopóki nie powstanie mózg i układ nerwowy – powinna być dozwolona bez żadnych ograniczeń.
A prawo powinno chronić ludzkie osoby, a nie same w sobie organizmy ludzkie.

Swoboda imigracji zamiast relokacji!

15 czerwca, 2023

„Nie” dla przymusowej relokacji imigrantów między państwami Unii Europejskiej.
Ale „tak” dla swobodnej legalnej imigracji do państw Unii Europejskiej i dla swobody wyboru przez imigranta miejsca, w którym będzie chciał mieszkać i pracować.
To jedyne rozwiązanie szanujące wolność człowieka.
Tak samo jak mieszkaniec Sosnowca ma prawo przeprowadzić się do Warszawy, jak mieszkaniec Warszawy ma prawo przeprowadzić się do Berlina, tak każdy powinien móc przeprowadzić się z dowolnego miejsca na świecie w inne dowolne miejsce na świecie – w tym w Unii Europejskiej i w Polsce.
Dopóki nie jest agresorem.
A jeżeli przyjmowanie imigrantów jest dla jakiegoś państwa zbyt dużym kosztem z uwagi na rozbuchane świadczenia socjalne – to niech to państwo pomyśli o ich ograniczeniu. Co oczywiście nie znaczy, że imigrant płacący takie same podatki jak obywatel danego kraju powinien mieć mniejsze świadczenia tylko dlatego, że jest imigrantem.

Emerytury Ukraińców

10 czerwca, 2023



Lider Konfederacji zapomniał wspomnieć, że w takim przypadku obywatel Ukrainy dostanie jedynie wyrównanie do polskiej emerytury minimalnej – o ile ukraińska emerytura jej nie przekracza. I że dostanie je tylko wówczas, gdy mieszka w Polsce.
Zapomniał też wspomnieć o tym, że dotyczy to obecnie niewiele ponad tysiąca osób – pewna różnica w porównaniu z „finansowaniem emerytur całej Ukrainie”, a obywatele Ukrainy pracujący w Polsce (na początku bieżącego roku do ZUS było ich zgłoszonych ponad 730 tysięcy) wpłacają na polski Fundusz Ubezpieczeń Społecznych składki w wysokości wielokrotnie przekraczającej wypłaty dla tych osób.
Oraz o tym, że podobne umowy Polska ma zawarte z kilkunastoma innymi państwami (np. z Turcją, Mołdawią czy Białorusią, ale i z USA, Kanadą, Izraelem czy Australią), działają one w obie strony, a podobne zasady obowiązują również w ramach Unii Europejskiej i Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz ze Szwajcarią i Wielką Brytanią, na podstawie umów zawartych przez te państwa z UE.
I że wielu obywateli Polski mieszkających w państwach, gdzie emerytury są wyższe, z tych regulacji korzysta.
Oczywiście z wolnościowego punktu widzenia system, który każe ludziom przymusowo finansować emerytury innych ludzi, jest zły. Ale składki i podatki płacone przymusowo przez mieszkańców Polski w znacznie (kilka tysięcy razy!) większym stopniu idą na finansowanie emerytur Polaków niż obywateli Ukrainy korzystających z umowy między Rzecząpospolitą Polską a Ukrainą o zabezpieczeniu społecznym.
Sławomir Mentzen wolał jednak zwrócić uwagę na kroplę w morzu wydatków na emerytury, jaką jest te kilkanaście milionów złotych rocznie dopłat do minimalnych emerytur wypłacanych obywatelom Ukrainy, którzy nabyli uprawnienia emerytalne w swoim kraju. Stwarzając wrażenie, jakby chodziło o jakiś istotny z punktu widzenia finansów państwa problem.
Ciekawe dlaczego?
Zważywszy, że partyjny kolega Mentzena, Janusz Korwin-Mikke, sprzeciwiał się obniżaniu świadczeń emerytalnych dla byłych funkcjonariuszy SB, którzy wszak żadnych składek nie płacili, a było ich wielu więcej niż obecnie jest Ukraińców, którym polskie państwo dopłaca do emerytury – nie chodzi raczej o troskę o pieniądze podatników. Prędzej o wzbudzanie niechęci wobec ukraińskich imigrantów (co pasuje do wcześniejszych ogólnie wrogich imigracji zarobkowej wypowiedzi innego lidera Konfederacji – Krzysztofa Bosaka) i proukraińskiej polityki zagranicznej polskiego rządu.
Putin lubi to.

[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia.]

Liberalna maska faszystów

8 czerwca, 2023

„Przeciwstawimy się ze wszystkich sił próbom socjalizacji, etatyzacji, kolektywizacji! Mamy dość państwowego socjalizmu! (…)
Państwo jest podobne do gigantycznego Briareusa, który ma sto ramion. Uważam, że 95 trzeba amputować; to znaczy, państwo musi zostać zredukowane do jego czysto prawnego i politycznego wyrazu.
Niech państwo da nam policję, która ratuje dżentelmenów przed łajdakami, dobrze zorganizowany wymiar sprawiedliwości, armię gotową na każdą ewentualność, politykę zagraniczną dostosowaną do potrzeb narodowych. Wszystko inne, nie wykluczam nawet szkoły średniej, musi być przedmiotem prywatnej działalności jednostki. Jeśli chce się ocalić państwo, trzeba znieść państwo kolektywistyczne”.
Skąd ten cytat?
Ano z pierwszego wystąpienia Benito Mussoliniego we włoskim parlamencie, 21 czerwca 1921 roku. Ponad rok przed marszem faszystów na Rzym.
Jak widać, początkowo faszyści deklarowali się ustami swojego lidera jako zwolennicy państwa będącego niemal „nocnym stróżem” – silnego, ale ograniczonego do wymiaru sprawiedliwości, policji, armii i polityki zagranicznej. I nawet po dojściu do władzy realizowali początkowo pozornie liberalne gospodarczo reformy, obniżając niektóre podatki, zmniejszając wydatki państwa, znosząc państwowe monopole (np. ubezpieczeń na życie czy zapałczany) i prywatyzując niektóre państwowe przedsiębiorstwa (np. telekomunikacyjne). Chciano sprywatyzować nawet koleje (było to w programie partii faszystowskiej), ale odstąpiono od tego w ostatniej chwili w wyniku sprzeciwu związków zawodowych.
Ale skończyło się jak wiadomo dyktaturą, prześladowaniem i zabijaniem przeciwników politycznych, cenzurą, kontrolą państwa nad gospodarką i życiem społecznym oraz agresywną polityką zagraniczną i sojuszem z Hitlerem.
Dlatego to, że jakiś polityk czy partia głosi hasła ograniczenia państwa nie oznacza jeszcze, że jeśli dojdzie do władzy, będzie realizował ten program. Ani, że jest liberałem czy zwolennikiem wolności jednostki.
Należy zwrócić uwagę na to, co tym hasłom towarzyszy.
Jeżeli towarzyszy im nacjonalizm, sympatia dla rządów „silnej ręki” i dyktatury, dążenie do narzucenia siłą tradycyjnych wartości obyczajowych, wrogość do różnych mniejszościowych grup – takich jak np. homoseksualiści czy Żydzi – to zachodzi racjonalna obawa, że mamy do czynienia raczej z kolejnym Mussolinim, niż z kolejnym Jamesem Madisonem.
I tak właśnie postrzegam obecnie w Polsce partię Konfederacja Wolność i Niepodległość, zyskującą obecnie w sondażach.

Pastor skazany

7 czerwca, 2023

Paweł Chojecki, pastor Kościoła Nowego Przymierza i właściciel internetowej telewizji i portalu „Idź Pod Prąd” (wcześniej było też czasopismo „Idź Pod Prąd”, które m.in. piętnaście lat temu opublikowało mój artykuł o dwóch liberalizmach), został ostatecznie prawomocnie skazany na karę 8 miesięcy ograniczenia wolności (160 godzin nieodpłatnej pracy na cele społeczne) za znieważenie katolików, obrażanie uczuć religijnych, znieważenie narodu polskiego oraz znieważenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej – Sąd Apelacyjny w Lublinie podtrzymał wcześniejszy wyrok sądu pierwszej instancji sprzed dwóch lat. Musi też zapłacić koszty postępowania w wysokości ponad 20 tysięcy złotych.
Treść wyroku sądu pierwszej instancji można przeczytać tutaj.
Widać, że pastor ma tzw. niewyparzoną gębę. Faktycznie znieważał. Ale jak czytam, że został skazany między innymi za to, że powiedział „cuda eucharystyczne to są bzdury”, nazwał postać, która ukazała się w Fatimie zjawą, wyśmiewał katolicki dogmat o przeistoczeniu, czy użył słów „katolicka zidiociała Polska”, to widzę, że granica między obrażaniem kogoś a dosadnym wypowiedzeniem opinii na jakiś temat jest bardzo płynna.
I wolałbym żyć w kraju, gdzie każdy może mnie obrazić – ale i ja jego w rewanżu też – niż w kraju, w którym mogę zostać ukarany za to, że niebyt delikatnie – w czyimś subiektywnym odczuciu – wyraziłem swoją opinię o kimś czy o czymś. Czy w którym może zostać ukarany za to właściciel antyrządowej telewizji.
Dlatego nie powinno być przepisów uznających za przestępstwo obrażania uczuć religijnych, znieważania narodu, Prezydenta RP, rozmaitych grup, funkcjonariuszy publicznych, czy w ogóle kogokolwiek. Co oczywiście nie znaczy, że pewne wypowiedzi nie zasługują na potępienie.

4 czerwca – święto polskiej demokracji?

4 czerwca, 2023

„Chcesz Polski wolnej, demokratycznej i europejskiej? Pójdźmy razem w Wielkim Marszu 4 czerwca w samo południe. (…) Zróbmy to jeszcze raz. Tym razem, kilkadziesiąt lat później” – wezwała Platforma Obywatelska.
Według mnie akurat 4 czerwca nie jest najszczęśliwszą datą, by zademonstrować, że „chce się Polski demokratycznej”. Wybory w 1989 r., których pierwsza tura odbyła się właśnie 4 czerwca (a do których odnosi się hasło „w samo południe”, kojarzone z ówczesnym znanym plakatem wyborczym opozycji), nie były w pełni demokratyczne. 65% mandatów w Sejmie zostało przeznaczonych dla członków ówcześnie rządzących partii – PZPR, ZSL i SD. To tak, jakby w tym roku miały odbyć się wybory, gdzie PiS, Suwerenna Polska i Partia Republikańska miałyby zagwarantowane 299 mandatów. Dodatkowo, po odrzuceniu w pierwszej turze większości kandydatów obozu władzy z tzw. listy krajowej naprędce zmieniono ordynację wyborczą przed drugą turą, tak, aby te miejsca w Sejmie jednak przypadły PZPR i jej koalicjantom.
A po wyborach, podczas wyboru Prezydenta PRL w Zgromadzeniu Narodowym, kilkunastu parlamentarzystów opozycji poparło kandydaturę Wojciecha Jaruzelskiego, oddało głosy nieważne lub nie wzięło udziału w głosowaniu – tak, by zgodnie z ustaleniami przy „okrągłym stole” lider komunistycznej partii został głową państwa. A tych, którzy potem domagali się ich odwołania zgodnie z ówczesną konstytucją (m. in. mnie) opozycyjne media zakrzyczały jako tych, którzy są „zarażeni PRL-em”.
To tak, jakby po tegorocznych wyborach kilkunastu posłów wybranych z list np. Koalicji Obywatelskiej zagłosowało tak, by jednak Mateusz Morawiecki albo inny kandydat PiS został premierem, bo ustalono to wcześniej między przywódcami partii.
Pierwsze w pełni demokratyczne wybory do Sejmu po epoce komunistycznej odbyły się w rzeczywistości dopiero 27 października 1991 r. Były bardziej demokratyczne niż obecnie – nie było ogólnokrajowych progów wyborczych, do zarejestrowania listy ogólnopolskiej wystarczała rejestracja list w pięciu okręgach, a nie w 21, a przydzielanie mandatów odbywało się zgodnie z metodą Hare-Niemeyera, korzystniejszą dla mniejszych partii. Można było też tworzyć bloki wyborcze, polegające na sumowaniu głosów oddanych na różne listy. Mandaty uzyskało 29 ugrupowań reprezentujących ponad 90% głosujących. Pierwszym premierem powołanym w III RP przez w pełni demokratycznie wybrany Sejm został Jan Olszewski.
Moim zdaniem należy odwoływać się raczej do tradycji tych drugich wyborów i żądać przywrócenia bardziej demokratycznych reguł wyborczych – tak, by małe, w tym regionalne, ugrupowania miały szanse na wprowadzenie choćby jednego czy kilku posłów bez konieczności rejestrowania list ogólnopolskich, i by skończył się sztuczny monopol kilku największych ugrupowań (a faktycznie ich liderów) podtrzymywany progami wyborczymi i subwencjami dla partii.

„Lex Tusk”, Konstytucja i kary administracyjne

30 maja, 2023

Przeciwko podpisanej wczoraj przez Andrzeja Dudę ustawie o komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022 wysuwa się zarzut, iż narusza ona Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, ponieważ zgodnie z tą ostatnią wymiar sprawiedliwości w Rzeczypospolitej Polskiej sprawują sądy (Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe – sąd wyjątkowy może być ustanowiony tylko na czas wojny), zaś komisja orzeka środki będące w istocie środkami karnymi – takie, jak zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat, który wg Rzecznika Praw Obywatelskich „odpowiada środkowi karnemu w postaci zakazu zajmowania określonego stanowiska przewidzianemu przez art. 39 pkt 2 Kodeksu karnego, ewentualnie środkowi karnemu przewidującemu zakaz zajmowania stanowiska w organach i instytucjach państwowych i samorządu terytorialnego (art. 39 pkt 2aa k.k.)”.
Moim zdaniem jest to zarzut całkowicie słuszny – chciałbym jednak zauważyć, że zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi już od 2004 r. może być orzekany (obok innych kar, takich jak np. kary pieniężne) przez komisje orzekające w sprawach o naruszenie dyscypliny finansów publicznych, które z pewnością sądami nie są, a ich członkowie są powoływani i odwoływani w większości przypadków przez premiera.
Istnieje też wiele przypadków, w których rozmaite organy administracji publicznej mogą nakładać kary administracyjne, najczęściej o charakterze kar pieniężnych. Takie kary mogą nakładać m. in. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych, Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Komisja Nadzoru Finansowego, urzędnicy Krajowej Administracji Skarbowej, Państwowej Inspekcji Pracy, sanepidu, inspekcji handlowej czy inspektoratów ochrony środowiska.
I jakoś nie słyszałem, by było to szeroko kwestionowane jako niekonstytucyjne. Ogólny konsensus wszystkich sił politycznych jest taki, że urzędnicy mogą nakładać kary – również takie, jakie ma nakładać komisja do spraw badania wpływów rosyjskich – i nie stanowi to naruszenia konstytucyjnego monopolu sądów w zakresie wymiaru sprawiedliwości.
Dlaczego więc podniesiono to w przypadku ustawy o komisji do spraw badania wpływów rosyjskich?
Przypuszczam, że dlatego, że kary wymierzane przez tą komisję mają uderzać w polityków, a nie w zwykłych ludzi.
W przypadku zwykłych ludzi, jak się okazuje, Konstytucja może być w tym zakresie łamana i nie wzbudza to specjalnych protestów.
Może jednak, skoro już zwrócono uwagę na niekonstytucyjność wymierzania kar przez organ administracyjny za działanie pod wpływem rosyjskim, zwrócono by też tę uwagę na fakt, że wymierzanie kar przez organy administracyjne w innych przypadkach jest tak samo wątpliwe konstytucyjnie?

„Lex Tusk” a prawo do kandydowania w wyborach

29 maja, 2023

Jakkolwiek nie podoba mi się pomysł, by komisja „do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022” mogła nakładać w drodze decyzji administracyjnych „środki zaradcze” w postaci zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat, cofnięcia poświadczenia bezpieczeństwa lub nałożenia zakazu otrzymania poświadczenia bezpieczeństwa na okres do 10 lat oraz cofnięcia pozwolenia na broń lub nałożenia zakazu posiadania pozwolenia na broń na okres do 10 lat – bo Konstytucja wyraźnie stwierdza, iż wymiar sprawiedliwości w Rzeczypospolitej Polskiej sprawują sądy, a członkowie komisji nie będą niezawiśli (będąc powoływanymi i mogąc być w każdej chwili odwołanymi przez większość sejmową) – to jednak chcę powiedzieć, że nie jest prawdą, że nałożenie takich środków uniemożliwi komuś kandydowanie w wyborach do Sejmu, Senatu, na Prezydenta RP albo na wójta, burmistrza lub prezydenta miasta.
Zgodnie bowiem z Konstytucją RP, wybrany do Sejmu i Senatu może być obywatel polski mający prawo wybierania, który najpóźniej w dniu wyborów kończy odpowiednio 21 i 30 lat, z wyjątkiem osób skazanych prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego (art. 99). Zaś prawo wybierania nie przysługuje osobom, które prawomocnym orzeczeniem sądowym są ubezwłasnowolnione lub pozbawione praw publicznych albo wyborczych (art. 62). Ponieważ decyzja administracyjna komisji nie jest prawomocnym orzeczeniem sądowym, nie może pozbawić prawa wybierania – a co za tym idzie osoba, na którą komisja nałoży „środek zaradczy” nadal będzie miała to prawo – a w konsekwencji i prawo bycia wybieraną do Sejmu lub Senatu pod warunkiem osiągnięcia odpowiedniego wieku. A także na Prezydenta RP, bo zgodnie z Konstytucją na Prezydenta Rzeczypospolitej może być wybrany obywatel polski, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 35 lat i korzysta z pełni praw wyborczych do Sejmu (art. 127).
Dodatkowo ustawa o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych precyzuje w art. 32, że ukaranie karą zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi nie ogranicza prawa wybieralności na wójta, burmistrza i prezydenta miasta – a więc i nałożenie takiego zakazu przez komisję do spraw badania wpływów rosyjskich tego nie spowoduje.
Nie jest też do końca prawdą, że od nałożonych przez komisję „środków zaradczych” nie będzie się można odwołać – owszem, ma nie przysługiwać odwołanie do drugiej instancji administracyjnej ani ponowne rozpatrzenie sprawy, ale ponieważ „środki zaradcze” będą nakładane w drodze decyzji administracyjnej, będzie przysługiwać skarga do sądu administracyjnego zgodnie z art. 3 § 2 pkt 1 ustawy Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. Droga zaskarżenia decyzji komisji będzie więc istniała, choć oczywiście decyzja będzie prawomocna i np. zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi będzie obowiązywał do momentu prawomocnego orzeczenia sądu o jego uchyleniu.

[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia.]

Jesteśmy bezpieczni, bo na granicy stoi płot?

28 maja, 2023

Jarosław Kaczyński powiedział na konferencji prasowej zorganizowanej przy płocie postawionym przy granicy z Białorusią, że płot ten pozwolił na „zatrzymanie ofensywy Łukaszenki, Putina przeciwko Polsce z użyciem ludzi, którzy nie byli uchodźcami, byli emigrantami ekonomicznymi” i którzy „szukali lepszego losu, ale jednocześnie dali się wykorzystać zbrodniarzom”, i że „w tej chwili tereny przygraniczne i cała Polska jest bezpieczna”.
Prawda jest jednak taka, że po pierwsze płot w żaden sposób nie powstrzymał migrantów. O ile – jak jakiś czas temu podawałem – w maju 2022 r. (miesiąc przed zakończeniem budowy ogrodzenia) Straż Graniczna wykryła 913 przypadków nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej (podobna liczba była w lipcu 2022 r., już po wybudowaniu płotu), o tyle w maju 2023 r. wykryła ich już (zgodnie z niemal codziennie publikowanymi informacjami ze strony SG) co najmniej 2007 – przy czym dane z 5-7 maja wydają się być niepełne, a miesiąc się jeszcze nie skończył. Wygląda na to, że liczba prób przekraczania granicy znacznie wzrosła. Sam Jarosław Kaczyński przyznał, że w ostatnich miesiącach było około dziesięciu tysięcy prób jej przekroczenia.
Po drugie, skoro od rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę do Polski wjechało prawie 12 milionów Ukraińców i nie spowodowało to zagrożenia bezpieczeństwa, to znaczy że i ci próbujący się przedostawać nielegalnie przez granicę polsko-białoruską – będący wszak zwykłymi ludźmi szukającymi lepszego losu, jak przyznał to sam prezes PiS – nie stanowili i nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski. Można było ich spokojnie wpuszczać legalnie. Niechby nawet miesięcznie przybywało ich po pięćdziesiąt tysięcy – 25 razy więcej niż wykryto ich na granicy w bieżącym miesiącu – to i tak byłoby ich prawie dwadzieścia razy mniej w porównaniu z Ukraińcami. Większość zapewne wyjechałaby do innych krajów Europy, a część tak jak Ukraińcy zostałaby w Polsce i podjęła tu pracę – gdyby oczywiście im na to pozwolono.
A po trzecie, ze słów Jarosława Kaczyńskiego wynika, że drastyczne środki podjęte przeciwko migrantom, które niewykluczone, że przyczyniły się do śmierci 45 z nich, zostały skierowane przeciwko ludziom, których „winą” było to, że „szukali lepszego losu, ale jednocześnie dali się wykorzystać zbrodniarzom”.

[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia.]