Internetowa elito, koniec twoich przywilejów
„Lepiej byłoby, żebyśmy mieli dostęp do Internetu wszędzie, na wsi, w małej miejscowości, ale jest głównie w dużych miastach. Jeśli więc w tej ciężkiej sytuacji mamy coś wybrać, to likwidujemy tę ulgę, wiedząc że to ulga dla wybranych” – oświadczyła dziennikarzom pani marszałek Ewa Kopacz. Oświadczenie to zbiegło się z ogłoszeniem przez Urząd Komunikacji Elektronicznej „Raportu o stanie rynku telekomunikacyjnego w Polsce w 2011 roku”, w którym można było przeczytać, że 74% gospodarstw domowych posiadało w minionym roku szerokopasmowy dostęp do Internetu. Okazuje się więc, że używając terminologii pani marszałek, prawie trzy czwarte Polaków to „wybrani”…
Raport UKE wprawdzie nie podaje, jak wyglądał dostęp do Internetu na wsi, w małych miejscowościach oraz w dużych miastach, ale są inne źródła. I tak raport Diagnozy Społecznej podaje, że w 2011 roku dostęp do Internetu miało 60% Polaków powyżej 16 roku życia, w tym 48% zamieszkałych na wsi i 59,5% zamieszkałych w małych miastach (poniżej 20 tysięcy mieszkańców). Jest to owszem mniej niż w dużych miastach powyżej 500 tysięcy mieszkańców (76,7%), ale nie można mówić, że dostępu do Internetu na wsi i w małych miejscowościach nie ma lub że mają do niego dostęp tylko „wybrani”. Zgodnie natomiast z danymi GUS w komputer z dostępem do Internetu wyposażonych było 66,3% gospodarstw domowych w miastach i 54% gospodarstw domowych na wsi.
Oczywiście, nie każdy z tych, co mają dostęp, może bezpośrednio skorzystać z ulgi internetowej, bo może to zrobić to tylko ten, który ponosi wydatki „związane z użytkowaniem Internetu”, a z reguły w gospodarstwie domowym ponosi je tylko jedna osoba. Ale pośrednia korzyść w przypadku skorzystania z ulgi – w postaci tańszego dostępu – dotyczy całego gospodarstwa domowego, czyli wszystkich tych, którzy w nim ten dostęp mają.
Słowa pani marszałek sugerują, że dostęp do Internetu w Polsce to przywilej jakiejś nielicznej elity, luksus porównywalny niemal z własnym jachtem, a co najmniej z corocznymi wakacjami w Egipcie. I że dla przeciętnego Polaka – a już na pewno tego mieszkającego w małej miejscowości lub na wsi – ulga internetowa jest czymś w rodzaju ulgi od zakupu jachtu czy wakacji w Egipcie. Czymś, z czego nie ma on nawet szansy skorzystać. Więc można ją spokojnie zlikwidować bez uszczerbku dla niego, a nawet z korzyścią, bo przecież budżet państwa, zyskując przez to (jak to skrupulatnie wyliczono) 424 miliony złotych rocznie będzie mógł wspomóc najróżniejsze niezbędne dla niego przedsięwzięcia.
Wprawdzie gdyby nie wydano z tego budżetu pieniędzy na budowę choćby jednego stadionu w Warszawie – głównie po to, by miała się gdzie odbyć impreza organizowana przez prywatną korporację zwaną Unią Europejskich Związków Piłkarskich – to mógłby on wspomagać te przedsięwzięcia w takiej kwocie przez ponad cztery lata bez likwidowania ulgi internetowej. No ale każdy rozumie, że futbol jest ważniejszy od Internetu.
27 czerwca, 2012 at 00:35
Złapał Pan p. Kopacz na lapsusie, pewnie nie pierwszym i nie ostatnim, gratuluję. Wszyscy politycy to i tak jedna gigantyczna demagogia i dmuchanie w balon „sprawiedliwych społecznie” decyzji, w gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia co mówią.
Za to co istotne – uważam, że ulga „na internet” jak i sponsorowanie futbolu to wielopiętrowe, skomplikowane draństwo, jak wszystkie ulgi od „ludzkiego pana” dla psa „w nagrodę” za ciągnięcie sanek. I dlatego ulgi „na internet” szczególnie nie żałuję. Żałuję natomiast istnienia pozostałych hojnie finansowanych z mojej kieszeni pt. „bo jest tak źle że trzeba” lub „bo jest tak dobrze że trzeba jeszcze”. Nie chcę ulg, chcę obniżenia haraczy, obietnic wielkodusznego zwrócenia ich części tytułem jałmużny za którą powinienem być wdzięczny, i zakończenia cholernego terroru zbiorowej głupoty, utrzymywanego nad głowami potencjalnych żywicieli państwowego nowotwora 🙁
27 czerwca, 2012 at 00:37
zgubiłem „zamiast” przy „obietnic” 😛
27 czerwca, 2012 at 00:52
Ulga to właśnie obniżenie haraczu, choć selektywne. Ale na bezrybiu i rak ryba.
27 czerwca, 2012 at 08:29
Rzecz w tym, że ulga to właśnie nie jest obniżenie haraczu. Jak w powiedzeniu „zamienił stryjek siekierkę na kijek” – każda ulga odbywa się z udziałem urzędnika, i choćby dlatego jej koszt jest zawsze większy. Ulgi działają na zasadzie „wystaw palec, zeżrą ci rękę” – w zamian za chwilowe obniżenie dostajesz praktycznie GWARANCJĘ że bilansowy koszt będzie większy, oraz KOLEJNY haczyk „weryfikacyjny” tj kolejną podstawę do podważenia „w razie czego”. Oni w ten sposób kupują czas i jeleni. Weźmy uproszczony przykład ulgi na ZUS dla początkujących przedsiębiorców – w praktyce wygląda to tak, że przez pierwsze, powiedzmy, dwa lata płacisz np. 400 zamiast 1000. Czyli teoretycznie urząd zabiera ci 4800 zamiast 24 000 ( zyskujesz 19200 ). Primo przez te dwa lata płacisz więcej PIT – bo mniejszą kwotę ZUS wliczasz w koszta. Secundo, przez te dwa lata ulga zostaje podniesiona z początkowego 1000 do 1200, i to NIE JEST PRZYPADEK, więc jak przychodzi dzień od którego musisz płacić pełną stawkę, ona już jest wyższa. Tertio, ponieważ jest „kryzys”, urzędnicy organizują „akcję” wyłapywania „zbrodniarzy”, którzy – jak się okazuje – skorzystali z ulgi chociaż nie mieli uprawnień, ponieważ, przykładowo, żeby skorzystać z ulgi musisz nie pracować dla ciotki w zakładzie kocich fryzjerów o gęstości sierści powyżej 1200 włosów na cm2 – zatem awansujesz na przestępcę który musi zwrócić 19200.. i odsetki. Jeszcze gorzej jest w przypadku ulg w podatku dochodowym służących do skomplikowanych podatkowych przekrętów i dojenia ludzi których zwyczajnie nie stać na zapłacenie księgowym „udziału” w „oszczędnościach”.
Ulgi to sprzedawanie ludziom skorpiona w malinowym papierku żebyś przełknął i do końca życia płacił za leczenie. Są jak „promocje” w hipermarketach z dopiskami drobnym drukiem, albo „preferencyjne” warunki udzielenia kredytu. Za to, że gdzieś ktoś dostaje „ulgę” ktoś inny w ten czy inny sposób PŁACI, i ten koszt prędzej czy później trzeba pokryć – wszystko jedno czy w postaci podwyżki innego, czy np. utylizacji osobniczej sprzętu za nierealną cenę. Jeżeli masz do opchnięcia dwa tysiące routerów WiFi po 200 które nie obsługują np. kolejnego standardu transmisji bezprzewodowej – żeby je sprzedać musiałbyś obniżyć cenę do 100 – ale z pomocą przychodzi ci.. ulga w której małym drukiem dopisano że obejmuje ten właśnie model. I tak dalej i tak dalej. Wszystkie ulgi w ten sposób działają.
http://docsnugg.files.wordpress.com/2012/05/wpid-1337663843-picsay.jpg
Ulgi to straszne szambo i zafałszowywanie rzeczywistości. Uczciwa ulga to oksymoron. W następnym odcinku ulga za „ekologizację” na ekologiczne żarówki z których każda kosztuje 3x tyle co właśnie wycofane „nieekologiczne” – i byle do przodu..
27 czerwca, 2012 at 08:31
PS. Po dwóch latach urzędników do obsługi ulgi oraz wyjątków od ulgi jest już czterech a ich utrzymanie wymaga wprowadzenia kolejnej podwyżki podatków.. oczywiście (uff!) z ulgą dla „najbardziej potrzebujących” i błędne koło się zamyka..
27 czerwca, 2012 at 08:32
Zlikwidowano ulgę internetową – sądzi Pan, Panie Jacku, że urzędnicy którzy do tej pory zajmowali się weryfikacją zeznań podatkowych pod kątem uprawnienia do ulgi internetowej – zostaną zwolnieni? Nie zostaną – to, że odtąd ich obowiązki zanikły oczywiście nie oznacza, że zanikły ich pensje…
27 czerwca, 2012 at 08:47
Przepraszam że ja tak po kawałku, ale tak już mam, polecam jakiś plugin do łączenia komentarzy w jeden 😉 Dodam jeszcze podsumowująco, że w praktyce dowolna ulga zapewniona przez państwo, to obietnica uzyskania pewnej indywidualnej korzyści poprzez zamianę jej na zbiorową stratę – czyli tworzenie zysków z uspołeczniania strat, klasyczna zabawa w „stary niedźwiedź mocno śpi” – każdy sądzi że jemu się uda uniknąć późniejszego udziału w zbiorowych kosztach – nie uda się, a zarobi polityk, urzędnik lub kolaborant. I dlatego ulga, dosłownie, nie jest obniżeniem haraczu, tylko jego podwyższeniem, trochę jakby wstyd nie zdawać sobie z tego sprawy 🙂
27 czerwca, 2012 at 09:06
4800, literówka powinno być 400*24 = 9600 i odpowiednio 24 000 – 9600 = 14 400 „zysku”
27 czerwca, 2012 at 09:37
warto jeszcze wspomnieć o http://www.aero2.pl/bdi.html – czyli dealu częstotliwość (LTE) za bezpłatny internet (początkowo 256kbit/s teraz 512) przez kilka lat.
Nikt tego jakoś specjalnie nie promuje – ciekawe dlaczego.
Procedura uzyskania karty sim również do najprzyjemniejszych nie należy.
27 czerwca, 2012 at 10:03
„Darmowe” LTE od aero ( mniejsza o jego jakość, nie używałem ) to wynik pozwoleń udzielonych przez UOKiK – podniesienie do 512 to wynik zobowiązania, UOKiK udzieliło pozwolenia i koncesji pod warunkiem obietnicy podnoszenia przepustowości – nie pamiętam dokładnie, ale zdaje się, że ktoś dostał dotację albo pożyczkę na stworzenie „darmowego dostępu do internetu” 🙂 Za rok albo dwa okaże się, że darmowy internet wymaga subwencji państwa bo inaczej padnie, jakiś minister powie że „to nie jest pomoc publiczna”, a kto swoje zarobił na „informatyzacji” ten zarobił..
27 czerwca, 2012 at 10:12
http://jdtech.pl/2012/01/aero2-skad-wzial-sie-bezplatny-dostep-do-internetu.html
Niech żyje dobrobyt ludu pracującego 😀
27 czerwca, 2012 at 10:14
UKE, nie UOKiK, pomyliłem nowotwór po lewej z nowotworem po prawej 🙂
27 czerwca, 2012 at 10:27
Dla mnie sprawa jest oczywista – po likwidacji ulgi będą zabierać mi o kilkaset złotych więcej – o tyle zwiększy się mój haracz.
Opowiadanie się za likwidacją ulgi to opowiadanie się za zwiększeniem podatkowego haraczu. Ta likwidacja w żaden sposób automatycznie się przecież nie przekłada na zmniejszanie innych podatków, i nie można też powiedzieć, że bez jej likwidacji takiego zmniejszenia nie można przeprowadzić.
A jeśli komuś nie podoba się to, że ulga jest selektywna, to powinien domagać się rozszerzenia jej na wszystkich – niech każdy może odliczyć sobie te 760 złotych rocznie na dowolne wydatki 🙂
27 czerwca, 2012 at 10:33
Innymi słowy jest Pan za tym aby utrzymać dopłaty „tych onych innych” podatników do Pańskiego internetu, a w ogóle to za wysokie są tylko te podatki co obciążają Pana, Panie Jacku, a te co obciążają pozostałych należy jeszcze podnieść żeby było na obniżony haracz dla Sierpińskiego? 😛
27 czerwca, 2012 at 10:35
Naprawdę nie kojarzy Pan wzrostu podatków, zusów i innych srusów przez ostatnie 2-3 lata z otrzymaną „ulgą”, bo Panu się przecież opłaciło, płacił Pan „zmniejszony haracz” ? 😀 haha 🙂
27 czerwca, 2012 at 10:37
Podpowiedź – państwo które wprowadziło ulgę to jest to dokładnie to samo państwo które podniosło podatki, a ulgę właśnie odebrało, i to nie jest ściema że się nazywa tak samo, Rzeczpospolita Polska 🙂
27 czerwca, 2012 at 11:04
per analogiam – raczkowski
http://f.asset.soup.io/asset/1664/0159_5dc2.jpeg
27 czerwca, 2012 at 11:08
Ale pocieszę Pana – ma Pan dzieci? Bo ja, na ten przykład nie mam. Wszyscy którzy mają dzieci chcą utrzymania ulgi na dzieci, może Pan zapisać się do ich Stowarzyszenia Rodziców o ile dojdziecie do kompromisu i wspólnie będziecie żądać ulgi na „internet dla dzieci”, powodzenia 🙂
27 czerwca, 2012 at 11:23
Nie, nie kojarzę wzrostu podatków z ulgą na internet. Nie ma tu związku koniecznego. Wzrost podatków jest zupełnie niezależny i wynika z tego samego, co teraz zamiar likwidacji ulgi – z niepohamowanej pazerności władzy.
Istnienie ulgi na Internet nie oznacza, że inni podatnicy dopłacają do mojego Internetu. Oznacza, że państwo zabiera mi mniej zamiast więcej, bo ulga jest potrąceniem z płaconego przeze mnie podatku dochodowego.
Tak samo, jak zwolnienie np. jakiś stowarzyszeń czy kościołów z podatków nie oznacza, że ja do nich dopłacam. Tak samo ulga na dzieci nie oznacza, że ja (nie mam dzieci) dopłacam do tych, co dzieci nie mają.
Zasada jest bardzo prosta: jeśli państwo komukolwiek zabiera mniej, to dobrze. Jeśli państwo komukolwiek zabiera więcej, to źle.
27 czerwca, 2012 at 11:49
..i żeby mogło zabierać mniej to koniecznie musi najpierw uchwalić że zabiera więcej a potem od tego ulgę, żeby ten, no, dobrobyt żeby był, czy tak? 🙂
Na tej zasadzie to lepiej żeby był podatek dochodowy i ulga, niż żeby nie było podatku dochodowego – a potem jest płacz i zgrzytanie zębów że podatki wysokie.. ech, szkoda gadać. Niech sobie wsadzą w d.. te ulgi i zlikwidują dochodowy zamiast go podnosić ale ulgowo opuszczać..
27 czerwca, 2012 at 12:00
Chodzi mi o to, że skoro państwo już i tak zabiera (w podatku dochodowym), to lepiej, by były od tego jakieś ulgi, niż gdyby ich w ogóle nie było.
Oczywiście najlepiej byłoby znieść podatek dochodowy. Ale w tym celu nie trzeba likwidować najpierw ulg. Nie musi być najpierw gorzej, by było lepiej.
27 czerwca, 2012 at 12:11
Tak właśnie działa oszustwo nazywane kompromisem. Skoro państwo zabiera to mogą być ulgi – więc zabiera i są. Ulgi się potem cichaczem likwiduje „bo w tej ciężkiej sytuacji musimy coś wybrać”, i naiwni zostają na lodzie. Przyszło Panu do głowy, że podatek z ulgą został wprowadzony bo ktoś powiedział „skoro musi to niech zabiera ale niech będą ulgi” ? 🙁
27 czerwca, 2012 at 12:20
Skoro OC musi kosztować 1500 to niech kosztuje, tylko niech będą ulgi. Skoro gułag musi być to niech będzie ale tylko dla prawdziwych przestępców. Skoro mleko musi kosztować dychę niech kosztuje, ale niech szkoły mają za darmo. Skoro muszą zabijać dzieci niech zabijają, ale tylko najstarsze.
Kiedy mleko będzie już po dziesięć złotych i zostanie zreanimowana peerelowska „ulga” dla szkół w postaci „kubka mleka na drugie śniadanie”, to Pan sobie te słowa przypomni.
27 czerwca, 2012 at 12:25
haha, a z ulgą na dzieci jadą z koksem nawet w tej samej ustawie 😀
http://www.rp.pl/artykul/793741,901579-PIT–ulge-na-dzieci-zachowa-wiecej-rodzin–tworcy-odlicza-mniej-50-proc–kosztow.html
„Projekt w wersji przedstawionej we wtorek przewiduje m.in. likwidację ulgi internetowej, ograniczenie 50-proc. kosztów uzyskania przychodów dla twórców i artystów oraz modyfikację ulgi prorodzinnej. Zakłada ponadto, że kwota ulgi na dzieci ma pozostać na dotychczasowym poziomie (1112,04 zł rocznie), ale prawo do niej stracą rodzice jedynaków osiągający dochody powyżej 85 528 zł rocznie. Z kolei odpis na trzecie i kolejne dziecko miałby być zwiększony o 50 proc. i wynosić 1668,12 zł rocznie.”
Bo użytkownicy internetu i rodzice jedynaków to elita zaplutych karłów imperializmu, nie chcą płodzić bydlaki jedne, dlatego należy jasno powiedzieć że od dziś na ulgi zasługują tylko wielodzietni 🙂
Naprawdę tylko ja widzę jaka to pop…na paranoja?
27 czerwca, 2012 at 12:37
Ja bym raczej powiedział, że jeżeli musi być dochodowy, to niech będzie – ale bez ulg. Bo wtedy wszyscy z Warrenem Buffetem na czele ( zwolennikiem podniesienia podatku dochodowego dla najbogatszych ) się nagle i niespodziewanie zorientują, że wcale nie musi być 🙂
27 czerwca, 2012 at 12:47
To nie tak, że podatek został dlatego wprowadzony, że ludzi przekupiono ulgami – że ktoś powiedział „skoro musi to niech zabiera ale niech będą ulgi”.
On już był, od dawna.
A ulgi były i są ustępstwami – może niezbyt dużymi, ale zawsze – wobec ludzi niezadowolonych z obciążeń podatkowych.
Zniesienie ulg w żaden sposób nie przybliży do zniesienia podatku, ani nawet ogólnego jego zmniejszenia. Odwrotnie, oddali. Bo skoro ludzie akceptują to, że im się zabiera ulgi i będą płacić więcej, to po co oferować im zmniejszenie podatku?
I tak to właśnie teraz wygląda – nie tylko zabiera się ulgi, ale i podnosi stawki podatków. Jedno współgra z drugim.
27 czerwca, 2012 at 12:49
Oprócz dzieci nie mam też żony – gdyby miał mógłbym jej powiedzieć „skoro rząd, oprócz mnie, też musi cię posuwać, to niech cię posuwa, ale ulgowo, nie częściej niż raz w miesiącu” 🙂
27 czerwca, 2012 at 12:51
Jacy „ludzie” Panie Jacku? Ja tego nie akceptuję, czemu mówi Pan do mnie tak jakby to że jacyś inni ludzie których zresztą nie lubię, akceptują, oznaczało że ja też akceptuję? 🙂 Płacę bo jak nie będę płacił, komornik w majestacie prawa ogoli mnie ze spodni, majtek i koszuli, ale ja tego nie nazywam „akceptacją”, ja to nazywam sk..stwem.
27 czerwca, 2012 at 12:59
Różnica między nazywaniem czegoś „akceptacją” a nazywaniem tego tak jak ja to nazywam jest taka, że w przypadku mojej osoby nikt o zdrowych zmysłach nie twierdzi że robię to dobrowolnie – nie ma żadnych wątpliwości że robię to ponieważ jestem do tego zmuszany, wbrew mojej woli.
27 czerwca, 2012 at 13:03
Podatek został wprowadzony ponieważ ludzi przekupiono ulgami. Powiedziano im „jak wprowadzimy to będzie dobrobyt, ale ty na tym nie stracisz ponieważ będą ulgi, głosuj więc na tych którzy wprowadzą podatek i zapewnią ci ulgi”. To właśnie przekupstwo – a teraz ci oszukani którzy dali się przekupić cwaniakom podnoszą krzyk, że ulgi są wycofywane, bo zupełnie, ale to zupełnie się tego nie spodziewali. Ja się spodziewałem – osobie która poradziła mi żebym głosował za wprowadzeniem podatku i ulg od niego kazałem sp..ć. Pomogło, ta osoba przestała mi „doradzać”.
27 czerwca, 2012 at 13:41
Na jakim świecie żyjesz? Podatek dochodowy istnieje w Polsce pod różnymi nazwami od kilkudziesięciu lat. I nie było tak, że od początku istniały jakiekolwiek ulgi podatkowe.
Ta konkretna ulga – internetowa – pojawiła się w 2005 r., gdy zgodnie z wymogami UE podniesiono VAT na usługi telekomunikacyjne z 7% do stawki podstawowej, czyli 22%. Ponieważ były oznaki niezadowolenia, postanowiono zrekompensować to ulgą w podatku dochodowym.
Owszem, ulgi politycy obiecują dlatego, by ludzie na nich głosowali – bo normalny człowiek woli płacić mniej niż więcej. Jednak na ogół nie mamy do czynienia z sytuacją, że obietnica ulgi jest powiązana z obietnicą wprowadzenia samego podatku. Zwykle podatek już istnieje. Czasami jest tak, że ulgę oferuje się w sytuacji niezadowolenia z podnoszenia podatku, by uspokoić najbardziej niezadowolonych. Jednak i wtedy lepiej, żeby ta ulga była, niż gdyby jej nie było.
Tutaj nie mamy do czynienia z alternatywą: albo podatek i ulga, albo nie ma ulgi, ale nie ma też podatku czy też stawka podatkowa jest niższa. Tu po prostu chcą zabrać ulgę nie dając nic w zamian, czyli po prostu obłożyć część ludzi większym haraczem.
27 czerwca, 2012 at 14:00
Tak, generalnie podatki wzięły się znikąd, dowolny nowo wprowadzony zawsze jest „od zawsze” 🙂 Zupełnie tak jak w przypadku ACTA, absolutnie nałożenie nowego obowiązku nie jest nałożeniem nowego obowiązku bo on już wcześniej był i nie ma się co przejmować 😉 Jedyne na co można liczyć to na ulgi i na to że ulgi będą na tyle duże że człowiek nie będzie głodny chodził, bo przeca podatek był od zawsze. Nigdy nie sądziłem, że Pana też cechuje „mentalność niewolnika”, Panie Jacku, zgodnie z którą „podatek był od zawsze”. Pan to już chyba stracił nadzieję 😉
27 czerwca, 2012 at 14:28
Podatki nie wzięły się znikąd. Nałożyła je władza.
Ale nie dlatego, że przekonała ludzi, że lepszy będzie podatek z ulgą niż brak podatku bez ulgi. Żaden normalny człowiek nie uznałby, że zyskuje, jeśli dotychczas nie musiał płacić nic, a teraz musi płacić np. 1000 złotych, z czego może dostać 100 złotych ulgi.
Ulgi były zawsze ustępstwem wobec ludu, tak samo jak obniżanie stawek podatkowych.
Bo normalny człowiek zawsze woli płacić mniej, niż więcej.
Tylko człowiek o mentalności niewolnika woli płacić więcej – i np. być za zniesieniem jakiejś ulgi podatkowej w imię tego, żeby wszyscy dostawali równo w dupę i poczuli, jak ich boli.
Opowiadanie się przeciwko zniesieniu ulg podatkowych czy za ich wprowadzeniem wcale nie wyklucza opowiadania się przeciwko wysokim podatkom albo podatkom w ogóle. To krok w tę samą stronę.
Natomiast opowiadanie się za zniesieniem ulg jest krokiem w przeciwną stronę. Jaką wartość ma deklarowanie, że jest się za tym, by nie zabierano w ogóle, skoro w konkretnej sytuacji jest się np. za zabraniem z kieszeni ludzi dodatkowych 400 milionów? To tak jak z komunistami, którzy niby byli za społeczeństwem całkowicie wolnym i bezpaństwowym kiedyś tam w przyszłości – ale dążyli do tego, by państwo chwyciło najpierw wszystkich maksymalnie za mordę.
27 czerwca, 2012 at 14:32
Podatek dochodowy, Panie Jacku, to nie Kanion Kolorado – to kilka kartek papieru na których jacyś ludzie wątpliwego autoramentu „uzbrojeni” we własną głupotę dzięki której wydawało im się, że żaden z nich nie jest głupi, napisali coś w rodzaju „yy, tego, bo znaczy, podatek i tego, od dochodu znaczy, żeby no, ten, dobrobyt żeby był, i w ogóle procent, i tutaj znaczy dużo procent a tutaj trochę mniej procent a w ogóle yyp ulga bo no, tak właśnie i znaczy że ulga bo ten, no, dobrobyt i runo leśne a w ogóle to znaczy żeby podatek i dobrobyt bo procent żeby był. A teraz no, ta, kasiora żeby płynąć ma i gut, a jak nie to wpier..l, i lecieć ma mówimy my bo postemp i cywilizacja i inne też tak majom i dawaj, a, i jeszcze MELDOWAĆ, bydlaki jedne, morda tu i każdą złotóweczke zapisać i zeznać tu, i podpisać że dobrowolnie wy dobrowolne świnie, bo trawę pod batem będziecie żreć jak mi tu dobrowolnie nie zameldujecie. No dobra, a teraz dawać, starczy już tego pier..lenia.”
Nic szczególnego poza tym w nim nie ma, i podpis żadnego „eksperta” nie jest lepszy niż mój albo Pański. A Pan mi tu wyjeżdża że „zawsze był”, i „lepiej żeby były ulgi”. Co Pan, za przeproszeniem, urzędnik jakiś? Dostaje Pan swoje prowizje bocznymi kanałami od tego, żeby był podatek i ulgi a nie święty spokój, czy co? 🙂
27 czerwca, 2012 at 16:21
Ja nie napisałem, że ten podatek „zawsze był”. Ja napisałem, że on już jest – niezależnie od istnienia ulgi internetowej, czy innej.
A to znaczy, że zniesienie ulgi będzie oznaczało tylko tyle, że ten podatek zostanie – tyle, że dla pewnej grupy ludzi podniesiony, a dla pozostałych w tym samym wymiarze.
W sytuacji, gdy rząd zapowiada zniesienie ulgi, nie ma alternatywy „zostawić ulgę razem z podatkiem albo znieść ulgę razem z podatkiem”. Jest alternatywa „zostawić ulgę razem z podatkiem albo znieść ulgę i zostawić podatek”.
Ja nie mówię, że lepiej, żeby był podatek i ulgi niż żeby w ogóle nie było podatku. Ja mówię, że najlepiej, żeby nie było podatku, ale w sytuacji, kiedy ten podatek jest, to lepiej, żeby były ulgi, niż żeby ich nie było. Tak samo w sytuacji, kiedy ten podatek jest, to lepiej, by był on niski, niż wysoki.
Opowiadanie się za ulgą w sytuacji, gdy podatek istnieje nie oznacza opowiadania się za tym podatkiem jako takim. Tak samo opowiadanie się za podatkiem w wysokości 10%, a nie 20% w sytuacji, gdy ten podatek istnieje nie oznacza opowiadania się za tym podatkiem jako takim.
Gdyby pojawiła się alternatywa „znieść podatek razem z ulgami” to byłbym za zniesieniem podatku razem z ulgami. Ale tu i teraz takiej alternatywy nie ma.
27 czerwca, 2012 at 16:39
Nigdy nie ma. To rodzaj triku, jak „pieniądze albo życie”, w którym opcji zatrzymania „pieniędzy i życia” nigdy nie ma, chociaż tak naprawdę ludzie żyją wyłącznie dlatego że mają pieniądze na swoje utrzymanie. To jest fikcja, oszustwo, trik – jeżeli możliwe jest zniesienie albo utrzymanie skomplikowanego zestawu ulg i odliczeń, to tak samo możliwe jest zniesienie albo utrzymanie podatku. Do licha, niech Pan się nie daje nabierać, kto Panu powiedział że łańcuch musi być, ale może się Pan cieszyć że jest dłuższy albo popłakać że znowu skrócili? Podpowiedź – ludzie twierdzący że „alternatywy nie ma” w rodzaju polityków, zwykle żyją z alternatywy o której mówią że jej nie ma – a mianowicie z takiej że nie oni płacą tylko płaci za nich ktoś komu powiedzieli że niepłacenie jest niemożliwe. I to też jest bezczelny w swej istocie absurd.
27 czerwca, 2012 at 17:01
Na zwolnienie urzędników też nie ma alternatywy. W Związku Sowieckim nie było alternatywy na nic oprócz Stalina i jego kolesiów. W III Rzeszy nie było alternatywy „ostatecznego rozwiązania”, i właśnie do tego zmierzamy poprzez „brak alternatywy”. Ciekawe kto to będzie tym razem, na kogo padnie. Garbatonosi? Wysocy? Leworęczni? A może lubiący zielony? Dlaczego tym razem nie ma alternatywy autodestrukcji? Co tym razem wymaga rosnącej ilości przepisów, obciążeń i urzędników? Mityczni bogowie już byli, mityczna rasa też, mityczny dobrobyt ludu pracującego również. Może mityczna unia, albo mityczna tolerancja? Albo mityczne bezpieczeństwo na drodze ku przyszłości?
Powiem Panu na co na tej drodze ku przyszłości – na tej drodze nie ma innej alternatywy niż destrukcja do której ona prowadzi. I żadna ulga nie umożliwi uniknięcia tej destrukcji – jedynie wyłączanie i konsekwentne zmniejszanie tego szamba, zamiast budowania na nim kolejnej wyspy szczęśliwości w postaci ulgi od internetu dzisiaj, ulgi od dzieci jutro, albo ulgi od wielkości przyrodzenia po jutrze, zadeklarowanej w specjalnym formularzu (!).
Ble, rzygać się chce.
27 czerwca, 2012 at 17:08
Ktokolwiek wygra jakiekolwiek ogólnomasowe wybory – ulgi nie są mu już potrzebne więc je likwiduje – tylko po to, żeby przy kolejnej okazji był w stanie złapać kolejnych jeleni na obietnicę ich przywrócenia. I Pan się złapie, bo przeca ulga lepsza niż nic, no nie? Ci co zabrali, to niedobre, a ci co dali to dobre, niech dadzą więcej, czy tak? Echhh.
27 czerwca, 2012 at 17:22
Nikt mi nie powiedział, że łańcuch musi być. Nie musi… o ile ludzie będą mieli tyle siły i rozumu, by go zrzucić. Ale w tym momencie i w tej konkretnej kwestii alternatywa jest między łańcuchem o dotychczasowej długości i krótszym. Bo odbierając ulgę, chcą go skrócić. I protest przeciwko skracaniu łańcucha nie oznacza akceptacji łańcucha jako takiego.
27 czerwca, 2012 at 17:27
W pewnym sensie likwidacja ulgi to jest zwyczajnie podniesienie podatku dochodowego o tę kwotę. Ponieważ gdyby podnieśli go wcześniej, hipotetycznie zbyt wiele osób mogłoby się wk..ć, więc podnieśli go „na niby”, na raty, podnieśli tak że nie podnieśli – i kolejna rata OCZYWIŚCIE nadeszła. Ten sam trik zostanie zastosowany równolegle z podniesieniem raty – tzn rata zostanie podniesiona i opóźniona, a potem jeszcze raz i jeszcze raz, aż się to rozleci, ponieważ ich nienażarte paszcze nie znają pojęcia zaspokojenia. A Pan mi mówi że tak żeby nie podnosili tylko zmniejszyli to się nie da, ale mogą podnieść tak żeby nie podnosić, tak „na niby”. I Pan mnie pyta w jakim świecie ja żyję? 🙂 Kto tu krąży po Nibylandii jak mucha nad kompostem. Podatek dochodowy ma być zniesiony i kropka, ulgi to mogą dawać u Brata Alberta, np. podnieść próg upojenia alkoholowego z 0% na jeden promil. Miejże Pan godność i nie żebraj a jakieś zasrane ulgi. Brrr.
27 czerwca, 2012 at 17:35
Podatek dochodowy ma być zniesiony, ale z tego nie wynika przecież, że nie należy się sprzeciwiać jego podnoszeniu. Wręcz przeciwnie.
Jeśli rząd zapowiedziałby jego podniesienie do 50%, to też nie podobałyby ci się protesty przeciwko tej podwyżce?
27 czerwca, 2012 at 17:40
A kto pokryje straty budżetu z powodu przyznania ulgi? Jeżeli gdzieś jest luka, wyrąbana np. podatkowym odpisem dedykowanym, to ktoś tę lukę musi zasypać. Kto? Reszta. Jak nie zapłacisz „pełnego” pitu, to zapłacisz w inny sposób.
27 czerwca, 2012 at 17:44
Zadam Panu podchwytliwe, Panie Jacku – czy gdyby zamiast likwidowania ulgi zawężono uprawnienie do niej dla osób w czapeczkach z dzwonkiem, zacznie Pan nosić taką czapeczkę, bo innej alternatywy nie ma? 🙂 Podniesiono podatek wszystkim z wyjątkiem użytkowników internetu, motywując to.. małą ilością użytkowników internetu. Tak jakby internet miał mało użytkowników!!! Internet!! No a potem użytkownicy internetu nagle przestali być społeczeństwem, bo społeczeństwem stali się fani futbolu. W następnej kolejności „społeczeństwem” przestaną być fani futbolu, a zaczną być osoby posiadające waginę. Wtedy fani futbolu będą płakać nad smutnym i „nieprzewidywalnym” faktem że oto przestano ich zaliczać do „społeczeństwa” uprawnionego do ulgi. Ciekawe kto będzie w następnej kolejności, i nad czyim „uprzywilejowaniem” w tym cyrku będą płakać osoby posiadające 😀 W d..e mam, prędzej przestanę korzystać z internetu niż założę czapeczkę z dzwonkiem i wyposażę w organiczną waginę, takiego wała 😛
27 czerwca, 2012 at 17:52
Jakakolwiek państwowa „ulga” w uprzednio nałożonym obciążeniu to jest policzek udzielony racjonalnie myślącym, a nie wielkoduszna „przysługa” za którą należy być wdzięcznym masie urzędniczej, że chociaż trochę dała – a jej likwidacja nieuniknionym następstwem urzędniczej pseudologiki, a nie dopustem bożym ani kolejną z dziewięciuset dziewięćdziesięciu siedmiu plag jakie spadają na głowy uciśnionego ludu, zsyłaną przez istoty nadprzyrodzone, i dobrze jest o tym pamiętać.
27 czerwca, 2012 at 18:00
W wyniku tzw. „informatyzacji” dostęp do internetu jest utrudniany i opóźniany. A to jest kolejny skądinąd konsekwentny krok na tej drodze, o z góry przewidzianym celu. Z urzędniczego punktu widzenia internet czy dostęp do internetu ma wartość wyłącznie jako coś co można obiecać, coś co można kontrolować i weryfikować, coś od czego można doliczyć wyższy podatek, i coś co może służyć jako usprawiedliwienie wydawania cudzych pieniędzy na hipermegasystemy „sektora publicznego”, a ściślej pensje kolaborantów albo naiwnych młodych ludzi wierzących w brednie o „misji” administracji publicznej..
http://securityblog.computerworld.pl/news/383447.html
27 czerwca, 2012 at 19:31
mental: mówić, że budżet „traci” z powodu istnienia jakiejś ulgi podatkowej to tak samo, jakby mówić, że budżet „traci” z powodu tego, że stawka VAT wynosi 23%, a nie np. 30%. Kto pokryje straty budżetu wynikające z tego, że VAT wynosi tylko 23%?
To nie jest tak, że budżet „musi” mieć jakąś określoną ilość pieniędzy. Pokazałem prosty przykład: niebudowanie jednego stadionu ze środków państwa dałoby tyle pieniędzy, ile likwidacja ulgi internetowej przez ponad cztery lata.
Domagać się zniesienia ulg da jakichś grup w przewidywaniu, że może władza wtedy odpuści pozostałym to jest tak, jak iść do szefa mafii i namawiać go, by zaczął ściągać haracze z tych, z których jeszcze nie ściąga, w nadziei, że nam trochę poluzuje…
27 czerwca, 2012 at 19:37
„czy gdyby zamiast likwidowania ulgi zawężono uprawnienie do niej dla osób w czapeczkach z dzwonkiem, zacznie Pan nosić taką czapeczkę, bo innej alternatywy nie ma?” – jeśli mógłbym ocalić przez to przed fiskusem wystarczająco dużo pieniędzy to tak. Co nie znaczy, bym uważał to za rozwiązanie optymalne czy za „wielkoduszną przysługę”. Ale nadal uważałbym to za rozwiązanie mimo wszystko lepsze niż całkowitą likwidację ulgi.
Ja uważam, że każdy sposób na uniknięcie podatku jest dobry, ponieważ każdy podatek jest zły 🙂
27 czerwca, 2012 at 19:54
„Domagać się zniesienia ulg da jakichś grup w przewidywaniu, że może władza wtedy odpuści pozostałym to jest tak, jak iść do szefa mafii i namawiać go, by zaczął ściągać haracze z tych, z których jeszcze nie ściąga, w nadziei, że nam trochę poluzuje…”
Za to domagać się zniesienia wszystkich ulg wszystkim bez wyjątku, obniżenia podatków, oraz znaczących redukcji w ilości przepisów i zatrudnieniu budżetowym to domagać się sprawiedliwości. Co nie zmienia faktu, że domaganie się tego rodzaju sprawiedliwości u szefa mafii może być bardziej owocne, niestety. Z drugiej strony nie słyszałem o mafii żądającej uiszczenia opłaty tytułem czyjegoś zobowiązania do zapłacenia ofierze w przyszłości – w dodatku mafii określającej wysokość opłaty na podstawie wysokości tegoż zobowiązania niezależnie od tego czy zostanie ono kiedykolwiek zrealizowane czy nie.
27 czerwca, 2012 at 19:57
Nie utrzymuję stosunków z żadnymi prawdziwymi mafiami, ale gdybym od mafii np. pożyczał pieniądze, podejrzewam że miałbym większe szanse na dogadanie się z z jej szefem że je odpracuję jako informatyk albo na zmywaku, niż na załatwienie w ten sposób np. sprawy nieistniejącego długu hipotetycznie przypisanego mi przez jakiś urząd w drodze losowania, w oparciu o aktualne potrzeby potrzebujących..
27 czerwca, 2012 at 20:13
@sierp
„mówić, że budżet „traci” z powodu istnienia jakiejś ulgi podatkowej to tak samo, jakby mówić, że budżet „traci” z powodu tego, że stawka VAT wynosi 23%, a nie np. 30%. Kto pokryje straty budżetu wynikające z tego, że VAT wynosi tylko 23%?”
Ulgi podatkowe są taką samą formą redystrybucji dochodu co subwencje. Efekt ulgi podatkowej i subwencji dla podatnika, który ich nie otrzymuje, jest taki sam.
Podam ci przykład, który kiedyś podał Trystero na zobrazowanie tego, czym jest ukryte państwo socjalne. Eksperyment myślowy:
Kowalski i Malinowski zarabiają po 100 złotych. Płacą 10% podatek. Rząd otrzymane 20 złotych przeznacza na świadczenia dla Kowalskiego i Malinowskiego (policję, sądy, etc). Tak się składa, że w usługach oferowanych przez rząd Kowalski otrzymuje 10 złotych i Malinowski otrzymuje 10 złotych.
Kowalski postanawia kupić nowy dom. Rząd, z jakiegoś powodu, uznaje, że kupno domu to wspaniała sprawa i postanawia wesprzeć Kowalskiego. W pierwszym roku daje Kowalskiemu 1 złoty subwencji. Zobaczmy, co się stało: Kowalski i Malinowski płacą po 10 zł podatków. Rząd ma 20 złotych na wydatki, ale 1 złoty przeznacza na subwencje dla Kowalskiego. Na dostarczane usługi wydaje więc 19 złotych – po 9,5 na Kowalskiego i Malinowskiego.
Kowalski płaci więc 10 złotych podatków i otrzymuje 10,5 złotych świadczeń od rządu. Malinowski płaci 10 złotych podatku i otrzymuje 9,5 złotych świadczeń od rządu.
Powstaje pytanie: dlaczego Malinowskiego ponosi koszty tego, że Kowalski kupił sobie nowy dom? Gdyby Kowalski nie kupił domu, to Malinowski płaciłby 10 złotych podatków i otrzymywałby warte 10 złotych świadczenia. Ponieważ Kowalski kupił dom Malinowski płaci 10 złotych podatków ale otrzymuje świadczenia warte tylko 9,5 złotego.
Teraz załóżmy, że rząd zamiast subwencji oferuje Kowalskiemu ulgę podatkową. Dzięki tej uldze Kowalski przy dochodach na poziomie 100 złotych płaci 9 złotych podatku. Co się dzieje?
Kowalski płaci 9 złotych podatku ponieważ kupił dom. Malinowski nie kupił domu więc płaci 10 złotych podatku. Rząd ma 19 złotych na świadczenia dla Kowalskiego i Malinowskiego. Kowalski otrzymuje świadczenia warte 9,5 złotych i Malinowski otrzymuje świadczenia warte 9,5 złotych.
Kowalski płaci więc 9 złotych podatków i otrzymuje 9,5 złotych świadczeń od rządu. Malinowski płaci 10 złotych podatku i otrzymuje 9,5 złotych świadczeń od rządu.
Dlaczego Malinowskiego ponosi koszty tego, że Kowalski kupił sobie nowy dom? Gdyby Kowalski nie kupił domu to Malinowski płaciłby 10 złotych podatków i otrzymywałby warte 10 złotych świadczenia. Ponieważ Kowalski kupił dom, Malinowski płaci 10 złotych podatków, ale otrzymuje świadczenia warte tylko 9,5 złotego.
Jak widać, Malinowskiemu jest zupełnie obojętne, czy rząd przyzna Kowalskiemu subwencję z powodu kupna domu czy rząd przyzna mu ulgę podatkową czy nawet pozwoli odliczyć wydatki na dom od kwoty, od której Kowalski płaci podatki. Malinowski, w każdym z tych przypadków, będzie ponosił koszty tego, że Kowalski kupił dom.
27 czerwca, 2012 at 20:54
Rządy nazywają to „stymulacją konsumpcji” tzn twierdzą, że w ten sposób nakłaniają ludzi żeby kupowali domy – że „dzięki ulgom” (!!) ludzie kupują więcej domów i „rynek się rozwija” i PKB rośnie. Malinowski wprawdzie jest na ten temat innego zdania – ponieważ nie ma ochoty dzielić się z jakimś obcym Kowalskim, zakłada że Kowalski również nie ma ochoty dzielić się z nim, no ale Kowalski chodzi na wybory i opowiada brednie o rozwoju PKB, dobrobycie, zielonej wyspie, upadku komuny i chciwych kapitalistach do naciągnięcia których Malinowski jest najwyraźniej zbyt głupi. Bo przeca gdyby nie był, też by miał dom, no nie?
Dziś wyczytałem że w Biłgoraju ( 27 000 mieszkańców, w tym dzieci czy starcy niezdolni do pracy) jest 650 urzędników ZUS ( o U.S. w Biłgoraju nie pisali ), którym ZUS właśnie zafundował wycieczkę do Rzymu na spotkanie papieżem Benedyktem. Pan Żakowski uważa że podatki są fajne, bo z nich są tramwaje. W Biłgoraju tramwajów nie ma – to pewnie dlatego, że podatki za niskie. Tylko czekać aż wprowadzą podatek na tramwaje, z ulgą dla niepracujących i pracowników administracji publicznej..
28 czerwca, 2012 at 08:11
mental: Malinowski nie ponosi kosztów dlatego, że Kowalski dostał od rządu subwencję albo ulgę. Malinowski ponosi koszty dlatego, że rząd mu zabiera w podatkach pieniądze. To nie Kowalski mu zabiera pieniądze, ale rząd (no, chyba, że Kowalski sam załatwił przepisy powodujące zabieranie pieniędzy Malinowskiemu).
Tak samo w przypadku mafii problemem dla np. właściciela restauracji jest to, że mafia pobiera od niego haracz, a nie to, że mafia nie pobiera haraczu od sąsiedniej restauracji, albo że sponsoruje np. szpital. To nie szpital czy sąsiednia restauracja zabierają mu pieniądze, ale mafia.
Rozwiązaniem dla Malinowskiego jest nie zabranie subwencji czy ulgi Kowalskiemu, ale zaprzestanie zabierania mu pieniędzy w podatkach. To, że Kowalski straci subwencję czy ulgę nic Malinowskiemu nie da, bo pieniądze dalej będą mu zabierane i na coś przeznaczane (choćby na stadiony czy nagrody dla urzędników).
Zło redystrybucji leży w przymusowym zabieraniu, a nie w dawaniu. Jeśli państwo byłoby organizacją utrzymującą się z dobrowolnych opłat i składek, to nawet jeśli całość swojego zysku przeznaczałoby na subwencjonowanie wybranych osób i grup to nie byłoby w tym nic złego.
28 czerwca, 2012 at 08:49
Hmm. Teoretycznie tak, ale państwo odwraca zasadę przyczyny i skutku – oni nie zabierają żeby dawać ( w takim przypadku byłoby tak jak Pan mówi ) – oni dają po to żeby zabierać i przy okazji cichaczem zatrzymywać lwią część. W dawaniu komuś czegoś zasadniczo nie ma nic złego – no ale jeżeli ktoś daje komuś coś po to, żeby powołując się na swoją dobroczynność zabierać innym i się przy tym obłowić, no to de facto „dawanie” jest przyczyną. Mafia jest przyczyną sama w sobie. Zło redystrybucji leży w obiecywaniu i dawaniu „darmowego” lunchu, służącemu uzasadnieniu odbierania. Zło ukryte jest w zastosowaniu zasady „cel uświęca środki”, dawanie żeby odbierać to jej pochodne.
28 czerwca, 2012 at 08:57
Żeby komuś dać ewentualnie dać ogryzek, trzeba najpierw mieć jabłko – ale nie w przypadku państwa. Państwo najpierw daje komuś ogryzek, a potem twierdząc że potrzebuje jabłka zabiera arbuza – a Pan twierdzi że to nie dawanie ogryzków jest złem, tylko zabieranie arbuzów. W przypadku państwa logika wedle której żeby coś dać, trzeba to najpierw mieć – nie działa.
28 czerwca, 2012 at 10:52
Bo złem jest zabieranie arbuzów, a nie dawanie ogryzków. To, że państwo samo wymyśla sobie usprawiedliwienie, że do dania ogryzka jest potrzebne zabranie arbuza to jego rzecz. Trzeba właśnie pokazywać, że jest to fałszywe usprawiedliwienie.
28 czerwca, 2012 at 12:54
sierp, czyli Malinowski nie ponosi kosztów dlatego, że Kowalski otrzymał od rządu zasiłek dla bezrobotnych, becikowe, bezpłatną opiekę medyczną, bezpłatną edukację dla jego dzieci i tysiące innych świadczeń socjalnych?
28 czerwca, 2012 at 13:53
Nie dlatego. Bo z tego, że Kowalski otrzymuje jakieś wsparcie nie wynika, że musi ono koniecznie pochodzić ze środków pochodzących z rabowania Malinowskiego. Są przykłady, że tak nie musi być – np. pracodawcy fundują pracownikom opiekę medyczną, sponsorzy fundują stypendia dla studentów, lekarze świadczą charytatywnie pomoc medyczną dla biednych, różne fundacje wspierają osoby potrzebujące.
Problemem jest to, że państwo finansowane jest z przymusowych podatków i Malinowski nie może odmówić ich płacenia.
Kowalski jest tu winny jedynie wtedy, gdy aktywnie wspiera nałożenie lub zwiększenie podatku na Malinowskiego lub gdy aktywnie sprzeciwia się likwidacji, czy też zwiększeniu tego podatku.
Przy czym, jest jeszcze dodatkowa różnica pomiędzy subwencją dla Kowalskiego a ulgą dla Kowalskiego. W pierwszym przypadku, Malinowski może mieć dodatkowe pretensje do państwa (ale nie do samego Kowalskiego), że nie tylko zrabowało mu pieniądze, ale i jest prawdopodobne, że te pieniądze przeznaczane są na cele, których Malinowski akurat nie aprobuje. W drugim przypadku Kowalski nie konsumuje żadnych pieniędzy zabranych Malinowskiemu.
28 czerwca, 2012 at 14:09
Nadal nie jarzę. Z tego wynika, że atakowanie jakichkolwiek programów socjalnych (czy szerzej: redystrybucji socjalnej) nie ma sensu.
28 czerwca, 2012 at 14:57
Bo problemem nie są programy socjalne, czy redystrybucja sama w sobie, tylko przymus podatkowy.
Zła jest redystrybucja przymusowa. Redystrybucja dobrowolna jest OK. Z drugiej strony, jeśli środki z przymusowych podatków idą na inne cele niż redystrybucję socjalną (np. urzędników, policję, budowę stadionów), to te podatki też są tak samo złe.
Więc należy atakować przymus podatkowy, w tym usprawiedliwianie podatków programami socjalnymi. Należy opowiadać się za „udobrowolnianiem” socjalu (np. niech będzie „publiczna” opieka medyczna finansowana z dobrowolnych składek – tzn. kto chce może zrezygnować i nie płacić) i pokazywać, że nie musi on opierać się na przymusie.
29 czerwca, 2012 at 06:01
Ok, podsumujmy zatem:
1. przyczyną jest przymus podatkowy, redystrybucja to skutek;
2. Kowalski jest „winny” tylko wtedy, gdy aktywnie popiera nowe formy redystrybucji socjalnej lub domaga się zwiększenie starych;
29 czerwca, 2012 at 07:48
Zas.. nowelizacja do ust. o zgromadzeniach przeszła. Ale dostanie Pan ulgę w zezwoleniu na zgromadzenie, Panie Jacku, jeżeli nie będzie was mniej niż trzy i pół osoby.
Wg mnie sprzeciw Kowalskiego wobec redystrybucji i jednoczesne korzystanie z niej w „dozwolonym” zakresie w postaci np. ulgi to hipokryzja. To tak jakby umiarkowany rasista w 1936 w Niemczech był zasadniczo przeciwko prześladowaniu Żydów, ale nie miał nic przeciwko korzystaniu z ulgi na tramwaj albo OC, która Żydowi za to że jest Żydem nie przysługuje.
29 czerwca, 2012 at 08:08
Nie widzi Pan sprzeczności w tym że chętnie nadal korzystałby Pan z ulgi, jednocześnie domagając się żeby podatek razem z ulgą zostały zniesione?
29 czerwca, 2012 at 08:35
Oczywiście że nie widzę sprzeczności.
Najlepiej, żeby nie było podatku – czyli żeby nikt (w tym ja) nie musiał płacić np. 1000 złotych.
Jednak jeśli ten podatek istnieje, to lepiej, żeby np. choć 20% podatników korzystało z ulgi i płaciło nie 1000, a tylko 500 złotych. Lepiej oczywiście w porównaniu z sytuacją, gdyby wszyscy mieli płacić po 1000 złotych.
Jeśli znajdę się w tych 20%, to będę płacił 500 złotych. Jasne, że wolę płacić 500 złotych niż 1000 złotych. Choć oczywiście najlepiej byłoby, żebym nic nie płacił.
A co do przykładu z „rasistą”, to jeśli np. Żyd płaci OC dwa razy wyższe od nie-Żyda, to likwidacja ulgi dla nie-Żyda (czyli podniesienie mu OC do poziomu Żyda) wcale nie polepszy temu Żydowi sytuacji. Jest to oczywiście niesprawiedliwe, ale tę niesprawiedliwość należy rozwiązać obniżając OC dla Żyda do poziomu tego dla nie-Żyda – czyli rozciągając „ulgę” na wszystkich.
Czy jeśli obowiązywałoby średniowieczne prawo, że Żydzi muszą nosić specjalne szpiczaste czapki, to należałoby się domagać, by te czapki nosili wszyscy? Czy raczej żeby Żydzi ich nie nosili? I czy póki mimo wszystko to prawo by obowiązywało, to jego przeciwnicy powinni dobrowolnie paradować w tych czapkach?
29 czerwca, 2012 at 10:54
Sprawiedliwość to nie „ma być sprawiedliwość a dopóki nie ma to niech przynajmniej ja mam lepiej”. Sprawiedliwość to sprawiedliwość.
29 czerwca, 2012 at 11:10
A gdyby nie chodziło o zabranie pieniędzy, tylko np. o zabranie ręki albo nogi oraz ulgę w postaci zabrania palca, też będzie się Pan domagał żeby na tych którym ucięto rękę „rozciągnięto ulgę” i jakoś przyczepiono im tę rękę z powrotem, żeby – jak nakazuje Pańska sprawiedliwość – można było obciąć im tylko palec? Ech, powodzenia 🙂
29 czerwca, 2012 at 11:16
Ech, wy, wolnościowcy jesteście zabawni. Lubicie pieprzyć o wolności i sprawiedliwości, sprowadzającej się zwykle do tego, żeby Pan i Władca wszystkim doj.. po równo skoro nie da się tak żeby tego nie robił wcale 🙂
29 czerwca, 2012 at 11:24
@Ahk4iePaiv8u
Przesadzasz. Argumentum ad absurdum albo ad ucięty palcum.
Różnica między, nazwijmy to roboczo, pregresywistami a libertarianami jest taka, że jak brunetki płacą podatek 10 zł, a blondynki nie, to libertarianin domaga się anulowania podatku dla brunetek, podczas gdy progresywista chce sprawiedliwości społecznej, czyli żeby podatek płaciły solidarnie i brunetki, i blondynki. W rezultacie dowali albo podatek 5 zł od każdej, albo dowali blondynkom haracz = 10 zł. To drugie jest bardziej prawdopodobne. Równość musi być.
29 czerwca, 2012 at 11:34
Przecież to właśnie ty jesteś za tym, żeby Pan i Władca doj…. wszystkim po równo w imię swoiście rozumianej „sprawiedliwości”. Bo do tego sprowadza się sprzeciw wobec ulg, czyli wobec tego, że przynajmniej niektórym Pan i Władca doj…. mniej.
To, że wszyscy dostaną równo po dupie nie jest większą sprawiedliwością niż to, że po dupie dostaje tylko część.
A jeśli chodziłoby o zabranie ręki, to z pewnością nie domagałbym się odcięcia całej ręki tym, którym ulgowo tylko odcięto palec. Bo likwidacja ulgi do tego by się sprowadzała.
29 czerwca, 2012 at 18:28
Podobno jak się pójdzie do Urzędu Skarbowego i powie że się jest kurwą i w razie potrzeby udowodni, to jest ulga 100%.
To jak z tą czapeczką? 🙂
29 czerwca, 2012 at 21:07
To nie jest takie proste, bo każą udowodnić. Zbyt dużo osób tak robiło.
30 czerwca, 2012 at 00:37
„Przecież to właśnie ty jesteś za tym, żeby Pan i Władca doj…. wszystkim po równo w imię swoiście rozumianej „sprawiedliwości”. Bo do tego sprowadza się sprzeciw wobec ulg, czyli wobec tego, że przynajmniej niektórym Pan i Władca doj…. mniej.”
Osoby traktujące liberalizm zgodnie z zasadą „jak już je..ć, to wszystkim po równo” jakby/ same o tym nie wiedząc/ zmieniały się z liberałów w szowinistycznych doktrynerów fiskalnych.