Zgromadzenia według Solidarnej Polski
Sejm uchwalił wczoraj nowelizację Prawa o zgromadzeniach w istotny sposób zagrażającą konstytucyjnej wolności zgromadzeń – poprzez narzucenie na przewodniczącego zgromadzenia obowiązku przeprowadzenia zgromadzenia „w taki sposób, aby zapobiec powstaniu szkód z winy uczestników zgromadzenia” pod karą grzywny do 7000 zł (a być może i rygorem odpowiedzialności karnej), zmianę minimalnego terminu na zawiadomienie o zgromadzeniu organu gminy z najpóźniej 3 do najpóźniej 6 dni przed datą zgromadzenia oraz możliwość zakazania zgromadzenia, jeżeli w tym samym czasie i miejscu lub na trasie przejścia zgłoszonych zostało 2 lub więcej zgromadzeń i nie jest możliwe ich oddzielenie lub odbycie w taki sposób, aby ich przebieg nie zagrażał życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, a organizator zgromadzenia zgłoszonego później, pomimo wezwania go przez organ gminy, nie dokonał we właściwym terminie zmiany czasu lub miejsca zgromadzenia albo trasy przejścia uczestników (przy czym ze znowelizowanej ustawy wcale nie wynika jednoznacznie, że ten zakaz miałby dotyczyć tylko tego zgromadzenia zgłoszonego później). Przeciwko nowelizacji, oprotestowywanej przez wiele środowisk od prawa i lewa, była cała sejmowa opozycja – SLD, Ruch Palikota, PiS i Solidarna Polska.
Wydawać by się mogło, że choć rządząca koalicja jawnie opowiada się za ograniczeniem wolności zgromadzeń – w imię walki ze zjawiskami społecznymi, które rzekomo, cytując posła Dzięcioła przedstawiającego stanowisko klubu PO, „są zagrożeniem ładu publicznego, a także naruszają prawa i wolności innych osób” – to przynajmniej środowiska opozycyjne nie mają wątpliwości, że ta wolność jest wartością, której warto bronić. Jednak dzień przed przyjęciem nowelizacji – już po debacie, w której posłowie przedstawili swoje stanowiska – do „laski marszałkowskiej” wpłynął projekt kolejnej zmiany ustawy o zgromadzeniach, wniesiony przez posłów Solidarnej Polski. Projekt ten ma na celu przyznanie radom gmin możliwości stanowienia szczegółowych przepisów odnośnie ograniczeń wolności zgromadzania się, o których mowa w art. 2 ustawy: niezbędnych do ochrony bezpieczeństwa państwowego, porządku publicznego, ochrony zdrowia, moralności publicznej, praw i wolności inych osób oraz ochrony Pomników Zagłady. Zgodnie z tym projektem, organ gminy mógłby zakazać zgromadzenia publicznego, jeśli jego cel lub odbycie sprzeciwiałyby się owym przepisom prawa miejscowego, jak również je rozwiązać z powodu naruszania tych przepisów.
Inaczej mówiąc, posłowie Solidarnej Polski chcą, by rady gmin mogły ustalać sobie własne kryteria uznawania zgromadzeń za zagrażające bezpieczeństwu, porządkowi publicznemu, zdrowiu, moralności publicznej czy też prawom i wolnościom innych osób, i na ich podstawie decydować, jakie zgromadzenia mogą, a jakie nie mogą na terenie gminy się odbyć. W uzasadnieniu projektu jako główny powód podają chęć uniemożliwienia „narzucania” społeczności lokalnej przekonań, „które pozostają w sprzeczności z zasadami moralnymi drogimi samej tej społeczności lokalnej”. Na przykład przez homoseksualistów, którzy chcą „publicznie reklamować i propagować swoją opcję seksualną”. Zdaniem autorów projektu „nie jest (…) tak, że prawu wręcz marginalnej części danej społeczności odpowiada obowiązek całej reszty znoszenia takiego sposobu zagospodarowania przestrzeni publicznej, który uważa ona za niegodny, niepotrzebny i niemoralny”.
Projekt oczywiście jest absolutnie niekonstytucyjny, bo ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności – w tym wolności zgromadzeń – w celu ochrony moralności publicznej, bezpieczeństwa, porządku publicznego, zdrowia czy praw i wolności innych osób mogą być ustanawiane tylko w ustawie, a nie w przepisach prawa miejscowego, nawet wydanych na podstawie ustawowej delegacji. W dodatku nie mogą naruszać istoty tej wolności – a istotą tej wolności jest, wbrew temu co napisali posłowie SP, możliwość organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich przez każdego (jak to jest wprost napisane w art. 57 Konstytucji RP), w tym również osoby należące do „marginalnej części danej społeczności” i głoszące poglądy nieakceptowane przez większość.
Przede wszystkim jednak wydaje się, że autorzy projektu zupełnie nie zdają sobie sprawy z konsekwencji ewentualnego jego wejścia w życie. W swym dążeniu do pozbycia się z publicznego widoku manifestacji homoseksualistów zapominają, że przepisy uchwalane przez gminy mogłyby zakazać organizowania w zasadzie dowolnych zgromadzeń – na przykład tych przeciwko aborcji, w obronie Telewizji Trwam, miesięcznic smoleńskich, marszów niepodległości, demonstracji związkowców czy w ogóle protestów antyrządowych. Bo zagrażają porządkowi publicznemu (np. „nawołując do nienawiści”), moralności publicznej (np. prezentując drastyczne zdjęcia z aborcji) czy bezpieczeństwu państwa (np. odbywając się w pobliżu premiera lub prezydenta). Również tych organizowanych przez Solidarną Polskę. Ba, mogłoby się nawet okazać, że więcej rad gmin nie lubi demonstracji Solidarnej Polski niż gejów.
Projekt daje urzędnikom znacznie większą możliwość ograniczania wolności zgromadzeń niż nowelizacja uchwalona właśnie głosami PO i PSL. Praktycznie nieograniczoną. Właściwie nie rozumiem, dlaczego w tej sytuacji posłowie Solidarnej Polski głosowali przeciwko tej nowelizacji. Przecież nie jest ona przyjazna wolności zgromadzeń homoseksualistów – o czym świadczy fakt, że wśród organizacji protestujących przeciwko niej były i są np. Kampania Przeciw Homofobii, Fundacja Feminoteka, Fundacja im. Izabeli Jarugi-Nowackiej, Fundacja Autonomia, Stowarzyszenie „Pracownia Różnorodności” czy Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego. Może tego nie zauważyli?
Ale na tle projektu zgłoszonego przez partię Ziobry to, czemu jej posłowie się wczoraj sprzeciwiali wydaje się jedynie drobnym ograniczeniem. Jeśli wolność ma mieć takich przyjaciół, to nie potrzebuje już wrogów.
30 czerwca, 2012 at 18:04
http://www.wykop.pl/ramka/1186159/obowiazkowe-szczepienia-dla-wszystkich-prezent-rzadu-dla-lobby-farmaceutycznego/
Ale proszę się nie martwić, może będzie ulga dla blogerów, i ulga podatkowa od ceny szczpionek..
30 czerwca, 2012 at 18:42
Obowiązkowe szczepienia już są od dawna. Ta ustawa specjalnie nic nie zmienia. I żadnych ulg, w postaci zwolnień od szczepień, poza wskazaniami medycznymi, niestety tu nie ma.
30 czerwca, 2012 at 23:06
Panie Jacku, nawiązując do komentarzy z poprzedniej notki, dlaczego w tym wypadku nie uzna Pan, że to krok w dobrą stronę – w końcu przyznanie lokalnej władzy możliwości decydowania o pozwoleniach takich czy innych zgromadzeń zbliża do ideału, w którym pojedynczy właściciel określa warunki korzystania ze swojej własności.
Tym bardziej, że od takich samorządów prościej jest wydrzeć władzę, niż od centralnego rządu. Łatwiej też takie rozbić – może więc powinniśmy wesprzeć takich anarchokomunistów, wiedząc, że później komuny będzie łatwiej rozbić rodzinom i dalej jednostkom?
30 czerwca, 2012 at 23:45
Bo w tym przypadku ogranicza to wolność. To jest krok w złą stronę.
Teraz poza nielicznymi zapisami w ustawach nie ma ograniczeń wolności zgromadzania się z uwagi na bezpieczeństwo, porządek publiczny, zdrowie, moralność publiczną czy też prawa i wolności innych osób i urzędnicy nie mają tu dowolności w zakazaniu czy rozwiązaniu zgromadzenia.
Pomysł SP doprowadziłby do powstania dodatkowych ograniczeń, przynajmniej w części gmin.
A z punktu widzenia wolnościowca gminy nie mają prawa do wprowadzania takich ograniczeń, bo nie są właścicielami terenów „publicznych”, tylko organami państwa, które okupuje je siłą.
1 lipca, 2012 at 00:32
Ale przecież prawo do zgromadzeń nie jest jakimś nadrzędnym celem wolnościowców, zwłaszcza tych anarchokapitalistycznych, dążących do sytuacji w której całkiem możliwe, że większość prywatnych właścicieli ustali takie warunki korzystania z ich własności, które w praktyce całkowicie wyeliminują możliwość praktycznego stosowania prawa do gromadzenie się. Bo przecież to jest jak najbardziej możliwe. Analogicznie, pomysł anarchokapitalistów więc doprowadziłby do powstania dodatkowych ograniczeń.
Czyli co, lepiej nie rozbijać centralnej władzy na mniejsze części, jeśli istnieje ryzyko, że lokalnie mogą okazać się bardziej zamordystyczne?
Z punktu widzenia wolnościowca państwo nie ma prawa wprowadzać przymusu podatkowego, a jednak ulgi, które są częścią prawa podatkowego (które jest dla wolnościowca bezprawne) jednak Panu nie przeszkadzają. Samodzielność gmin w zakresie decydowania o zgromadzeniach i uszczuplanie omnipotencji centralnego ośrodka władzy jest właśnie czymś podobnym do wyżej wspomnianych ulg.
1 lipca, 2012 at 10:31
Wolność zgromadzeń na terenach publicznych jest elementem wolności dysponowania sobą. W praktyce obecnie istotnym, bo terenów takich jest sporo, a powodów do organizowania zgromadzeń również sporo. Zgromadzenia są dość istotnym środkiem przeciwstawiania się władzy, która przeważnie ma tendencje do ograniczania wolności.
Ograniczenie wolności zgromadzeń na terenach publicznych oznacza więc nie tylko bezpośrednio ograniczenie wolności dysponowania sobą, ale i ograniczenie możliwości przeciwstawiania się innym ograniczeniom wolności.
Ja nie domagam się tu prawa do zgromadzeń na terenach prywatnych wbrew woli właściciela. Warto natomiast zauważyć, że pomysł posłów Solidarnej Polski daje przedstawicielowi gminy większą możliwość rozwiązania również zgromadzenia organizowanego na terenie prywatnym, ponieważ art. 12 ustawy dotyczy wszystkich zgromadzeń, a nie tylko zgromadzeń publicznych. W obecnym stanie prawnym przedstawiciel gminy może to zrobić tylko jeśli jego przebieg zagraża życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, lub gdy narusza przepisy Prawa o zgromadzeniach lub ustaw karnych. Po poprawce SP mógłby to zrobić również wtedy, gdy przebieg zgromadzenia naruszałby przepisy prawa miejscowego dotyczące „moralności publicznej” czy „porządku publicznego”.
Ten pomysł nie jest rozbijaniem centralnej władzy na mniejsze części, jak np. pomysł autonomii Śląska. Ten pomysł jest dodaniem do istniejącego zamordyzmu centralnej władzy możliwości dodatkowego zamordyzmu władzy lokalnej (mającej zresztą umocowanie centralne).
Zdaję sobie sprawę, że w społeczeństwie anarchii własności prywatnej („anarchokapitalistycznym”) mogłoby istnieć w praktyce więcej ograniczeń na zgromadzanie się, bo np. większość właścicieli ulic czy placów nie zgadzałaby się na zgromadzenia lub żądałaby za nie dodatkowych opłat. Ale to wynikałoby z wolności właścicieli, a nie z tyranii władzy. Należy tu przy tym zaznaczyć, że takie zasady takiego społeczeństwa nie wykluczają istnienia dostępnych publicznie terenów wspólnych i że prywatna własność ulic czy placów musiałaby być zgodna z wolnościowymi zasadami nabywania własności. Prywatyzacja dotychczasowych terenów publicznych wbrew woli ich dotychczasowych użytkowników byłaby niezgodna z tymi zasadami, bo z punktu widzenia libertarianizmu są one wspólną własnością tych użytkowników.
Wprowadzania przez gminy dodatkowych ograniczeń na wolność zgromadzania się (tu nie ma uszczuplania omnipotencji centralnego ośrodka władzy! – istniejące centralne ograniczenia zostają) nie można porównywać do wprowadzania ulg podatkowych. Ulgi podatkowe zmniejszają podatki przynajmniej niektórym ludziom, więc wolność jest tu zwiększana. Dodatkowe ograniczenia na wolność zgromadzania się zmniejszają tę wolność, więc idą w przeciwnym kierunku.
1 lipca, 2012 at 23:40
„Ten pomysł nie jest rozbijaniem centralnej władzy na mniejsze części, jak np. pomysł autonomii Śląska. Ten pomysł jest dodaniem do istniejącego zamordyzmu centralnej władzy możliwości dodatkowego zamordyzmu władzy lokalnej (mającej zresztą umocowanie centralne).”
Ale ten dodatkowy zamordyzm władzy lokalnej można skierować przeciw zamordyzmowi władzy centralnej. Taki jest zresztą zamiar Solidarnej Polski, jako partii opozycyjnej (powiedzmy z dużym przymrużeniem oka), by w gminach, w których akurat wygrały partie opozycyjne, mogły przeciwstawiać się programowi centrum. I puszczać „swoich”, a blokować „nieswoich”. Czyli jeśli gdzieś w Warszawie puszczanoby demonstracje „postępowe” i blokowano te kontrmanifestacje „zaściankowe”, to akurat tam gdzie władza byłaby po stronie zaściankowców, mogliby oni się wyłamać i postępować odwrotnie.
Skoro taką decyzję mają obrzeża, to nie może mieć jej jednocześnie centrum. A to, że obrzeża też są zamordystyczne, tylko na inny sposób to inna kwestia, w tym wypadku nieistotna. Pisze Pan o centralnym umocowaniu lokalnej władzy, ale przy takim założeniu, nic nie będzie koszerne dla wolnościowców.
W końcu projekty Free State (na przykład New Hampshire) też opierają się na przejmowaniu samorządów, które także mogą być zamordystyczne. I jest to wykorzystanie zamordyzmu lokalnego i zwrócenie go przeciw zamordyzmowi centralistów.
Wspomniana autonomia Śląska też może skutkować lokalnie większym zamordyzmem przecież, a mimo tego, Pan popiera dążenia do niej, prawda?
Więc jedyną poważną wadą, jest chyba tylko to:
„Warto natomiast zauważyć, że pomysł posłów Solidarnej Polski daje przedstawicielowi gminy większą możliwość rozwiązania również zgromadzenia organizowanego na terenie prywatnym, ponieważ art. 12 ustawy dotyczy wszystkich zgromadzeń, a nie tylko zgromadzeń publicznych.”
2 lipca, 2012 at 08:16
„Ale ten dodatkowy zamordyzm władzy lokalnej można skierować przeciw zamordyzmowi władzy centralnej.”
W jaki sposób? Według tego projektu gminy nie mogą przecież uchylać ograniczeń, które już istnieją w ustawach, mogą jedynie dodawać nowe. To działa tylko w jedną stronę.
To nie jest tak, że projekt chce przenieść jakieś uprawnienia, które istnieją obecnie na poziomie centralnym, na poziom gmin. On chce po prostu nadać gminom dodatkowe uprawnienia, działające tylko i wyłącznie w stronę ograniczania wolności.
To jest sytuacja podobna, jakby gminom przyznać prawo do nakładania nowego podatku, przy zachowaniu wszystkich dotychczasowych podatków.
„Skoro taką decyzję mają obrzeża, to nie może mieć jej jednocześnie centrum.”
To nie jest prawda. Przyznanie gminom takich uprawnień wcale nie wyklucza możliwości zapisania określonych ograniczeń wolności zgromadzeń ze względu na np. „moralność publiczną”, „porządek publiczny”, „zdrowie” czy „ochronę środowiska” bezpośrednio w jakichś innych ustawach centralnych. Nie uchyla również żadnych innych istniejących ograniczeń wolności zgromadzeń zapisanych już w ustawach.
„Wspomniana autonomia Śląska też może skutkować lokalnie większym zamordyzmem przecież, a mimo tego, Pan popiera dążenia do niej, prawda?”
Idea autonomii Śląska czy ogólnie regionów polega na tym, żeby władzom lokalnym przekazać część dotychczasowych uprawnień władz centralnych. To teoretycznie może skutkować większym zamordyzmem (np. władze regionu mogą nałożyć wyższe podatki niż nakładały je władze centralne), ale może działać też w drugą stronę (np. władze regionu mogą nałożyć niższe podatki). Jeśli autonomicznych regionów będzie więcej, jest szansa, że przynajmniej w części z nich będzie większa wolność niż dotychczas i osoby jej pożądające będą mogły się tam przenieść stosunkowo małym kosztem (bo blisko i ten sam język). Ponadto władzę, która jest „bliżej” łatwiej kontrolować.
Natomiast projekt, o którym tu mowa polega nie na przekazaniu władzom lokalnym jakichś uprawnień władz centralnych, ale na nadaniu im nowych uprawnień, które w dodatku będzie można wykorzystywać jedynie w celu ograniczania wolności, a nie jej powiększania.
2 lipca, 2012 at 12:48
„W jaki sposób? Według tego projektu gminy nie mogą przecież uchylać ograniczeń, które już istnieją w ustawach, mogą jedynie dodawać nowe. To działa tylko w jedną stronę.”
No właśnie w taki sposób, jaki opisałem powyżej. Jeśli w jakiejś gminie zwyciężyłaby opcja bardziej liberalna, która na przykład zdecydowałaby się na politykę, polegającą na wydawaniu kasy jedynie na przedsięwzięcia, które służą każdemu – na przykład remont infrastruktury, kosztem zamknięcia domu kultury z którego korzystają nieliczni. I pojawia się protest, że brutalni liberałowie walczą z kulturą i trzeba robić demonstrację, by wymusić na nich, aby przestali się wygłupiać z łataniem tych dziur w drogach, a świetlice środowiskowe za tę kasę otwierali, a następnie marsze zapowiadają opcje zarówno popierające jak i przeciwne tym liberałom, to ci mogą zablokować swoją lokalną opozycję, a puścić swoich zwolenników. I odnieść propagandowy sukces – a propaganda w jakimś stopniu jednak działa, co może przyczynić się do przedłużenia sprawowania władzy w tym terenie i kontynuacji takiej polityki w nim.
Władza centralna oczywiście może starać się z góry dalej wprowadzać jakieś obostrzenia albo narzucać programy afirmacyjne, ale sama decyzja, aby kogoś puścić, a kogoś nie, należy do władzy lokalnej, która może się powołać na specyfikę otoczenia i zablokować ludzi podzielających zdanie władzy centralnej, jeśli uzna, że byłoby to niebezpieczne.
2 lipca, 2012 at 15:44
Wiesz, dla mnie to już jest dialektyka.
Zakaz demonstracji przeciwko bardziej liberalnej polityce gminy nie jest wolnościowy, podobnie jak nie jest wolnościowy zakaz demonstracji faszystów czy komunistów, cenzura prasy i książek propagujących poglądy nieliberalne, zakazywanie działalności nieliberalnych organizacji, zakazywanie sprzedaży koszulek z Che Guevarą, zakazywanie budowy meczetów i kościołów, w których atakuje się liberalizm i tak dalej.
Taki zakaz jest antywolnościowy.
Bo wolność realizuje się w praktyce, a środki nie mogą być sprzeczne z celami.
BTW – polityka polegająca na wydawaniu tych samych pochodzących z podatków środków na infrastrukturę zamiast na dom kultury wcale nie jest bardziej liberalna. Jest tak samo etatystyczna – ani mniej, ani bardziej. Może być co najwyżej uważana za bardziej sprawiedliwą z punktu widzenia równego traktowania podatników, no ale niewykluczone, że duża część podatników, których to w ogóle obchodzi, ma tu inne zdanie i woli mieć dom kultury, do którego nie chodzą (ale którym mogą się pochwalić tak jak Polacy Stadionem Narodowym) zamiast naprawy paru dróg, które i tak za parę lat wrócą do poprzedniego stanu. A jeśli tak jest, to taka sprawiedliwość staje się dodatkową niesprawiedliwością.
2 lipca, 2012 at 16:34
„Bo wolność realizuje się w praktyce, a środki nie mogą być sprzeczne z celami.”
No więc jeśli uznamy, że tak faktycznie jest, to libertarianie nie powinni w ogóle zastanawiać się nad swoją polityczną reprezentacją, politykami w stylu Rona Paula czy partiami, jak LP, uczestniczeniu w życiu politycznym na obecnych zasadach, bo środki są już na starcie sprzeczne z celami.
„BTW – polityka polegająca na wydawaniu tych samych pochodzących z podatków środków na infrastrukturę zamiast na dom kultury wcale nie jest bardziej liberalna. Jest tak samo etatystyczna – ani mniej, ani bardziej. Może być co najwyżej uważana za bardziej sprawiedliwą z punktu widzenia równego traktowania podatników, no ale niewykluczone, że duża część podatników, których to w ogóle obchodzi, ma tu inne zdanie i woli mieć dom kultury, do którego nie chodzą (ale którym mogą się pochwalić tak jak Polacy Stadionem Narodowym) zamiast naprawy paru dróg, które i tak za parę lat wrócą do poprzedniego stanu. A jeśli tak jest, to taka sprawiedliwość staje się dodatkową niesprawiedliwością.”
Jak zwał, tak zwał – jeśli taka władza lokalna rozprowadzałaby przymusowe podatki właśnie na sprawy takie jak drogi i ich utrzymanie (np. odśnieżanie), wały przeciwpowodziowe, etc, a do tego podchodziła elastycznie do kwestii miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, nie czepiając się zbytnio tego, że na przykład ktoś stawia na swojej działce drewnianą szopę, to na nasze warunki nazwałbym ją liberalną.
I jeśli ktoś chciałby maszerować w pochodzie, protestując przeciw samowolkom budowlanym i zbytniej wyrozumiałości wobec takich osobników rządzących gminą, albo ludziom, którzy stawiają sobie 'gargamele’ i władzy, która przez to pozwala na naruszenie ich uczuć estetycznych, to uznałbym go za zamordystę i w zasadzie miał gdzieś, że taka władza zablokowała jego pochód.
Może dlatego, że skoro nie da się obecnie odejść od zamordyzmu w działaniu, to można przynajmniej go skierować przeciwko zamordystom w treści – ludziom, którzy mają zamordystyczne postulaty, ale nie mogą ich aktualnie zrealizować, bo na przykład ich reprezentant przegrał jakimś fuksem wybory.
Więc w tych wpisach chodziło mi o zaznaczenie, że nie wszystko zawiera się w normach prawnych i instytucjonalnych uprawnieniach – ale trochę też jednak zależy od konkretnych jednostek, ich interpretacji i osobistych decyzji na co wyrażają zgodę, a na co nie. I takie narzędzie jak zgody na zgromadzenia dane lokalsom, w określonych warunkach, mogą podziałać pozytywnie – nie zgadzając się na marsze ludzi wpierdalających się w cudze życie i niwecząc społecznościową legitymację takiej postawy, jako dopuszczalnej, wyrażonej legalną demonstracją.
2 lipca, 2012 at 17:30
No więc różnica między nami jest zasadnicza.
Dla mnie zakazywanie głoszenia zamordystycznych poglądów nie jest walką z zamordyzmem, a przeciwnie – zamordyzmem właśnie. Bo same w sobie głoszenie nawet najbardziej zamordystycznych poglądów nie ogranicza nikomu wolności.
Po drugie, danie komuś władzy cenzurowania w postaci np. zakazywania czy rozwiązywania zgromadzeń w nadziei na to, że władza ta zostanie użyta akurat do tłumienia wyrażania poglądów zamordystycznych jest złudzeniem. Bo w większości ci, którzy rządzą są właśnie mniejszymi lub większymi zamordystami. Wolnościowcy rzadko dochodzą do władzy, nawet lokalnie.
Więc znacznie większe prawdopodobieństwo jest takie, że to właśnie zamordyści będą cenzurować przeciwników zamordyzmu, niż odwrotnie. W każdym razie lepiej nie ryzykować.
A przyjęcie poglądu, że dobre jest danie władzy – choćby lokalnej – uprawnień do ograniczania wolności, bo może ona ograniczyć wolność tym, którzy nie mają wolnościowych poglądów prowadzi logicznie do wniosku, że dobre jest np. przyznanie wójtowi uprawnień do wieszania ludzi za poglądy, które uzna za niesłuszne. Bo przecież liberalny wójt mógłby wtedy powywieszać przeciwników liberalizmu i nikt już nie stałby na przeszkodzie wolności w gminie. Wieszanie jest wszak znacznie skuteczniejsze od „niweczenia społecznościowej legitymacji”, które jest raczej iluzoryczne: komuniści zakazywali wszelkich zgromadzeń nie będących im po linii i jakoś nie odebrali niekomunistycznym poglądom legitymacji w społeczeństwie. A jeśli nie wieszanie, to może przynajmniej konfiskata majątku, albo dodatkowy podatek?
2 lipca, 2012 at 18:58
Tak, różnica istnieje, głównie dlatego, że mierzi mnie idealizm, jeśli jest nieskuteczny i nic nie daje.
Wolnościowcy chcą wpływu na świat. Taki wpływ nazywa się władzą. Władza z samej swojej natury jest zamordystyczna. Żeby wywalczyć sobie możliwość wpływania na świat trzeba pokonać aktualnych posiadaczy tego przywileju.
Metody walki należy wybrać po zdaniu sobie sprawy ze swojego położenia. Ponieważ wolnościowcy są słabi – powinni wybrać polityczny ekwiwalent jujitsu lub judo.
za wiki:
„Filozofia judo stworzona przez prof. dr Kano opiera się głównie na kilku zasadach:
1. Czynić tak, aby było jak najbardziej efektywne współdziałanie ciała i umysłu.
2. JU – Ustępować, aby zwyciężyć (inaczej: jeśli ktoś cię pcha, to go pociągnij; jeżeli cię ciągnie, to go pchnij).
3. Serioku Zeno – Maksimum skuteczności przy minimum wysiłku.
4. Jita Kjioei – Przez czynienie sobie dobra nawzajem do dobra ogólnego.
5. Doskonalić samego siebie.”
Wg mnie, najistotniejszy jest tu drugi punkt. Politycznym odpowiednikiem pchania i ciągnięcia jest przymus i zamordyzm. Non stop nas ktoś ciągnie i popycha, a jedyne co robią libertarianie, to narzekają, że to pchanie i ciągnięcie jest tutaj obecne, a nie powinno być. Czy od tego narzekania pchania i ciągnięcia ubędzie? Nie zapowiada się na to.
Więc ja proponuję według drugiego punktu ustąpić zamordystom i wykorzystać ich zamordyzm przeciw nim samym. Skoro pchają – pociągnijmy. Nie ma niczego bardziej wychowawczego niż zwalczenie kogoś jego własną bronią, co uświadomi mu, że jej stosowanie jest złe. Odwoływanie się do empatii zamordystów jest głupie.
„Po drugie, danie komuś władzy cenzurowania w postaci np. zakazywania czy rozwiązywania zgromadzeń w nadziei na to, że władza ta zostanie użyta akurat do tłumienia wyrażania poglądów zamordystycznych jest złudzeniem. Bo w większości ci, którzy rządzą są właśnie mniejszymi lub większymi zamordystami. Wolnościowcy rzadko dochodzą do władzy, nawet lokalnie.”
A może rzadko dochodzą do władzy, nawet lokalnie, bo uwierzyli, że środki powinny być zgodne z celami?
„A przyjęcie poglądu, że dobre jest danie władzy – choćby lokalnej – uprawnień do ograniczania wolności, bo może ona ograniczyć wolność tym, którzy nie mają wolnościowych poglądów prowadzi logicznie do wniosku, że dobre jest np. przyznanie wójtowi uprawnień do wieszania ludzi za poglądy, które uzna za niesłuszne. Bo przecież liberalny wójt mógłby wtedy powywieszać przeciwników liberalizmu i nikt już nie stałby na przeszkodzie wolności w gminie. Wieszanie jest wszak znacznie skuteczniejsze od „niweczenia społecznościowej legitymacji”, które jest raczej iluzoryczne: komuniści zakazywali wszelkich zgromadzeń nie będących im po linii i jakoś nie odebrali niekomunistycznym poglądom legitymacji w społeczeństwie. A jeśli nie wieszanie, to może przynajmniej konfiskata majątku, albo dodatkowy podatek?”
Żeby było jasne – nie jestem zwolennikiem eskalowania stopnia zamordyzmu. Tak jak porządny judoka nie zamierzam prowokować pchania czy ciągnięcia, by potem odpowiednio na nie reagować i wywrócić rywala. Jeśli takowe nie występuje – to dobrze. Ale jeśli już jest obecne, to należy się z tym pogodzić i wykorzystać na swoją korzyść, a nie udawać, że go nie ma, bo powinno go nie być.
A co do opisanej sytuacji, to jak sądzę, gdyby wójtowie dostali takie uprawnienia i chcieli z nich korzystać, sytuacja szybko by się wyklarowała – gminy by się spolaryzowały – jedne byłyby socjaldemokratyczne, inne liberalne, jeszcze inne konserwatywne. W zasadzie wolna ręka dla gminy w takim stopniu jaki Pan opisuje, oznaczałaby po prostu ich autonomię. I można byłoby to wykorzystać do swojego celu – dużo łatwiej byłoby przeprowadzić projekt Wolna Gmina, gdzie wolnościowcy by się przeprowadzili, wybrali wolnościowego wójta i przepłoszyli niewolnościowców.
Więc jakaś metoda to jest, tyle że raczej poparcia społecznego dla niej Pan nie znajdzie. 🙂
A co do legitymowania różnych poglądów – sporo żyje wokół nas legalistów. Jeśli władza uzna pochody jakichś ludzi za legalne, legaliści ich pogląd zaakceptują. Jeśli nie – nie zaakceptują. A komunistom nie wyszło to, o czym Pan mówi, z tej prostej przyczyny, że nie wszyscy w społeczeństwie byli legalistami, zatem nie u wszystkich decyzja władzy i jej prawo były samodzielnymi źródłami legitymacji.
2 lipca, 2012 at 19:27
Panie Jacku – podatek od poglądów etatystycznych. Jest Pan genialny. <3
W sumie nie powinno im przeszkadzać. Przecież podatki są dla nich fajne, prawda? "Lubisz to, dziwko".
2 lipca, 2012 at 22:00
Problem polega na tym – napiszę to jeszcze raz – że osoby będące przy władzy „z natury” są etatystami. Przynajmniej w większości.
Więc jest znacznie większe prawdopodobieństwo, że danie im większych uprawnień do ograniczania wolności zaowocuje ograniczaniem wolności nie etatystom, ale właśnie osobom domagającym się większej wolności. Bo protest np. taksówkarzy domagających się zachowania licencji na swój zawód jest zbieżny z interesami władzy, która te licencje wydaje. Bo wtedy władza jest potrzebna i może zarobić. Za to manifestacja przeciwników licencji z interesami władzy nie jest zbieżna.
To po pierwsze. Po drugie – nawet gdyby była szansa, że trafi się akurat władza „liberalna”, to ja nie widzę żadnej korzyści w tym, że będzie ona zakazywać demonstracji osób o poglądach nieliberalnych. Od takiego zakazywania wolność mi, ani nikomu innemu, się nie zwiększy. Co więcej, co do wydźwięku propagandowego zakazów dla zgromadzeń osób o poglądach nieliberalnych – uważam, że byłby on bardzo zły dla idei wolności. Bo wtedy łatwo można przedstawić to jako dowód, że tak naprawdę liberałowie to zamordyści, a więc wszystko, co oni głoszą jest złe.
Natomiast jeśli trafi się władza nieliberalna (na co zresztą tak jak napisałem wyżej jest znacznie większa szansa), to wolność mi się wtedy zmniejszy. Ba, może się nawet trafić władza zasadniczo w większości „liberalna”, ale nieliberalna akurat w kwestiach, które są dla mnie istotne czy po prostu w kwestii samego demonstrowania – ktoś w rodzaju JKM, który kandydując na prezydenta Warszawy wprost zapowiadał, że po pierwsze nie dopuści do manifestacji naruszających „obyczajowość publiczną”, a po drugie każe płacić „dzienne stawki” wszelkim manifestacjom, które miałyby „tamować ruch”.
W ograniczeniach wolności (nie mówię tu o przymusie stosowanym w obronie) nie ma nic, co mogłoby się tej wolności przysłużyć. Nadanie władzy gminnej większych uprawnień do ograniczania wolności wcale nie zwiększy tej wolności, ale zmniejszy. Jeśli zwolennicy wolności mają gdzieś w jakiejś gminie większość, to mogą zrealizować tę wolność tylko przez uprawnienia do zwiększania tej wolności (np. do zmniejszania podatków, zwiększania swobody działalności gospodarczej, zwiększania swobody budowania domów itd.). A jeśli nie mają, to uprawnienia władzy do ograniczania wolności zostaną skierowane przeciwko nim.
Jakoś nie mam ochoty dostać podatku od poglądów libertariańskich tylko dlatego, żeby istniała możliwość, że ktoś dostanie podatek od poglądów etatystycznych…