Państwo grup interesu
Sejm uchwalił wczoraj nowelizację prawa farmaceutycznego prowadzącą do ograniczenia liczby aptek – nowe zezwolenia na prowadzenie aptek będą mogli uzyskiwać tylko farmaceuci lub ich spółki posiadający mniej niż cztery apteki, a odległość między aptekami wynosić ma co najmniej kilometr, lub pół kilometra w przypadku, gdy na jedną aptekę w gminie przypada co najmniej 3000 osób. Czyli kolejki będą większe, nieregulowane ceny leków wyższe, a chorzy ludzie chcący szybko kupić trudno dostępny lek będą musieli nachodzić lub najeździć się więcej. Lobby aptekarzy na pewno będzie zadowolone, my wszyscy jako potencjalni konsumenci leków mniej.
I tak właśnie działa demokracja przedstawicielska – mniejszościowe grupy interesu mają w niej do powiedzenia więcej niż większość i mogą ją przy pomocy państwa wyzyskiwać. Bo przeciętny członek grupy interesu ma na regulacji takiej jak ta więcej do zyskania niż przeciętny obywatel do stracenia. I opłaca się mu poświęcić więcej czasu i środków na przekonywanie „przedstawicieli Narodu” na rzecz takiej regulacji niż przeciętnemu obywatelowi przeciwko.
Trudniej jest im w parlamencie bardziej podzielonym – bo trzeba przekonać różne, często skłócone ze sobą frakcje. Łatwiej w parlamencie, gdzie jedna partia, w dodatku o charakterze wodzowskim, ma większość. Tu trzeba tylko przekonać szefostwo tej partii. Dlatego pomysł na „apteki tylko dla aptekarzy” mimo iż forsowany od wielu lat, został przegłosowany dopiero teraz, za rządów PiS. Podobnie jak inne antywolnościowe pomysły, takie jak cenzura Internetu w celu walki z nielegalnym hazardem czy ziemia rolna tylko dla rolników. W kolejce czekają już kolejne, takie jak ograniczenie handlu w niedziele czy ustawa o stałej cenie książki.
Problemem jest nie tyle to, że rządzi PiS, ile to, że partia ta ma (wraz ze swoimi przystawkami z tej samej listy wyborczej) bezwzględną większość w Sejmie, a charakter tej partii jest wodzowski – posłowie „przyklepują” tylko to, co każe im przegłosować kierownictwo. Efekt ordynacji pseudoproporcjonalnej z progami.
Ale mechanizm ten działa w każdej demokracji przedstawicielskiej. W dyktaturze też. Najsłabiej działa w demokracji bezpośredniej – instytucja „weta ludowego” (możliwość odrzucenia uchwalonej ustawy w referendum, oczywiście bez progu frekwencji) bardzo by się tu przydała. Podobnie jak decentralizacja – gdyby takie regulacje jak ta dotycząca rynku aptek zapadały na poziomie oddolnie tworzonej gminy, wielu ludzi miałoby szanse kupować tańsze leki w mniejszych kolejkach w gminie sąsiedniej, w której i tak często bywają, a właściciele „regulowanych” aptek poddani byliby większej presji ze strony konkurencji. A w ostateczności mieszkańcy wsi czy osiedla mogliby przyłączyć się do tej sąsiedniej gminy.
Skoro już musi być państwo, to niech będzie maksymalnie demokratyczne i zdecentralizowane. Wtedy grupy interesu w najmniejszym stopniu będą mogły nas wyzyskiwać.