Ci obrzydliwi leseferyści z PKP
Znany reżyser, poseł Kazimierz Kutz pokazał, że nieobce jest mu słówko „leseferyzm”. Użył go mianowicie w swoim felietonie. Szkoda tylko, że przed użyciem nie pofatygował się sprawdzić jego znaczenia. Bo trudno inaczej wytłumaczyć fakt nazwania „pomnikiem leseferyzmu”… katowickiego dworca kolejowego. Budowli wybudowanej w PRL, za państwowe pieniądze, a teraz stanowiącej niszczejącą własność państwowej, działającej w warunkach praktycznego monopolu spółki, jaką jest PKP S.A.
Co wspólnego katowicki dworzec ma z poglądem, według którego państwo powinno zostać ograniczone do roli „nocnego stróża” ograniczającego się do pilnowania reguł swobody gospodarowania i własności prywatnej i pozwalającego działać (laissez faire) prywatnej inicjatywie? Pozostaje to tajemnicą poselskiego umysłu. Chyba, że słowo „leseferyzm” w ustach posła Kutza (wybranego do Sejmu z listy partii kojarzonej powszechnie z liberalizmem i wolnym rynkiem – PO) jest po prostu zwykłą obelgą, na co może wskazywać zestawienie go w felietonie z „bezradnością” i „umysłowym bezhołowiem”. Czyżby w środowisku, w jakim obraca się Najwybitniejszy Żyjący Ślązak (zdaniem czytelników „Gazety Wyborczej”) domaganie się zminimalizowania roli państwa w gospodarce było rzeczą faktycznie obelżywą?
13 marca, 2009 at 10:25
Kutza pominę milczeniem. Powiedzmy, że jego uwiąd intelektualny to kwestia wieku (o ile miało co uwiędnąć).
Fascynuje mnie natomiast co innego: to powszechne przekonanie, że PO to partia liberalna i wolnorynkowa. Nie wiem, co Tusk i reszta musieliby zrobić, żeby stracić tę łatkę.