Kto dał narzędzie do ścigania bluźnierców?
Poseł Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Mieszkowski ponownie wystąpił z postulatem usunięcia z Kodeksu Karnego art. 196, przewidującego karę za obrażanie uczuć religijnych, czyli praktycznie za coś, co kiedyś nazywano (a i dziś w wielu krajach się nazywa) bluźnierstwem. W oparciu o ten artykuł od 2008 do 2018 roku policja stwierdziła 562 przestępstwa i wszczęła postępowania w 499 sprawach. Ale w tych samych latach prawomocnie skazano z niego tylko 81 osób (dane z Informatora Statystycznego Wymiaru Sprawiedliwości). Oznacza to, że ogromna większość ludzi, przeciwko którym wszczyna się lub kieruje do sądu postępowanie z tego artykułu, jest niewinna tego przestępstwa, a mimo to nękana przez policję i prokuraturę.
Czyli jest to przede wszystkim narzędzie, dzięki któremu religijni „wrażliwcy” mogą ponękać innych ludzi za wypowiedzi lub zachowania, które im się nie podobają, choćby nawet obiektywnie te wypowiedzi lub zachowania nie stanowiły obrazy uczuć religijnych w rozumieniu tego artykułu.
A jeśli stanowią, to czasami zdarza się, że sprawca zostaje skazany na karę pozbawienia wolności bez zawieszenia. Na tych 81 osób skazano tak 5. W tym cztery w latach 2016-2018 – prawie 14% skazanych wtedy „bluźnierców”.
Co świadczy o tym, że za rządów PiS traktuje się takie osoby ostrzej.
Ale przypomnę, komu ten przepis zawdzięczamy. Projekt kodeksu karnego z tym artykułem wniósł do Sejmu w 1995 r. rząd premiera Oleksego, uchwalono go w 1997 r. za premiera Cimoszewicza, a podpisał go prezydent Aleksander Kwaśniewski.
To Sejm z większością postkomunistycznej koalicji SLD-PSL (plus z 74 posłami z Unii Demokratycznej i 41 z Unii Pracy, najbardziej lewicowy Sejm III Rzeczypospolitej, szeroko rozumiana prawica miała tam tylko 38 posłów – 22 z KPN i 16 z BBWR) wprowadził taki przepis. We wcześniej obowiązującym kodeksie karnym go nie było. [Edit: jednak był, jak zwrócił uwagę Bartłomiej Kozłowski; ale nie wprowadziły go rządy prawicowe, tylko został odziedziczony razem z tym kodeksem po komunistach, którzy podobny przepis wprowadzili już dekretem Rady Państwa o ochronie wolności sumienia i wyznania w 1949 r.].
A kolejne Sejmy, w tym te, w których większość miała SLD z Unią Pracy i Platforma Obywatelska przy prezydencie Kwaśniewskim (2001-2005) oraz SLD, PO i Ruch Palikota przy prezydencie Komorowskim (2011-2015), nie usunęły tego przepisu.
Więc można powiedzieć, że w kwestii karania „bluźnierców” tak zwana lewica i tak zwani „liberałowie” w Polsce do tej pory w większości niczym nie różnili się od konserwatywnych katolików. I to oni dali prokuraturze dowodzonej przez Zbigniewa Ziobrę możliwość ścigania za na przykład plakaty Czarnej Madonny z tęczową aureolą.