Antykapitalistyczny Cristiano Ronaldo?
Lewicowy publicysta Łukasz Moll (ten sam, który zrezygnował z członkostwa w partii Razem po tym, jak oświadczył, że jest komunistą, a partia zapowiedziała w związku z tym postępowanie dyscyplinarne) uznał gest Cristiano Ronaldo, który podczas wywiadu odsunął od siebie butelki z Coca-Colą, za „rękę Mesjasza”, a jego samego za antykapitalistę. Bo według niego „sam gest odsunięcia poza kamerę sponsorowanych produktów na pewnym metapoziomie jest antykapitalistyczny”.
Tyle, że jest zupełnie odwrotnie. Istotą transakcji rynkowej (czyli czegoś, co komuniści uważają za jedną z istotnych cech kapitalizmu) jest jej dobrowolność. Nie ma obowiązku kupowania reklamowanych produktów. Producent przy pomocy reklam i innych akcji marketingowych stara się przekonać potencjalnych konsumentów do ich nabycia, a ci mogą jego ofertę przyjąć lub odrzucić. A zwykle – i w przypadku napojów tak jest – również skorzystać z produktu konkurenta.
Zachowanie polegające na odrzuceniu reklamowanego produktu jest więc w tak zwanym kapitalizmie normą, a nie zakwestionowaniem jego zasad. Nie jest gestem antykapitalistycznym, ale wręcz przeciwnie – gestem podkreślającym prawa uczestnika kapitalistycznego rynku.
Prawa, które niekoniecznie przysługują w tak zwanym socjalizmie. Pamiętam, że w późnym PRL można było dostać (jeśli ktoś nie dysponował dolarami albo nie jeździł za granicę) jedynie jeden gatunek kawy – Extra Selekt (wcześniej, za czasów gierkowskiego „dobrobytu”, były jeszcze Super, Wyborowa i Orient, wszystkie produkowała Poznańska Palarnia Kawy Astra). Nie trzeba było jej reklamować, bo w praktyce każdy, kto chciał pić kawę, był na nią skazany.
A Cristiano Ronaldo wart jest pochwały za inny gest – za to, że próbował uchronić wypracowane przez siebie dochody przed zaborczą ręką państwa, ukrywając je przed hiszpańskim fiskusem. Nie udało się, otrzymał za to karę. Ale przynajmniej pokazał, że nie zgadza się na to, by rząd zabierał mu to, co zarobił.