Posłowie na łasce marszałków z PiS
Poseł Grzegorz Braun z Konfederacji został za swoje słowa skierowane do ministra Niedzielskiego („Będziesz pan wisiał”) ukarany przez Prezydium Sejmu karą obniżenia uposażenia poselskiego o połowę oraz pozbawienia diety poselskiej przez pół roku. Czyli karą finansową w łącznej wysokości 62529 złotych i 90 groszy brutto (ponad 50 tysięcy złotych netto).
W tym przypadku decyzja o karze zapadła jednomyślnie (Konfederacja nie ma swojego wicemarszałka). Chciałbym jednak zauważyć, że taka decyzja może zapaść przy poparciu już trzech członków Prezydium, w tym marszałka Sejmu (przy równej liczbie głosów decyduje głos marszałka, zgodnie z art. 13, ust. 4 Regulaminu Sejmu). Czyli, w obecnej sytuacji, głosami samych członków PiS. Wystarczy, by wcześniej marszałek Sejmu wykluczył takiego posła za „uniemożliwianie prowadzenia obrad” po wcześniejszym dwukrotnym przywołaniu go do porządku. A jeśli nawet nie dojdzie do wykluczenia, to wystarczy samo takie przywołanie do porządku lub stwierdzenie przez marszałka, że „poseł naruszył powagę Sejmu”, by Prezydium mogło nałożyć karę podobną, tylko krótszą: obniżenia uposażenia poselskiego o połowę oraz pozbawienia diety poselskiej przez trzy miesiące.
Od decyzji Prezydium Sejmu przysługuje odwołanie – do tego samego organu.
Oznacza to, że marszałek i dwaj wicemarszałkowie Sejmu z PiS mogą bardzo łatwo nałożyć taką karę finansową na każdego posła, pod pretekstem naruszania przez niego powagi Sejmu (można za coś takiego uznać dowolną wypowiedź) lub uniemożliwiania obrad. Co za tym idzie, mają do dyspozycji istotny środek nacisku tak na posłów własnej partii, jak i na posłów opozycji lub niezależnych.
Co więcej, marszałek Sejmu może bardzo łatwo wykluczyć dowolnego posła z obrad w dowolnym momencie – na przykład przed głosowaniem. Tu też przysługuje jedynie odwołanie do Prezydium Sejmu.
Czyli w przypadku niepewnej większości parlamentarnej, partia rządząca ma furtkę do dyscyplinowania nieposłusznych posłów karami finansowymi i wykluczania przed głosowaniami tych, którzy tak zdyscyplinować się nie dają.
Oczywiście, gdyby posłowie byli finansowani bezpośrednio przez swoich wyborców, w formie crowdfundingu, a nie przez państwo, możliwości finansowego nacisku na nich ze strony rządzącej partii by nie było. Tym niemniej jest jak jest. Może wszyscy posłowie spoza partii rządzącej (mają wspólnie większość) powinni zamknąć tę furtkę, zanim ktoś zdecyduje się ją wykorzystać?