Polacy bez żółtych kamizelek
W 2018 roku we Francji wystarczyła podwyżka podatku od paliw mająca wynieść docelowo około 60 groszy od litra oleju napędowego i około 25 groszy od litra benzyny, oraz wzrost ceny oleju napędowego o niecałe 25% w ciągu roku – do około 6,30 zł – by prawie 300 tysięcy ludzi wyszło na ulice, wkładając żółte kamizelki.
W efekcie rząd wycofał się z planowanej na 2019 r. podwyżki podatku od paliw (ceny nieco spadły i dopiero dziś przebijają ówczesny pułap), obiecał zamrożenie taryf energii elektrycznej (faktycznie od 2019 r. ceny za kilowatogodzinę spadły ponad sześć centów), zwolnienie od podatków nadgodzin oraz premii rocznych, a także wzrost płacy minimalnej o 100 euro miesięcznie bez zwiększania kosztów dla pracodawców.
A protesty trwały i wygasły dopiero z nadejściem epidemii COVID-19.
W Polsce obecnie cena oleju napędowego i benzyny wzrosła w porównaniu do zeszłego roku już o ponad 30% i kosztują one już około 6 zł za litr. Przy czym Polak zarabia średnio około dwóch i pół raza mniej niż Francuz.
Inne dobra też zresztą drożeją i to te podstawowe.
Ale Polacy nie wychodzą z tego powodu na ulice, choć potrafią wyjść na przykład w protestach przeciwko zaostrzaniu prawa antyaborcyjnego, przeciwko ograniczeniom narzucanym z powodu epidemii czy dla zamanifestowania solidarności z Unią Europejską.
Pytanie – jeszcze, czy po prostu różnimy się czymś od Francuzów?