Imigranci Łukaszenki, czyli sztucznie stworzony problem
W ubiegłym roku Polska wydała najwięcej w UE pierwszych pozwoleń na pobyt cudzoziemców spoza Unii – 598047. Można uznać, że średnio 1634 imigrantów dziennie przez cały rok przyjeżdżało w celu przynajmniej czasowego osiedlenia się w Polsce.
W 2019 roku, przed epidemią, tych pozwoleń wydano jeszcze więcej, bo aż 724416, co przekłada się na ponad 1984 obcokrajowców średnio dziennie. W 2018 roku było ich 635335 (ponad 1740 dziennie). We wszystkich tych latach najwięcej w Unii.
Faktycznie liczba tych imigrantów była jeszcze wyższa, bo dochodzili jeszcze pracownicy krótkoterminowi przebywający na wizach czy studenci.
Nie powodowało to żadnego problemu i mało kto w ogóle to zauważał.
Teraz pod polską granicą koczuje kilka tysięcy migrantów, bo podobno gdyby pozwolić im napływać, to byłby problem. Mimo, iż w większości nawet nie chcą oni zostać w Polsce.
Według tego, co władze same podają, „w miesiącach wrzesień–październik 2021 r. Straż Graniczna zapobiegła ponad 23 tys. prób przekroczenia granicy państwowej wbrew obowiązującym przepisom”. Czyli było około 380 prób dziennie. Osób próbujących przedostać się w tym czasie przez granicę musiało być jednak najprawdopodobniej mniej – musieli próbować przedostać się kilkakrotnie – bo liczba tych zgromadzonych po drugiej stronie granicy nie wynosi aż 23 tysiące.
Przypominam, imigranci w liczbie nawet prawie 2000 dziennie, chcący zostać w Polsce, nie byli problemem. Imigranci w liczbie kilkudziesięciu-kilkuset dziennie, chcący w większości przez Polskę tylko przejechać, podobno nim są.
Bo chcą się przedostawać nielegalnie? Ale uznano, że lepiej zaostrzyć konflikt, doprowadzić do realnego zagrożenia bezpieczeństwa na granicy, zaangażować duże zasoby ludzkie i finansowe – niż zaoferować im systemową możliwość legalnego wjazdu do Polski czy przejazdu przez nią.
Albo jest to działanie irracjonalne, albo z jakichś powodów podsycanie tego konfliktu polskim władzom się opłaca.