Facebook prawem, nie towarem?
Konfederacji, której profil został usunięty z Facebooka za – jak głosi oświadczenie korporacji Meta – naruszanie jego zasad dotyczących mowy nienawiści i dezinformacji, nie wystarcza skierowanie sporu (w którym niewykluczone, że ma rację) do sądu. Jej politycy domagają się ponadto, by z serwisów społecznościowych nie wolno było usuwać profili organizacji politycznych, o ile nie zostanie to nakazane prawomocnym wyrokiem sądu, pod karą do 50 milionów złotych dla ich właścicieli.
To mniej więcej tak, jakby ochronie knajp czy sklepów nie było wolno wyprowadzać klientów naruszających – zdaniem ich właścicieli czy menedżerów – zasady zachowania się w tych miejscach, jeśli ci klienci są politykami. Chyba, że wcześniej tak orzekłby sąd.
Albo jak w przypadku lokatorów wynajmujących mieszkania, których nie wolno legalnie wyrzucić bez prawomocnego wyroku orzekającego eksmisję. Ale właścicielom mieszkań nie grożą aż tak wysokie kary, no i zakaz eksmisji bez wyroku sądu dotyczy wszystkich, a nie jedynie polityków.
Organizacje polityczne wg Konfederacji powinny stać się świętymi krowami, dla których profile w prywatnych serwisach społecznościowych – tworzone przy wykorzystaniu prywatnej infrastruktury kupionej za prywatne pieniądze innych ludzi – mają być do pewnego stopnia prawem, a nie towarem. Za który zresztą obecnie nie muszą i tak nic płacić.
W przeciwieństwie do takich jak ja – w przypadku wejścia w życie projektu Konfederacji moją stronę Facebook nadal będzie mógł usunąć bez wyroku sądu, bo nie jestem partią, komitetem wyborczym, kołem poselskim, tylko zwykłym człowiekiem wyrażającym poglądy na tematy polityczne.
To tyle, jeśli chodzi o poszanowanie własności prywatnej i swobodę prowadzenia działalności gospodarczej, których podobno politycy Konfederacji są zwolennikami. Gdy w grę wchodzi interes partii – idee odstawiane są do kąta.