Djokovic i inni „nielegalni”
Najlepszy tenisista świata, Novak Djokovic, będzie deportowany z Australii, gdzie przyjechał na turniej Australian Open. Bo może stanowić zagrożenie dla „zdrowia, bezpieczeństwa lub porządku społeczeństwa australijskiego”.
Nie dlatego, że jest zakażony koronawirusem czy nawet dlatego, że może się nim łatwiej zakazić wskutek braku zaszczepienia.
Dlatego, że – jak powiedział australijski premier – jego obecność w Australii może rozniecić nastroje antyszczepionkowe.
Czyli nawet nie z powodu głoszonych przez siebie poglądów, ale z powodu takiego, a nie innego postrzegania go przez niektórych ludzi, co z kolei odbierane jest przez państwo za potencjalne zagrożenie dla jego celów.
Przypadek Djokovica jest głośny, ale oczywiście nie jedyny. Bo normalną, niekwestionowaną prerogatywą i praktyką państw jest wyrzucanie lub niewpuszczanie na rządzone przez nie terytoria ludzi, których obecność uznają za niepożądaną z różnych przyczyn. Czasami są to ich poglądy lub działalność – i nie musi chodzić tu wcale o działalność przestępczą. Częściej pochodzenie, stan majątkowy – biednych kandydatów na imigrantów mniej chętnie się wpuszcza – czy po prostu chęć ograniczenia liczby nowo osiedlających się na terenie danego państwa ludzi.
Przypuszczam, że wielu z tych, którym nie podoba się teraz deportacja Djokovica z Australii, popierało wcześniej Executive Order 13780 wydany przez prezydenta Trumpa i popiera jak największe zamknięcie granic Polski i całej Europy przed imigrantami z Azji i Afryki. Ale jeśli akceptuje się zasadę, że państwo może nie wpuścić na rządzone przez siebie terytorium nie tylko agresora czy kogoś, kto stanowi bezpośrednie zagrożenie dla czyjegoś życia, wolności lub własności, ale każdego, kto mu się nie podoba, to trzeba zaakceptować to, że może za chwilę na całym świecie osoby krytyczne wobec obecnej polityki szczepień przeciwko COVID-19 – czy jakimkolwiek innym pomysłom rządów – nie będą nigdzie przepuszczane przez granice.
Z drugiej strony przypuszczam, że wielu z tych, którzy głoszą hasło „żaden człowiek nie jest nielegalny” w kontekście uchodźców i migrantów ekonomicznych próbujących przedostawać się przez granicę polsko-białoruską i ogólnie granice Unii Europejskiej, przyklaskuje deportacji Djokovica albo przynajmniej jej się nie sprzeciwia. Bo nie lubią „antyszczepionkowców” i bogaczy. Ale jeśli akceptuje się zasadę, że państwo może nie wpuścić na rządzone przez siebie terytorium każdego, kto mu się nie podoba – na przykład takiego Djokovica – to trzeba zaakceptować to, że może za chwilę bogate państwa zaostrzą kryteria wpuszczania imigrantów z biednych krajów (tak przy okazji – ilu z nich może pokazać dokumenty potwierdzające szczepienie czy negatywne wyniki testów?), albo niemal całkowicie zamkną przed nimi granice.
Jeżeli nie chce się, by zamykano granice przed takimi jak Djokovic – albo jeżeli nie chce się, by zamykano granice przed uchodźcami czy biedakami pokojowo migrującymi z przyczyn ekonomicznych – trzeba sprzeciwić się samej tej zasadzie. Na przykład przyjmując libertariańskie stanowisko, że przemocą można powstrzymywać jedynie kogoś, kto bezpośrednio zagraża czyjemuś życiu, wolności lub własności. I domagając się przyjęcia go od rządów.
Novak Djokovic powinien mieć takie samo prawo wjazdu do Australii czy gdziekolwiek indziej, jak pokojowo zachowujący się imigranci z Iraku, Afganistanu czy Jemenu do Polski – czy gdziekolwiek indziej.