Apolityczny elektorat Platformy

Po wygranej Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich pojawiły się liczne komentarze, że teraz dla rządzącej Platformy Obywatelskiej nadchodzi czas rozliczania obietnic, bo wzięła całą władzę i nie będzie mogła wymawiać się tym, że ktoś jej przeszkadza. W tym duchu wypowiadali się np. Bartosz Arłukowicz („od dzisiaj Platforma ponosi pełną odpowiedzialność za to, co się dzieje w Polsce”), Ryszard Czarnecki („już nikt z Platformy nie będzie mógł wciskać kitu, że Tusk dobrze chce, ale prezydent z PiS blokuje wetem reformy”), Zbigniew Kuźmiuk („dłużej kłamać się już nie da i trzeba będzie stanąć w prawdzie przed Polakami”) czy Paweł Lisicki („pierwszy raz PO nie będzie mogła uciekać się do wymówek, tłumacząc swoje zaniechania”). Na Facebooku powstała grupa „Platformo zapierdalaj” wzywająca do realizowania reform, bo „jak teraz dasz ciała to spuszczamy cię na bambus”.
Pozornie może to tak wyglądać. Jednak PO rządzi już dwa i pół roku i nie próbowała nawet realizować większości obietnic. Skoro nie przeszkodziło to jej kandydatowi w wygraniu wyborów (i raczej nie był on o te obietnice w kampanii wyborczej pytany), to niby dlaczego przejmować się ich realizacją? Politycy Platformy dostali jasny sygnał, że ich wyborcy (a przynajmniej znaczna ich część) zagłosują na nich bez względu na to, czy są realizowane jakiekolwiek reformy, obietnice i czy w ogóle rząd cokolwiek pozytywnego robi. Sądzę zresztą, że i wcześniej byli tego dobrze świadomi.
Platforma wie (co moim zdaniem umyka wielu komentatorom sceny politycznej), że znaczną część jej najwierniejszego, „najtwardszego” elektoratu stanowią ludzie (tak – zwykle młodzi, wykształceni, z wielkich miast) w zasadzie apolityczni – mało interesujący się polityką i generalnie nie mający złudzeń co do klasy politycznej jako takiej. Takich ludzi nie interesują afery i korupcja („bo wszyscy kradną”), nierealizowanie obietnic przed- i powyborczych („bo wszyscy kłamią”) czy niekompetencja rządzących. Tacy ludzie nie interesują się niuansami polityki gospodarczej czy zagranicznej, Unią Europejską, Irakiem, Afganistanem, deficytem budżetowym, międzynarodowymi umowami na dostarczanie i wydobywanie gazu, prywatyzacją, komercjalizacją, dopłacaniem do ZUS czy KRUS. Tacy ludzie nie odczuwają najczęściej związku między podatkami a cenami towarów czy swoimi wypłatami. Tacy ludzie nie interesują się historią, PRL-em, stanem wojennym, Jaruzelskim ani tym, co wyrabiały komunistyczne tajne służby, a hasła patriotyczne są dla nich pustym dźwiękiem. Takich ludzi interesuje tylko jedno – żeby politycy dali im spokój i nie wtrącali się im przynajmniej w ich życie prywatne.
Normalnie tacy ludzie na wybory nie chodzą. W dzisiejszej Polsce ludzie ci stanowią jednak elektorat Platformy. Stanowią go tylko z jednego powodu – ze strachu przed PiS, które kojarzą właśnie jako siłę chcącą głęboko ingerować w ich życie prywatne. Dlaczego tak kojarzą, to odrębna sprawa – moim zdaniem wynika to w dużej mierze z mocnego eksponowania przez tę partię, konserwatyzmu (a właściwie purytanizmu) obyczajowego – uosabianego w sojuszu z Radiem Maryja i Ligą Polskich Rodzin oraz zakazywaniu parad gejowskich, przymusowych mundurkach szkolnych, sprzeciwie wobec pomysłu niekarania za posiadanie małych ilości narkotyków, pomyśle zakazu palenia w miejscach publicznych czy walce z reklamami alkoholu. Dopóki PiS będzie stanowiło główną siłę opozycyjną i prezentował takie oblicze, dopóty PO nie ma co się martwić o poparcie, choćby nie realizowała żadnych obietnic, a afera goniła aferę. Bo apolityczny elektorat stanowiący o sile Platformy ma to gdzieś.
No, chyba że PiS da tym ludziom sygnał, że nie mają się czego bać – na przykład poprzez zadeklarowanie i aktywne popieranie wolnościowych projektów w rodzaju twardej obrony wolności w Internecie (sprzeciw wobec pomysłów cenzury, zakazu hazardu w Sieci, a także ścigania i odcinania od sieci osób ściągających pirackie pliki), dekryminalizacji posiadania narkotyków (choćby marihuany) na własny użytek czy konsekwentnej obrony wolności wypowiedzi i manifestacji – nie tylko tej konserwatywnej, ale i tej antyklerykalnej, „godzącej w uczucia religijne” lub nasyconej treściami seksualnymi.
Tylko czy partia Jarosława Kaczyńskiego jest do tego zdolna?

9 komentarzy do “Apolityczny elektorat Platformy”

  1. Maciej Miąsik Says:

    Celna analiza. Obserwując elektorat Komorowskiego (a praktycznie z wyłącznie takim mam do czynienie), widzę, że decyzja o głosowaniu na niego nie miała nic wspólnego z wyborem dokonanym pod wpływem kryteriów politycznych.

    Chodziło o wybór kogoś, kogo „nie będziemy się wstydzić”, kto nie będzie nas wyzywał od „wykształciuchów” (muszę przyznać, że jest to niezwykle celne określenie), kto jest nowoczesny, cool i w ogóle można się z nim pokazać. Po drugiej stronie samo zło, niewiele mniejsze jedynie od Cthulhu, jakiś straszny zamordysta, ciemnogrodzianin, moherowiec, katol, szaleniec, obciachowiec (z kotem zamiast żony), IV RP i generalnie przedstawiciel najgorszego zacofanego elementu. Generalnie dyskusja zawsze krążyła w okolicach tego, który z nich jest bardziej cool, no i zawsze był to Bronek. Kwestie programowe nie zostawały nigdy poruszane, poza tym, że PO to „liberałowie”, więc będzie z nimi lepiej, niezależnie od faktycznie prowadzonej polityki.

    Rozważanie na płaszczyźnie wyboru mniejszego zła nie miały miejsca, bo dla nich Komorowski to dobro, Kaczyński to zło i tylko dzięki takiemu wyborowi Polska cudownie zamieni się w krainę płynącą mlekiem i miodem, czemu dotychczas sprzeciwiał się PiS. Tylko trzeba „dać im” 500 dni…

    Inną sprawą jest, czy PiS potrafi zmienić swój komunikat tak, aby przeciągnąć na swoją stronę część elektoratu PO jednocześnie nie zrażając swojego? Czy wystarczy, że pewne „konserwatywne” kwestie przestaną się pojawiać? Czy upodobnienie się do PO może dać sukces?

  2. stirner_77 Says:

    PiS za dekryminalizacją posiadania narkotyków. 🙂 Prędzej SLD zaproponuje całkowity zakaz aborcji.

  3. Maciej Dudek Says:

    To chyba nie do końca tak jest. Istnieje potężna machineria informacyjna kontrolowana przez główny trzon bezpieki. Mam wrażenie, że oni dość szybko nauczyli się działać w warunkach powszechnej informacji na bardzo wielu frontach.

    Gdyby namaścili PiS i Kaczyńskiego – z kretesem przepadłby Komorowski.

    Kreują te nastroje coraz lepiej i w sposób budzący respekt. Ciekawe, w którym kierunku to pójdzie.

  4. sierp Says:

    Ale kreowanie nastrojów ma swoje uwarunkowania. Jeśli ma się takiego przeciwnika, to nie można dawać mu pretekstu. Kwestie wolności osobistej, w przeciwieństwie do wolności gospodarczej (ważnej tylko dla tych, którzy zajmują się biznesem oraz nielicznych interesujących się ekonomią), są bardzo drażliwe dla wielu ludzi i łatwo na tym tle wywołać strach.
    Wyobraźmy sobie, że zamiast PiS i Jarosława Kaczyńskiego mamy ODS i Vaclava Klausa. Czy tak samo łatwo byłoby wywołać przed nimi strach?

  5. Maciej Dudek Says:

    Pewnie masz sporo racji. Na mnie po prostu duże wrażenie zrobiła niezatapialność Komorowskiego – niezależnie od tego jakie miał tło. Trafił na miny, z których każda zatopić mogła dowolnego kandydata.

    Efekty działań sondażowni, judykatury, mediów, internetowych żuczków, gwiazdorskich socjologów i tej całej orkiestry po prostu wymiata. I nie tyle tu chodzi o jakiś super PR co o skuteczne przemilczenie ogromnej ilości istotnych spraw i sprawek.

    Wydaje mi się, że nie jest już tak jak kiedyś – politycy stają się coraz odporniejsi na różne watergate’y, o ile nie uderzy w nich mainstream. A może zawsze tak było?…

  6. sierp Says:

    Ja nie miałem wrażenia, że wpadki i poważniejsze sprawy dotyczące Komorowskiego i PO zostały przemilczane. Kto chciał, mógł się wszystkiego z łatwością dowiedzieć w Internecie. Internauci powszechnie nabijali się z „bronków” (pojawił się nawet zwrot „strzelić bronka”). Również nie wszystkie tradycyjne media popierały kandydata PO – na przykład TVP odnosiła się do niego w dużej mierze krytycznie (co zresztą wywoływało zarzuty o „stronniczość”). Była jeszcze „Gazeta Polska”, „Nasz Dziennik”, Radio Maryja, TV Trwam…
    To jednak nie był rok 1989, kiedy to nie było Internetu, a opozycja dysponowała jedyną „Gazetą Wyborczą” przeciwko monopolowi medialnemu PZPR.
    Zwróćmy uwagę, że Komorowski dostał akurat większe poparcie w dużych miastach, gdzie ludzie mają stosunkowo duży dostęp do Internetu, a więc w mniejszym stopniu są uzależnieni od informacji przekazywanych „odgórnie”.
    Można to wytłumaczyć jedynie tym, że negatywne informacje dotyczące Komorowskiego były – ale jego wyborcom nie chciało się ich szukać. Bo to ludzie niezainteresowani polityką w stopniu wystarczającym, by chcieć zadać sobie trud samodzielnego docierania do tego typu informacji.
    A jeżeli nawet takie informacje docierały – to nie były to najczęściej informacje z rodzaju tych mogących wpłynąć na ten typ elektoratu. Kogo z nich obchodzi gaz łupkowy albo to, jak Komorowski kiedyś postąpił z Szeremietiewem?

  7. Maciej Dudek Says:

    Fakt obciążający polityka zostaje opublikowany – w dobie oceanu informacyjnego taka jest norma. Fakt ten może być wykorzystywany przez mainstream w kampanii przeciw politykowi – to też wydawać by się mogło normą.

    I tej właśnie kampanii „drążącej” dość wyraźnie brakuje. Same poinformowanie, że nazwisko Komorowskiego pojawia się w kontekście „afery aneksowej” w natłoku informacji siłę ma niewielką. Naturalne zachowanie mediów to wypytywanie o każdy drobiazg, prezentowanie analiz, zadawanie pytań i przyciskanie do muru. Pokazywanie statycznych, martwych pocztówek z tych spraw to raczej legitymizowanie „wpadek” niż ich wykorzystywanie.

    Media pro-PiS to w gruncie rzeczy to samo, tylko, że znacznie słabsze.

    Jasne jest, że oba obozy wykorzystują pewne resentymenty i straszą nimi swoich wyborców. Ten elektorat, o którym piszesz, może być po prostu elektoratem głównego nurtu. Jeśli teraz głównym nurtem jest eurozamordyzm – to są za eurozamordyzmem. W latach 30 w Niemczech popieraliby nazizm, w Polsce – sanację, w latach 50 – stalinizm a jak kiedyś inicjatywę przechwycą libertarianie – będą popierali libertarianizm.

    PiS to nurt silny, ale jednak nie główny, gdyby projekt IV RP wypalił i uzyskał pozycję dominującą to „apolityczni” byliby za PiS a nie za PO.

    Owszem – hasła i resentymenty jakieś tam znaczenie mają, ale zwycięstwo ciągle jeszcze lubi tych, z którymi są pretorianie.

  8. Maciej Miąsik Says:

    Owszem, ludzie wymieniali się „bronkami”, ale i tak stawali za nim murem, bo alternatywa była zupełnie nie do przyjęcia. Bronek nie dlatego wygrał, że mainstream nie wytykał mu błędów, bo błędy te nie miały znaczenia. Dla jego zdeklarowanych wyborców nie było alternatywy, nawet nie rozważali wariantu, że z tym drugim może wcale nie być gorzej.

  9. sierp Says:

    „Jarosław Kaczyński to wcielenie zła,
    lecz gdyby go nie było, kimże byłbym ja?
    Gdyby nie było Jarka, jakże by uwierzono,
    że tak dobry, tak strasznie dobry, jest ten stary nicpoń Bronio”
    :-)))))
    http://sierp.libertarianizm.pl/?p=242

Dodaj odpowiedź

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.