Imigranci podtrzymują gospodarkę
Polskiej gospodarce brakuje pracowników fizycznych, głównie tych niewykwalifikowanych. Bo Polacy nie chcą pracować fizycznie – ostatecznie nie po to ktoś się lata kształcił, by pracować jako robotnik niewykwalifikowany – lub też uważają, że wynagrodzenia za taką pracę są niewystarczające.
Lukę wypełniają cudzoziemcy, których aktywnie poszukują agencje zatrudnienia. Już nie tylko z Ukrainy, ale i z Azji Środkowej czy Ameryki Południowej.
Co by się stało, gdyby tych cudzoziemców zabrakło?
Być może część przedsiębiorców mogłaby podnieść wynagrodzenia dla pracowników fizycznych bez konieczności podwyższania cen swoich produktów. Być może część pozostałych mogłaby zrobić to podnosząc ceny swoich produktów. A część nie byłaby w stanie zrobić ani jednego, ani drugiego, i zamknęłaby swój biznes, lub też przeniosła go do innego kraju.
Ale i ci, którzy mogliby podnieść wynagrodzenia nie zyskaliby przez ten ruch zbyt wielu pracowników. Bo bezrobocie w Polsce jest niskie (2,7% wg metodologii Eurostatu), co oznacza, że większość chcących pracować Polaków i tak gdzieś już pracuje. Może niektórzy zamieniliby wtedy niżej płatną pracę „umysłową” na wyżej płatną pracę robotnika niewykwalifikowanego. Ale w ten sposób powstałby z kolei niedobór pracowników na innych stanowiskach.
Tak czy inaczej, brak cudzoziemców doprowadziłby do niedoboru pracowników na rynku i ostatecznie zniknięcia lub wyprowadzenia z Polski części biznesów. Może niektórym udałoby się zautomatyzować część stanowisk, ale na pewno nie wszystkim.
A to z kolei oznaczałoby, że polska gospodarka się skurczy i będzie wytwarzać mniej bogactwa. I że co za tym idzie będzie mniej bogactwa do podziału i konsumowania.
Dlatego pomysły ograniczania imigracji zarobkowej do Polski – wysuwane np. przez Konfederację czy Donalda Tuska – są szkodliwe dla samych Polaków.