Wszyscy mają płacić na propagandę
Zanosi się na to, że choć nie mam telewizora ani radia, ani nie oglądam programów publicznych nadawców, i tak będę musiał płacić „opłatę audiowizualną” na Telewizję Polską i Polskie Radio. Dotąd przynajmniej nie musiałem płacić abonamentu – choć państwo i tak częściowo finansowało te media pośrednio z płaconych przeze mnie podatków.
I choć ta opłata ma być mała – około stu złotych rocznie (na szczęście nie jestem przedsiębiorcą – jest pomysł, by przedsiębiorcy płacili opłatę dwudziestokrotnie wyższą!), to odczuwam to jako niesprawiedliwe i poniżające. Dlaczego mam płacić cokolwiek za coś, z czego nie korzystam? Ba, za coś, co uważam w dużej mierze za szkodliwe?
„Opłata audiowizualna” nie jest nowym pomysłem. Już w 2014 r. ówczesny minister kultury Bogdan Zdrojewski proponował taką opłatę, uzasadniając to tym, że ma być ona pobierana za samą „możliwość odbioru programów”. Wówczas wraz z grupą blogerów wysłałem do niego list, wzywając do do zapłaty za możliwość czytania naszych blogów umieszczonych w Internecie. Potem ekipa rządząca się zmieniła i od pomysłu odstąpiono. Pozbywając się telewizora, mogłem przynajmniej częściowo zrezygnować z finansowania rządowej propagandy.
Teraz znowu wrócili ci, którzy rządzili w 2014 r., i znowu chcą, bym ponosił dodatkowe opłaty na przekaz władzy.