Prawo łaski po amerykańsku i polsku
Tak a propos dyskusji na temat zakresu prezydenckiego prawa łaski:
W USA, gdzie tamtejsza konstytucja formułuje owo prawo (ograniczone tam w przypadku prezydenta do przestępstw przeciwko Stanom Zjednoczonym, z wyjątkiem spraw rozpatrywanych w trybie impeachmentu) w sposób dość podobny do polskiej, to znaczy ogólny („The President (…) shall have Power to grant Reprieves and Pardons for Offences…” – „będzie miał władzę udzielania odroczeń wykonania kar oraz ułaskawień za przestępstwa…”), praktyka jest taka, że prezydent może zastosować (i bywa, że stosuje) prawo łaski przed formalnym oskarżeniem danej osoby przez organy ścigania, na etapie postępowania sądowego czy po wydaniu przez sąd nieprawomocnego wyroku skazującego. Może też je zastosować już po odbyciu przez skazanego kary, a nawet po jego śmierci. Jedynym ograniczeniem jest brak możliwości ułaskawienia kogoś „na wszelki wypadek”, przed popełnieniem przestępstwa.
Jakoś nie przyjęła się teoria, że prawo łaski może być realizowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu, bo inaczej byłaby to naruszająca podział władz ingerencja w wymiar sprawiedliwości. Mimo, że amerykańska konstytucja tak jak polska powierza „władzę sądową” sądom, a prawo do procesu przed bezstronnym sądem (przysięgłych) w sprawach karnych jest gwarantowane VI Poprawką.
Pod wymienionymi wyżej względami obie konstytucje niewiele się różnią. Mimo to większość prawników w Polsce (choć nie wszyscy) przyjmuje pogląd, że prawo łaski stosować można wyłącznie wobec prawomocnie skazanych. Czy dlatego, że byli kształceni w innej tradycji prawnej i na innych wzorcach?