Państwo a przedłużanie gatunku

Bloger Praworęczny napisał w tekście „Lewackie gusła”, że „państwo powinno oczywiście tolerować związki jednopłciowe jak i zachowania homoseksualne, ale nie powinno ich afirmować. Młody obywatel musi wiedzieć, że to zachowania heteroseksualne są najbardziej pożądane społecznie i biologiczne, bo dają życie i przedłużają gatunek, przez co tworzą się następne pokolenia. Zrównywanie rang par hetero z homo to robienie z par hetero frajerów piorących pieluchy i obniżanie znaczenia prokreacji”.
Moim zdaniem taka argumentacja jest niebezpieczna. Jeśli uznamy, że przedłużanie gatunku i tworzenie następnych pokoleń jest wartością wystarczającą, by w jej imię państwo nadawało ludziom różne rangi (czyli mówiąc „po lewacku” – dyskryminowało ich), to logiczną konsekwencją takiego założenia jest nie tylko przyjęcie, że pary heteroseksualne powinny być faworyzowane względem par homoseksualnych, ale również przyjęcie, że powinny być one faworyzowane względem osób samotnych, czyli jak to się dziś mówi singli. I to nie tylko w postaci uniemożliwienia singlom wspólnych rozliczeń podatkowych z jakimiś innymi bliskimi osobami tak jak jest to obecnie możliwe dla małżeństw, ale również np. w postaci „bykowego” – dodatkowego specjalnego podatku płaconego niejako za karę, że pozostaje się w stanie bezżennym.
Logiczną konsekwencją takiego założenia jest również przyjęcie, że w ramach związków heteroseksualnych państwo powinno preferować i popierać takie zachowania, które prowadzą do przedłużania gatunku. Na przykład w postaci becikowego, akcyzy na środki antykoncepcyjne czy sponsorowanych przez państwo programów promowania wielodzietności. Jak również obowiązkowych lub przynajmniej finansowanych przez państwo lekcji wychowania seksualnego popularyzujących seks bez gumki i obrzydzających wszelkie zachowania seksualne, które nie prowadzą do prokreacji, takie jak seks oralny, analny czy praktyki BDSM.
Ostateczną konsekwencją jest społeczeństwo rodem z „Zamkniętego świata” Roberta Silverberga, gdzie rozmnażanie się podniesione jest do rangi najwyższej cnoty, seks pozamałżeński (sprzyjający wszak rozmnażaniu) jest nie tylko akceptowany, ale wręcz traktowany jako społeczny obowiązek, a „samolubów” fizycznie się likwiduje, by nie przeszkadzali.
Pojedynczy człowiek jest wartością i celem sam dla siebie. Poświęcanie go na ołtarzu jakichkolwiek kolektywnych wartości – w tym przedłużania gatunku – kończy się właśnie tym, co niektórzy określają mianem „lewactwa”: coraz większym ingerowaniem władzy w prywatne życie ludzi i relacje międzyludzkie. Państwo nie powinno afirmować związków jednopłciowych i zachowań homoseksualnych, ale również nie powinno afirmować jakichkolwiek innych związków i zachowań. Związki heteroseksualne i rozmnażanie się są dla ogromnej większości ludzi naturalne i państwowe regulacje nie są potrzebne do tego, by istniały. Państwo nie musi udzielać ślubów – i nie powinno tego robić, bo to pierwszy krok do wtrącania się polityków i urzędników w rodzinę, do przekształcania jej z komórki społecznej w hierarchię polityczną, do roszczenia sobie przez nich pretensji do wychowywania dzieci i ich odbierania rodzicom w przypadku, gdy ci ostatni nie spełniają wymogów.
Z drugiej strony, państwo nie powinno wypaczać naturalnych „procesów rodzinotwórczych” poprzez narzucanie np. wysokich podatków i przymusowego systemu emerytalnego opartego na zbiorowej „solidarności pokoleń”. Jeśli komuś z jednej strony zabiera się systematycznie sporą część pieniędzy, a z drugiej „gwarantuje” utrzymanie na starość od państwa, to zmniejsza się mu opłacalność posiadania dzieci. Ci, którym zależy na takich wartościach, jak dawanie życia i prokreacja, powinni skupić się na ekonomicznych przyczynach obecnego spadku dzietności.

10 komentarzy do “Państwo a przedłużanie gatunku”

  1. FatBantha Says:

    Tak. A ja się zastanawiam skąd w ludziach bierze się ta chęć ustawowego przedłużania gatunku – bo to, że ktoś chce go przedłużać osobiście, to dobrze rozumiem.

    Ale skąd się bierze wniosek, że mamy obowiązek przedłużać gatunek lub chociażby naród?

    Nie rozumiem ludzi, którzy załamują ręce narzekając na złą sytuację demograficzną, nie z powodów ekonomicznych, lecz jakiejś dziwnej dumy. No i co z tego, że za jakieś x lat nie będzie Polaków? „Jaką różnicę Ci to robi, człowieku?”, myślę. Czy dziś ktoś płacze po Hetytach, Wikingach czy Rzymianach?

  2. MRT Says:

    Jacek wrzucaj od razu notki na Wykop , skoro tam szalejesz. 🙂

  3. piotr.sokol Says:

    Witam, z dzisiejszym wpisem zgadzam sie calkowicie. Jest bardzo zasadniczy a stad jasny w przekazie. Nie ma w nim zadnego zgnilego kompromisu. Wszystko jasno wynika z nakazu: wara panstwu od rodziny i malzenstwa!
    Mysle ze podobnie trzeba wyganiac panstwo z innych dziedzin. Tak podstawowych jak pieniadz, szkoly, szpitale, rzeki, drogi itp itd! Konczmy z wiara w zabobon panstwa!

  4. sierp Says:

    Nie wiem czy akurat ta notka ma jakieś szanse na Wykopie, ale jak ktoś chce, to niech spróbuje wrzucić 🙂

  5. individual Says:

    „państwo powinno oczywiście tolerować związki jednopłciowe jak i zachowania homoseksualne, ale nie powinno ich afirmować. Młody obywatel..”

    Primo – Pana zdaniem taka argumentacja jest niebezpieczna. Dla kogo?
    Dla „młodych obywateli” , których przekonanie, że „zachowania heteroseksualne” są „najbardziej pożądane społecznie” ? Może i tak, przyjmując, że lewactwo jest w ogóle niebezpieczną rzeczą, podobnie zresztą jak „prawactwo”. Per personam dla młodych obywateli ewentualna
    „wiedza” tego rodzaju – wątpliwe. Ale powiedzmy.

    Rzecz nie w tym, czy dla owych „młodych obywateli” ten rodzaj „wiedzy”
    którą „muszą posiadać”, jest niebezpieczna czy nie. Błąd pana Praworęcznego, kimkolwiek jest, tkwi na wyciągnięciu tego rodzaju
    konkluzji jakie wyciągnął p. Praworęczny, ze zdania „„państwo powinno oczywiście tolerować związki jednopłciowe jak i zachowania homoseksualne, ale nie powinno ich afirmować.” Reszta jego zdania,
    to już zwykły bełkot, jak zresztą większość sformułowań zawierających
    odwołania do czegokolwiek „społecznego”. Nie istnieje coś takiego jak zachowania „społecznie pożądane”, czy też „publicznie akceptowane”.
    Publika, jako kolektyw, nie posiada „zdania”, „pożądań”, i nie dokonuje
    „akceptacji” niczego. Parafrazując lekko Thomasa Wolfe (zm. ok 1938 r).

    „The notion that the public accepts or rejects anything is merely romantic fiction. The game is completed and the trophies distributed long before the public knows what has happened.”

    Innymi słowy, rzeczywisty problem – moim zdaniem – stanowi „przejście”
    od „państwo powinno tolerować lecz nie afirmować”, do „młody obywatel powinien”, te opinie wbrew pozorom w żaden sposób nie maja się do
    siebie jako wynikające jedno z drugiego – a wszystko późniejsze to
    już , jak wspomniałem, „społecznomowny” bełkot z którym raczej nie
    warto polemizować. Niebezpieczne, generalnie, jest konkludowanie,
    tak jak to zrobił pan Praworęczny, że BRAK „afirmacji” dla czegokolwiek („tolerancja), niejako automatycznie niesie ze sobą AFIRMACJĘ jedynie
    słusznej strony przeciwnej, w tym wypadku „pożądanych zachowań społecznych” czy jak on tam to nazywa, i uzasadnia. Na tej samej
    zasadzie, co p. Praworęczny dowodzi rang, można by dowieść czegokolwiek, ponieważ jeżeli ze zdania dot. opinii co państwo powinno
    tolerować i czego nie afirmować, można wyciągnąć teorie dot.
    „rang” homo czy hetero, to znaczy, że można wyciągnąć cokolwiek,
    bezczelnie twierdząc, że to z niego wynika.

    Jak wg Pana, Panie Jacku, brzmi taka „argumentacja”:

    „Państwo powinno oczywiście tolerować związki jednopłciowe jak i zachowania homoseksualne, ale nie powinno ich afirmować. Młody obywatel powinien wiedzieć, że Żydzi mają wielkie nosy i należy ich
    zatem eksterminować na Madagaskar”

    lub

    „Państwo powinno oczywiście tolerować związki jednopłciowe jak i zachowania homoseksualne, ale nie powinno ich afirmować. Młody obywatel powinien wiedzieć, że słoniki nie lubią różowych kokardek
    na ogonach, i dlatego należy pozamykać zoo.”

    Czy nie równie „logicznie” ? Wie Pan, wyszukiwanie logiki, tam gdzie jej NIE MA, to nie jest szczególnie dobry dowód na cokolwiek. Pomijając fakt, że ja się zgadzam z Pańską opinią nt. tego, że państwo nie powinno w ogóle zajmować się tym z kim obywatel(ka) zechce sypiać, i pozostałymi,
    niżej wymienionymi w tej notce Pana opiniami.

    pozdrawiam 🙂

  6. conr Says:

    Cały ogromny problem polega na tym, że państwo żeby jakoś funkcjonować oferując swoje „usługi” np. zdrowotne, emerytalne, musi również obywatelom ograniczać Wolność osobistą.

    Jakoś może funkcjonować system, w którym obywatele są własnością państwa, i np. zabrania ono osobom z „drogimi w leczeniu” wadami genetycznymi rozmnażania.

    Całkiem dobrze będzie też funkcjonował system, w którym nie będzie publicznej służby zdrowia, ani jakichkolwiek ograniczeń dla poszczególnych jednostek.

    W tym drugim jednak pojawią się zaraz umierające dzieci, które możnaby (za ogromne pieniądze, których nie da się pozyskać z filantropii) uratować. Skoro można, to chyba ludzkie życie jest ważniejsze od jakiś tam podwyżek podatków? A jak państwo się już rozrośnie to „liberałowie” powiedzą nam, że przecież społeczeństwo nie może płacić za instynkt rozrodczy osób z wadami genetycznymi, więc trzeba im rozmnażania się zabronić (o likwidacji służby zdrowia nie będzie nawet mowy). A jak nie powiedzą, to będzie jeszcze gorzej i w końcu taki system się zapadnie.

    Wady genetyczne, to jeden z wielu aspektów do tej pory nie uregulowany. Niemniej jak coś wspierasz zawsze masz tego długoterminowo więcej (chorowanie, bezrobocie, brak oszczędności, brak odpowiedzialności za swoje życie) i później trzeba to zwalczać by zredukować ten efekt poniżej granic wytrzymałości systemu. Dlatego też nie ma Wolności osobistej bez Wolności gospodarczej (dużo bardziej niż na odwrót) a idee lewicowe są nierealizowalne.

  7. jerzyk44 Says:

    Jestem po prostu w szoku po przeczytaniu komentarza osobnika kryjącego się pod nickiem individual. Widocznie każdą opinię można zmieszać z błotem swoją ignorancją, niektórzy tak mają niestety.

    Reszta jego zdania,
    to już zwykły bełkot, jak zresztą większość sformułowań zawierających
    odwołania do czegokolwiek „społecznego”. Nie istnieje coś takiego jak zachowania „społecznie pożądane”, czy też „publicznie akceptowane”.
    Publika, jako kolektyw, nie posiada „zdania”, „pożądań”, i nie dokonuje
    „akceptacji” niczego. Parafrazując lekko Thomasa Wolfe (zm. ok 1938 r).
    „The notion that the public accepts or rejects anything is merely romantic fiction. The game is completed and the trophies distributed long before the public knows what has happened.”

    Aha, nie podoba się, więc od razu “bełkot”. Pięknie. Oczywiście, że są zachowania pożądane społecznie („Norma optymalna – zachowania i praktyki seksualne najbardziej pożądane indywidualnie i społecznie, godne propagacji w modelu wychowania (w praktyce oznacza najczęściej heteroseksualne stosunki dopochwowe między dorosłymi partnerami)” z Wikipedii), tak samo jak są dobra pożądane społecznie (edukacja, opieka zdrowotna). Państwo udziela małżeństw, bo ma z tego korzyści w postaci dzieci, które para, jakby to powiedzieć, dostarcza społeczeństwu. Praworęcznemu za pewnie chodziło, że państwo, gdy zgadza się na udzielanie ślubów lub związków partnerskich parom homo, to jest to zrównywanie rang, które jest niesprawiedliwe dla par hetero. Oczywiste moim zdaniem jest to, że na parze hetero po ślubie spoczywa presja społeczna dotycząca urodzenia dziecka. Ta presja nie spoczywa na parach jednopłciowych, a więc otrzymują oni przywileje jak pary hetero, ale nikt nie wymaga od nich spełnienia obowiązków małżeńskich – urodzenia dziecka, wychowania go. Sami homoseksualiści to rozumieją, w państwach, gdzie umożliwiono im rejestrację, do urzędów po papierek pofatygował się mały procencik. Zrobiono więc istną rewolucję obyczajową dzięki krzykliwym działaczom gejowskim i próbuje się ją rozlać na inne państwa. Publika może wyrażać swoje zdanie w sondach, sondażach, wyborach czy referendach.

    Innymi słowy, rzeczywisty problem – moim zdaniem – stanowi „przejście”
    od „państwo powinno tolerować lecz nie afirmować”, do „młody obywatel powinien”, te opinie wbrew pozorom w żaden sposób nie maja się do
    siebie jako wynikające jedno z drugiego – a wszystko późniejsze to
    już , jak wspomniałem, „społecznomowny” bełkot z którym raczej nie
    warto polemizować. Niebezpieczne, generalnie, jest konkludowanie,
    tak jak to zrobił pan Praworęczny, że BRAK „afirmacji” dla czegokolwiek („tolerancja), niejako automatycznie niesie ze sobą AFIRMACJĘ jedynie
    słusznej strony przeciwnej, w tym wypadku „pożądanych zachowań społecznych” czy jak on tam to nazywa, i uzasadnia. Na tej samej
    zasadzie, co p. Praworęczny dowodzi rang, można by dowieść czegokolwiek, ponieważ jeżeli ze zdania dot. opinii co państwo powinno
    tolerować i czego nie afirmować, można wyciągnąć teorie dot.
    „rang” homo czy hetero, to znaczy, że można wyciągnąć cokolwiek,
    bezczelnie twierdząc, że to z niego wynika.

    I ty komuś zarzucasz bełkot? Trudno się ustosunkować do takiego sposobu „myślenia”.

    Jak wg Pana, Panie Jacku, brzmi taka „argumentacja”:
    „Państwo powinno oczywiście tolerować związki jednopłciowe jak i zachowania homoseksualne, ale nie powinno ich afirmować. Młody obywatel powinien wiedzieć, że Żydzi mają wielkie nosy i należy ich
    zatem eksterminować na Madagaskar”
    lub
    „Państwo powinno oczywiście tolerować związki jednopłciowe jak i zachowania homoseksualne, ale nie powinno ich afirmować. Młody obywatel powinien wiedzieć, że słoniki nie lubią różowych kokardek
    na ogonach, i dlatego należy pozamykać zoo.”

    Ignoratio elenchi („w logice: błąd polegający na dowodzeniu innej tezy niż ta, która miała być dowodzona”), a po za tym wstawka o Żydach ma sugerować, że jeśli ktoś nie zgadza się z afirmacją homoseksualizmu, to pewnie też jest antysemitą i życzy źle Żydom. Stary numer. Kurde, człowieku, jestem po prostu w szoku, jeśli wyzwałbyś Praworęcznego od „ch…: i „s…”, byłoby to bardziej eleganckie niż to co napisałeś u góry. Rozumiem, że homoseksualizm to trudny temat i być może jesteś osobą homoseksualną, którą uraził tekst Praworęcznego.

    Czy nie równie „logicznie” ? Wie Pan, wyszukiwanie logiki, tam gdzie jej NIE MA, to nie jest szczególnie dobry dowód na cokolwiek. Pomijając fakt, że ja się zgadzam z Pańską opinią nt. tego, że państwo nie powinno w ogóle zajmować się tym z kim obywatel(ka) zechce sypiać, i pozostałymi,
    niżej wymienionymi w tej notce Pana opiniami.

    Jesteś królem złotym, ale z logiką jesteś na bakier.

  8. individual Says:

    Ech 🙂 Niezupełnie.. „wstawka” o Żydach, ma udowadniać właśnie to o czym Pan pisze, panie jerzyk, a mianowicie, że nie uważam za słuszne często spotykanego stanowiska, które opisał Pan bliżej. Zdaje się, że trochę
    się Pan pogubił w mojej wypowiedzi… homoseksualistą zresztą nie jestem..
    W mojej opinii ( co wg mnie jest potwierdzone w oryginalnej wypowiedzi Praworęcznego od słowa „społeczne” coś tam ), wszelkie sformułowania odwołujące się do wartości „publicznych” czy „społecznych” mają na celu wyłącznie zmanipulowanie odbiorcy, „zdanie kolektywne”, „dobro społeczne”, „użytek publiczny” i tak dalej i tak dalej, to są zwykłe chwyty retoryczne, mające na celu przekonanie słuchacza że bliżej niesprecyzowany ktoś inny (państwo? duchowieństwo? elita? sztab? ) wie lepiej co dla niego dobre, a co nie, i temu „publicznemu” czy też „społecznemu” dobru dla dobra własnego ma się podporządkować. Ostateczne podporządkowanie się (służ, nie rządź) jest jedyną i zawsze występującą ( chociaż rzadko jawną ) konkluzją czegokolwiek odwołującego do „publicznego” i „społecznego” czegokolwiek. Zwykle poprzedzone , jak to okazał mister Praworęczny, rodzajem wypowiedzi zwanej przeze mnie „bełkotem”. Podsumowując, zwróciłem uwagę, że w wypowiedzi p. Praworęcznego brak logiki ( fałszywa logika ), za to Pan, panie jerzyk, dowodzisz ze logika tam jednak jest, nadto że ja ją jakoby popieram „sprytnym” sposobem udając że mi się wydaje że jej tam nie ma. Pan ją za to widzisz, i zatem jest dla Pana jasne, że jestem, mówiąc w skrócie „be” aka „głupi” aka „nie rozumiejący” etc., co nawiasem mówiąc nie ma kompletnie związku z meritum tematu czyli oryginalnej wypowiedzi Praworęcznego.
    ..
    quod erat demonstrandum..

  9. individual Says:

    brr, rozpędziłem się i literówka 🙂 „oryginalną wypowiedzią Praworęcznego”, na końcu 🙂 errata 🙂

  10. individual Says:

    Gwoli wyjaśnienia – tekst p. Sierpińskiego jest „przeciwko” wypowiedzi p. Praworęcznego , moja wypowiedź w założeniu miała wyrazić zgodę ze stanowiskiem p. Sierpińskiego, oraz nadto poddać w wątpliwość sens polemiki z wypowiedziami tego rodzaju, rozpoznawanymi przeze mnie wg wzoru zawierającego „społecznie pożądane XYZ”, w efekcie mi się dostało jako osobie nie pojmującej tematu, od osoby pojmującej, a nadto pojmującej że ja nie pojmuję – ani tematu, ani tego, że nie pojmuję tematu, ani tego, że nie pojmuję, że ktoś pojął że ja nie pojmuję ani jednego ani drugiego.
    Piękne 🙂

Dodaj odpowiedź

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.