Gleba, na której rodzi się faszyzm
Zastanawiające, jaką nienawiść w człowieku może budzić wolność innych ludzi.
Oto „Gazeta Wyborcza” zamieściła relację z akcji łódzkiej straży miejskiej, która usiłowała przegonić z ulicy handlujące tam z „pudełek” osoby, próbując zabierać im siłą towar (ciekawe na podstawie jakiego prawa – wszak projekt komisji Palikota przewidujący karę konfiskaty towaru za handlowanie w miejscu do tego nieprzeznaczonym nie wszedł jeszcze w życie?). Akcja zakończyła się niepowodzeniem, bo handlarze, co zrozumiałe, zaczęli bronić swojego dobytku (metodą biernego oporu), a po przybyciu na miejsce policji strażnikom, o dziwo, odeszła ochota na dalsze stosowanie siły.
Pod relacją znajdują się komentarze czytelników. W większości agresywnie i chamsko atakujące handlarzy. Ludzie próbujący w pokojowy sposób zarobić na życie i broniący swojej własności nazywani są bydłem („bydło i na Wawelu rozłożyłoby gumki do majtek i plastikowe wiatraczki, „bo zarabia na chleb””), złodziejami („wygonić to pudełkowe złodziejstwo”), motłochem („i znowu motłoch góruje nad prawem”) i hołotą („widzę hołotę handlującą starymi gaciami i kalesonami”). Padają wezwania do tego, by, „gonić kartoniarzy”, „przepędzić pudlarzy”, „dowalić im maksymalne mandaty, nasłać urząd skarbowy”, „zlikwidować natychmiast”, „skopać im dupę i postawić przed kolegium” (jak widać, piszący te słowa nie zauważył, że kolegia ds. wykroczeń nie istnieją już od 9 lat), „przy pomocy oczekującej obok polewaczki zmyć ich razem z towarem raz i drugi”, „pałą ich i patrzec czy równo puchnie”, „nie zważać na krzyki, aresztować i towar skonfiskować i jeszcze karę finansową nałożyć”, „raz na zawsze zrobić porządek z ludźmi nie przestrzegającymi prawa”, „pozamykać to towarzystwo za obrazę władzy”. Straż miejska krytykowana jest nie za samą akcję, ale za to, że od niej odstąpiła: „skuteczność władzy niesamowita, baba sie położy na chodniku i egzekcja obowiązującego prawa od razu leży”, „kilka bab na targowisku rozpirza straż i policję”, „przed kim dalej będą uciekały z podwiniętymi ogonami nasze służby porządkowe i policja?”, „tuzin wypasionych byków nie moze sobie poradzic z jedna handlara?”. Władzy obrywa się nie dlatego, że ogranicza ludziom wolność, ale dlatego, że tej wolności nie ogranicza: „Polska to jest już nie państwo a groteskowa karykatura państwa. Każdy menel robi co chce a służby państwowe nic nie robią”, „handlują, gdzie chcą, a ci co mają pilnować porządku i przestrzegania prawa, nie potrafią sobie z tym poradzić…”, „co to się porobiło, urzędnicy i służby miejskie nie mają żadnego autorytetu”, „polskie państwo jest słabe – władza nie ma żadnej legitymacji do zaprowadzenia porządku”, „ten kraj stracił już kontrolę nad osobami łamiącymi prawo”, „władza, która nie umie egzekwować przepisów, powinna zrezygnować i nieważne przed czym się kapituluje”, „warcholstwo i anarchia!”. W tym kontekście przywołuje się też sprawę krzyża przed Pałacem Prezydenckim: „jaki jest sens istnienia państwa, które sra w gacie ze strachu przed chorymi psychicznie babciami, rozjazgotanymi przekupami i każdym, kto tupnie, wrzaśnie i/lub wbije w glebę krzyżyk”, „co to do cholery za kraj, gdzie ludzie łamiący prawo – nieważne, tzw. obrońcy krzyża, czy nielegalni handlarze – są w stanie histerycznymi atakami zmusić służby policyjne i miejskie do odwrotu?”, „państwo bezprawia, rozmodlone, rozkrzyżowane – wstyd na cały świat, alleluja i do przodu!”, „w tym kraju potrzebne jest na nowo ZOMO. Rozpędzić swołocz i pałami wybić z tępych głów krzyże i tandetną chińszczyznę!”.
Jeden z komentujących (o nicku jędrula56) posuwa się nawet do tego, że pisze: „Dlaczego Niemcy nie wygrali wojny? (…) Prawo w tym grajdole, bo trudno to nazwać krajem, nie obowiązuje. Każdy może robić co chce. Stawiać krzyże, handlować gdzie i jak popadnie, prowadzić firmę detektywistyczną (…). To ja mam w dupie ten grajdoł. Jak Bismarck powiedział: bękart Traktatu Wersalskiego. Miał rację. To gó… nigdy nie powinno istnieć! Teraz wypije na pohybel polaczkom. Jak ja chciałbym być Niemcem. Albo kimś innym. NORMALNYM!”.
Widać, czego pragną autorzy tych komentarzy. Kraju, w którym nie ma hołoty handlującej starymi gaciami, bydła zarabiającego na chleb sprzedażą plastikowych wiatraczków, rozjazgotanych przekup, a także chorych psychicznie babć modlących się pod krzyżem. Kraju, w którym władza wali pałami i zmywa polewaczkami ludzi, którzy ośmielają się handlować, gdzie chcą i robić, co chcą. Kraju, w którym najważniejsze jest to, by władza miała autorytet i egzekwowała przepisy, nie ustępując – kapitulując – przed niczym. Kraju, w którym wobec nieprzestrzegających prawa, utożsamianego z przepisami ustanowionymi przez państwo, można zastosować wszelkie środki, by zrobić z nimi raz na zawsze porządek.
To oni – w swoim mniemaniu „ludzie uczciwi” zmuszeni do płacenia „za cały ten burdel”, uważający się za lepszych od „bydła”, „hołoty” i „motłochu”, „rządomyślni” miłośnicy przestrzegania przepisów – są największym zagrożeniem dla wolności. To mentalność protofaszystowska. To gleba, na której bardzo szybko może wykiełkować autentyczny faszyzm czy nazizm, choćby nawet ubrany w szatki „demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej”. Nieprzypadkowo naziści zdobyli władzę w kraju, w którym dominował skrajny pozytywizm prawniczy, oddzielający prawo od moralności i utożsamiający je z normami stanowionymi przez państwo. Filozof prawa Gustav Radbruch napisał, że „pozytywizm utożsamiający ustawę z prawem jest współwinny udziału niemieckiej nauki prawa w tworzeniu stanu prawnego lat narodowego socjalizmu”.
Jak dowodzi przytoczony wyżej komentarz, niektórzy faktycznie żałują, że Niemcy przegrały wojnę.
Miejmy nadzieję, że w Polsce jest jeszcze trochę tradycyjnego warcholstwa i anarchii, które potrafi dać odpór brunatnym hordom.
I przy okazji nauczyć je, że „bękartem traktatu wersalskiego” nazwał Polskę nie Bismarck (który zmarł 21 lat przed podpisaniem traktatu wersalskiego), ale Mołotow…
httpv://www.youtube.com/watch?v=4qD8KCfs-0g
25 sierpnia, 2010 at 09:17
A ma Pan, Panie Jacku jakieś dobre dla wolnościowców wiadomości może? Ostatnich kilka notek to dystopia w stanie czystym. Jeszcze kilka takich i popadniemy wszyscy w depresję.
25 sierpnia, 2010 at 13:59
Nie ma dobrych wiadomości, ja już od dawna mam depresje jak słyszę moich rodziców domagających się „zlikwidowania dopalaczy”, kolegów (młodych ludzi, takich jak ja nie pamiętających komuny), którzy uważają, że „państwo powinno budować zakłady pracy”, dziadka, który chce aby powróciła godzina policyjna „bo porządek był” czy wujka, który uważa, że każdy facet musi iść do wojska na minimum dwa lata.
Przytłaczająca większość ludzi w tzw. „cywilizowanym świecie” to zajadli wrogowie wolności, myślę, że trzeba stąd uciekać, tylko gdzie i za co?
Jak tu nie popadać w depresję? Nie dziwię się, że nasz „papież” też ostatnio smuty wypisuje 🙁 .
26 sierpnia, 2010 at 00:12
„Warchoł” Kaczmarskiego wymiata – chyba nie puściliście sobie tej piosenki, skoro tak marudzicie w komentarzach 😉
26 sierpnia, 2010 at 15:20
Trzeba zrobić tak jak mówił nasz mędrzec;) Wziąć za mordę i zaprowadzić wolność.
26 sierpnia, 2010 at 15:36
Tylko że ci, którzy biorą za mordę wprowadzają zamordyzm, a nie wolność. Z tych wszystkich komentarzy w „GW” wyziera właśnie pragnienie zamordyzmu – silnego państwa, które zaprowadzi wreszcie porządek i będzie lało „hołotę” pałami.
26 sierpnia, 2010 at 18:20
@sierp
„Z tych wszystkich komentarzy w „GW” wyziera właśnie pragnienie zamordyzmu – silnego państwa, które zaprowadzi wreszcie porządek i będzie lało „hołotę” pałami.”
jest jeszcze gorzej. w cholerę gorzej. z tych wszystkich komentarzy wyziera pragnienie, aby mieć kogoś niżej od siebie i nikogo wyżej. dlatego z całych sił nienawidzę bliźniąt syjamskich, tj. demokracji i socjalizmu – w tej rzeczywistości przetrwa tylko to, co pełza.
po słowa otuchy sięgam zawsze głęboko w przeszłość:
„Zawsze istnieją nieliczni, obdarzeni większymi talentami od pozostałych, którzy czują na sobie jarzmo niewoli i nie ustaną w wysiłkach zrzucenia go. Są to ludzie, których nie da się przyzwyczaić do uległości i którzy – jak Odys na lądzie i morzu stale wypatrujący dymu ze swego komina – nie mogą przestać upominać się o swoje naturalne przywileje i wspominać swych przodków i ich zwyczajów. To oni właśnie, będąc jasnego umysłu i silnego ducha, nie godzą się, jak ogłupiałe masy, patrzeć wyłącznie na czubki swoich nosów, chcą spoglądać dalej, za siebie i przed siebie, przywoływać wydarzenia przeszłe po to, by lepiej oceniać te, które dopiero nadejdą, i zarówno jedne, jak drugie zestawiać z aktualnym stanem rzeczy. Ludzie ci, choć nie brakuje im mądrości, wciąż nad sobą pracują, ucząc się i studiując. Jeśliby nawet wolność miała zniknąć z powierzchni ziemi, oni wymyśliliby ją na nowo. Nie potrafią pogodzić się z niewolnictwem, nawet jeśli jest ono dobrze zamaskowane.”
Étienne de La Boétie (1530-1563), „Rozprawa o dobrowolnej niewoli”
26 sierpnia, 2010 at 18:25
marginesem, bardzo fajny blog. jeden z ostatnich wpisów o biurokracji daje przerażający obraz rzeczywistości, przy której bizantyjska ośmiornica to raptem niewinna igraszka.
26 sierpnia, 2010 at 22:11
Mam wrażenie , że we wszystkich komentarzach dotyczących krzyża , czy usuwania kupców z ulic pomija się prawa właścicieli gruntów. W przypadku własności prywatnej sprawa jest prosta, właściciel określa po prostu sposób w jaki można korzystać z jego posesji ( Kto? Jak ? Gdzie ? Za ile ? Czy w ogóle ?). Nie był byś zadowolony gdyby ktoś postawił na twojej działce krzyż, lub stragan. Gdybyś stwierdził , że nie akceptujesz takich praktyk na swojej ziemi miąłbyś pełne prawo „wyprosić ich”. Problem pojawia się kiedy tym właścicielem jest rząd. Z perspektywy kupca, czy mohera TAK NAPRAWDĘ nic się nie zmienia. Grunt NIE JEST MÓJ, MA INNEGO WŁAŚCICIELA muszę się z nim dogadać ( lub , co jest jednoznaczne ,przestrzegać prawa dotyczącego użytkowania własności publicznej). To czy ten właściciel to przedsiębiorczy libertarianin, czy brutalna machina rządowa , nie ma najmniejszego znaczenia.
Powiem więcej szczególne w przypadku kupców , sprawa rozbija się o pieniądze. Rząd ( w naszej chorej rzeczywistości ) utrzymuje drogi ( i chodniki , na których stoją stragany) musi jakoś to sfinansować.
1. Rząd może opodatkować wszystkich ( np. w cenie benzyny lub innych podatków) co prowadzi do znacznych wypaczeń struktury wolnorynkowej i bezpodstawnego wymuszenia, lub pobierać opłaty bezpośrednio od tych którzy z „własności rządowej” korzystają, przez co rząd podlega chociaż częściowo prawą wolnego rynku.
2. Rząd wycofując się z akcji porządkowej, mającej na celu zadośćuczynienie prawą właściciela ( np. eksmisja z kamienicy , usuniecie hipisów z ogródka) daje przyzwolonej na ich gwałcenie. Popularne określenie „Wspólne ,czyli niczyje” prowadzi w konsekwencji do ogólnego wandalizmu.
3. Rząd można potraktować jako namiestnika , który czasowo sprawuje piecze nad własnością która zostanie kiedyś sprywatyzowana, dlatego rząd nie może pozwolić sobie na jej niszczenie , obniżanie jej wartości. Posiada wielki długi wobec ludzi których dawniej i dziś ograbia i będzie musiał go spłacić.
To , że coś jest „rządowe” nie oznacza , że należy do wszystkich po równo, każdy jest okradany z różnym skutkiem. Faktem jest natomiast ,że rząd jest naszym dłużnikiem , i w naszym żywotnym interesie jest dbanie o to by ten dług się nie powiększał , oraz troska o dobra które pokryją kiedyś rządowe zobowiązania ( zwroty podatków , w tym przede wszystkim podatku emerytalnego i obligacje).
Dlatego nie można pozwalać na takie zachowania które prowadzą rząd do kolejnych wydatków lub nakładania kolejnych obciążeń na obywateli ( akcja pod krzyżem kosztowała z pewnością grupo ponad kilka milionów zł. Same płace kilkuset funkcjonariuszy to ogromny wydatek) . Najlepszym rozwiązaniem tych sporów była by prosta umowa między obrońcami krzyże, lub handlarzami, w której konkretny organ rządowy wydzierżawił by kawałek gruntu po cenie rynkowej. Owca cała – krzyż stoi , handlarze handlują ( kiedy przestaną płacić można krzyż rzeczywiście oddać do św. Anny, lub wyrzucić handlarzy) Wilk syty – rząd ma pieniądze na spłacenie swoich długów ( chciałbym w to wierzyć ). Dodatkową zaletą jest podwyższenie ogólnego poszanowania praw własności.
26 sierpnia, 2010 at 22:56
W jaki sposób fakt, że ktoś handluje z pudła na kawałku chodnika (nie tamując zwykłego ruchu) prowadzi rząd (czy też władze miasta) do kolejnych wydatków? Wydatki na utrzymanie chodników (podejrzewam zresztą, że są one niewielkie) nie zależą od tego, co się na tych chodnikach dzieje – czy chodzą tam zwykli przechodnie, czy grają uliczni grajkowie, czy siedzi tam żebrak, czy handluje handlarz, czy ktoś się modli. No chyba, że dojdzie do zniszczeń, ale to osobna sprawa.
W to, że rząd spłaci wszystkie swoje długi nie należy wierzyć. Obecne i przyszłe zobowiązania polskiego rządu wynoszą aktualnie ok. 1550% PKB. Skąd niby miałby wziąć na to pieniądze? Lepiej z góry założyć, że te zobowiązania to tylko bezwartościowe kawałki papieru.
Poza tym złą rzeczą samą w sobie jest tu traktowanie rządu czy władz miasta jako prawowitego właściciela takiego chodnika. To ma taki sam sens, jak traktowanie gangu, który pobiera haracz od mieszkańców slumsów jako prawowitego właściciela publicznych miejsc w tych slumsach.
27 sierpnia, 2010 at 00:13
1. Broń Boże 🙂 , nie traktuje rządu jako właściciela, ale raczej jako dłużnika. Nie posiada do tego kawałka chodnika prawa , tak jak i te kobiety które handlowały majtkami. Natomiast Państwo ma możliwość bycia pośrednikiem między właścicielami ( podatnikami – np. zmniejszając podatki) a handlarzami.
2. Koszty utrzymania chodnika są niewielki to prawda ale ,po pierwsze umożliwiając handel bez zapłacenia odpowiednich opłat stawiamy rząd świadomie w roli bossa mafi. Z pieniędzy zrabowanych z innych obywateli nadaje PRZYWILEJE tym, którzy zamiast zapłacić z miejsce na rynku , lub na tym samym skrzyzowaniu , stoją na chodniku ( kosztu budowy chodnika wcale nie są takie małe , a do tego dochodzi cena gruntu). Dodatkowo trzeba policzyc straty jakie poniesie właściciel targowiska ( a tym samym miasto bo zapłaci mniejsze podatki). Umożliwianie handlowania na dziko jest formą redystrubucji, równie dobrze można wprowadzic dopłaty na miejsce do handlowania.Państwo nic nie robi za darmo, pytanie kto płaci.
3. Za czyjeś pieniądze ten chodnik został zbudowany, najlepiej byłoby albo go sprzedać ( i pieniądze zwrócić ) , albo co jest równoznaczne wydzierżawiac i z tych pieniędzy obniżać podatki.
4. 11 bilionów to nie są pieniądze nie do przeskoczenie. Ziemia , nieruchomości , Pałac prezydencki :).
27 sierpnia, 2010 at 01:01
„Koszty utrzymania chodnika są niewielki to prawda ale ,po pierwsze umożliwiając handel bez zapłacenia odpowiednich opłat stawiamy rząd świadomie w roli bossa mafi.”
Odwrotnie – to uniemożliwianie handlu bez zapłacenia opłat rządowi (czy władzom miejskim) jest postępowaniem podobnym do postępowania mafii. Czym się to różni od postępowania np. gangstera pobierającego haracz od żebraka za „prawo” do żebrania w określonym miejscu?
„Z pieniędzy zrabowanych z innych obywateli nadaje PRZYWILEJE tym, którzy zamiast zapłacić z miejsce na rynku , lub na tym samym skrzyzowaniu , stoją na chodniku ( kosztu budowy chodnika wcale nie są takie małe , a do tego dochodzi cena gruntu)”
Przywileje? Coś, co jest normalnie osiągalne bez wtrącenia się władzy nie jest przywilejem. Odwrotnie – władza tworzy przywileje zabraniając handlować jednym, a pozwalając handlować innym (którzy wniosą opłatę targową i ustawią się w wyznaczonym przez władzę miejscu).
Tak samo przywilejem nie jest zwykłe chodzenie czy stanie na chodniku. Czym się różni zwykłe stanie od stania z pudłem towaru?
Koszty budowy chodnika wprawdzie jakieś tam były, ale te koszty nie wzrastają już przez to, że ktoś stoi z pudłem towaru zamiast bez niego. Owszem, pieniądze na to zostały zabrane ludziom pod przymusem w podatkach, ale oznacza to tylko tyle, że władza ma dług wobec tych ludzi, a nie, że ten dług przenosi się jakoś na użytkowników chodnika, a władza z tego tytułu jest upoważniona pobierać od nich opłaty w celu jego spłaty. Zresztą jeśli te opłaty pobiera, to na pewno nie w celu zwrotu pieniędzy zagrabionych podatnikom.
„Dodatkowo trzeba policzyc straty jakie poniesie właściciel targowiska ( a tym samym miasto bo zapłaci mniejsze podatki).”
Po pierwsze, wcale nie jest pewne, że właściciel targowiska ponosi tu jakieś straty. To, że ktoś handluje na chodniku wcale nie znaczy, że handlowałby na targowisku – możliwe, że handluje na chodniku właśnie dlatego, że nie stać go na miejską opłatę targową i dla właściciela targowiska.
Po drugie, wcale nie jest pewne, że miasto ponosi straty. Jak wyżej. A ponadto uliczny handlarz może mieć zarejestrowaną działalność gospodarczą (sporo ma) i płacić w związku z tym podatki. Jak się mu nie pozwoli handlować, to nie będzie ich płacił, a może nawet będzie się mu płaciło zasiłek dla bezrobotnych lub z pomocy społecznej.
Po trzecie i najważniejsze, ewentualne straty władz miejskich czy uprzywilejowanego przez nie właściciela targowiska w wyniku handlu ulicznego nie są usprawiedliwieniem do tego, by go zakazywać, tak samo jak straty właścicieli sklepów w wyniku np. działalności hipermarketu nie są usprawiedliwieniem do tego, by zabraniać funkcjonowania tego hipermarketu.
„Umożliwianie handlowania na dziko jest formą redystrubucji, równie dobrze można wprowadzic dopłaty na miejsce do handlowania.Państwo nic nie robi za darmo, pytanie kto płaci.”
Podatnicy ponoszą dokładnie takie same koszty w przypadku, gdy ktoś stoi na chodniku z pudłem i handluje, jak w przypadku, gdy stoi lub chodzi na nim ktoś, kto nie handluje. To znaczy bezpośrednio nie ponoszą żadnych w obu przypadkach, bo pieniądze zabierane w podatkach nie są pobierane „na utrzymanie chodnika”. Równie dobrze władze miejskie mogą wykreślić w budżecie pozycję „utrzymanie chodników”, a wysokość płaconych podatków będzie taka sama. Nawet jednak jeśli uznać, że jakaś część pieniędzy podatników „jest przeznaczana” na utrzymanie chodnika, będzie to w obu przypadkach tyle samo. Więc nie ma tu żadnej redystrybucji. Nikt nie dopłaca dodatkowo do tego, że ktoś handluje na ulicy. Odwrotnie – dzięki temu kupujący towary od handlarzy mogą często kupić je taniej i wydać zaoszczędzone dzięki temu pieniądze na coś innego – czyli dystrybucja dóbr staje się bardziej optymalna ekonomicznie, rozwija się gospodarka.
27 sierpnia, 2010 at 09:44
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8301120,W_tym_roku_moze_pasc_rekord_w_liczbie_donosow_obywatelskich.html
soc-demokracja to genialny system – władza nie musi nawet likwidować niepokornych. lud trzyma sie w szachu dla „wspólnego dobra”.