JKM a wolność manifestacji
Raz jeszcze będzie o Januszu Korwin-Mikkem. Postanowił on wystartować w wyborach na prezydenta Warszawy i ogłosił 21.punktowy program, który – jak zwykle w jego przypadku – stanowi beczkę miodu doprawioną łyżką dziegciu. Obok zapowiedzi wielu słusznych rozwiązań można znaleźć tam bowiem wyraźną deklarację walki z wolnością zgromadzeń, i to nawet wbrew obowiązującemu prawu. Punkty 6 i 7 programu Pana Janusza stanowią:
„Firmy prowadzące jakiejkolwiek prace będą musiały płacić dzienną stawkę za wynajęcie chodnika lub jezdni. Takie same stawki będą musieli płacić organizatorzy manifestacji chcących chodzić po jezdni i tamować ruch. Miasto nie może być paraliżowane przez demonstrantów chcących sobie paradować akurat po centralnych ulicach stolicy”.
Pan Janusz zdaje się zapominać, że póki co wolność gromadzenia się i manifestowania jest zagwarantowana konstytucyjnie, a prawo do korzystania z jezdni mają zarówno kierowcy pojazdów, jak i demonstranci – pod warunkiem uzyskania zezwolenia przewidzianego przez art. 65 Prawa o ruchu drogowym (przy okazji – procesje religijne oraz kondukty pogrzebowe takiego zezwolenia nie potrzebują!), którego wydanie nie jest uzależnione od wniesienia jakiejkolwiek opłaty. Również Prawo o zgromadzeniach nie przewiduje możliwości wydania zakazu zgromadzenia z powodu niewniesienia opłaty przez jego organizatorów. Oczywiście w idealnym ustroju za użytkowanie drogi powinni płacić jej użytkownicy, a nie wszyscy obywatele w podatkach – ale nie mamy idealnego ustroju i ci obywatele już te podatki płacą. Więc pobieranie dodatkowych opłat za możliwość korzystania z dróg to po prostu zwiększanie stopnia podatkowego wyzysku. No i dlaczego niby mieliby płacić je tylko organizatorzy manifestacji, a nie pozostali użytkownicy dróg? Duża liczba samochodów też paraliżuje ruch…
Punkt 8 programu Pana Janusza stanowi natomiast:
„Nie dopuszczę też do manifestacji naruszających obyczajowość publiczną. Miejsce nagusów jest na plażach dla nudystów!”.
Nie przypominam sobie, by w Warszawie albo gdziekolwiek indziej w Polsce próbowały dotąd manifestować rzeczywiste nagusy (poza antypodatkowym happeningiem organizowanym wiele lat temu w Krakowie przez Federację Anarchistyczną, odwołującym się do tradycji Lady Godivy) . Podejrzewam więc, że tak naprawdę deklaracja ta nie dotyczy demonstracji osób w stroju Adama i Ewy, ale innych. Na przykład Parad Równości, albo manifestacji na rzecz legalizacji marihuany, albo takich, gdzie ktoś przywiązuje się do krzyża. Lub dowolnych innych, których cel akurat nie spodobałby się Panu Januszowi. Bo teoretycznie jak się uprzeć, to zawsze można powiedzieć, że manifestacja grozi „naruszeniem obyczajowości publicznej”.
Pomijając już sens istnienia zakazów odnoszących się do pojęcia „obyczajowości publicznej” oraz jego nieostrość – instrumenty prawne przeciwko osobom naruszającym obyczajność publiczną istnieją (rozdział XVI Kodeksu wykroczeń oraz rozdział XXV Kodeksu karnego) i policja jak najbardziej może podjąć kroki przeciwko komuś np. obnoszącemu się na manifestacji z pornografią albo używającemu nieprzyzwoitych słów lub gestów. Więc tak naprawdę w celu ochrony porządku prawnego nie jest tu konieczne wydawanie prewencyjnych zakazów przez prezydenta miasta. Takie zakazy to tylko i wyłącznie prewencyjne ograniczanie wolności ludzi, którzy nie popełnili póki co żadnego przestępstwa ani nawet wykroczenia. I wydawanie takich zakazów deklaruje człowiek, który z drugiej strony nie widzi nic złego w samym prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu.
Czyżby prowadzenie samochodu było z gruntu słuszne, a manifestowanie nie?
httpv://www.youtube.com/watch?v=3o9cBMph5yM
24 września, 2010 at 17:39
JKM robi jak zwykle wszystko, by zniechęcić do libertarianizmu (niestety często z nim utożsamianym).
Niemniej kierowcy za drogi płacą… choćby akcyzą za paliwo, składką OC i dziesioną nakładaną przez fotoradary. Mi też się nie podoba pomysł demonstrowania w taki sposób, by możliwie najbardziej zakłócić ruch w mieście, a niestety część demonstrantów uznaje to za świetny pomysł zwracający uwagę na demonstrację.
24 września, 2010 at 20:07
Hmmm. Niewątpliwie tego typu wypowiedzi JKM są niezgodne
np. z konstytucyjnym prawem, to prawda. Tyle, że konstytucja
to zbiór pobożnych życzeń, to raz, jak się przyglądać bliżej, to
sie okazuje ze do kazdego „zagwarantowanego prawa” mozna
znaleźć głośny przypadek w ktorym to prawo jest łamane. Do tego
„firmy prowadzące działalność” tak czy siak płacą za każdy wynajęty
kawałek czegokolwiek, baby sprzedające z kartonu to raczej nie są
„firmy prowadzące działalność”. Ale, tak czy siak, chodzi mu pewnie
o argument który ja spotykam dość często, mianowicie lewactwo
stale przytacza, jakobym był im winny wdzięczność, bo jakby nie
państwo, to by dróg nie było, a moją polemikę ignorują.
Co do kwestii stawki, tak się składa, że jeżdżę na motocyklu,
ostatnio była megaawantura o stawki za autostradę, żeby motocykle
miały płacić mniej, a np. tiry więcej, bo jako wieksze/cieższe pojazdy
„bardziej” niszczą nawierzchnię itp. W proteście nie brałem udziału, bo
z definicji jakieś takie akcje dla „społecznego” (tym razem społeczności
motocyklistów) dobra, śmierdzą mi z daleka, a sama akcja bardzo szybko
zamieniła się w wielkie g.. którego nie warto dzielić na czworo.
Jeżeli droga jest prywatna, stawkę ustala właściciel. A „państwowa” droga
to jest generalnie absurd, umożliwiający różne przekręty. W uczciwej
sytuacji, stanem i pobieraniem opłat za drogi publiczne, zainteresowane są
gminy czy też powiaty, na terenie których te drogi są, tyle, że jeżeli
utworzy się Krajowy Komitet Dróg, rodzaj GKiAA , na którego terenie
żadnych dróg nie ma, bo jako instytucja nie „posiada” terenu, to drogi
są syfiaste, opłaty duże, a przychody rozkradane. Podsumowując, wszędzie
gdzie to możliwe drogi powinny być prywatne – gdyby były, i gdyby były
w złym stanie, właściciel by nie zarabiał a ludzie objeżdżali by objazdami
dookoła, zamiast płacić, a drogi międzymiastowe, przelotówki krajowe,
itp. o ile nie mogą być prywatne ( czemu by nie ? ), to za ich stan , oraz
pobieranie opłat powinny być odpowiedzialne instytucje ZAINTERESOWANE
ich stanem, a nie mityczny centralny komitet dróg któremu w zasadzie
wszystko zwisa. Co do manifestacji, to nudyści aka naturyści raczej
nie manifestują, chcą siedzieć na plaży, a nie latać nago poza plażą,
wiem bo jestem jednym z nich, więc nie wiem skąd JKM wziął te
nudystyczne demonstracje. Zgodę na demonstrację, hipotetycznie za
„odpowiednią” kwotę, również powinien wyrażać właściciel drogi, lub
w przypadku drogi publicznej – gmina, a nie mityczny komitet wydawania darmowych zgód na manifestacje. Sądzę, że gdyby mieszkańcy mieli
dostać od organizatorów manifestacji np. gejowskiej czy innej,
określoną, wysoką sumę, nikomu by manifestacje nie przeszkadzały,
gdyby obrońcy moralności wszelakiej , z tytułu wpłacenia przez manifestantów
za paradę na drodze w ich mieście, zostali np. zwolnieni z uiszczania
opłaty za używanie drogi publicznej przez następne 6 mcy, myślę że
nikt by się o manifestacje specjalnie nie strzępił.
A co do prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwym, znowu wtopa
JKM , zgadza się, i z tym prewencyjnym ograniczaniem też zgoda.
Argumentacją strony przeciwnej zwykle jest, że „jak to nie popełnili
przestępstwa skoro przestępstwem jest prowadzenie w stanie”, oraz „gdyby twoje dziecko chodziło tą drogą, też byś był za zakazem”. Otóż nie.
Mianowicie ja jestem za pilnowaniem i przestrzeganiem swoich dzieci,
że samochód na drodze może mieć pijanego kierowcę i trzeba nań uważać,
a prowadzenie w stanie nie powinno być przestępstwem. Praktyka dowodzi,
że uznanie „prowadzenia pod wpływem” za przestępstwo, doprowadza
(omalże) do wsadzania ludzi do więzień za przyłapanie kogoś po piwku na rowerze, i jestem zdania, że jeżeli ktoś, będąc nietrzeźwym, i wiedząc o tym,
jedzie samochodem 30-40km/h tocząc się ślimaczo przy krawężniku,
to nie ma nic złego w tym żeby sobie do domu dojechał. Policjanci też
to wiedzą, bo prewencyjnie zatrzymują każde jadące „zbyt wolno” auto,
żeby sprawdzić czy kierowca nie jest pijany. Nie zmienia to faktu, że
prawdą jest, że osoba pod wpływem, prowadząca to swoje auto te 30-40 na godzinę, de facto JESZCZE żadnych szkód nie popełniła, a kara , o ile
kogoś przyłapią, jest proporcjonalna do szkód jakie BY ten ktoś
wyrządził GDYBY. Zagadnienie jest skomplikowane. Z jednej strony złem
jest karanie kogoś za szkody jakie BY wyrządził GDYBY, to jest absurd,
i, jak Pan mówi, prewencyjne ograniczanie wolności. Z drugiej strony,
jeżeli wyobrazimy sobie kogoś strzelającego z magnum 44 do drzewa
przy ulicy, no to fakt, że pocisk przeleciał koło czyjegoś ucha o 2cm,
nie oznacza, że strzelający nie popełnił jeszcze żadnej szkody i dlatego
żaden rodzaj ograniczenia nie powinien go obowiązywać.
Kwestia nie tyle szacunkowych, potencjalnych szkód, co realiów kar do win.
Teoretycznie kara za prowadzenie samochodu po pijaku do 40km/h powinna być nieco większa od taksówki do domu, żeby NIE OPŁACAŁO się prowadzić po pijaku nawet NIE POWODUJĄC SZKÓD. Ale na pewno złem jest karanie kogoś takiego, albo kogoś po piwku na rowerze, odebraniem uprawnień do prowadzenia czegokolwiek dożywotnio, lub obcięciem ręki lub nogi.
Ale zdaje się, że lepszym pomysłem, jest scedowanie ewentualnej kary,
a już na pewno legalnej możliwości zatrzymania tego kogoś, na jednostki.
Innymi słowy, jeżeli komuś przeszkadza, że X prowadzi 30-40 km/h po paru piwkach, niech go zatrzyma na własną odpowiedzialność. Trzeźwej osobie znacznie trudniej odebrać kluczyki , niż komuś, kogo stan nie kwalifikuje się do bezpiecznego prowadzenia. W ten sposób pijaków na drogach byłoby mniej, a jednocześnie bezsensowne kary nie rujnowałyby ludziom życia za przejechanie dwóch przecznic po dwóch piwkach.. no, trudno, cholera, powiedzieć..
Podobnie z naszym strzelcem – gdyby legalna była próba odebrania mu tego
magnum, innymi słowy, gdyby strzelec był świadom, że za strzelanie do drzewa obok czyjegoś ucha, ten ktoś się może wk.. i legalnie go zastrzelić
ze swojego uzi, przypuszczalnie nie strzelałby obok niczyjego ucha..
hmm hmm. Sam siebie nie do konca przekonalem, ale z całą pewnością
karanie za zło potencjalne jest polem do nadużyć, naturyści nie robią manifestacji, powoływanie się na „poziom szkodliwości” pojazdu na drodze i ustalanie przez KC stawki „równej dla wszystkich” także śmierdzi, a JKM znowu , niestety, gada głupoty, może sie chłopina starzeje 🙁
Dodam jeszcze, że jako motocyklista, chętnie zapłaciłbym za to cholerne A4
i 50 zł , byle była, kurde, w dobrym stanie, stać mnie, a nie wnikał w idiotyzmy typu czy motorek mały lub duży mniej lub bardziej niszczy nawierzchnie lub wszechobecne ŚRODOWISKO.
24 września, 2010 at 20:17
W ogóle z tymi stawkami za autostradę i motocyklistami były niezłe jaja, polecam głębszą analizę tematu – dosłownie KAŻDA strona konfliktu, a także instytucje i osoby trzecie, biorące udział, miała „coś na sumieniu”, próbowała ugrać coś czyimś kosztem, a założone cele czy pobudki po bliższym zastanowieniu się nie były w ogóle warte dyskusji, chodziło o różnicę bodaj 2 czy 3 zł ? jakoś tak, smród koło tej sprawy straszny, każdy normalny, przeciętny człowiek (motocyklista lub nie ) na niej stracił, i nic więcej z tego nie wynikło.
24 września, 2010 at 20:31
A nieee, z tymi firmami prowadzącymi prace, to JKM chodzi zdaje się o firmy naprawiające szosy, w tym sensie, żeby te firmy miały świadomość, że przedłużanie ich pracy KOSZTUJE właściciela drogi (?), przynajmniej tak mowi teoria. Ale to dalej troche lipnie brzmi, bo obstawiam, że gdyby, celem wzbudzenia świadomości naprawiaczy, wprowadzić jakieś tego typu koszta, to po prostu drogi będą naprawiane szybko, i kiepsko, czyli cwaniak i oszust znowu wyjdzie na swoje, a uczciwy człowiek nadal nie pojeździ. Ewentualnie po prostu nikt dróg nie będzie naprawiał juz wcale.. (?)
29 września, 2010 at 23:11
Jacku, a co sądzisz o manifestacjach (celowo nastawianych na długotrwałe blokowanie ruchu w centrum miasta) zwolenników depenalizacji marihuany?
30 września, 2010 at 15:02
Jeśli to jest rzeczywiście blokowanie ruchu innym użytkownikom (postawienie blokady na drodze, jak robił Lepper) to jest już celowe działanie ograniczające ich swobodę. Ale jeśli oni sobie idą po drodze jak każda inna manifestacja, pielgrzymka albo pogrzeb, to jest OK – po prostu siłą rzeczy spowalniają ruch, ale korek samochodowy też go spowalnia. I chyba nawet zgodnie z obecnym porządkiem prawnym nie można odmówić ot tak sobie udzielenia zezwolenia na poruszanie się manifestantów po jezdni tylko dlatego, że spowolni to ruch, a tym bardziej zakazać z tego powodu manifestacji jako takiej. Chociaż istnieje furtka – organ zarządzający ruchem może torpedować uzgodnienie przebiegu trasy z organizatorem, a brak takiego uzgodnienia jest już podstawą do niewydania zezwolenia na poruszanie się po jezdni. Z drugiej strony, np. kondukty pogrzebowe nie wymagają żadnych zezwoleń ani nawet uzgodnień, więc gdyby naraz w kierunku cmentarza w centrum ruszyło kilkanaście konduktów, to ruch w okolicy byłby całkowicie sparaliżowany i żadne władze nie mogłyby temu zapobiec.