Koniec fototyranii
Okazuje się, że jeśli ktoś nie zgadza się na fotografowanie swojej osoby, ma prawo w obronie swojego wizerunku zastosować fizyczną przemoc przeciwko fotografowi, np. wykręcając mu rękę i kradnąc aparat. Stwierdził to oficjalnie sędzia Adam Grzejszczak, oddalając zażalenie dziennikarki Anity Gargas na postanowienie prokuratury umarzające postępowanie wobec człowieka, który fotografowany właśnie tak postąpił:
„Z zeznań świadków (w tym samej skarżącej) wynika, iż robiła ona zdjęcia Michała N. wbrew jego głośno wyrażonemu sprzeciwowi. (…) Zatem działanie M.N polegającego na wykręceniu ręki i odebraniu aparatu w tym kontekście należy uznać nie jako zastosowanie przemocy w rozumieniu art. 191 kk, ale jako działanie mające na celu zapobieżenie naruszaniu jego dobra w postaci wizerunku poprzez fotografowanie bez zezwolenia”.
Obecni przy zdarzeniu policjanci twierdzili wprawdzie, że dziennikarka ma prawo robić zdjęcia, a odebranie jej aparatu będzie czynem karalnym. No ale sąd jednak chyba lepiej zna się na prawie?
Wprawdzie polski system prawny nie opiera się na precedensach, często jednak sądy w swych orzeczeniach powołują się na orzeczenia i uzasadnienia w innych sprawach. Uzasadnienie sędziego Grzejszczaka jest zatem mocnym argumentem dla każdego, kto nie życzy sobie być filmowany przez kamery monitoringu na ulicach miast i w innych miejscach publicznych lub nie chce zdjęć robionych mu przez fotoradary na drogach, i w tym celu postanowi fizycznie usunąć fotografujące urządzenie. Urwanie i zabranie kamery lub fotoradaru jest przecież działaniem mające na celu zapobieżenie naruszaniu jego dobra w postaci wizerunku poprzez fotografowanie bez zezwolenia.
23 listopada, 2010 at 21:18
Nie kumam tego? W jaki sposób zrobienie komuś zdjęcia może naruszyć czyjeś dobro wizerunku? Co innego jeszcze publikacja, ale sam fakt robienie zdjęcia?
Czy w takim razie można komuś oko wybić, bo rejestruje nasz wizerunek?
Trudno mi uznać robienie zdjęcia za agresję.
24 listopada, 2010 at 00:19
@MM
Spokojnie, to tylko taka drwina JS z naszego systemu bezprawia.
24 listopada, 2010 at 10:27
ja kumam, ponieważ w tej sprawie pojawił się też wątek, że ten gość zabrał aparat dla hecy, tak tłumaczył prokuratorowi, a ten to przyjął i postępowanie umorzył,
wnioski:
zlikwidujmy fotoradary i kamery w miastach dla hecy (takie żarty), już można!
24 listopada, 2010 at 11:42
vogel100
„zlikwidujmy fotoradary i kamery w miastach dla hecy (takie żarty), już można!”
umarłem:)
potwierdza się po raz kolejny, że sarkazm to najniższa forma dowcipu, ale najwyższa forma inteligencji:)
24 listopada, 2010 at 19:24
Eee, mieszacie, Panowie, i tyle. Zdecydujcie sie, albo mamy do czynienia z niedobrym bandytą co odbiera bezkarnie odbiera aparaty fotograficzne niewinnym dziennikarkom, i podnosicie larum o bezprawiu, i że przestępczość się panoszy, i człowiek normalny nie może ulicą przejść żeby nie napadli i aparatu nie zabrali, albo mamy do czynienia z niedobrą dziennikarką co to narusza osobiste i niezbywalne prawa do dysponowania własnym wizerunkiem, i wolny człowiek ma prawo domagać się aby jakaś niedobra łajza dziennikarska go nie fotografowała jak sika albo pali papierosa na ulicy, a jak jego wolność do owego wizerunku zostanie złamana, to powołując się na swoje świętości ma prawo dać jej w łeb. Ewentualnie do ochrony swego dobra użyć broni która powinna być legalna. Kręcicie obydwaj, i tyle 😛 Sędzia jest od tego, żeby sądzić, to osądził, jakoś musiał.
A nawiasem mówiąc, subiektywnie i prywatnie, to ja generalnie wyrosłem z czasów kiedy myślałem że aparat ukradnie mi duszę, i zasadniczo nie robię w miejscach publicznych rzeczy, których musiałbym się szczególnie wstydzić, na tyle żeby napastować dziennikarki i rozbijać bądź odbierać im aparaty.. zresztą, w ogóle unikam miejsc publicznych, zwłaszcza od kiedy są publiczne, ale ja się do owej publiki nie zaliczam, bo mi w nich palić zakazali.
24 listopada, 2010 at 19:29
Jakbym był tym sędzią, to bym pewnie po salomonowemu osądził, że żeby było sprawiedliwie, ten pan może tej pani zrobić teraz kompromitujące zdjęcie, a ta pani może jemu siłą aparat odebrać. I wszyscy byliby szczęśliwi i zadowoleni ze swoich praw bądź możliwości egzekwowania ich braku.
24 listopada, 2010 at 19:40
Mnie to szczególnie nie przeszkadza jak się mnie fotografuje, ja siebie dość lubię, od kiedy schudłem uważam nawet że jestem dość przystojny 😛 Ale z drugiej strony uznaję prawo innego człowieka do tego, żeby go nie fotografować skoro sobie tego nie życzy, i sam jestem przeciwko fotografowaniu mnie, powiedzmy, na sedesie. Nawet „publicznym”. Dlatego zresztą do takowych nie chodzę. Sądzę, że adekwatna rekompensata, taka jaką zaproponowałem, byłaby idealnym rozwiązaniem.
24 listopada, 2010 at 22:28
Ja te problemy rozważałem już w tych notkach:
http://gps65.salon24.pl/128680,podgladanie
http://gps65.salon24.pl/132695,zalegalizowac-podsluchy
Ogólnie uważam, że każdemu powinno być wolno rejestrować wszelkie fale, które ktoś inny emituje.
Podobno środowiska wolnościowe w USA protestują przeciwko używaniu skanerów ciała na lotniskach: http://moraine.salon24.pl/253290,jesli-bedziemy-to-tolerowac-to-z-nami-jest-cos-nie-tak
Dla mnie to dziwne. Wolność miałaby polegać na zakazywaniu używania jakichś urządzeń? No to noktowizory, dyktafony, aparaty fotograficzne i wszelkie urządzenia rejestrujące jakiekolwiek fale powinny być zakazane. I to ma być wolność?
25 listopada, 2010 at 16:55
Kierunek emisji to nie wszystko, uważam, że mam prawo do tego, żeby mnie nie filmowano i nie fotografowano kiedy się załatwiam, niezależnie od tego czy odbijam fotony w tym czasie, czy nie. Tyle, że w konflikcie, ten kto musi dochodzić swoich praw wobec kogoś, kto je łamie – zwykle przegrywa. A ten kto stawia drugą stronę w sytuacji dochodzenia przez nią jej praw – zwykle wygrywa. Z bronią sprawa ma się mniej więcej tak samo – w spotkaniu 1:1 face to face ten kto strzela pierwszy, lub ten kto wyciągnie broń pierwszy ( i przez to strzeli pierwszy ) w praktyce wygrywa, niezależnie od tego czy broń jest legalna, czy nie, i kto ma większy kaliber. Martwemu, albo skompromitowanemu w jakiś tam manipulancki sposób możliwość dochodzenia jego praw wiele nie daje. I to nie tylko dlatego, że sądy działają kiepsko, ponieważ pewnych rzeczy nie zwróci żadna rekompensata.
26 listopada, 2010 at 11:09
A czy twoim zdaniem masz również prawo do tego, by cię wtedy nie oglądano i zapamiętywano ten obraz w czyichś mózgach? Nawet jeśli robisz to w miejscu publicznym, np. na ulicy? A jeśli tak, to czy z prawa tego wynika prawo do fizycznej przemocy wobec oglądającego, w tym do usunięcia mu oczu albo mózgu?
26 listopada, 2010 at 12:53
Primo istnieje kluczowa różnica pomiędzy urządzeniem typu aparat i kamera, a mózgiem, i tego się będę trzymał. Secundo, nie rozmawiamy tu o przemocy wobec oglądającego, tylko o przemocy użytej w obronie praw własnych wobec osoby wykonującej cyfrową kopię czyjegoś wizerunku. Podobnież istnieje kluczowa różnica pomiędzy „oglądaniem i zapamiętywaniem w mózgu” a robieniem zdjęcia. Odradzam stosowanie wobec mnie sofistycznych trików, też potrafię je stosować, ale jakoś nie odpowiadają mojej naturze.
Konkludując, „miejsce publiczne” i jakieś „prawa” owego miejsca, to jest sformułowanie do jakiego ja bym się na wszelki wypadek nie odwoływał, z racji przyjętej przeze mnie zasady że przeważająca większość związków wyrazowych zawierających przymiotniki i przysłówki pochodne od „publiczny”, „ogólny”, „społeczny” itd. śmierdzą mi na odległość.
Na tej zasadzie, to rozumiem, że przytaknie Pan, Panie Jacku, że w miejscu prywatnym dać komuś w łeb – dobrze, a w „miejscu publicznym” – źle?
Niechże się pan nie wygłupia, bardzo proszę 🙂
pozdrawiam serdecznie
26 listopada, 2010 at 12:56
W artykule o tej sprawie, tak tak, przeczytałem go, napisano, że ów bandyta, nazwijmy go na nasze potrzeby, „sikającym bandytą” (cokolwiek tam akurat robił), więc ów „sikający bandyta” ponoć wyraźnie zaznaczył, poprosił etc. że sobie nie życzy, ba, znalazł nawet czas żeby zapytać policjanta co mu zrobią jeżeli!
26 listopada, 2010 at 12:58
A poza tym, do licha, kwestia skali – chodzi o zwykłą awanturę uliczną, głupiego ćwoka co „sika” (umownie mówiąc), na ulicy, i przypuszczalnie głupią dziennikarkę co się nudzi i zamiast robić zdjęcia pięknej przyrody albo ministra Boni, łapie ludzi na sikaniu. A nie o święte prawa do robienia i „nierobienia”.
Wystarczy, czy jeszcze?. Uf.
26 listopada, 2010 at 13:01
A policjant, sędzia i „dziennikarka” wypłaty swoje wzięli i w roli „stróżów prawa, porządku i moralności” pod przykładem nawet „sikania” – się okopali. Howgh.
26 listopada, 2010 at 13:06
Jest jakiś przepis, co mówi o wartości mienia odn. policji, bodaj chyba 200 zł jest graniczne? Czy ileś? tu się mogę mylić. Gdyby aparat był wart mniej, powołaliby się na obronę przed „przemocą” a gdyby był wart 250 pewnie na „obronę mienia”. Normalnie jaja, woda z mózgu. Wyrok wydany przez sędziego tłumaczę populizmem, no bo to w obronie obywateli, co w pocie czoła na „głupie jasie” (aparaty) pracują, przed bandytami co się nie zgadzają i najpierw proszą a potem przechodzą do czynu – jako litera czegoś tam nakazuje, w majestacie prawa wystąpili. Ble.
26 listopada, 2010 at 15:10
A jaka jest różnica pomiędzy obejrzeniem kogoś oczami i zapamiętaniem w mózgu a obejrzeniem kogoś aparatem fotograficznym i zapamiętaniem na nośniku cyfrowym lub kliszy?
Proces jest ten sam, różni się tylko nośnik.
A jak za 50 lat ludzie będą mieli wszczepione chipy pozwalające na zapamiętanie tego, co widzą oczami w formie cyfrowej? Albo sztuczne oczy z wbudowanymi kamerami?
Skoro mogę na kogoś patrzeć (i np. potem narysować – a niektórzy mają tzw. „pamięć fotograficzną”), to niby dlaczego nie mogę zrobić mu zdjęcia?
A jeśli nie mogę zrobić zdjęcia, bo naruszam tym „prawo do wizerunku”, to dlaczego mogę patrzeć i narysować? A może mogę patrzeć, ale nie mogę narysować?
Z wolnościowego punktu widzenia, robienie przeze mnie komuś zdjęcia w miejscu publicznym (niczyim) nie narusza praw własności. Bo aparat jest mój, a światło wpadające do obiektywu jest niczyje. Prawo własności do ciała obejmuje prawo do decydowania o swoim ciele, ale nie do decydowania o tym, czy ktoś inny może (w ramach dysponowania jego własnością – czy to mózgiem, czy aparatem fotograficznym) w taki czy inny sposób zapamiętywać jego widok. Co innego w miejscu prywatnym – tu właściciel może (choć nie musi) uzależnić zgodę na wejście w takie miejsce od powstrzymania się od robienia zdjęć. Regulamin np. basenu może zakazywać robienia zdjęć, a nawet wnoszenia aparatów na teren obiektu.
Z punktu widzenia natomiast polskiego prawa, istnieje coś takiego, jak ochrona wizerunku jako dobra osobistego w kodeksie cywilnym (art. 23). Ponadto jest również zakaz rozpowszechniania (ale nie utrwalania) czyjegoś wizerunku w ustawie o prawie autorskim (art. 81). O ile z tego drugiego przepisu wynika, że nie wolno bez zgody fotografowanego jedynie rozpowszechniać jego zdjęć (i to z pewnymi wyjątkami), o tyle owszem pojawiają się interpretacje (np. http://olgierd.bblog.pl/wpis,zakaz;fotografowania,5031.html), że ochrona wizerunku w kodeksie cywilnym oznacza również, że robienie komuś jego zdjęcia bez jego zgody jest naruszeniem tego kodeksu (choć sprawa jest dyskusyjna). Jednak przyjęcie takiej interpretacji wg mnie oznacza również, że niedozwolone powinno być samo patrzenie na osobę, która nie wyraziła na to zgody – niby dlaczego sam fakt robienia zdjęcia (bez jego rozpowszechnienia) miałby naruszać wizerunek, a fakt patrzenia nie?
26 listopada, 2010 at 15:18
„A jaka jest różnica pomiędzy obejrzeniem kogoś oczami i zapamiętaniem w mózgu a obejrzeniem kogoś aparatem fotograficznym i zapamiętaniem na nośniku cyfrowym lub kliszy?
Proces jest ten sam, różni się tylko nośnik.
A jak za 50 lat ludzie będą mieli wszczepione chipy pozwalające na zapamiętanie tego, co widzą oczami w formie cyfrowej? Albo sztuczne oczy z wbudowanymi kamerami?”
Ech. Ano, różni się tylko nośnik, tylko że ta róznica jest kluczowa.
A co się Pan martwi czy za 50 lat kto kogo biochipem sfotografuje?
Naprawdę nie widzi Pan różnicy pomiędzy narysowaniem papieża jak sika, a zrobieniem mu zdjęcia? To niech Pan narysuje, albo zrobi, i obydwa wyśle do gazety, przekonamy się za które dadzą więcej..
26 listopada, 2010 at 15:20
Ja tam twierdzę, że mój mózg i oczy to jednak zdecydowanie co innego niż byle głupiojasiowy aparat za „pińcet złoty”, wręcz nie ma takich milionów za które bym odstąpił 🙂 No i kurde nie dam się przekonać no 🙂
26 listopada, 2010 at 15:24
Ja to lubię o żonach i dzieciach, gadać, bo nie mam, jak ten porucznik, z TV, columbo. No więc, panie jacku, z całym respektem, pan zapyta żony, albo się zastanowi sam, jest różnica pomiędzy zrobieniem jej zdjęcia na golasa, albo narysowaniem jej na golasa? Jak by miał pan do wyboru obejrzeć wodospad niagara, albo obejrzeć zdjęcie, albo rysunek, to co, będzie różnica pomiędzy mózgiem i aparatem, czy nie? Oj, bo sie wkurze 😀 Jak z dzieckiem, no 🙂
26 listopada, 2010 at 15:26
Jest taki plugin, do WPress, co komentarze tego samego usera następujące po sobie łączy w jeden 🙂 Polecam 🙂
26 listopada, 2010 at 15:40
Dowodzenie czegokolwiek metodą ekstrapolacji ma swoje plusy i minusy, ale tak czy siak jakiś rozsądek wypada zachować. Ma sens ekstrapolacja z aparatu i zdjęcia do tysiąca aparatów i zdjęć, ale do mózgu i oczu albo tysiąca mózgów i tysiąca par oczu już niekoniecznie. Argument, że metoda jest ta sama, ale nośnik jest inny to jest prawda, ale z tej prawdy wywodzi Pan, że oczy i aparat to jest to samo, a to już nie jest logiczne.
Nadto, jako ten wiedźmin z powieści niejakiego sapkowskiego, Pan, jak podejrzewam, czytał, trzeba mieć odniesienie do konkretnego przypadku i konkretnych realiów, jest tam taka scena jak tu i ówdzie machnął mieczem i co z tego wynikło, zaraz po wyjściu z tego wiedźminowskiego hogwartu.. polecam 🙂
26 listopada, 2010 at 15:42
Aparat, jak wiadomo, ma oko jedno, a w głowie ludź ma oków dwa. Czyli, tą samą metodą, to jednak nie to samo.. ech, no i pogubiłem się..
26 listopada, 2010 at 15:44
A jak Pan też, jak ja, żony nie ma, to żony Pana Maćka Miąsika Pan zapyta.. i poproszę o zacytowanie odpowiedzi 🙂