Prezes UKE nakazuje miastu cenzurę

Rok temu, gdy trwały prace nad ustawą o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych, sejmowa komisja zajmująca się projektem tej ustawy poprosiła Biuro Analiz Sejmowych o opinię dotyczącą zgodności z Konstytucją RP artykułu 7, ust. 4 pkt. 3 owego projektu. Punkt ten dotyczył przypadku, kiedy jednostka samorządu terytorialnego (np. gmina) zamierza świadczyć na swoim terenie usługę dostępu do Internetu za darmo lub po cenie niższej od rynkowej i uzyskuje w tym celu zgodę Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, wydaną w trybie decyzji. Brzmiał zaś następująco:
„Decyzja, o której mowa w ust. 1, określa:
1) obszar, którego dotyczy działalność;
2) maksymalną przepływność łącza;
3) warunki świadczenia usługi dostępu do Internetu, w tym maksymalny czas, po upływie którego następuje zakończenie połączenia, oraz obowiązek blokowania dostępu do treści zakazanych dla dzieci lub młodzieży lub sprzecznych z publicznym charakterem zadań realizowanych przez jednostki samorządu terytorialnego”
.
Wątpliwości posłów z komisji wzbudził zapis o „obowiązku blokowania” – zwłaszcza, że równocześnie trwała publiczna dyskusja nad rządowym pomysłem wprowadzenia Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Biuro Analiz Sejmowych przygotowało opinię, która uznała ten zapis za niezgodny z art. 54 ust. 1 Konstytucji (stanowiącym, że „każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”), nawet w powiązaniu z art. 31 ust. 3 Konstytucji („Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”). W opinii Biura, w szczególności „niejasna konstrukcja art. 7 ust. 4 projektu umożliwia sformułowanie wniosku, że treść nakazu blokowania dostępu do stron – stanowiącego w istocie ograniczenie wolności pozyskiwania informacji z art. 54 ust. 1 – jest nie tyle wprowadzana wprost w projekcie ustawy, co w drodze decyzji Prezesa UKE. Taka sytuacja dodatkowo wzmacnia wniosek o konstytucyjnej niedopuszczalności omawianego przepisu z punktu widzenia art. 31 ust. 3 konstytucji”.
Opinia ta była przekonująca dla posłów (przewodniczący komisji, p. Janusz Piechociński, stwierdził jednoznacznie, że „nie będzie blokowania stron”, choć „rząd (…) planował  wprowadzenie cenzury w sieci”) i w projekcie ustawy znajdującym się w sprawozdaniu komisji z 4 marca 2010 r. – jak również w ostatecznej, uchwalonej wersji ustawynie ma już nic o żadnym obowiązku blokowania. Wymieniony wyżej punkt brzmi w ustawie następująco:
„Decyzja, o której mowa w ust. 1, określa:
1) obszar, którego dotyczy działalność;
2) maksymalną przepływność łącza;
3) warunki świadczenia usługi dostępu do Internetu, w tym maksymalny czas, po upływie którego następuje zakończenie połączenia”
.
Niestety okazuje się, że wbrew intencjom posłów i oświadczeniu p. Piechocińskiego, blokowanie jednak jest. Oto 30 grudnia 2010 r. Prezes UKE wydał decyzję o zgodzie na świadczenie przez miasto Przasnysz usługi dostępu do Internetu bez pobierania opłat za pomocą hotspotów. Decyzja ta określa nie tylko obszar, którego dotyczy działalność (8 hotspotów w podanych lokalizacjach), maksymalną przepływność łącza (256 kb/s) oraz maksymalny czas, po upływie którego następuje zakończenie połączenia (60 minut), ale również, że:
„zablokowane będą strony internetowe z treściami erotycznymi, nielegalnymi, w ramach możliwości technicznych uniemożliwione powinny zostać połączenia Peer to Peer umożliwiające wymianę plików pomiędzy użytkownikami końcowymi oraz wszelkie aplikacje wykorzystujące tę technologię”;
„użytkownikom końcowym udostępnione będą wyłącznie protokoły http (Port 80), https (port 443), porty wykorzystywane przez serwisy e-mail (Port 25, Port 110, Port 143, Port 465, Port 993, Port 995) oraz standardowe porty, z których korzystają komunikatory internetowe”.
Jak widać, Prezes UKE rozumie upoważnienie do określania „warunków świadczenia usługi dostępu do Internetu” jako upoważnienie do narzucania na tę usługę dowolnych ograniczeń, w tym również tych niewymienionych wprost w ustawie. Ba, również tych, które Konstytucja RP rezerwuje tylko dla ustaw – jak ograniczenia w korzystaniu z konstytucyjnego prawa do pozyskiwania informacji. Co więcej, w uzasadnieniu decyzji nie ma ani słowa o tym, dlaczego postanowiono wprowadzić takie ograniczenia. Dlaczego mają być blokowane akurat strony z „treściami erotycznymi”? Dlaczego użytkownikom należy zezwolić na korzystanie z WWW (a co ze stronami dostępnymi na niestandardowych portach?) e-maila (ciekawe, czemu pominięto tu port 587?) i komunikatorów, a już nie z internetowych czatów (korzystających wszak często z innych portów niż wskazane), FTP, IRC, radia internetowego czy Usenetu? Dlaczego użytkownik nie ma mieć możliwości korzystania z tak standardowych usług jak SSH czy Telnet, albo synchronizacja zegara na swoim komputerze? Czytając to uzasadnienie, można wręcz dojść do wniosku, że takie ograniczenia są wręcz nielogiczne w świetle tego, że „ograniczenie maksymalnej przepływności łącza do 256 kb/s dla użytkownika końcowego stanowi istotne ograniczenie w możliwości korzystania z usług i aplikacji dostawców kontentu (treści). Powyższa przepływność łącza będzie pozwalała na korzystanie jedynie z podstawowych aplikacji takich jak email czy strony internetowe niewymagające szybkiego połączenia z Internetem”. Skoro już samo ograniczenie prędkości zawęża możliwości korzystania przez użytkownika do „podstawowych aplikacji”, to jaki sens ma jeszcze narzucanie dodatkowych ograniczeń?
Wymieniona decyzja Prezesa UKE jest niezrozumiała tym bardziej, że urząd ten wyrażał się krytycznie o pomyśle blokowania stron w ramach proponowanego Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, stwierdzając między innymi w swojej opinii, iż „zaprojektowany obowiązek blokowania przez przedsiębiorcę telekomunikacyjnego dostępu do stron internetowych lub usług wpisanych do Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, z punktu widzenia technicznego, jedynie ograniczy lub utrudni części użytkowników Internetu dostęp do stron lub usług wpisanych do Rejestru, natomiast nie zlikwiduje dostępu całkowicie. (…) Natomiast koszt środków technicznych, które powinien zaangażować przedsiębiorca telekomunikacyjny w celu blokowania takiego dostępu będzie olbrzymi”. Czyżby nagle Prezes UKE lub jego urzędnicy uznali, że w przypadku miasta Przasnysz ten koszt będzie jednak mały (mimo że blokować będzie trzeba nie tylko wskazane konkretne adresy, ale ogólnie wszystkie strony „erotyczne” i „nielegalne”), a użytkownicy nie wpadną na pomysł obchodzenia blokady stron łącząc się poprzez serwery proxy działające na porcie 80 (bywają takie)?
No i w końcu – jeśli miasto Przasnysz dopuści, aby użytkownicy hotspotów łączyli się ze stronami internetowymi i serwerami poczty poprzez adresy domenowe, a nie bezpośrednio przez adresy IP, to będzie to złamaniem wymienionej decyzji. Wszak wśród protokołów, które wg niej będą udostępnione użytkownikom końcowym nie ma DNS (port 53)…

14 komentarzy do “Prezes UKE nakazuje miastu cenzurę”

  1. adam81 Says:

    Moim zdaniem to, że szeroko rozumiane państwo nakłada ograniczenia na dostarczany przez nie dostęp do internetu jest znacznie mniej oburzające niż sam fakt, że jakaś biedna babina ma płacić za internet dla osób, które mogłyby same sobie coś takiego zafundować. Niekonstytucyjny jest sam fakt świadczenia takich usług, gdyż w oczywisty sposób łamie zasadę pomocniczości, o której mówi preambuła. Reszta jest tylko konsekwencją zasady jaką kierują się organy administracji – Konstytucja jest dla Trybunału, niżej nie obowiązuje (a jak wiadomo i dla Trybunału nie jest zbyt istotna…).

  2. sierp Says:

    Ale to osobny problem (i tak naprawdę sprowadzający się do tego, skąd gmina (czy rząd) bierze pieniądze na swoje wydatki, a nie do tego, na co akurat je wydaje – ja np. może i wolałbym, żeby gmina wydawała pieniądze na dostęp do Internetu dla mieszkańców niż dajmy na to na strażników miejskich nękających kierowców). Tu chodzi o dwie rzeczy: po pierwsze, stworzenie precedensu, że jednak blokowanie stron i protokołów internetowych może być w jakimś przypadku „legalne”; po drugie, o to, że ograniczana jest jakaś konstytucyjna wolność (w tym przypadku wolność dostępu do informacji i rozpowszechniania informacji) już nawet nie na podstawie ustawy, ale na podstawie zwykłej decyzji urzędnika i to bez próby uzasadniania tego choćby „porządkiem publicznym”, „bezpieczeństwem”, „moralnością publiczną” czy innymi tym podobnymi usprawiedliwieniami.

  3. conr Says:

    Co do samego dostępu do Internetu, to sądzę, że jest to świetnym rozwiązaniem. Moim zdaniem zapewnienie przez państwo dostępu do Internetu wyczerpuje zapewnienie każdemu równego dostępu do edukacji, kultury czy mediów publicznych, a tu widzę olbrzymie oszczędności (jeszcze większe przy jednoczesnym ograniczeniu praw autorskich). Jestem nawet w stanie uznać, że „państwo-minimum” rozda każdemu obywatelowi taniego netbooka i umożliwi korzystanie przez niego z Internetu, jeżeli wycofa się z całej reszty, którą to naprawdę może skutecznie zastąpić.

    Z filtrowaniem się oczywiście nie zgadzam, ale dużo bardziej wkurzające jest to, że państwo chce w jakikolwiek sposób kontrolować dostęp do Internetu płacących za niego ludzi i firm. Jest to jeden z czynników (poza np. próbami nałożenia VATu), który utrudnia udostępnienie Internetu w miejscu publicznym prywatnym osobom za darmo dla wszystkich – państwo powinno zostawić Internet w całkowitym spokoju i nie powinno być możliwości, że ktoś jest ścigany (czy w ogóle w najmniejszym stopniu niepokojony) za coś co zrobił jego IPik. Ba, powinniśmy mieć tak zbudowaną infrastrukturę, żeby nawet przy złej woli służb niemożliwe było ustalenie co robiono z danego punktu dostępu, a wszelkie próby takich ustaleń przez urzędników państwowych powinny być surowo karane.

  4. conr Says:

    @sierp
    Zawsze skupiasz się na tym, że to podatki są nieuczciwe, nie krytykując wydatków państwa, jeżeli same w sobie szkodliwe nie są. Rzeczywiście, z pewnością dużo łatwiejsza jest taka metoda dotarcia do ludzi, ale prawda jest taka, że jak państwo wyda jakieś pieniądze nawet w szlachetnym celu, to skądś je musi wziąć. I póki co nigdy nie jest to uczciwe źródło.

  5. sierp Says:

    Ale problemem jest właśnie to, że państwo (czy różne uprawomocnione przez państwo podmioty, np. gminy, ZUS) biorą pieniądze z nieuczciwego źródła, a nie to, że ma jakieś wydatki. To, że ktoś ma wydatki nie przekłada się w sposób konieczny na to, że musi na nie brać pieniądze z nieuczciwych źródeł. Ludzie, spółki, stowarzyszenia też mają wydatki i jakoś niekoniecznie muszą uciekać się do kradzieży czy fałszowania pieniędzy.
    To nie jest tak (najczęściej, bo są wyjątki – np. składka na ZUS czy na NFZ), że ktoś przymusowo finansuje jakiś konkretny wydatek państwa czy finansowanego przez niego podmiotu – np. „darmowy Internet” w jakiejś gminie. Jest tak, że przymusowo finansuje państwo – a to państwo daje określoną część dochodów gminie. A ta decyduje na co wydać. Gdyby gmina miała dochody np. z fundacji ustanowionej przez jakiegoś milionera, który w niej mieszkał i z nich pokrywała swoje wydatki (albo część z nich – np. ten dostęp do Internetu), to byłoby OK. Z drugiej strony, jeśli gmina nie wyda tych pieniędzy na „darmowy Internet”, to i tak nie wrócą one do tych, którym zostały zabrane – zostaną wydane na coś innego (choćby na pomnik taki jak w Sianowie: http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110102/POWIAT01/912658271). Zasadniczy problem leży tu w mechanizmie finansowania gminy, a nie w tym, że (i na co) wydaje ona pieniądze.
    Co innego, oczywiście, gdyby państwo wprowadziło nowy celowy podatek na „darmowy Internet”.

  6. Marcin Wandzel Says:

    Po co komu „darmowy” net bez gołych bab i p2p. Link z komentarza nad moim nie działa.

  7. Ahk4iePaiv8u Says:

    Wyjątkowe draństwo, jakby mnie kto pytał. Pomijając nawet „maksymalny czas połączenia” rodem z czasów dial-up. Znaczy, internet od państwa będzie za darmo, o ile będzie „udostępniany w prawidłowy sposób”. Tak moi państwo, nie przesłyszeliście się – nie będzie BLOKOWANY tylko „udostępniany prawidłowo”, zgodnie z ustawą. O blokadach to gmina nie poinformuje, jak sądzę, okaże się, że to nie gmina, tylko ta.. no.. ustawa blokuje, NIE GMINA. Gmina niewinna. Ustawa niedobra. 🙂 Ksiądz na ambonie poprze dobry internet, bez amoralnych bezeceństw. A ten bez ustawy, co sobie można samemu zamówić, to nie dość, że trzeba będzie za niego płacić, ale NIEBEZPIECZNY. Wirusy po nim krążą, hakery jakieś, wykradają dane, i jeszcze w tym niebezpiecznym takie świństwa różne, co to porządny człowiek to ich się brzydzi wypowiedzieć, nie nie, ten darmowy, bezpieczny, państwowy lepszy. Cztery nogi dobrze, dwie nogi.. lepiej!
    I to by było na tyle, jeżeli chodzi o państwowy, darmowy internet 🙂

  8. Ahk4iePaiv8u Says:

    Unia dofinansuje dointernetowywanie wsi, państwo się postara, dla dobra obywateli wszystko, nawet o ich moralność zadba. Unia pobłogosławi i sfinansuje, ksiądz poświęci, minister ciężką pracą wyznaczy informatyków do wykonania zadania, kobiety pochwalą bo bezpieczny dla dzieci, i będzie super. Posłanka Jakubiak do parki z minister Fedak potwierdzą, że to państwo umożliwia dostawcom dostarczanie internetu. No przeca ten, no, rytur, w urzedzie gminy albo w urzędzie wojewódzkim stoi, nieprrrrawda, nieprrrawda?
    phmffff. 🙂

  9. Ahk4iePaiv8u Says:

    Laptoki od ministra dostaną zwolnienie z vatu, znaczy, chciałem powiedzieć, dofinansowanie, tę, no, ulgę dostaną. Przeca państwo oszczędza teraz, to co będzie samo sobie vat odprowadzać. Dzięki temu jeszcze się rynek pobudzi, PKB wzrośnie, nowe firmy powstaną co tenże państwowy internet obsłużą, bo kogóż oprócz gminy stać dziś na laptopka dla młodzieży, coby ją edukować i okno na świat jej uchylać.. uff, aż gęsiej skórki dostałem

  10. Ahk4iePaiv8u Says:

    A tym od rządowego pomysłu „Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych”, to polecam telefonik do Pekinu, oni tam mają know-how, pewnie się chętnie podzielą. I specjalistów przyślą, w czerwonych czapeczkach i szarych mundurkach, sprawnych, szybkich, i profesjonalnych. I co najważniejsze – TANICH. Kto mówi, że koszty pracy wysokie, jak Chińczyk za pińć złoty dla bezpieczeństwa narodu polskiego ( i chwały chińskieg ) narodu pracuje? 🙂
    Kto plotki zgniłe rozgłasza, i pedofilom sprzyja, co w internecie jako te króliki hasają? :>

  11. adam81 Says:

    sierp – to na co wydawane są pieniądze nie jest bez znaczenia; taka ingerencja spowoduje bankructwo innych providerów w na terenie, gdzie będzie „darmowy” internet

  12. Ahk4iePaiv8u Says:

    W zasadzie punkt dla adama81, na to nie wpadłem. Powiedzmy półpunkt, bo teoria (i bez tego fałszywa) zakłada, że państwowy internet jest tam, gdzie internetu na razie nie ma wcale ( w większości ). Chociaż prawda, że tam, gdzie jest, ale normalny i płatny, to niewątpliwie na niekorzyść tych firm państwowa akcja „kaganek oświaty” – wpłynie.

  13. sierp Says:

    adam81 – niekoniecznie, jeśli prędkość ograniczona jest do 256 kb/s, to raczej nie jest to możliwe. W Rzeszowie ponad 50% miasta pokryte jest zasięgiem hotspotów (wykorzystujących np. łącza dla szkół – popołudniami i wieczorami szkoły ich nie wykorzystują) i jakoś dostawcy Internetu nie bankrutują. Choć pewnie ma to jakiś wpływ na rynek.

  14. Ahk4iePaiv8u Says:

    http://forum.gazeta.pl/forum/w,30,120855582,120864274,Darmowy_internet_w_Przasnyszu_Tak_ale_z_cenzura.html

Dodaj odpowiedź

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.