Podatek dla kibiców
Parę dni temu posłanka Joanna Senyszyn wystąpiła z pomysłem, aby państwowe dotacje do kościołów i związków wyznaniowych pochodziły ze specjalnego podatku dla wiernych. Każdy podatnik deklarowałby, do jakiego kościoła należy i na ten właśnie kościół przekazywał ów podatek. Czyli katolicy płaciliby na Kościół katolicki, prawosławni na Cerkiew, żydzi na swoje organizacje religijne, a ateiści nie płaciliby w ogóle. W ten sposób państwowe dotacje do przedsięwzięć takich jak np. Świątynia Opatrzności Bożej pochodziłyby wyłącznie z podatków płaconych przez katolików i pani Senyszyn jako ateistka byłaby spokojna, że nie przykłada do tego ręki.
Wprawdzie nie rozumiem zbytnio, dlaczego, jeśli pani Senyszyn tak zależy, by nie być zmuszanym do płacenia na znienawidzony Kościół katolicki, to nie zaproponuje ona prostszego rozwiązania, czyli całkowitego zniesienia państwowych dotacji do kościołów. Być może ma ona nadzieję, że jeśli będzie odbywało się to za pośrednictwem urzędu skarbowego, to wielu Polaków postąpi tak jak obecnie postępują niektórzy Polacy w Niemczech i w celu uniknięcia podatku zadeklaruje wystąpienie z Kościoła – i będzie można z trumfem ogłosić, że katolików w Polsce jest nie ponad 90%, ale np. tylko 70%? A może zwyczajnie nie wierzy w to, że państwowe dotacje mogą być zniesione? Że kościelne lobby jest na tyle silne, że i tak coś zawsze wyszarpie z budżetu? No ale w tym przypadku podatek dla wiernych nie jest żadnym rozwiązaniem – trzeba założyć, że po prostu chciwi biskupi skonsumują przypadające im środki, a potem wyciągną rękę po więcej do ogólnego worka…
Jakby nie było, popieram ideę, że nie powinienem płacić na to, na co płacić nie chcę. Zachęcam więc panią posłankę Senyszyn do przemyślenia kolejnego kroku. Po podatku dla wiernych powinien zostać wprowadzony podatek dla kibiców. Z jakiej bowiem racji na przykład ktoś, kto nie jest kibicem piłkarskim ma się dokładać do finansowania mistrzostw Europy w piłce nożnej? Ja osobiście wolałbym, żeby państwowe dotacje – skoro już muszą istnieć – szły na finansowanie walk w kobiecym wrestlingu, szczególnie w odmianie „catfight”. Zawsze przyjemniej popatrzeć na to, niż na kopanie skórzanego pęcherza…
A jeśli ktoś się ze mną nie zgadza i woli np. szachy – jego prawo. Dlaczego jego pieniądze mają iść na co innego niż finansowanie turniejów szachowych? Fani turniejów rycerskich też powinni mieć prawo wyboru finansowania swojej ulubionej dyscypliny zamiast płacenia haraczu środowisku piłkarskiemu. No a jeśli ktoś w ogóle nie lubi żadnego sportu, to czemu ma w ogóle na jakikolwiek płacić?
Pani Joanno, czekam na odpowiednią inicjatywę.
9 lutego, 2008 at 14:46
Ciekawe, że nie wspomniała o finansowaniu partii politycznych…
11 lutego, 2008 at 19:48
Całkiem fajne to „catfight”, ciekawe, czy ustawiane 🙂 Jednak Real Madryt – Valladolid 7:0 to to nie jest.