Samoograniczanie się Republikanów

Byłem na inauguracyjnym spotkaniu Klubu Republikańskiego w Katowicach. Jak dotąd inicjatywę Przemysława Wiplera (który, notabene, pisał swoją pracę magisterską o libertariańskim podejściu do państwa, powołując się w źródłach na m. in. moje teksty) odbieram dość pozytywnie, czego wyraz dałem pisząc oświadczenie na ten temat dla tworzącej się Partii Libertariańskiej. Pomysły zmniejszenia biurokracji, zniesienia podatku dochodowego, uproszczenia przepisów podatkowych, deregulacji 250 zawodów, reformy systemu emerytalnego przewidującej możliwość rezygnacji z przymusowych składek na ubezpieczenie społeczne, oddania ludziom pieniędzy zaoszczędzonych na cięciach w administracji, a także zwiększenia bezpośredniego wpływu obywateli na sprawowanie władzy poprzez referenda i obywatelską inicjatywę ustawodawczą, choć z mojego punktu widzenia nie do końca radykalne, to coś, co mógłbym poprzeć. Przemawia do mnie również zadeklarowana w manifeście Republikanów idea przeprowadzenia tych reform „razem z (…) ludźmi, których nie ma dzisiaj w polityce” i przekonanie, że „lepsza Polska będzie możliwa tylko, jeśli uda się przekonać do działania tysiące osób, które dzisiaj są poza polityką”. Bo tylko tacy ludzie mają interes w reformach polegających na zmniejszeniu zakresu władzy klasy politycznej.
Na spotkaniu rozdawano do wypełnienia deklaracje członkowskie powstającego stowarzyszenia Republikanie. I okazało się, że na ostatniej stronie formularza deklaracji znajduje się oświadczenie, że deklarujący utożsamia się „z trzema fundamentalnymi zasadami działania stowarzyszenia Republikanie na rzecz: prymatu dobra wspólnego nad interesami prywatnymi w polskim i europejskim życiu publicznym; podmiotowości Rzeczpospolitej w wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym; funkcjonowania polskich i europejskich instytucji publicznych w duchu zgodnym z chrześcijańską koncepcją człowieka, w szczególności w zakresie ochrony życia ludzkiego od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci”. Czyli okazuje się, że dla bycia członkiem Republikanów ważniejsze od poparcia dla cięć w administracji, zniesienia podatku dochodowego, zniesienia przymusowych składek emerytalnych, deregulacji zawodów, referendów i w ogóle wszystkiego, co zawierają „Priorytety dla Polski” jest poparcie dla zakazu aborcji, eutanazji oraz braku w systemie prawnym kary śmierci, a może i poparcie dla innych praw motywowanych religijnie (zakaz handlu w niedzielę? zakaz rozwodów? zakaz homoseksualizmu?)…
Takie coś z góry zawęża możliwość działania w samym stowarzyszeniu ludzi, którzy nawet w 100% zgadzają się z jego manifestem i „Priorytetami dla Polski”. Ja, chcąc być w zgodzie z własnym sumieniem, nie mogę takiej deklaracji podpisać. Bo jestem ateistą, nie zgadzam się w całości z chrześcijańską koncepcją człowieka i nie uważam, by instytucje publiczne powinny funkcjonować w duchu zgodnym z tą koncepcją. Podobnie zapewne wielu moich znajomych libertarian, nawet katolików, uważających, że państwo nie powinno narzucać katolickiej wizji świata. Nie mówiąc już o całej masie osób, dla których kwestia legalizacji aborcji jest równie ważna, co wolność gospodarcza, demokracja, niższe i prostsze podatki, lepsza ochrona zdrowia czy edukacja – a może nawet ważniejsza. „Tysiące osób, które dzisiaj są poza polityką” właśnie z tego powodu nie włączą się w działalność Republikanów.
Co więcej, mogą z tego powodu nawet nie poprzeć ich pomysłów reform, inicjatyw zmierzających do ograniczenia władzy klasy politycznej oraz nie zagłosować na nich w wyborach. Bo od samego początku, na własną prośbę, Republikanie przypinają sobie łatkę religijnej prawicy. Która niezwykle skutecznie odstrasza ludzi, którzy taką prawicą nie są. Przeciwnicy polityczni od razu dostaną do ręki nośny argument: „oni chcą zrobić z Polski drugi Iran, poddać ją władzy Watykanu”. I mało kto spoza prawicy rozumianej w sensie religijno-obyczajowym na Republikanów czy tworzone przez nich koalicje zagłosuje.
A jeśli poprze ich tylko jakaś część środowisk prawicowych, to szansa na jakąkolwiek zmianę jest niewielka. Prawicy jest zbyt mało, by taką zmianę przeprowadzić samemu, tym bardziej, że duża jej część jest takiej zmianie niechętna. W bardzo prawdopodobnym przypadku Republikanie wraz z rozmaitymi prawicowymi sojusznikami mogą odebrać – zamiast PO czy Ruchowi Palikota, na co byłaby szansa bez eksponowania postulatu przebudowy państwa „w duchu zgodnym z chrześcijańską koncepcją człowieka” – część głosów PiS, pomagając w dalszym trwaniu obecnego układu politycznego.
Ruch, który chce zmienić Polskę i złamać władzę, jaką nad narodem ma klasa polityczna, nie może być zawężony do prawicy w sensie religijno-obyczajowym. Musi sięgnąć po poparcie ludzi głosujących dotychczas na Platformę Obywatelską czy Ruch Palikota. Po poparcie ludzi stojących dotąd na uboczu polityki, ale niekoniecznie o poglądach prawicowych obyczajowo. Również tych, którzy opowiadają się za legalnością aborcji czy eutanazji. Również ateistów i innowierców odrzucających chrześcijańską koncepcję człowieka. Tylko razem, a nie podzieleni ze względu na wyznawaną religię, światopogląd i kultywowaną obyczajowość, możemy przeciwstawić się władzy.

7 komentarzy do “Samoograniczanie się Republikanów”

  1. radek Says:

    Myślę, że powinien Pan zapoznać się z wykładami Yuri-a Bezmenov-a (np: ten z L.A ’83) (albo obejrzeć jeszcze raz). Jedną z nauk jakie można z nich wyciągnąć, jest to, że odrzucanie religii jako jednego z fundamentów społeczeństwa jest poważnym błędem.

    Wydaje mi się, że poglądy ekonomiczne są raczej pochodną etyki, toteż nie jest było (i wg mnie dalej nie jest) możliwe zbudowanie ruchu politycznego na bazie haseł wolnorynkowych.

  2. sierp Says:

    Poglądy ekonomiczne mogą wypływać z różnych przyczyn, a podobna etyka (np. postulująca wolność jednostki) może mieć różne podstawy światopoglądowe. Na przykład są libertarianie chrześcijańscy i niechrześcijańscy.
    Fakt jest taki, że duża część społeczeństwa polskiego nie akceptuje postulatu państwa funkcjonującego „w duchu zgodnym z chrześcijańską koncepcją człowieka”, w szczególności zakazującego całkowicie aborcji czy eutanazji. Czy choćby pornografii albo parad gejów – a „chrześcijańska koncepcja człowieka” może to sugerować, zgodnie z tym, co na temat chrześcijańskiej wizji człowieka pisał np. papież Paweł VI:
    „Godność człowieka! Nie będziemy się tu zatrzymywać nad tym obszernym tematem, ponieważ zniewagi, na jakie jest dziś narażona godność człowieka, są przyczyną naszego ubolewania. Godność tę szczególnie poniżają bezkrytyczne formy współczesnego życia, a więc bezwstydna moda, frywolne widowiska, niemoralne obyczaje, pornografia, znieczulenie sumienia, nadmierny rozwój seksualizmu, który utrudnia zdrowe i roztropne wychowanie seksualne. Szerzy się zbytnia swawola…”
    http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/audiencje/ag_28071971.html
    I bez poparcia tych ludzi nie ma co marzyć o jakichkolwiek antyetatystycznych reformach. Bo duża część (może nawet większość) prawicy jest etatystyczna, a pozostali nie zagłosują na ludzi pragnących wprowadzać te reformy w pakiecie z „wartościami chrześcijańskimi”.

  3. radek Says:

    Jeśli prawdą byłby argument, że duża część społeczeństwa nie akceptuje „państwa funkcjonującego w 'duchu zgodnym z chrześcijańską koncepcją człowieka'”, to zaręczam, że polska scena polityczna byłaby zupełnie inna.
    Jak do tej pory nie udało się zbudować ruchu opartego na antyklerykaliźmie (na klerykaliźmie zresztą też nie udało się), co raczej oznaczałoby, że większość ludzi ma 'umiarkowane poglądy’ z wyraźną 'sympatią’ (?) do Kościoła Katolickiego)

    Z drugiej strony prawdą jest, że większość 'wolnorynkowców’ jest zagorzałymi antyklerykałami, dalej jednak stawianie wyłącznie haseł ekonomicznych bez dodawania do nich 'etosu’ jest drogą donikąd.

  4. V-2 Says:

    Nie trzeba popierać chrześcijańskiej koncepcji człowieka, żeby być przeciwnikiem aborcji. Nie szukając daleko, ja też jestem ateistą, a mimo to jestem przeciwny aborcji – w myśl tych samych zasad etycznych, które każą mi opowiedzieć się przeciw zabójstwom w ogóle. Nie poparłbym też ugrupowania, które opowiada się za legalizacją aborcji. Warto zauważyć, że nie ma tu symetrii – prędzej zwolennik aborcji poprze partię, która się jej legalizacji sprzeciwia, lub (tym bardziej) nie obiecuje, że ją wywalczy, niż jej przeciwnik poprze taką, która się za nią opowiada. Z punktu widzenia zwolennika zakaz aborcji jest tylko pewnego rodzaju ograniczeniem swobód osobistych, podczas kiedy dla przeciwnika jest to kwestia literalnie ludzkiego życia.

  5. sierp Says:

    Ale tu chodzi o to, by z uwagi na tę kwestię (czy pokrewne, związane z „chrześcijańską koncepcją człowieka”) nie wprowadzać na „dzień dobry” podziałów w ruchu, który stawia sobie za cel ograniczenie władzy klasy politycznej nad społeczeństwem. Taki podział jest na rękę tylko tej klasie politycznej.
    W Polsce mamy sytuację – bardzo niedobrą – w której scena polityczna polaryzuje się głównie względem kwestii religijno-obyczajowych, i często ludzie o bardzo zbliżonych poglądach na sprawy gospodarcze, polityczne czy praw obywatelskich stają po przeciwnych stronach barykady. A kto rządzi? Partie, które tych kwestii nie stawiają w centrum uwagi: PO i PSL. I moim zdaniem nagłaśnianie sporów o aborcję, in vitro czy kwestie dotyczące Kościoła jest dokonywane celowo przez aktualnie rządzących, po to, by rozbić, spolaryzować i napuścić na siebie opozycję. Dziel i rządź.
    I nie zgadzam się, że dla przeciwnika zakazu aborcji ta kwestia jest mniej ważna niż dla zwolennika. Bo on kieruje się odmienną hierarchią wartości, w której bardzo często wolność osobista jest ważniejsza od życia (dlatego wielu z nich popiera także np. eutanazję). Jednak wybór: partia sprzeciwiająca się legalizacji aborcji i partia opowiadająca się za taką legalizacją jest fałszywy. Może istnieć partia czy ruch, który nie ma w tej kwestii stanowiska jako całość, skupiając zarówno zwolenników, jak i przeciwników legalizacji. Wtedy oni mogą się spierać w tej sprawie wewnątrz niego, działając zgodnie w dziesiątkach innych spraw.
    Z tego, co wiem, wspominany w tekście zapis w deklaracji członkowskiej Republikanów został usunięty, a Przemysław Wipler oświadczył na konwencji w Warszawie, że Republikanie nie będą zajmować tu stanowiska jako całość, choć poszczególni członkowie będą mogli mieć tu własne stanowisko.

  6. V-2 Says:

    Czy zakaz zabijania to kwestia „religijno-obyczajowa”?
    To nie jest neutralny punkt widzenia, bo samo ujęcie tego zakazu w ten sposób (w tym kontekście, tj. aborcyjnym), to już pośrednie zajęcie stanowiska w samym sporze…
    Dla przeciętnego zwolennika, owszem, jest to kwestia postrzegana głównie jako religijna – pogląd narzucony przez tłustych księży, itd. itp.
    Ale dla przeciwnika, mówić że to sprawa obyczajowa, to tak samo, jakby powiedzieć, że ewentualne mordowanie noworodków (jego dopuszczalność postulują zresztą najbardziej postępowi etycy, jak Peter Singer) – to też sprawa „obyczajowa”.
    Nie dajmy się zwariować… „sprawa obyczajowa” to może być akceptowalna dlugość minispódniczki albo model procedur rozwodowych, a nie np. składanie ludzi Molochowi w ofierze.

    „A kto rządzi? Partie, które tych kwestii nie stawiają w centrum uwagi: PO i PSL.”

    Owszem, tylko czemu zawężać to do spraw (w Twoim rozumieniu) obyczajowych? Bo pasuje do argumentu? 🙂

    Przecież kwestii gospodarczych te partie również nie stawiają w centrum uwagi 🙂 Żadna z nich nie podejmuje żadnej poważnej próby przebudowy systemu gospodarczego. PSL w ogóle nie ma żadnej szerszej wizji takiego systemu, poza niezmienną i raczej partykularną potrzebą, żeby rolnicy trwali przy cycu państwowych lub unijnych dotacji. Platforma, poza deklaracjami programowymi, nic w kierunku wolnorynkowości nie zrobiła, a jej dokonania w tym zakresie pod niektórymi względami rysują się słabiej, niż mocno etatystycznego PiS.

    W Polsce po prostu wyborcy ogólnie nie lubią polityków, którzy próbują ostro naruszyć status quo, bez względu na materię owego status quo. Czy to są sprawy, mówiąc po marksistowsku, bazy – czy też nadbudowy.

    A więc najbezpieczniejszą receptą jest oczywiście kolejne teflonowe ugrupowanie bez żadnej tożsamości, ze sloganem w rodzaju „HOPE” albo „Yes we can”.

    Mogłoby ono przecież skupiać wszystkich ludzi w ogóle, którzy będą się w najróżniejszych sprawach spierać wewnątrz niego 😉

  7. sierp Says:

    Spór, czy zakaz aborcji jest zakazem zabijania, czy zakazem pozbywania się ze swego ciała grupy komórek jest sporem religijno-obyczajowym, może precyzyjniej to nazywając światopoglądowym. Na pewno nie jest kwestią gospodarczą ani kwestią związaną z reformą systemu politycznego czy zakresem władzy państwa nad obywatelami.
    Jeśli celem ugrupowania są reformy gospodarcze czy polityczne, to oficjalne opowiedzenie się tego ugrupowania po jakiejś stronie w takim sporze utrudnia jego osiągnięcie, bo odpycha od działań na rzecz tego celu zwolenników drugiej strony.
    Jeśli chodzi o PO czy PSL, to partie te przedstawiają jakieś programy gospodarcze czy polityczne. Mówią o tych sprawach. To, czy w praktyce realizują te programy, i czy te programy istotnie się różnią od programów innych partii, to już inna sprawa.
    Natomiast nie opowiadają się jednoznacznie po określonej stronie w sprawach światopoglądowych, religijnych czy obyczajowych. I to moim zdaniem jest najważniejsza przyczyna, dla której tak długo rządzą – nie wzbudzają wrogości osób przywiązanych do jakiegoś światopoglądu czy stylu życia.

Dodaj odpowiedź

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.