Liberał
Ekonomista z Centrum Adama Smitha, pan Andrzej Sadowski, sygnatariusz aktu założycielskiego Ruchu Polityki Realnej (poprzednika UPR), wojujący liberał, stwierdził w wypowiedzi do „Dziennika”, że planowane rządowe dopłaty (w formie nieoprocentowanych pożyczek) do rat kredytów hipotecznych spłacanych przez osoby, które straciły pracę to działania jałowe i marnowanie publicznych pieniędzy. Uzasadnienie tego twierdzenia jest następujące: „Rządowe dopłaty będą pochodziły z Funduszu Pracy, który jest tworzony z części składek płaconych do ZUS. Więc tak na dobrą sprawę ci, którym rząd pomaga, sami się na ten fundusz wcześniej składali”.
Czyli zdaniem pana Sadowskiego (chyba, że dziennikarz przekręcił jego wypowiedź, bo te ostatnie zdania nie są w oryginale wzięte w cudzysłów) to, że pieniądze wcześniej przymusowo zabrane ludziom w oficjalnym celu m. in. łagodzenia skutków bezrobocia (bo takie jest przeznaczenie Funduszu Pracy) mają do nich wrócić – choćby w formie pożyczek – po to, by owe skutki bezrobocia złagodzić jest tych pieniędzy marnowaniem. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, można by stwierdzić, że wypłacanie ludziom emerytur przez ZUS czy OFE też jest marnowaniem pieniędzy, bo przecież ci, którzy je dostają, sami się na nie wcześniej (przymusowo) składali. Jak również marnowaniem pieniędzy jest refundacja kosztów leczenia przez NFZ – bo przecież pacjenci sami się na nie wcześniej składali w postaci (przymusowej) składki zdrowotnej…
Oczywiście, nie jest tak, że rząd po prostu ma oddać ludziom to, co zabrał. Raczej tak, że deklaruje się zrealizować w jakiejś postaci swoją część przymusowej „umowy”, jaką jest pobieranie przymusowych składek na Fundusz Pracy w ramach swoistego ubezpieczenia od bezrobocia. Ale jak widać po argumentacji, dla pana Sadowskiego złe – bo będące marnowaniem pieniędzy – byłoby nawet dosłowne oddawanie pobranych składek tym, którzy je płacili…
Co zatem dla eksperta Centrum Adama Smitha nie byłoby marnowaniem publicznych pieniędzy? Trudno powiedzieć, bo nic na ten temat nie mówi. Może trzymanie zebranych przymusowo składek w rządowym skarbcu? Inwestowanie ich na giełdzie albo w złoto? Przeznaczenie ich na zmniejszenie deficytu budżetowego? Być może to ostatnie, jak można wywnioskować pośrednio z jego innych wypowiedzi. Krytykując pomysł dopłat do rat kredytowych, skrytykował bowiem równocześnie pomysł obniżenia opodatkowania czynszów na wynajem mieszkań – twierdząc, że „trzeba zmniejszyć opodatkowanie pracy, a nie opodatkowanie czynszów”. Tak, jakby jedno z drugim w jakiś sposób się wykluczało! Sensownym wytłumaczeniem takiego stanowiska zaprzysięgłego liberała może być tu założenie, że nie można obniżać jednego i drugiego równocześnie, bo w budżecie państwa zrobi się zbyt duża dziura…
Interesująca jest również jego dalsza argumentacja przeciwko dopłatom do rat kredytowych. Jego zdaniem, dopłaty dla bezrobotnych spowodują, „że ludzie za porozumieniem z pracodawcą będą fikcyjnie zwalniani z pracy” w celu ich uzyskania. Innymi słowy, że przejdą w szarą strefę, a pracodawcom odpadnie płacenie zaliczek na ich podatek dochodowy oraz składek ZUS. Pozornie mogłoby się wydawać, że pan Sadowski powinien uznać to za plus, skoro tak ważne jest dla niego obniżanie kosztów pracy. No, ale jeśli założyć, że najważniejsze jest dla niego zbilansowanie budżetu…
Z drugiej strony, kwota 300-400 milionów złotych, o jaką, jak sam przyznaje, chodzi w przypadku planowanych dopłat, to kropla w morzu budżetowego deficytu, więc o co tak naprawdę chodzi? Czyżby jednak po prostu o dokopanie rządowi i pokazanie, kto tu jest Prawdziwym Liberałem?
Tylko że pan Sadowski nie jawi się tu niestety jako liberał. Jawi się jako człowiek wybitnie niewrażliwy na ludzkie problemy, jako ktoś, dla którego znacznie gorsze od przymusowego zabierania ludziom pieniędzy przez rząd jest późniejsze dawanie ich (a nawet pożyczanie) osobom, które same nie potrafią sobie poradzić w warunkach kryzysu gospodarczego. Lepiej już, by rząd zrobił cokolwiek z tymi pieniędzmi, podtarł sobie nimi własne tyłki, niż miałby przeznaczać je na pomaganie komuś takiemu – taki przekaz odbiera się czytając wypowiedzi eksperta CAS. I nic dziwnego, że gdy promocją liberalnych, wolnorynkowych rozwiązań zajmują się tacy ludzie, to umacnia to tylko stereotypowe przekonania, że rozwiązania te są dobre tylko dla bogatych.
25 lutego, 2009 at 22:10
Niepotrzebnie się podnieciłeś 😉
Trafiłeś na typowy problem liberała wypowiadającego się o redystrybucji. Gdyby zostawić tylko jedno zdanie: „Więc tak na dobrą sprawę ci, którym rząd pomaga, sami się na ten fundusz wcześniej składali” wypowiedź Sadowskiego byłaby już całkiem koszerna jako krytyka socjalu i redystrybucji w ogóle.
Polecam przy okazji punkt widzenia zaprezentowany przez komentatora http://www.trystero.pl/archives/2134 z 20:20
25 lutego, 2009 at 22:18
Problem z wypowiedziami ekspertów CAS na temat podatków jest taki, że kiedyś uknuli sobie pewien plan, ich metodę na zreformowanie polskiej gospodarki. Plan ten zakładał zmianę struktury obciążeń podatkowych, a nie ich globalne obniżenie, bo „plan ten musi być neutralny budżetowo”. I ta mantra neutralności budżetowej siedzi im najwyraźniej wciąż w głowach, co zmusza ich do pewnych karkołomnych wypowiedzi.
Oczywiście, dzięki temu przywiązaniu do utrzymania wpływów budżetowych uchodzą obecnie za szanowanych ekonomistów i co rusz jakiś wywiad się z nimi robi. Ale liberalizm z tego taki sobie…
27 lutego, 2009 at 13:00
„Tylko że pan Sadowski nie jawi się tu niestety jako liberał. Jawi się jako człowiek wybitnie niewrażliwy na ludzkie problemy,”
To prawda ale musisz przyznać, że sam nie zawsze grzeszysz wrażliwością na ludzkie problemy. Świadczy o tym twój tekst o niewidomych z Korei.
http://sierp.libertarianizm.pl/?p=143
Wyśmiewanie się z tego, że niepełnosprawni nie poradzą sobie na rynku pracy jest delikatnie mówiąc.. niedelikatne. Teraz wiesz dlaczego liberałowie (niektórzy) są przedstawiani jako ludzie niewrażliwi lub nawet socjopatyczni.
27 lutego, 2009 at 13:35
Ja się nie wyśmiewałem z niewidomych (sam jestem niepełnosprawny, choć akurat nie niewidomy), tylko z idiotycznej regulacji. Bo choć prawdą jest, że niewidomy może być dobrym masażystą tak jak widzący, to sztuczne ograniczenie prawa do zawodu masażysty do tylko niewidomych musi obniżyć jakość tych usług. Tak samo zresztą, jak ograniczenie go tylko do widzących (tyle, że silniej, bo niewidomi stanowią mały odsetek społeczeństwa). To wynika z matematyki. Tak działa każda dyskryminacja oparta na kryteriach innych niż umiejętności. Po prostu zamiast iluś tam lepszych z grupy dyskryminowanej na rynek wchodzi iluś tam gorszych z grupy uprzywilejowanej. I tych gorszych jest tym więcej, im większa dysproporcja jest w liczebności tych grup (tzn. im mniejsza jest grupa uprzywilejowana w stosunku do dyskryminowanej).
A opór przeciwko zniesieniu przywileju można tłumaczyć tylko tym, że uprzywilejowani są tego świadomi…
27 lutego, 2009 at 14:15
Z tym wszystkim się zgadzam. I że są świadomi też się zgadzam.. Ale podtrzymuję to, co napisałeś na temat twojej wrażliwości, gdyż wydaje mi się że wolny rynek jest dla ciebie ważniejszy niż los tych ludzi. I uważam, że koreańskie państwo wybrało kiepski sposób na pomoc niewidomym. Ale wymaganie by ludzie niewidomi konkurowali na rynku pracy z innymi na tych samych zasadach jest chore. Nie będę się tutaj rozwodził bo akurat nie jestem rynkowym fundamentalistą i dlatego moja obecność na tym blogu jest trochę przypadkowa..
Rozwiązanie koreańskie ma też swoje plusy bo stwarza jakąś możliwość aktywności dla niepełnosprawnych być może lepszą niż zamykanie ich w nędznych domach opieki. Tworzy w ten sposób monopol, ale przecież ludzie pełnosprawni mają większe możliwości zawodowe więc jakby nie było to oni są w rzeczywistości monopolistami, tyle że ich przewaga oparta jest na kryteriach, które wielu uzna za naturalne. Ale jeżeli społeczeństwo składa swoich niepełnosprawnych członków na ołtarzu „wolnego rynku” (przedziwna ideologiczna konstrukcja), to niczym się nie różni od tych którzy czynilii z jednostkami hamującymi budowę socjalizmu (gdzie rąbią drwa). Nie widzisz podobieństwa?
27 lutego, 2009 at 14:39
sorry miało być „czynili to samo”
pozdrawiam
27 lutego, 2009 at 16:20
„Wolny rynek” to nie jakiś abstrakcyjny byt, tylko możliwość wchodzenia LUDZI w dobrowolne wymiany. Wolność rynku jest jednym z elementów wolności w ogóle.
Opowiadanie się za wolnym rynkiem oznacza właśnie wrażliwość na na los ludzi – w tym konkretnym przypadku również widzących, którzy chcą wykonywać zawód masażystów (być może w tym kierunku są akurat najbardziej predysponowani?), oraz klientów salonów masażu, oczekujących dobrej usługi (fakt, że wytworzył się czarny rynek wskazuje na to, że monopol niewidomych tego im nie daje). Dla mnie zakaz wykonywania zawodu widzącym jest taką samą dyskryminacją, jak zakaz wykonywania go np. czarnym albo białym, kobietom albo mężczyznom, gejom albo heteroseksualistom.
Zarzucasz mi wyśmiewanie się z tego, że niewidomi nie poradzą sobie na rynku pracy, a jednocześnie sam tak uważasz, twierdząc, że wymaganie, by ludzie niewidomi konkurowali na rynku pracy z innymi na tych samych zasadach jest chore. Ja nie uważam, że niewidomy musi nie poradzić sobie na rynku pracy. Owszem, ma trudniej. Więc należy szukać rozwiązań, które mu pomogą, ale takich, które nie wiążą się z ograniczaniem wolności innych.
Jeśli ktoś jest szczególnie wrażliwy na los akurat niewidomych, to może im pomagać. Może też domagać się od państwa, by mu i jemu podobnym w tym nie przeszkadzało (na przykład nie pozwalając zarobić wystarczająco dużo, by mógł założyć firmę zatrudniającą niewidomych lub fundację pomagającą im finansowo). Jednak uważam, że nie jest to obowiązkiem każdego. Bo ktoś może być szczególnie wrażliwy na los kogoś innego (np. rodziny, przyjaciela, bezdomnych, narkomanów, bitych kobiet itp.) i poświęcać się pomaganiu właśnie jemu.
3 marca, 2009 at 20:11
Pan Sadowski oczywiscie ma racje
Problem tkwi w tym ze :
A) Jesli mamy doczynienia z doplata dla zwolnionych okazuje sie ze ta waska grupa ludzi ktorzy utracili prace i posiada kredyt mieszkaniowy staje sie nagle uprzywilejowana w stosunku do innych ludzi ktorzy nie maja kredytu na dom ba czasami nie maja domu a skladki na ZUS placa
B) Jesli doplata jest kredytem nieoprocentowanym nie jest tak naprawde skierowana do kredytobiorcy a do banku ktory owa doplate otrzymuje od rzadu a nasz zwolniony i tak ja musi zaplacic wiec nomen omen takze jest dla przecietnego obywatela krzywdzaca (po co mamy pomagac bankom ze skladek ZUSu)
wiec czy pomagamy tutaj obywatelowi czy bankom przepis ogolnie krzywdzacy i metny
Klaniam sie
3 marca, 2009 at 22:24
Problem tkwi w tym, że państwo zabiera ludziom pieniądze pod przymusem. Niesprawiedliwość pojawia się w tym momencie, a nie wtedy, kiedy państwo te pieniądze na coś wydaje.
Niestety wielu liberałów uaktywnia się dopiero w momencie wydawania, a nie zabierania. Tak, jakby niesprawiedliwość pojawiała się dopiero wtedy…
Podobnie np. uprzywilejowani są renciści albo ci leczący się za pieniądze z NFZ, no bo przecież są tacy, którzy nie chorują, a składki muszą płacić. Ale z tego wynika, że nie powinno być przymusowych ubezpieczeń rentowych i zdrowotnych, a nie, że w sytuacji gdy takowe są narzucone, to nikt nie powinien z nich korzystać, a pieniądze powinny zostać zamiast tego przeznaczone na jakiś inny cel, który nie będzie ich „marnowaniem”.
19 marca, 2009 at 14:23
Pieniądze te powinni dostać ci którzy nie wzięli kredytów jako premię za roztropność i prawidłowe bilansowanie swoich wydatków. A jeżeli potraktować je jako ubezpieczenie to mogą być przeznaczone tylko na taki cel jaki został zapisany w umowie ubezpieczeniowej.
19 marca, 2009 at 16:22
„Pieniądze te powinni dostać ci którzy nie wzięli kredytów jako premię za roztropność i prawidłowe bilansowanie swoich wydatków. A jeżeli potraktować je jako ubezpieczenie to mogą być przeznaczone tylko na taki cel jaki został zapisany w umowie ubezpieczeniowej.”
Problem w tym, że ta „umowa” nie jest ściśle określona. Celem FP jest „łagodzenie skutków bezrobocia” i na taki cel są oficjalnie płacone składki.
Tak samo wygląda sytuacja przy np. ubezpieczeniu zdrowotnym. Też „umowa” nie określa, że mają być z tego finansowane określone świadczenia, dlatego jedne świadczenia są finansowane ze środków NFZ, a inne nie, albo częściowo.
W obu przypadkach argumentowanie, że określony sposób wydania tych pieniędzy (np. pożyczki dla osób, które w wyniku utraty pracy mają problemy ze spłatą kredytów zamiast szkoleń dla bezrobotnych z określonych dziedzin; dofinansowanie leku X zamiast leku Y) jest marnowaniem publicznych pieniędzy dlatego, że beneficjenci wcześniej sami się na to zrzucali jest absurdalne. W pewnym sensie zawsze jest to marnowanie pieniędzy – ale nie dlatego, że te pieniądze wydawane są akurat tak, a nie inaczej, a dlatego, że są zabierane pod przymusem. Argumentując tak jak p. Sadowski wychodzi się nie na przeciwnika przymusowej redystrybucji jako takiej, ale po prostu na przeciwnika pomagania pokrzywdzonym przez kryzys. Nie na liberała (którym p. Sadowski niewątpliwie jest), ale na bezdusznego technokratę.
18 maja, 2009 at 00:23
Z pewnością trudniej w ten sposób przekonywać ludzi, ale czy w rzeczywistości zło nie powstaje w chwili wydania pieniędzy? Te pieniądze będą musiały zwiększyć zadłużenie, zostać dodrukowane, komuś zabrane, zdobyte jako łup wojenny, itp… Gdyby nie zostały wydane, być może można by obniżyć podatki, czy wypracować nadwyżkę.