Lęk przed Rydzykiem
Według sondaży opublikowanych zaraz po zamknięciu lokali wyborczych ponad 40% wyborców zagłosowało na Bronisława Komorowskiego.
Okazuje się, że nie zniechęciły ich ani jawne przejawy niekompetencji prezentowane w trakcie kampanii przez tego kandydata (takie jak wypowiedź o wydobywaniu gazu łupkowego metodą odkrywkową czy stwierdzenie, że Polska jest w Unii Europejskiej płatnikiem netto, bo więcej od niej otrzymuje, niż daje), ani jego bieżące i byłe gafy (zapowiedź „wyjścia z NATO”, sformułowanie o „przyjemności wizytowania terenów powodziowych”, stwierdzenie, że znajdowane miesiąc po katastrofie szczątki w Smoleńsku to nie jest wielki problem, nazwanie kobiet „kaszalotami”), ani jego brak empatii prezentowany podczas przemówień na pogrzebach ofiar katastrofy Tu-154.
Nie zniechęciły ich popisy chamstwa w wykonaniu członków jego sztabu wyborczego i jego kolegów partyjnych.
Nie zniechęciło ich to, że oficjalne poparcie dla niego zapowiedział były szef Wojskowych Służb Informacyjnych – służby specjalnej będącej prostą kontynuacją (praktycznie bez weryfikacji) PRL-owskiej WSW – a także (w II turze) sam autor stanu wojennego.
Nie zniechęciło ich to, że rządząca partia, którą reprezentuje, nie próbowała nawet dotrzymać większości swych przed- i powyborczych liberalnych obietnic (takich jak obniżenie podatków, zniesienie większości zezwoleń i licencji, zmniejszenie deficytu budżetowego czy likwidacja agencji rządowych), a próbowała za to wprowadzić cenzurę Internetu i przygotowuje rozszerzenie uprawnień CBA – służby, którą ich straszono przy poprzednich wyborach.
Nie zniechęciły ich afery, w które ta partia zdołała się uwikłać przez dwa i pół roku swoich rządów, takie jak stoczniowa i hazardowa, ani fakt, że minister odpowiedzialny za tę pierwszą nadal jest ministrem.
Nie zniechęcił ich fakt, że partia ta, sprawując rządy w Polsce, nie zrobiła nic, by polskie organy przejęły kontrolę nad śledztwem dotyczącym katastrofy smoleńskiej, pozostawiając od początku całe śledztwo wraz z dowodami w rękach państwa bynajmniej nie sojuszniczego.
Nie zniechęciło ich – w obliczu powodzi – niewprowadzenie przez rząd tej partii dyrektywy antypowodziowej ani nierealizowanie inwestycji przeciwpowodziowych.
Prawdopodobnie wystarczył fakt, że głównym i w praktyce jedynym realnym kontrkandydatem był Jarosław Kaczyński, a dla tych wyborców nie ma nic gorszego od rządów Jarosława Kaczyńskiego.
Tylko dlaczego? Według Bronisława Wildsteina „okazuje się, że lęk przed IV RP, jaki przez opiniotwórcze środowiska wdrukowany został w świadomość Polaków, jest głębszy, niż mogło się wydawać”. Pytanie jednak, czego takiego ci ludzie mogli się bać w „IV RP”? Raczej nie kojarzonej zwykle z tym hasłem walki z „układem”, lustracji, dekomunizacji i walki z korupcją – te wszystkie działania nie dotykały wszak szerokich mas, a jedynie wąskich grup związanych z polityką i biznesem. To w ogóle nie dotyczyło większości dzisiejszych wyborców Komorowskiego. „Opiniotwórcze środowiska” nie mogły rozbudzić w nich lęku przed czymś, co ich nie dotyczyło. Mogły natomiast podsycić istniejące zalążki lęku, wskazując na sprawy mogące ich dotyczyć.
Moim zdaniem ten „lęk przed IV RP”, skutkujący głosowaniem za wszelką cenę przeciw Kaczyńskiemu, to lęk przed „Polską moherową” symbolizowaną przez ojca Rydzyka i Romana Giertycha (co trafnie zauważył Janusz Palikot, przekonując, że wygrana Kaczyńskiego oznacza „rządy Rydzyka”, który „cały czas jest największym szatanem”). Lęk przed dominacją Kościoła i narzucaniem konserwatywnych norm obyczajowych. Dla przeciętnego wyborcy sprawy takie, jak afery w rządzie, korupcja, lustracja, knowania służb, „układy” i geopolityka są czymś odległym, czego wpływu na swoje życie często nie rozumie – natomiast ewentualne „wpychanie mu się księdza do łóżka” jest rzeczą bezpośrednio istotną. I nieważne, że za rządów „moherowej koalicji” żaden ksiądz nie wpychał mu się do łóżka – to już jest realny lęk, który rzeczywiście można doskonale podsycić.
Jarosław Kaczyński nadal płaci za – być może wymuszoną ówczesnymi okolicznościami – koalicję z LPR i środowiskami Radia Maryja.
21 czerwca, 2010 at 13:01
Nie wierzę, że strach przed moherami – ci ludzie nie stanowią żadnego zagrożenia; „oświeceni” raczej się z nich śmieją, a nie boją ich. Wśród ludzi pokutuje przekonanie, że Kaczor wprowadzał podziały, nienawiść etc. Ludzie pamiętają Wielkiemu Strategowi wypowiedzi o ZOMO, Kurskiego i raczej stąd się bierze niechęć do niego. Po stronie Po też jest ten problem: możliwe, że mieliby trochę więcej procent, gdyb Niesiołowski wreszcie trafił do zakładu zamkniętego.
Do idei IV RP zostali zrażeni między innymi dzięki takim nawiedzonym propagandzistom jak Wildstein. Kto widział jego program, wie o co chodzi.
Zastanawiałem się przez chwilę, czy w II turze nie zagłosować na Kaczyńskiego, bo martwi mnie to, że PO może mieć również urząd prezydenta. Ale wystarczyło 5 minut przemówienia tego karakana, który już poczuł krew oraz propagandowy reportaż w TVP i mi przeszło. To jest też problem: JK wypada w mediach fatalnie. Nawet wąsaty Komorowski to przy nim Rudolf Valentino. Nie trawię PO, ale PiS nie zrobiło niczego takiego, że mógłbym zagłosować na ich kandydata.
21 czerwca, 2010 at 13:29
Moim zdaniem tych ludzi nie obchodzą podziały i wojny na górze. To ich bezpośrednio nie dotyczy.
Gdyby ludzi to obchodziło, to Komorowski dostałby bardzo mało głosów, po ostatnich wyskokach Palikota, Bartoszewskiego, Wajdy czy Hołdysa.
Faktem jest, że ludzie ci utożsamiają Kaczyńskiego z zagrożeniem. Jakim jednak zagrożeniem może być dla nich to, że łapie się skorumpowanych polityków i biznesmenów, rozwiązuje WSI czy ujawnia tajnych współpracowników? To dotyczy „tych na górze”, a tych na górze lud nie lubi i chętnie się nawet cieszy, gdy komuś z nich powinie się noga.
Od zwykłych ludzi „nie trawiących” Kaczyńskiego nie słyszałem raczej pretensji o „podziały”. Słyszałem natomiast o „katofaszyzmie”.
21 czerwca, 2010 at 15:38
Kiedy PO po raz pierwszy zaczęła walczyć z hazardem w necie, PiS zaraz zaczęło ją przelicytowywać bardziej radykalnymi pomysłami. PiS łapał skorumpowanych jednocześnie współrządząc z patologią z SO. Można by wymieniać dalej. Zapewne mają mniej za uszami, ale wciąż nie mogę znaleźć powodu by na nich zagłosować.
Mają też swoich Palikotów i Bartoszewskich. Nie widzę wielkich różnic między tymi partiami, dla mnie obie są z dala od jakichkolwiek wolnościowych pomysłów na zorganizowanie życia społecznego.
Wciąż nie przekonuje mnie argument o „katofaszyzmie”, jest chyba przesadzony. To raczej podział wizerunkowy. Upraszczając: facet w gajerze zagłosuje na Tuska, w berecie – na Kaczyńskiego.
21 czerwca, 2010 at 19:33
Obie partie są w praktyce w większości nieliberalne, ale w takim przypadku lepiej jest, by rządząca koalicja i prezydent byli ze sobą skłóceni – część antywolnościowych ustaw może zostać zawetowana.
Natomiast co do głosowania na Komorowskiego – ja po prostu nie umiem sobie wyobrazić innego powodu, poza lękiem o głębokie wpieprzanie się w prywatne życie samego głosującego, głosowania na kogoś, który nagrabił sobie (sam lub pośrednio przez swoją partię) na tylu polach naraz, zwłaszcza w oczach wyborcy liberalnego. Sama niedawna próba przeforsowania cenzury Internetu powinna zdyskwalifikować kandydata PO w oczach „młodych, wykształconych, z wielkich miast”. Tak samo pokazy niekompetencji i gafy, które spowodowały, że powszechnie z niego się śmiano, przynajmniej w Internecie. Tak samo ostentacyjne olanie obietnic wyborczych przez PO.
Nie decydowały sprawy gospodarcze, bo faktyczne programy obu partii są prawie takie same. Nie decydował wizerunek samego kandydata, bo ten Komorowski sobie fatalnie zawalił serią wpadek, a Jarosławowi Kaczyńskiemu pomagał mit brata (po jego śmierci 65% ankietowanych uznało, że dobrze wypełniał on obowiązki głowy państwa). Nie decydował strach przed „państwem policyjnym”, bo próby cenzurowania Internetu czy wzmacniania uprawnień CBA, znowelizowane rozporządzenie o retencji danych zwiększające inwigilację internautów, podsłuchiwanie dziennikarzy przez ABW za rządów Tuska, jawne poparcie Komorowskiego przez b. szefa WSI czy podpisanie przez niego ustawy umożliwiającej urzędnikom zabieranie ludziom dzieci to jednak co najmniej tyle samo, jeśli nie więcej, niż to, co było za rządów PiS. Nie decydowała wiarygodność, bo PO nie zrealizowała prawie żadnych obietnic wyborczych, a liczba afer w rządzie i podległych mu instytucjach była większa niż za ich poprzedników (ledwie co wyszła np. afera autostradowa).
Jedyna rzecz, która w oczach przeciętnego wyborcy odróżnia PO i PiS, to kwestie obyczajowe. PiS kojarzy się (wszystko jedno słusznie czy nie) z Radiem Maryja, mundurkami Giertycha i jego listą lektur, patriotyzmem narzucanym siłą (np. ustawa o fladze, pomysł obowiązkowych wycieczek szkolnych do Katynia), narodowo-katolickim „zaściankiem”. PO nie jest aż tak agresywnie konserwatywna. Moim zdaniem lęk przed Kaczyńskim ma swe korzenie właśnie w tym.
22 czerwca, 2010 at 00:56
Doskonale Cię rozumiem. Tyle że mając wolnościowe poglądy i głosując na Kaczyńskiego, czułbym się, delikatnie mówiąc, dziwnie. Wiem, że skłóceni rząd PO i prezydent z PiS-u to mniejsze zło niż jedna „partia miłości” ze swoim prezydentem, ale – po pierwsze – nie jest to argument, który by mnie do końca przekonał (psychicznie poczuję się chyba lepiej nie głosując, niż głosując na kandydata, który budzi we mnie niechęć), po drugie – w polityce możliwe są takie wolty, że i zniknięcie owego skłócenia specjalnie by mnie nie zdziwiło.
***
„Sama niedawna próba przeforsowania cenzury Internetu powinna zdyskwalifikować kandydata PO w oczach >.”
To przykre, ale podjąłem ten temat w dyskusji z „młodymi, wykształconym z wielkich miast” i zostałem wyśmiany. Według nich takich prób nie było. Może w GW i TVN za mało o tym mówili…
22 czerwca, 2010 at 08:45
To ciekawe. Wg wszelkich danych właśnie osoby młode, wykształcone i z wielkich miast najczęściej (prawie w całości) korzystają z Internetu.
A w Internecie ten temat się dość mocno przebijał, przynajmniej pod koniec – do tego stopnia, że premier zorganizował pokazową „debatę z internautami”. Pisały o tym prawie wszystkie internetowe portale i gazety.
Zresztą ten temat poruszał i TVN:
http://www.tvn24.pl/12690,1639050,0,1,strony-na-indeksie-rzad-chce-cenzurowac-internet,wiadomosc.html
i Wyborcza (co prawda najmniej ze wszystkich i głównie już po fakcie):
http://wyborcza.pl/1,104262,7530202,Rzad_w_internecie_strzela_na_oslep.html
http://wyborcza.pl/1,76842,7625459,Maciek___czlowiek__ktory_zatrzymal_Tuska.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7661005,Rzad_chce_jednak_blokowac_witryny_internetowe__Te.html
Ciekawe w takim razie, z czego ci „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” w tym Internecie korzystają? Czyżby http://zapytaj.com.pl/ ? 😀