Monarchia alternatywna
Mam pytanie do monarchistów:
Dlaczego, zamiast wyczekiwać na moment, kiedy obecny ustrój będzie mógł zostać zastąpiony wymarzoną przez Was monarchią, już teraz nie wyłonicie sami króla lub królowej o autorytecie uznanym przez was wszystkich (nie wnikam, w jaki sposób) i nie uznacie się za jego/jej poddanych, tworząc „alternatywne królestwo” funkcjonujące „obok” istniejących struktur państwowych?
Tak wyłoniony król lub królowa (oczywiście, jako fan silnych i dominujących kobiet, jestem zwolennikiem tej drugiej opcji 🙂 ) mógłby być dla Was kimś takim, jak Szero Rom jest dla polskich Cyganów. Zamiast odwoływać się do państwowych sądów, odwoływalibyście się do królewskiego trybunału, uznając jego wyroki – jako ideowi monarchiści i lojalni poddani człowieka, który stanowi dla Was autorytet.
W wielu przypadkach mogłoby mieć to nawet oficjalne umocowanie prawne – spisując umowy, moglibyście zawierać w nich klauzule, że właściwy do rozstrzygania sporów będzie polubowny sąd królewski.
Jeśliby sąd królewski działał sprawnie i uczciwie, to możliwe, że i ludzie spoza Waszego grona zaczęliby uznawać jego arbitraż, przekonując się przy tym być może do samej idei monarchii. Byłoby to również dodatkowe źródło dochodów dla królestwa.
Równocześnie królestwo mogłoby emitować własną prywatną walutę (np. talary), własne znaczki pocztowe i własne paszporty – wzorem Księstwa Łebskiego czy Cesarza Nortona. Zarabiałoby na sprzedawaniu ich kolekcjonerom, a poza tym…. Talary nie byłyby oficjalnymi pieniędzmi, ale przecież moglibyście używać ich w rozliczeniach między sobą, tworząc rodzaj LETS. Jeśli nie dowierzacie papierkom – mogłyby być np. bite ze srebra albo złota. A co do znaczków pocztowych, może udałoby się podpisać umowy z prywatnymi firmami pocztowymi? Albo ktoś z Was mógłby mieć własną firmę pocztową, która by ich używała?
Królestwo mogłoby świadczyć też usługi ochroniarskie – ochroniarze mogliby się nazywać np. Gwardią Królewską. Z jej usług mogłyby korzystać np. strzeżone osiedla albo centra handlowe. Przy okazji sprzedawałoby się prawo do używania królewskiej flagi, herbu i nazwy. Franczyza 🙂
Jak w „Zamieci” Neala Stephensona.
Mogłoby się przyłączać coraz więcej ludzi. A królestwo mogłoby świadczyć coraz więcej usług, w tym takich, które obecnie świadczy państwo… jeśli byłby na nie popyt.
Być może pojawiłyby się konkurencyjne królestwa i księstwa. I dobrze – konkurencja jest rzeczą pozytywną.
Co więcej – żadne z nich nie utrzymywałoby się z przymusowych podatków. Jedynie z „opłat członkowskich” poddanych i/lub z prowadzonych przez siebie biznesów.
A kiedy poddanych tych alternatywnych władców byłoby odpowiednio dużo, kiedy większość sporów rozstrzygałyby królewskie i książęce sądy, kiedy większość transakcji regulowana byłaby w talarach i dukatach, kiedy porządku w większości miejsc strzegliby królewscy i książęcy gwardziści, kiedy istniałyby – być może – królewskie szkoły, szpitale i instytucje dobroczynne… wtedy już łatwo byłoby obalić znienawidzone demoliberalne państwo, przejąć resztę jego funkcji albo przekształcić go w nieszkodliwą nadbudówkę nad całością, zajmującą się np. polityką zagraniczną – np. z cesarzem na czele. 🙂
A jeśli by się nie udało do tego doprowadzić, to przynajmniej by się sporo ludzi dobrze bawiło 🙂
24 listopada, 2007 at 20:35
Powód jest bardzo prosty – stanowisko króla się zdobywa a nie zostaje wybranym królem. Jakaś wojna, kontrrewolucja, dziesiątki lat z wojskiem sypiając na gołej ziemi ze swoimi żołnierzami i tryumfalne wkroczenie do stolicy.
24 listopada, 2007 at 20:53
No, nie zawsze tak to wygląda.
Królowie zostają królami w różny sposób. Czasami również i przez wybór – patrz np. Polska począwszy od Ludwika Węgierskiego.
Poza tym ten król, który zdobywa tron w wojnie, też jakoś najpierw zostaje dowódcą swoich żołnierzy. Często zostaje przez nich „obrany”, okrzyknięty przywódcą (casus wielu cesarzy rzymskich).
Tylko czemu zdobywać dziś tron metodami militarnymi? Nie lepiej pokojowymi, rynkowymi?
Nie lepiej być „politycznym nieeuklidesowcem”, jak mawiała jedna z postaci w „Illuminatusie” (już nie pamiętam kto)?
A czas wojowników dobiega końca: http://www.libertarianizm.pl/warriors.html
26 listopada, 2007 at 22:56
piekne!
sugestia: moze rozwinac temat wiecej i podrzucac go w dyskusjach z konserwo-liberalami, JKMowcami i monarchistami, dzieki temu pozyskujac nowych sojusznikow w walce o porzadek naturalny? jesli ci ludzie sa konsekwentni w swoich przekonaniach to powinni byc naszymi naturalnymi sojusznikami.
27 listopada, 2007 at 19:20
Autorem tej myśli jest Arkadiusz Meller, wiceprezes Studenckiego Koła Myśli Politycznej UMK w Toruniu, monarchista, zwolennik wolnego rynku, antydemokrata :
Odnoszę wrażenie, że jest to tekst ironiczny mający na celu zdyskredytowanie idei monarchistycznej. Monarcha to nie prezydent lub inny demo liberał, gdyż jego władza nie ma charakteru immanentnego, lecz transcendentalny stąd nie może być wybierany, lecz np. może pojawić się i przez autorytet porywa za sobą lud np. jak to uczynił Salazar, Franco czy Pinochet. To , co proponuje Pan Sierpiński jedynie by ośmieszało idee rojalizmu gdyż w państwie jakie mamy idea odwołująca sie do metafizyki odbierana jest w najlepszym razie jako anachronizm, a tacy monarchiści byliby traktowani jak skansen. Poza tym mamy już niby króla. Jest nim L. Wierzchowski i przez żadnych polskich monarchistów nie jest uznawany (m.in. przez KZM czy OMP). Poza tym sama postać króla dla współczesnego rojalizmu jest mniej istotna od samego konceptu. Nie można marzyć o restauracji ancien regime w takim kształcie w jakim występował przed rewolucją (anty)francuską. Doskonale to zrozumieli niemieccy rewolucyjni konserwatyści, którzy stanęli przed problemem czasu osiowego Jaspersa i musieli dla swych reakcyjnych pomysłów znaleźć nową formę, która nie spychałaby ich na antypody społeczeństwa. Dlatego osobiście uważam, że lepszym pomysłem byłoby wprowadzenie dyktatora-regenta do czasu odrodzenia się warunków dla restauracji monarchii. A póki co niech Kontrrewolucja, Krzyżowcy XXI wieku zajmą się odbudową metapolityki.
28 listopada, 2007 at 09:14
Panie Arkadiuszu,
po pierwsze – to właśnie teraz monarchiści traktowani są jak skansen, zbierając się w kółkach dyskusyjnych i marząc o królu, który „przyjdzie na białym koniu”, a nie pokazując realnej alternatywy;
po drugie – ja nie pisałem, że król miałby zostać „wybrany”, tylko że miałby zostać w jakiś sposób „wyłoniony” przez monarchistów, którzy uznawaliby jego autorytet – na przykład choćby w taki sposób, że ktoś (oczywiście musiałaby być to osoba o niekwestionowanym autorytecie, problem zdaje się leży w tym, że wśród monarchistów takiej osoby nie ma…) ogłasza się królem, a inni uznają się za jego poddanych (trochę jak w „Słonecznej loterii” Philipa Dicka); czy Szero Rom jest „wybierany”?
po trzecie – twierdzenie, że król „nie może być wybierany”, jest zaprzeczeniem rzeczywistości, bo w historii było wiele przypadków, gdy królowie i cesarze byli wybierani, w rozmaity sposób: okrzyknięcie przez lud, wojsko, wybór przez arystokratów, przez szlachtę w wolnej elekcji;
po czwarte – pan Leszek Wierzchowski nie nazywa się o ile wiem, królem, tylko „regentem”; problem leży jednak nie w tytule, tylko w tym, że nie jest osobą o dużym autorytecie, jest „człowiekiem znikąd”, bez charyzmy – gdyby ją miał, to inni monarchiści by go uznali; jednak przecież w Polsce i Europie jest sporo prawdziwych arystokratów, dlaczego monarchiści z nimi nie porozmawiają? Poza tym p. Wierzchowski nie podejmuje realnych działań, w rodzaju tych, jakie proponuję, a tylko bawi się formą…
2 grudnia, 2007 at 22:09
[…] swój apel do monarchistów o stworzenie “monarchii alternatywnej” zapomniałem o pewnym przedsięwzięciu, który […]
11 grudnia, 2007 at 12:42
[…] pochodzi z bloga autora Posted in Jacek […]