Fantasy, dzieło szatana
No i znowu księża przestrzegają przed Harrym Potterem. Tym razem diecezjalny wizytator katechizacji z diecezji gliwickiej, ks. Adam Spałek, rozesłał do zabrzańskich szkół (za pośrednictwem miejscowego naczelnika wydziału oświaty) opracowanie potępiające książki J. K. Rowling za to, że podawane są w nich instrukcje praktykowania magii, a „niebezpieczny świat magii przedstawiany jest jako absolutnie dobry”. Przeciwko cyklowi o Harrym przemawia także, zdaniem ks. Spałka, objętość kolejnych tomów sagi.
A ja się dziwię, czemu ks. Spałek, a także inni znani chrześcijańscy krytycy Pottera, doszukujący się w tych książkach propagandy satanizmu, okultyzmu, New Age, promowania świata bez Boga i stawiania w jego centrum człowieka – jak ks. dr Aleksander Posacki, Stanisław Krajski, ks. dr Andrzej Wołpiuk, Gabriele Kuby, Antoni Leśniak, Kristine Sparks i ks. Waldemar Kulbat – nie rzucają gromów na większość literatury fantasy w ogóle?
Dlaczego nie potępiają np. jedenastotomowego cyklu „Miecz Prawdy” Terry’ego Goodkinda, gdzie nie tylko ogromna większość pozytywnych bohaterów to czarodzieje, czarodziejki i wiedźmy, ale i przeciwnicy magii (Imperialny Ład, Bractwo Czystej Krwi) przedstawieni są jako siły zdecydowanie negatywne? Gdzie nie tylko pozytywni bohaterowie nie czują (podobnie jak w cyklu o Potterze) potrzeby odwoływania się do Boga ani innych sił nadprzyrodzonych, ale w dodatku ich najwięksi wrogowie (Imperialny Ład) noszą wyraźne cechy zorganizowanej religii? Gdzie główny bohater zwraca się na koniec do swoich przyjaciół zdecydowanie niechrześcijańskimi słowami: „Nie będzie więcej modłów. Nikt z was nie musi klękać ani przede mną, ani przed nikim innym. Wasze życie należy wyłącznie do was. Powstańcie i przeżyjcie je”, a chwilę wcześniej mówi swoim wygnanym do innego świata wrogom: „Macie teraz to, czego według waszych słów zawsze pragnęliście: świat, w którym rządzą wasze wierzenia. Świat bez magii, bez wolnych ludzi i nieskrępowanych umysłów”?
Dlaczego nie rzucają gromów na klasykę gatunku – cykl o Ziemiomorzu Ursuli LeGuin? Gdzie głównym pozytywnym bohaterem jest – o zgrozo – czarnoksiężnik, a i wielu innych czarnoksiężników przedstawionych jest jako postacie pozytywne? Gdzie religia rozumiana jako czczenie bogów na większości obszaru Ziemiomorza w zasadzie nie istnieje (zastąpiona przez magię i światopogląd kojarzący się wyraźnie z filozofiami takimi jak taoizm czy zen), dominuje jedynie na kilku uważanych przez resztę owego świata za barbarzyńskie wyspach i w drugim tomie sagi przedstawiona jest jako raczej mało przyjazny, niszczący bohaterkę kult, którego świątynia wali się na końcu za sprawą czarnoksiężnika w gruzy?
Dlaczego nie ostrzegają przed Orsonem Scottem Cardem i jego (dotychczas sześciotomowym, w przygotowaniu tom siódmy) cyklem o Alvinie Stwórcy? Gdzie znowu – pozytywni bohaterowie władają różnymi rodzajami magii, przedstawianej jako coś pozytywnego – talent – a w dodatku główny bohater nosi przydomek „Stwórca” – czy to aby nie bluźnierstwo? Gdzie purytańscy przeciwnicy magii (powołujący się na Biblię i praktykujący skazywanie na śmierć za czary) przedstawiani są jako postacie raczej negatywne, a jedną z głównych negatywnych postaci jest też pewien fanatyczny pastor? Gdzie odwołania do Boga wprawdzie w tle występują, ale nie wiadomo, czy jest to Bóg chrześcijański – autor jest wszak wierzącym mormonem?
Dlaczego nie potępiają Andrzeja Sapkowskiego i jego sagi o wiedźminie? Gdzie magia występuje na porządku dziennym, posługuje się nią zarówno główny bohater, jak i dobrzy (choć oczywiście są i źli) czarodzieje i czarodziejki? Gdzie religia kryje się wstydliwie z tyłu, a jeśli przedstawiona jest czasem pozytywnie, to jedynie w postaci zdeklarowanego pogaństwa, jakim jest kult Bogini-Matki Melitele czy też Modron Freyji – za to w postaci kapłana próbującego doprowadzić do spalenia dziewczyny uznanej za czarownicę (który zostaje ośmieszony i ukarany wrzuceniem rozżarzonych węgli do gaci) można łatwo doszukać się karykatury chrześcijańskiego fanatyka z epoki polowań na czarownice?
Dlaczego nie krytykują Davida Eddingsa i jego cykli o Elenium i Tamuli (sześć solidnych tomów) – gdzie magia jest nie tylko czymś, czym posługują się pozytywni bohaterowie – choć źli również – ale również czymś, co pochodzi od bogów? Dodajmy – bogów wyraźnie pogańskich, w odróżnieniu od noszącego wyraźnie „chrześcijańskie” cechy Boga Elenów? Gdzie dodatkowo owi pogańscy bogowie przedstawieni są – poza paroma wyjątkami – jako istoty zdecydowanie bardziej interesujące od swojego „chrześcijańskiego” odpowiednika, zaś magia – oficjalnie przez niego zakazana – okazuje się czymś koniecznym do przetrwania jego wyznawców?
Dlaczego z potępieniem nie spotyka się dylogia „Songs of Earth and Power” Grega Beara, której główny bohater staje się potężnym czarodziejem, a fabuła nawiązuje do pogańskiej mitologii celtyckiej – sugerując w dodatku między wierszami, że opisane w Biblii wydarzenia są w gruncie rzeczy przejawem wpływu magicznych istot na nasz świat, a starotestamentowy Bóg to niezbyt przyjazny ludziom mag o imieniu Adonna?
Dlaczego w końcu nie ostrzegają przed cyklem Jacka Piekary o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie? Który wprawdzie ściga czarowników i czarownice, ale też sam często posługuje się magią? I w którego świecie Jezus zamiast umrzeć na krzyżu zszedł z niego, pokarał śmiercią swoich wrogów, założył imperium… i nadal przebywa w murach tajemniczego klasztoru będąc karmionym krwią uwięzionych aniołów (!), a heretycy głoszą, że to nie Jezus, tylko szatan, który wstąpił w jego ciało?
Myślę, że wytłumaczenie tego faktu jest tylko jedno – są oni mało oczytani.
Z całego bogactwa literatury fantasy znają jedynie cykl o Harrym Potterze (i czasami może jeszcze powieści takich znanych katolickich autorów fantasy, jak John R. R. Tolkien i C. S. Lewis, które usiłują temu cyklowi przeciwstawiać). Więc wydaje im się, że jest on czymś szczególnym, zasługującym na specjalną uwagę, krytykę i potępienie. Podczas gdy w rzeczywistości jest to jak najbardziej typowe (choć – przyznam – dobrej jakości) dzieło literatury fantasy, w której magia występuje powszechnie również u pozytywnych bohaterów, a chrześcijańska wizja świata – mimo dzieł takich autorów jak Tolkien i Lewis – jest raczej rzadkością…
Mam propozycję dla antypotterowych krzyżowców: poczytajcie więcej z tego gatunku. Może potem książki pani Rowling nie wydadzą się wam wcale takie złe? 🙂
15 kwietnia, 2011 at 00:05
A może chodzi po prostu o to, że po Pottera sięga dużo młodszy i mniej wyrobiony czytelnik/widz…
Osobiście nie widzę zagrożeń w czytaniu fantasy nawet przez takie osoby, ale na miejscu Kościoła zamiast totalnej krytyki polecałbym rzetelne tłumaczenie swojego stanowiska, gdyż totalna krytyka jest zwykle antyskuteczna. Ile było obrazoburczych gniotów, które zdobyły popularność tylko dzięki temu, że autorzy zostali wyklęci…
15 kwietnia, 2011 at 09:12
Jeszcze książki Tada Williamsa i jego cykl „Pamięć, Smutek i Cierń” w których dominującą religią zajmuje się „Matka Kościół” posiadający głównego „Lektora” tj odpowiednik papieża, a odpowiednik Jezusa, „Usires Aedon” został powieszony na krzyżu do góry nogami, stąd krzyż ma kształt odwrócony 🙂 Grunt to dobrym Aedonitą być :)))
15 kwietnia, 2011 at 11:01
Najśmieszniejsze jest to, że Kościół krytykując wybrane dzieła literatury, tylko zwiększa ich popularność. Tak było z „Kodem Leonarda da Vinci”, który m.in. dzięki krytyce Kościoła sprzedał się w 80 mln egzemplarzy. Każdy chciał zobaczyć to takiego było w tej książce, że Kościół gotów był spalić autora na stosie.
15 kwietnia, 2011 at 12:31
ROOOTFL a gwiezdne wojny? To dopiero bluźnierstwo! Nie dość, że złośliwie przeinacza Trójcę w Anakina, Bena Kenobiego i zielonego ufoludka, to jeszcze w tej historii występuje sam DIABEŁ!! Szatan we własnej osobie! Posiadający niezliczoną ilość pomocników na różnych stopniach hierarchii, i zarządzający Ciemną Stroną Mocy, na którą składają się upostaciowione grzechy główne, taki np. Jabba symbolizuje obżarstwo, na gniew, chciwość czy co tam jeszcze było też by się coś znalazło.. :-))))
15 kwietnia, 2011 at 12:34
krótko mówiąc, robimy kasiorę na głupocie, diabeł to ten co my wiemy który, i jechać z koksem, byle kasa była i dobry ludek swoją tępotę miał czym karmić..
15 kwietnia, 2011 at 13:48
@Mateusz Schabek
„Najśmieszniejsze jest to, że Kościół krytykując wybrane dzieła literatury, tylko zwiększa ich popularność. ”
KK działa tu w porozumieniu z kapitalistami (Rowling, wydawcą i właścicielami księgarń).
17 kwietnia, 2011 at 21:11
Ja w kwestii formalnej: C.S. Lewis nie był katolickim pisarzem. Był anglikaninem.
A co do sedna: cóż to za argument, że „inni też tak piszą”? Jak jest tego dużo, to już znaczy, że jest dobre?
17 kwietnia, 2011 at 23:50
Chodzi o to, że jakoś ci wszyscy krytycy Pottera nie zwracali uwagi na dziesiątki, ba, setki pozycji literatury fantasy ukazujących się od kilkudziesięciu lat – z magią w fabule i bynajmniej nie chrześcijańską wizją przedstawianego świata. W chwili ukazania się pierwszego tomu sagi o Potterze były wydane już trzy tomy „Miecza Prawdy”, cztery tomy o Ziemiomorzu („Czarnoksiężnik z Archipelagu” ukazał się w 1968 r.), obie części „Songs of Earth and Power”, trzy tomy sagi o wiedźminie, trzy części z serii o Alvinie Stwórcy, a także np. cała „Saga o Ludziach Lodu” Margit Sandemo (to było sprzedawane jako kieszonkowe romansidła w kioskach „Ruchu”), gdzie występuje nie tylko magia, ale i osobiście Lucyfer, przedstawiony w dodatku jako postać raczej pozytywna. I wszystko to jakoś nie ruszało „krzyżowców” do momentu ukazania się pierwszych tomów sagi o Potterze, która niczym szczególnym na tle reszty fantasy się nie wyróżnia. Co więcej, to właśnie książkom innych autorów można prędzej zarzucić to, co zarzucają oni powieściom pani Rowling – a mianowicie że propagują „na serio” magię czy jakieś antychrześcijańskie wartości. Na przykład Goodkind w swoich powieściach zupełnie otwarcie propaguje określony światopogląd i etykę (jest zwolennikiem Ayn Rand), które z chrześcijaństwem nie mają wiele wspólnego. A pani Sandemo nie tylko przedstawiła Lucyfera jako postać pozytywną (w dodatku w ostatnim tomie Lucyfer wprost oskarża Boga o niereagowanie na dziejące się zło i o to, że zależy mu tylko na czci oddawanej przez ludzi), ale i sugerowała czytelnikom, że opisywane w sadze wydarzenia i postaci – takie jak właśnie Lucyfer czy demony – są prawdziwe (w oparciu o doświadczone przez nią wizje).
Dla mnie to wygląda tak, jakby ludzie kompletnie nieobznajomieni z konwencją fantasy przeczytali jedyne książki z tego gatunku, o których usłyszeli i właśnie z powodu swojego nieoczytania w tego typu literaturze potraktowali niezwykle serio to, co jest zwykłą fikcją literacką – np. magię, która (pomijając takie wyjątki jak pani Sandemo) jest takim samym typowym elementem świata fantasy jak statki kosmiczne i kosmici w s-f i pełni podobną rolę – to znaczy po prostu uatrakcyjnia fabułę.
24 kwietnia, 2011 at 08:16
Hm. C.S.Lewis katolikiem to może nie był, ale niewątpliwie identyfikował się jako chrześcijaninem – historie w niektórych częściach jego legendarnej sagi mają korzenie biblijnie, np. historia lwa który „umiera” ośmieszony na ołtarzu a następnie w jakiś tam mętny sposób „zmarwychwstaje”, w innych częściach jest nawiązanie do Genesis ( tworzenie świata „od zera” ) itp. Rzecz w tym, że tych książek żaden chrześcijański kościół nie krytykuje, w przeciwieństwie do nieszczęsnego H.P.
26 kwietnia, 2011 at 01:26
Co do C.S. Lewisa – był anglikaninem, który przeszedł na katolicyzm.
Cały absurd polega na tym, że w większości literatury dla dzieci jest magia. Choćby w Akademii Pana Kleksa, tam jest wręcz szkoła czarów przedstawiona w pozytywnym świetle. Kościół nie miał tu żadnego 'ale’. To samo dotyczy wszelkich właściwie baśni, z Grimmami na czele. Nie bardzo więc wiadomo, dlaczego Harry Potter został wzięty nagle na celownik. A może poza czarami ( nie czytałem ani tez nie oglądałem nic z serii o Potterze) jest tam i coś jeszcze, co jawi się sprzecznie z wartościami chrześcijańskimi ??? Może być jednak tez niestety tak, ze popkultura działa tez na Kościół. Wszędzie pełno Harry Pottera to i niektórzy księża czują się w obowiązku wypowiedzieć w tej sprawie.