Archiwum kategorii ‘Ogólne’

Manipulacja lidera Konfederacji

niedziela, 29 czerwca, 2025

Sławomir Mentzen powiedział, że „na sam socjal dla Ukraińców wydajemy znacznie więcej niż oni płacą tutaj w podatkach”.
Otóż jest to manipulacja. Prawdą jest, że Ukraińcy mieszkający w Polsce pobierają więcej w różnego typu świadczeniach społecznych (głównie „800+”) niż płacą podatków dochodowych oraz odprowadzają VAT jako przedsiębiorcy. W 2024 r. „socjal” dla Ukraińców w Polsce wynosił około 4 miliardów złotych (w tym „800+” 2,9 mld zł), podczas gdy wyżej wymienionych podatków grupa ta odprowadziła około 2,5 mld zł.
Ale rzecz w tym, że nie są to wszystkie podatki i daniny na rzecz państwa płacone przez Ukraińców w Polsce. Po pierwsze, od zarabianych przez nich pieniędzy odprowadzane są składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Po drugie, tak jak wszyscy konsumenci, płacą podatek VAT i czasami akcyzę zawarte w cenie kupowanych produktów.
Te pierwsze (wg danych ZUS przekazanych serwisowi Demagog na początku bieżącego roku) wynosiły w 2024 r. 15,3 mld zł (z czego składki na ubezpieczenie społeczne 11,8 mld zł, a składki na ubezpieczenie zdrowotne 3,5 mld zł). Te drugie jest trudniej oszacować, ale można spróbować przyjąć (np. za wyliczeniami podanymi kilka lat temu przez serwis inwestomat.eu), że przeciętny mieszkaniec Polski płaci VAT i akcyzę w wysokości ok. 1/3 płaconych przez siebie bezpośrednio podatków dochodowych i składek. W takim przypadku byłoby to ok. 6 miliardów zł. Ewentualnie można przyjąć za raportem WEI z 2023 r., że podatki pośrednie to ok. połowa sumy PIT i składek – przy takim oszacowaniu byłoby to ok. 9 miliardów złotych.
Czyli łącznie w 2024 r. Ukraińcy w Polsce zapłacili państwu polskiemu ok. 23,5-26,5 mld różnych podatków i danin. Dużo więcej, niż pobrali „socjalu”. Nawet, jeżeli odliczyć od tego składki na ubezpieczenie społeczne (bo można argumentować, że z tego tytułu będą w przyszłości pobierać emerytury), to bilans nadal jest tu pozytywny dla polskiego państwa.
A dodatkowo – czy raczej przede wszystkim – Ukraińcy pracując w Polsce wytwarzają bogactwo. Dobra, z których korzystają przede wszystkim Polacy. Jak podaje Deloitte, praca Ukraińców podniosła w ubiegłym roku PKB Polski o 2,7%.
Nie wiem, w jakim celu lider Konfederacji wygłasza swoje manipulujące stwierdzenia. Jeżeli po to, by wzbudzić niechęć do Ukraińców jako darmozjadów pasożytujących na Polakach i doprowadzić do ich pozbycia się z Polski, to działa w celu pogorszenia sytuacji nas wszystkich. Bez ukraińskich pracowników będzie niższy wzrost gospodarczy, będzie produkowanych mniej towarów i usług, a państwo będzie łatało większą lukę w ZUS i budżecie jeszcze większym zadłużeniem lub wyższymi podatkami ściąganymi od Polaków.
Konfederacja ze swą wrogością do imigrantów i Ukraińców w szczególności jest szkodliwa dla Polski.

Obrońcy tyranów Iranu

czwartek, 26 czerwca, 2025

Według niezależnego źródła irańskiego (HRANA – Human Rights Activists News Agency) w ostatniej wojnie z Izraelem do chwili rozejmu zginęły w Iranie 1054 osoby, w tym 417 zidentyfikowano jako cywili.
Inne niezależne źródło irańskie (HENGAW – kurdyjska organizacja praw człowieka) podało po dziewięciu dniach wojny ok. 700 zabitych, w tym ok. 100 cywili.
Warto porównać te liczby z liczbą osób zabijanych w Iranie z różnych powodów przez samo państwo irańskie. Wg danych HENGAW, od początku 2023 r. do maja br. w irańskich więzieniach dokonano egzekucji 1179 osób za przestępstwa związane z narkotykami (stanowią one w Iranie ponad połowę wykonywanych wyroków śmierci). A ponadto 54 za działalność polityczną, religijną lub homoseksualizm. Na granicy zabito w tym okresie także około 100 kolbarów (przemytników-„mrówek”), a za uczestnictwo w antyrządowych protestach, które wybuchły w 2022 r. po śmierci Jiny Amini zatrzymanej przez policję obyczajową za niezakrywanie włosów, zabitych zostało (wg Iran Human Rights) tylko do września 2023 r. 551 ludzi (HENGAW we wrześniu 2024 r. podała, że samych Kurdów zginęło ponad 140). Oprócz zabitych jest oczywiście masa uwięzionych.
Po ataku Izraela na Iran (przypominam, że Izrael nie był tu pierwszy: Iran w zeszłym roku dwukrotnie – w kwietniu i październiku – zaatakował Izrael dużą liczbą rakiet i dronów, a jeszcze wcześniej bezpośrednio wspierał organizacje terrorystyczne – Hezbollah i Hamas – które na Izrael napadły, irański generał Mohammad Reza Zahedi zasiadał w kierownictwie Hezbollahu i to jego zabicie przez armię izraelską stało się powodem wystrzelenia przez Iran rakiet i dronów) zauważyłem w swoim otoczeniu sporo głosów go potępiających. Nie kojarzę jednak, by którakolwiek z osób wygłaszających te głosy potępienia protestowała wcześniej przeciwko zabijaniu pokojowo zachowujących się Irańczyków i irańskich opozycjonistów przez irańskie państwo. Jeśli tak jest, to oznacza to jedno – ludzie ci nie bronią Irańczyków, ale wyłącznie irańskiego rządu. Nie zależy im na ludności Iranu, ale na jego władcach. Na dyktatorskim, opresyjnym, totalitarnym (bo jak inaczej można nazwać podporządkowanie wszystkiego, łącznie z tym, jak ktoś się ubiera, jednej ideologii, w tym przypadku pewnemu wariantowi islamu?) i terrorystycznym państwie.
To dużo o nich mówi.

Konsumpcja w Polsce na tle Europy

sobota, 21 czerwca, 2025

Eurostat opublikował dane na temat poziomu faktycznej indywidualnej konsumpcji w krajach UE i EFTA w 2024 r., w relacji do średniej unijnej. Z tych danych wynika, że średnio najlepiej żyje się mieszkańcom Luksemburga (konsumpcja na poziomie 141% średniej unijnej), Norwegii (124%), Holandii (120%) i Niemiec (118%). Szwajcaria o dziwo dopiero na szóstym miejscu (115%). Polska wraz z 17 innymi krajami znajduje się poniżej średniej unijnej (84%) – jest nieco lepiej niż w Czechach i Grecji, ale nieco gorzej niż na Litwie, w Portugalii, Słowenii i – co może być zaskoczeniem – w Rumunii (88%). Od tej ostatniej mieliśmy wyższy poziom konsumpcji w 2021 r., potem w kolejnych latach Rumuni już nas wyprzedzali.
Można zauważyć, że poziom konsumpcji w Polsce w 2024 r. obniżył się w relacji do średniej unijnej (w latach 2022 i 2023 było to 86%), a kilka krajów nas wyprzedziło lub mocno nas goni. Na przykład w 2022 r. pod względem tego wskaźnika wyprzedzaliśmy zarówno Portugalię, jak i Hiszpanię, będąć minimalnie (o 1 punkt procentowy) za Irlandią, Grecy tracili do nas 8 punktów procentowych, a Bułgarzy aż 19. W ubiegłym roku Hiszpania była już 8 punktów procentowych przed Polską, Irlandia o 15, Portugalia o 1, Grecja traciła 3 punkty procentowe, a Bułgaria 10. Straciliśmy też kolejny punkt procentowy do Niemiec mimo napływających od dłuższego czasu informacji o kryzysie w tym kraju.
Oznacza to, że wzrost dobrobytu mieszkańców Polski, mierzonego ich indywidualną konsumpcją, spowolnił w stosunku do reszty Europy. Nic dziwnego, że ludzie są niezadowoleni z obecnego rządu i dali temu wyraz w wyborach prezydenckich.
A na samym końcu zestawienia wśród państw EU i EFTA Węgry. W ubiegłym roku konsumpcja indywidualna wynosiła tam 72% średniej unijnej – i tak lepiej niż w latach 2021-2023, gdy było to 70%. Ale już w 2023 r. zostali wyprzedzeni przez Bułgarów. Ciekawe, kiedy w końcu niezadowolenie wzrośnie tam na tyle, by z władzą pożegnał się Viktor Orbán?

Po drugiej turze

poniedziałek, 2 czerwca, 2025

Przestańcie mówić, że przegrał kandydat liberałów. Liberałowie są za wolnością decydowania przez ludzi o sobie i swojej własności, oraz za prywatną własnością środków produkcji – nie za:
– spółkami Skarbu Państwa z radami nadzorczymi i zarządami obsadzanymi przez polityków,
– narzucanymi siłą „zielonymi ładami” i opodatkowywaniem produkcji energii,
– zamykaniem wjazdu do całych miast ludziom, których nie stać na nowe samochody,
– ograniczaniem legalnej imigracji,
– ograniczaniem handlu z innymi krajami,
– zmuszaniem ludzi, by płacili w podatkach na cudze dzieci,
– państwową finansowaną z przymusowych podatków telewizją,
– karaniem za wypowiedzi,
– odgórnym narzucaniem programu w szkołach,
– zakazywaniem używek,
– nakładaniem karnych opłat na jedzenie uznane za niezdrowe,
– obowiązkowymi ubezpieczeniami balkonów,
– zwiększaniem udziału w PKB wydatków publicznych – ostatecznie prędzej czy później przymusowo finansowanych z podatków lub inflacji.
Przegrał kandydat etatystycznej lewicy – socjaldemokratów – z kandydatem etatystycznej prawicy – nacjonalistów. Którzy też zasadniczo są – może w nieco innym zakresie – za tym, co wyżej.

Przed drugą turą

piątek, 30 maja, 2025

Nie obchodzi mnie, czy Karol Nawrocki ma tatuaże, zażywa snus czy coś mocniejszego i czy będąc ochroniarzem załatwiał seksworkerki gościom hotelu, w którym pracował. Uważam, że każdy ma prawo wyglądać jak chce, korzystać z używek, z jakich chce, uprawiać dobrowolny seks, z kim chce – a używki i usługi seksualne są normalnymi dobrami pożądanymi przez wielu ludzi, bo sprawiają im przyjemność. I ich dostarczanie oraz korzystanie z nich powinno być legalne, a zajmować się tym powinni nie gangsterzy, ale zwykli przedsiębiorcy działający na wolnym rynku.
Powód, dla którego nie zagłosuję na Nawrockiego jest inny – nie zagłosuję na niego, bo jest on przedstawicielem opcji politycznej, która – jak już dowiodła – chce ograniczać ludziom wolność w wielu obszarach życia. Zarówno wolność decydowania o sobie, jak i o swojej własności. Notabene również w kwestii używek – bo już zapowiedział, że nie poprze dekryminalizacji marihuany.
I dlatego nie zagłosuję również na jego kontrkandydata.

Umizgi do wyborców Mentzena

niedziela, 25 maja, 2025

Kilka lat temu Sławomir Mentzen mówił do swoich partyjnych kolegów:
„Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. (…) Trzeba mówić ludziom, że Żydzi dostaną naszą polską ziemię. To bardziej chwyci. I co więcej, myślą państwo, że jak dostaną tę naszą polską ziemię, to będą ją sami uprawiać? Oni zatrudnią Polaków. Założą Polakom chomąto i będą uprawiać nimi pole”.
Mówił tak, bo jest cynicznym politykiem, który dostrzegł, że taki jest właśnie potencjalny elektorat jego partii – to ludzie, którzy nienawidzą Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. I którzy uwierzą w najbardziej obrzydliwe kłamstwa na temat Żydów. Przypuszczalnie nie tylko Żydów.
Nie chodzi tu osoby nielubiące Unii Europejskiej jedynie z powodu unijnej biurokracji czy ograniczeń narzucanych w sferze gospodarczej (np. „Zielony Ład”). Gdyby tak było, Mentzen wymieniłby tylko Unię i podatki. Wymienienie na trzech pierwszych miejscach Żydów, homoseksualistów i aborcji oznacza, że chodzi o osoby nienawidzące ogólnie współczesnej Europy – za względną tolerancję wobec Żydów, mniejszości seksualnych, stawianie wolności kobiet do decydowania o swoim ciele ponad życie zarodka.
Jest to elektorat antysemicki, homofobiczny, tradycyjnie katolicki, także antyimigrancki – i z tego powodu antyeuropejski. Antyzachodni. I w konsekwencji często w jakimś stopniu przychylny Rosji.
I teraz Rafał Trzaskowski i Radosław Sikorski piją ze Sławomirem Mentzenem piwo jak najlepsi kumple, dbając o to, by się o tym dowiedziano.
Dlaczego? Bo są cynicznymi politykami umizgującymi się do wyborców Mentzena. Do wyżej wymienionego antyzachodniego elektoratu.
Podobnie zresztą jak Karol Nawrocki, który już bez wahania zdeklarował się na spotkaniu z Mentzenem, że sprzeciwi się ewentualnemu przystąpieniu Ukrainy do NATO.
To znaczy, że wyborcy partii Mentzena, którzy nienawidzą Żydów, homoseksualistów i aborcji (oraz imigrantów) mają obecnie nieproporcjonalnie duży wpływ na polską politykę. Bo to oni decydują o tym, kto będzie prezydentem – przynajmniej w świadomości kandydatów. I to oni za chwilę mogą zdecydować, kto będzie miał większość w Sejmie.
I w takim przypadku trzeba ich będzie dopieszczać bardziej, niż tradycyjny elektorat największych partii, który i tak zagłosuje na PO lub PiS.
Sojusz z Mentzenem i jego wyborcami oznacza powolne odwracanie się od Zachodu i jego dzisiejszych wartości.

Nawrocki pomaga Putinowi

czwartek, 22 maja, 2025

Karol Nawrocki zadeklarował publicznie wobec lidera Konfederacji Sławomira Mentzena, że jako Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nie ratyfikuje ewentualnego przystąpienia Ukrainy do NATO.
Okazuje się, że kandydat popierany przez Prawo i Sprawiedliwość – partię odwołującą się do dziedzictwa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który Ukrainę (a także Gruzję) widział w przyszłości w NATO, i której politycy będąc u władzy w Polsce udzielili ogromnej wojskowej pomocy Ukrainie napadniętej w lutym 2022 r. przez Rosję – opowiedział się za wizją polityczną Władimira Putina. Bo dla Putina nieprzystępowanie Ukrainy do NATO jest jednym z celów wojny i warunków ewentualnego zakończenia działań wojennych.
Stanowisko Nawrockiego jest sprzeczne z tym, co mówili wcześniej prezydent Andrzej Duda czy poseł Arkadiusz Czartoryski, nie współgra też ze stanowiskiem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który wprawdzie postawił Ukrainie warunek, że jeśli chce przystąpić do NATO i UE, to musi uznać rzeź wołyńską za ludobójstwo, ale nie jest jako taki przeciwny takiej akcesji.
Okazuje się, że najbardziej antyrosyjski (wg np. badań Pew Research Center z 2024 r. – 97% Polaków wyraziło wtedy negatywny stosunek do Rosji) kraj świata może za chwilę mieć głowę państwa realnie działającą na rzecz rosyjskich interesów. Bo o ile perspektywa ewentualnych rozmów o przystąpieniu Ukrainy do NATO jest raczej odległa – nikt tego nie będzie proponował, dopóki trwa wojna – o tyle argument, że Polska tak czy inaczej zamierza zablokować takie przystąpienie (o ratyfikacji umów międzynarodowych w Polsce decyduje prezydent, choć za zgodą Sejmu) z pewnością będzie już teraz podnoszony przez Putina i innych rosyjskich polityków. „Nawet Polska nie chce was w NATO, nie macie na to szans, zawsze będziecie wobec nas sami”. A to może wpłynąć na kształt negocjacji pokojowych.
Oczywiście będzie to wbrew interesowi Polaków – mówiąc tradycyjnym językiem, wbrew polskiej racji stanu. Bo lepiej, by od wrogiej Rosji oddzielał nas na południowym wschodzie członek NATO – napaść na którego opłaca się mniej, bo po jego stronie mogą stanąć armie innych państw NATO – niż Ukraina niebędąca w żadnym sojuszu, którą można bardziej bezkarnie napaść i liczyć na jej pokonanie, czy tym bardziej Ukraina będąca w sojuszu z Rosją lub jej podporządkowana, której armia może wraz z rosyjską zaatakować Polskę na rozkaz rosyjskiego dyktatora. Lepiej zatem, żeby nie doszło do sytuacji, w której obecna wojna kończy się układem odcinającym Ukrainę od sojuszu z NATO, a Rosja odzyskuje siły i przygotowuje się do kolejnej agresji.
Ale dla Karola Nawrockiego najważniejsze jest zdobycie głosów wyborców Mentzena i Brauna, którzy mogą zdecydować o tym, że na kolejne pięć lat zasiądzie w Pałacu Prezydenckim. Zaś Sławomir Mentzen nieprzypadkowo umieścił taki punkt w deklaracji podsuniętej kandydatom w drugiej turze wyborów. Bo pewna, wcale nie marginalna, część elektoratu i działaczy Konfederacji nienawidzi obecnej Ukrainy i wolałaby już widzieć Ukrainę w orbicie wpływów rosyjskich. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że wolałaby widzieć w tej orbicie również i Polskę. Bo jest antyzachodnia, co łatwo przekłada się na prorosyjskość – przynajmniej w pewnym stopniu.
I w ten sposób stosunkowo mało liczna grupa prorosyjskich działaczy w Konfederacji oraz partii Brauna (bo Mentzen rywalizuje o antyzachodni elektorat z Braunem) może, wykorzystując egoistyczną logikę procesu wyborczego, ustawić Polskę w roli de facto wsparcia Rosji. A Karol Nawrocki albo nie ma dość „jaj”, by się temu przeciwstawić (mógł powiedzieć np., że obecnie jest to dyskusja bezprzedmiotowa, ale po zakończeniu wojny nie można wykluczyć, że Ukraina może stać się członkiem NATO), albo ma po prostu podobne do nich poglądy.

Komentarz powyborczy

poniedziałek, 19 maja, 2025

W kraju, w którym nie ma liczącego się ugrupowania liberalnego (opowiadającego się za zwiększaniem wolności zarówno w sferze gospodarczej, jak i pozagospodarczej), ludzie o poglądach liberalnych (stanowiący wg raportu Stowarzyszenia Libertariańskiego ok. 20% polskiego społeczeństwa) głosują albo na bezideowego etatystę udającego liberała, albo na nacjonalistów i religijnych fundamentalistów udających wolnorynkowców, albo na zdeklarowaną socjaldemokratyczną lewicę, która dość wiarygodnie obiecuje poluźnić przynajmniej pewne ograniczenia w sferze pozagospodarczej.
Albo nie głosują w ogóle.
Gdyby takie ugrupowanie istniało, wyniki wyborów w Polsce wyglądałyby inaczej.

Nie mam na kogo głosować

piątek, 2 maja, 2025

Tradycyjnie przed wyborami zrobiłem sobie porównanie poglądów z kandydatami w wyborach prezydenckich – i tradycyjnie okazało się, że nie ma bliskiego mi kandydata. W zależności o testu największa zbieżność (ale i tak nieprzekraczająca 60%) wychodzi mi z różnymi kandydatami: w Latarniku Wyborczym kolejno z Mentzenem, Bartoszewiczem, Trzaskowskim, Maciakiem, Wochem i Senyszyn; w MyPolitics kolejno z Mentzenem, Zandbergiem, Braunem, Nawrockim, Bartoszewiczem i Biejat; w kompasie wyborczym Oko.Press kolejno z Zandbergiem, Biejat, Braunem, Hołownią i Trzaskowskim. W teście MyPolitics, który jest najdokładniejszy i bazuje na największej liczbie pytań okazało się dodatkowo, że z żadnym z kandydatów nie mam nawet 50% zgodności poglądów.
Dlaczego tak jest? Bo w Polsce nie ma opcji politycznej dla ludzi takich jak ja – przeciwników ograniczania ludziom wolności tak osobistej, jak i w gospodarce, zwolenników przeciwstawiania się agresji zarówno na podwórku krajowym, jak i międzynarodowym. Takich, co są jednocześnie za: swobodną pokojową imigracją; swobodą usunięcia zarodka ze swego ciała; niedyskryminowaniem ludzi żyjących w związkach innych niż małżeństwo kobiety i mężczyzny; nienarzucaniem przez państwo wartości specyficznych dla jakiejś religii; obniżaniem – i niewprowadzaniem jakichkolwiek nowych – podatków; niewtrącaniem się państwa – zarówno polskiego, jak i unijnoeuropejskiego – w gospodarkę, również w imię spowalniania zmiany klimatu; nieograniczaniem wolności słowa, w tym zarówno w imię walki z dezinformacją czy mową nienawiści, jak i obrazą uczuć religijnych; dobrowolnością w edukacji; dobrowolnością szczepień; dobrowolnością służby wojskowej; nieotwieraniem neo-ZSRR drogi do zagrożenia Polsce poprzez zaprzestanie wspierania oporu Ukrainy, nawet jeśli ukraińscy politycy będą upierać się w kwestii ekshumacji na Wołyniu.
Mam wrażenie, że kandydaci oferują co najwyżej wybór między pewnym zakresem wolności osobistej w tym, co prawica lubi nazywać „eurokołchozem”, a pewnym zakresem wolności ekonomicznej w tym, co lewica lubi nazywać „katotalibanem”, w dodatku skrzyżowanym z „ruskim mirem”. A część kandydatów proponuje elementy zarówno jednego, jak i drugiego.
W dodatku to tylko deklaracje. Niekoniecznie oznaczają, że kandydaci faktycznie będą dążyć do tego, co deklarują. Jakoś np. nie wierzę, że Rafał Trzaskowski, choć to deklaruje, będzie bronił wolności słowa w Internecie (skoro posłowie jego partii niedawno głosowali za jej dalszym ograniczeniem w imię walki z „mową nienawiści”), a Karol Nawrocki będzie się domagał odrzucenia Europejskiego Zielonego Ładu (skoro rząd PiS – partii, która go popiera – poparł ostatecznie jego założenia i głosował w Radzie UE za prawem klimatycznym).
Myślę więc, że tak jak ostatnio podczas wyborów zostanę w domu. Może w kolejnych pojawi się ktoś, na kogo będzie sens głosować.

Utrudniacze życia, głos nie dla was

piątek, 18 kwietnia, 2025

Rada Miasta Krakowa odrzuciła moją petycję o rezygnację z projektu ustanowienia na większości obszaru Krakowa tzw. Strefy Czystego Transportu. Dla przypomnienia – ustanowienie tej strefy zgodnie z obecnymi założeniami spowoduje, że m.in. około 50 tysięcy mieszkańców powiatu krakowskiego posiadających (tak jak ja) samochody z silnikiem wysokoprężnym niespełniającym normy Euro 6 będzie mogło wjechać do miasta, w którym nierzadko pracują, prowadzą działalność gospodarczą, robią zakupy, korzystają z rozmaitych usług (w tym lekarzy), szkół i przedszkoli dla swoich dzieci, oferty kulturalnej i rozrywkowej, tylko za dodatkową opłatą, a od połowy 2028 r. w ogóle. Chyba, że kupią nowy samochód albo przesiądą się na autobus lub pociąg. Podobne restrykcje obejmą też mieszkańców powiatu posiadających stare samochody z silnikiem benzynowym.
Za to mieszkańcy samego Krakowa z takimi samymi samochodami będą mogli jeszcze długo po nim jeździć, podobnie jak ci przejeżdżający przez miasto tranzytem (strefa nie obejmie dróg tranzytowych), więc wpływ tego ograniczenia na krakowskie powietrze będzie stosunkowo mały – wyeliminowanych będzie mniej niż 1/3 pojazdów niespełniających norm strefy.
W petycji zwróciłem uwagę, że nie znalazłem żadnej oceny skutków regulacji ani analiz potwierdzających konieczność utworzenia SCT. W odpowiedzi napisano mi jedynie, że „badania pokazały, że wycofanie z ruchu starszych pojazdów (…) skokowo zmniejszy wielkość emisji NOx”. Nie wskazano żadnych konkretnych badań i nie odniesiono się do zarzutu, że w rzeczywistości wycofana z ruchu zostanie tylko niewielka część takich pojazdów.
Rada pozostała głucha nie tylko na moją petycję, ale i na wiele głosów mieszkańców podkrakowskich okolic, wyrażanych w pismach różnych organizacji i konsultacjach. Podobną odpowiedź dał też wcześniej („piórem” swojego urzędnika) prezydent Krakowa Aleksander Miszalski.
Uchwała rady została podjęta większością głosów 27 do 12. Przeciwko odrzuceniu petycji głosowali jedynie radni PiS oraz – jako jedyny ze swojego klubu „Kraków dla Mieszkańców” – były kandydat na prezydenta miasta Łukasz Gibała. Za odrzuceniem głosowali radni Koalicji Obywatelskiej, Nowej Lewicy i pozostali radni klubu „Kraków dla Mieszkańców”.
Najwyraźniej tych radnych nie rusza fakt, że ustanowienie strefy będzie oznaczało poważne utrudnienie życia dla kilkudziesięciu (licząc z rodzinami – ponad stu) tysięcy ludzi związanych mniej lub bardziej z Krakowem, choć w nim niezameldowanych. Bo ci ludzie nie głosują w wyborach radnych i prezydenta miasta.
W związku z tym apeluję, by mieszkańcy okolic podkrakowskich odpłacili się w jedyny dostępny aktualnie sposób – nie głosując w wyborach prezydenckich na kandydatów ugrupowań, których ci radni są członkami. Czyli nie głosując na Rafała Trzaskowskiego ani na Magdalenę Biejat. Niech liderzy partii odczują konsekwencję utrudniania życia ludziom przez ich kolegów w Krakowie.