Petent na poczcie
Byłem dzisiaj na poczcie. Na głównej poczcie w ponad 200-tysięcznym mieście.
Na bodajże osiem okienek opisanych „wpłaty” były czynne dwa. Do nich tasiemcowe kolejki. Stałem pół godziny. Równocześnie dwa okienka opisane „listy” prawie nie miały petentów (petentów, nie klientów, bo w urzędach, również pocztowych, człowiek jest petentem i czuje się jak petent). W placówce Poczty Polskiej niedaleko osiedla, gdzie odbieram polecone (jako że listonosz chodzi zwykle w godzinach rannych, kiedy normalni ludzie przeważnie są w pracy) jest zwykle na odwrót – kolejka do okienka „listowego”, a brak kolejki do okienka „kasowego”. No, ale zapewne z jakichś ważnych powodów na poczcie nie może być okienek uniwersalnych…
Przede mną stała pani, która chciała odebrać rentę dla swojej matki. Przyszła dlatego, bo listonosz nie doręczył renty osobiście. Nie doręczył dlatego, bo był to nowy listonosz, który w przeciwieństwie do starego nie wiedział, że starsza pani nie mieszka u siebie, tylko u córki w mieszkaniu obok i tam nie zapukał. Zamiast tego zostawił druczek z informacją, że należy się zgłosić do urzędu pocztowego – rzecz jasna nie tego obok miejsca zamieszkania obu pań, tylko głównego.
Tak więc córka rencistki przyjechała do centrum miasta na pocztę główną, z dwoma dowodami osobistymi – swoim i swojej matki. Niestety po odstaniu pół godziny w kolejce okazało się, że nie może ona odebrać dla niej renty, bo… adresy w dowodach osobistych są różne. To nic, że przyszła z oboma dowodami i że porównując je można zobaczyć, że imię matki w jednym zgadza się z imieniem właściciela w drugim. Dla urzędników pocztowych to nie wystarcza, bo zapewne ktoś może wykraść biednemu renciście dowód i wyłudzić pieniądze dla siebie. Co innego, gdyby był zameldowany pod tym samym adresem – wtedy byłoby to niemożliwe…
Skończyło się na tym, że urzędniczka po konsultacji z kimś zza kulis łaskawie przekazała natrętnej petentce, iż listonosz spróbuje jeszcze raz dostarczyć rentę osobiście, już pod właściwy adres. Ciekawe, czy tym razem się uda?
A tymczasem można przeczytać, że poczta zawaliła święta. Listy i paczki z prezentami nie podochodziły w terminie, bo pocztę „zaskoczył ruch”. Zupełnie jak ta zima, która co roku zaskakuje – państwowych jak poczta – drogowców…
28 grudnia, 2007 at 12:01
To ja tak gwoli sprawiedliwości: Już tydzień (nie licząc dni świątecznych) czekam, aż przyjdzie do mnie telefon komórkowy (transport przez prywatną firmę wysyłkową!!!), który żonie pod choinkę chciałem dać…
4 stycznia, 2008 at 13:41
eh, jest inPOST, i chociaz dziala poki co srednio mozna wysylac listy i paczki (dosyc male) taniej i szybciej. Niestety tylko do wiekszych miast.
Poczta polska to bastion PRLu, trzeba to omijac szerokim lukiem, nawet jesli wysylka firma prywatna niesie jakies male niedogodnosci. Dla zasady:)