Całkowita delegalizacja Ubera i BlaBlaCara?
Rząd przyjął projekt zmiany ustawy o transporcie drogowym oraz niektórych innych ustaw, mający uregulować działalność Ubera i podobnych mu firm w Polsce. Wprowadzono pojęcie „pośrednictwa przy przewozie osób” („działalność gospodarcza polegająca na przekazywaniu zleceń przewozu osób samochodem osobowym, pojazdem samochodowym przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu powyżej 7 i nie więcej niż 9 osób łącznie z kierowcą lub taksówką oraz:
a) zawieraniu umowy przewozu w imieniu klienta lub przedsiębiorcy
wykonującego przewóz osób lub
b) pobieraniu opłaty za przewóz osób, lub
c) umożliwianiu zawarcia umowy przewozu lub umożliwianiu uregulowania opłaty za przewóz osób
– samochodem osobowym, pojazdem samochodowym przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu powyżej 7 i nie więcej niż 9 osób łącznie z kierowcą lub taksówką za pośrednictwem dostarczonych lub udostępnionych do tych celów środków komunikacji elektronicznej, domen internetowych, aplikacji mobilnych, programów komputerowych, systemów teleinformatycznych lub innych środków przekazu informacji”), które będzie wymagało uzyskania licencji i spełnienia określonych wymogów (m. in. wpisu do polskiego CEIDG lub KRS, prowadzenia rejestru zleceń oraz obowiązku zlecania przewozu osób wyłącznie przedsiębiorcom posiadającym odpowiednią licencję). Wygląda więc na to, że kierowcy Ubera będą musieli prowadzić zarejestrowaną działalność gospodarczą, a Uber będzie musiał prowadzić działalność w Polsce przez polską spółkę-córkę. I nadal będzie można korzystać z usług Ubera.
Ale czy aby na pewno?
Bo oto projekt wprowadza do ustawy o transporcie drogowym artykuł 5e:
„Zabrania się prowadzenia pośrednictwa przy przewozie osób w przewozach okazjonalnych wykonywanych pojazdem samochodowym przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu nie więcej niż 7 osób łącznie z kierowcą”.
Zgodnie z definicją w ww. ustawie, „przewóz okazjonalny” to „przewóz osób, który nie stanowi przewozu regularnego, przewozu regularnego specjalnego albo przewozu wahadłowego”. Czyli wszelki przewóz osób, który nie jest przewozem osób w określonych odstępach czasu i określonymi trasami lub wielokrotnym przewozem zorganizowanych grup tam i z powrotem. Nie ma wyjątku wyłączającego spod tego pojęcia przewozy taksówką czy tym bardziej przewozy osób przez kierowców Ubera. (Choć w samej ustawie stosowane jest ono niekonsekwentnie, np. w art. 18, ust. 5 zdaje się ono być ono rozumiane jako coś różnego od przewozu taksówką).
Żeby nie było wątpliwości – samochód osobowy jest jak najbardziej pojazdem samochodowym przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu nie więcej niż 7 osób łącznie z kierowcą.
Tak więc wychodzi na to, że wszelkie pośrednictwo przy przewozach osób taksówkami lub o podobnym charakterze – nieregularnych – ma być po prostu zabronione. W tym Uber.
I nie tylko Uber, bo np. BlaBlaCar też można podciągnąć pod wyżej wymienioną definicję pośrednictwa przy przewozie osób. Bo przekazuje zlecenia przewozu i umożliwia zawarcie umowy przewozu samochodem osobowym, za pośrednictwem środków komunikacji elektronicznej. Kierowcy składają na ich stronie oferty przewozu i potencjalni pasażerowie mogą za pośrednictwem tej strony się z nimi skontaktować i zawrzeć umowę. To, że nie są to umowy o charakterze komercyjnym (od pasażera można żądać jedynie partycypacji w kosztach) nie ma tu znaczenia, bo sam BlaBlaCar prowadzi działalność gospodarczą i zarabia.
Tak, że nawet, jeśli zamiarem autorów projektu nie jest pełna delegalizacja Ubera i przewozy świadczone przez przedsiębiorców mających licencję na przewóz osób taksówką lub samochodem osobowym w trakcie prac w Sejmie wyjmie się spod pojęcia „przewozów okazjonalnych”, to nadal będzie groziła delegalizacja BlaBlaCara.
A przecież można prościej – znieść licencje na przewóz osób taksówką, samochodem osobowym i pojazdem samochodowym przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu 9 osób. I nie wprowadzać licencji na pośrednictwo.
No ale to nie jest w interesie urzędników ani taksówkarzy.