Nie jestem „woke”
Zdecydowanie nie jestem „woke”. Na 14 zadanych w badaniu Warsaw Enterprise Institute pytań „tak” odpowiedziałbym tylko na dwa: „Tranzycja płciowa (korekta płci) powinna być dostępna na życzenie” (dlatego, że każdy powinien mieć pełne prawo decydowania o swoim ciele i nikomu innemu nic do tego – z tym, że oczywiście nie oznacza to, że inni mają obowiązek takie życzenie spełnić czy finansować) oraz „Praca seksualna to praca jak każda inna i nie powinna być kryminalizowana” (z tego samego powodu).
Jedno z pytań uznałbym za niejednoznaczne: „Płeć to nie jest kwestia biologii, a przede wszystkim tego, kim czuje się dana osoba”. Bo o ile płeć w rozumieniu angielskiego „sex” jest kwestią biologii (choć nie zawsze biologia daje tu jednoznaczną odpowiedź), o tyle można tu brać pod uwagę jeszcze coś takiego, jak płeć kulturowa (zespół zachowań, norm i wartości przypisanych przez kulturę do każdej z płci – po angielsku „gender”). Ale „gender” danej osoby nie jest kwestią tylko tego, kim czuje się ta osoba (tu raczej można mówić o tożsamości płciowej), ale też tego, w jaki sposób jest ona postrzegana przez innych i w jaki sposób faktycznie funkcjonuje w społeczeństwie (owszem, zdarza się, że ktoś będąc biologicznie określonej płci jest społecznie postrzegany jako przedstawiciel innej płci, zdarza się to nawet w konserwatywnych społecznościach, ale nie jest tak zawsze), więc chcąc być precyzyjnym, nie wiedziałbym, jak odpowiedzieć na to pytanie.
Na pozostałe pytania odpowiedziałbym negatywnie (w przypadku pytania „Dziecko najlepiej wie, jakiej jest płci” odpowiedziałbym, że może ono wiedzieć, z jaką płcią się utożsamia oraz że ma prawo starać się, by funkcjonować jako przedstawiciel tej płci w społeczeństwie – ale to niekoniecznie jeszcze znaczy, że tej płci – nawet w rozumieniu „gender” – jest) lub – w przypadku pytania „LGBT to najbardziej prześladowana grupa społeczna w Polsce” – „nie wiem” (bo nie potrafię porównać tego z np. Cyganami czy imigrantami). W szczególności negatywnie odpowiedziałbym na pytania dotyczące cenzury „języka nienawiści” (bo uważam, że wolność słowa jest wyższą wartością), limitów konsumpcji, parytetów płci oraz wymogu udowadniania przez przedsiębiorców, że dbają o „sprawy społeczne”.
Z tego, co czytam, widzę jednak, że więcej respondentów popiera cenzurę i zmuszanie do udowadniania, że dba się o „sprawy społeczne” niż wolność decydowania o swoim ciele (co do niekryminalizowania pracy seksualnej – 39% „tak”, 34% „nie”, co do korekty płci na życzenie – po 38% „tak” i „nie”). Co ciekawe, więcej z nich gotowych jest przyznać, że płeć jest bardziej kwestią tego, kim się człowiek czuje (również w przypadku dzieci), niż zaakceptować tranzycję płciową na życzenie. Czyli niektórzy z nich gotowi są zaakceptować, że ktoś będący biologicznie np. kobietą jest „tak naprawdę” mężczyzną, ale nie chcą przyznać mu prawa do korekty swojego ciała na męskie…
Wygląda na to, że społeczeństwo polskie zdecydowanie nie jest „woke”, ale nie jest też szczególnie wolnościowe.