Kiedyś Tyrański, dzisiaj Obajtek
Pamiętam, że gdy po strajkach w 1980 r. od władzy odsunięto Edwarda Gierka, pokazowo rozprawiono się również z ówczesnym „Kurskim” – przewodniczącym Komitetu ds. Radia i Telewizji Maciejem Szczepańskim, a także z ówczesnym „Obajtkiem” – dyrektorem państwowego przedsiębiorstwa Minex Kazimierzem Tyrańskim. Udało się nawet ich dość szybko skazać za łapówki i defraudację państwowego mienia – Tyrańskiego jeszcze pod koniec 1980 roku na piętnaście lat więzienia (potem wyszedł na przepustkę ze względu na zły stan zdrowia, a w 1989 r. uciekł za granicę), Szczepańskiego w 1984 r. na osiem lat więzienia (po czterech latach został zwolniony ze względu na stan zdrowia).
Oczywiście pokazowe ściganie i skazanie gierkowskich prominentów nie było żadną reformą. Peerelowski system trwał nienaruszony jeszcze prawie dziesięć lat. Po prostu do władzy doszli inni ludzie.
Podobnie i dzisiaj, nawet jeżeli uda się udowodnić Danielowi Obajtkowi czy innym prominentom PiS jakieś przestępstwa – na przykład korupcję czy niegospodarność – i ich skazać, nie będzie to samo w sobie oznaczało żadnej realnej zmiany, poza zmianą ekipy „przy korycie”.
Taką realną zmianą byłaby likwidacja samych stanowisk zajmowanych przez tych prominentów – w konsekwencji zabrania rządowi kontroli nad przedsiębiorstwami. W spółdzielni czy spółce w pełni niepaństwowej to, czy prezes ma bogato urządzony gabinet, czy nawet to, że w wyniku jakiejś jego decyzji spółka poniosła straty jest problemem co najwyżej jej udziałowców, a nie wszystkich obywateli. I ci udziałowcy mają z reguły nad tym większą kontrolę niż obywatele.
Ale nikt się do tego nie kwapi. Bo każda władza potrzebuje swoich Tyrańskich i Szczepańskich, Obajtków i Kurskich.