Więcej pieniędzy – mniej sukcesów
Nie pamiętam tak słabego startu Polaków na igrzyskach olimpijskich, bo… nie mogę. Polska reprezentacja kończy igrzyska w Paryżu na najgorszym (42.) miejscu w stuletniej historii dotychczasowych startów (m. in. za toczącymi wojny Ukrainą i Izraelem, a także Gruzją, Azerbejdżanem, Bahrajnem, Algierią czy Hongkongiem, nie mówiąc o większości krajów europejskich) oraz z dorobkiem medalowym najgorszym od 68 lat.
Przed igrzyskami Nielsen’s Gracenote typował dla Polski 3 złote, 7 srebrnych i 7 brązowych medali, a włoski magazyn OA Sport 3 złote, 5 srebrnych i 6 brązowych. Wg Instytutu Sportu Polska miała statystyczne szanse na 13 medali. Rzeczywistość okazała się dużo gorsza, przede wszystkim z uwagi na tylko jeden złoty medal.
Najbardziej do tegorocznej klęski przyczynili się lekkoatleci, którzy z poprzednich igrzysk przywieźli 4 złote, 2 srebrne i 3 brązowe medale (najlepszy wynik w historii polskich startów), a tym razem zdobyli zaledwie jeden brązowy. Co ciekawe, akurat związek lekkoatletyczny zanotował w 2024 r. jeden z najwyższych wzrostów dofinansowania z ministerstwa sportu do zadań związanych z przygotowaniem zawodników kadry narodowej do udziału w igrzyskach olimpijskich oraz przygotowaniem i udziałem w mistrzostwach świata i Europy w sportach olimpijskich w porównaniu do poprzedniego roku olimpijskiego (2021 r.) – o prawie 67% (27,5 mln zł w 2024 r. w porównaniu do 16,5 mln zł w 2021 r.).
Ogólnie państwowe dofinansowanie do ww. zadań dla wszystkich związków sportowych w letnich dyscyplinach olimpijskich wzrosło od poprzednich igrzysk nominalnie o ok. 54% – na pewno powyżej inflacji, która wyniosła trochę ponad 30% – i wyniosło w 2024 r. ponad 170 mln zł. Efekt? Wyraźny regres.