Kukiz kupuje ustawy na mój koszt
Paweł Kukiz zawarł z rządzącą partią porozumienie programowe, w którym zobowiązał się popierać „Polski Ład” – czyli zmiany polegające na między innymi zwiększeniu obciążeń podatkowo-składkowych dla więcej zarabiających pracowników, drobnych przedsiębiorców i osób uzyskujących dochody w oparciu o umowy cywilnoprawne oraz świadczeniach w jeszcze większym stopniu dyskryminujących osoby samotne – w zamian za, jak to określił, „kluczowe zmiany ustrojowe, które naprowadzają Polskę na drogę ustroju w pełni demokratycznego”. Jakie to zmiany?
Ustawa o sędziach pokoju, antykorupcyjna i o dniu referendalnym.
Jeśli chodzi o tę pierwszą, to instytucja sędziów pokoju może, choć nie musi, usprawnić postępowania sądowe w drobnych sprawach. Aczkolwiek obawiam się, że w wersji PiS może ostatecznie oznaczać powrót do czegoś podobnego, jak kolegia do spraw wykroczeń w PRL – urzędników lub politycznych „mianowańców” z prawem do karania ludzi za np. uczestnictwo w zgromadzeniu uznanym przez policję za nielegalne albo otwarcie restauracji wbrew niekonstytucyjnemu rozporządzeniu wprowadzającemu sanitarny „lockdown”. Nawet jednak jeśli nie, to czy będzie to kluczowa zmiana ustrojowa zwiększająca demokrację? W ważnych sprawach, w tym dotyczących przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy władzy, wszak nadal rozstrzygać będą tradycyjne sądy, a oskarżenia w sprawach karnych będzie wnosić (lub odmawiać ich wniesienia) państwowa prokuratura.
Jeśli chodzi o drugą, to jej projekt już został wniesiony przez m. in. posłów PiS, a zmiany, które wprowadza, nie są zbyt duże – wprowadza zasadę niełączenia stanowisk posła, senatora, wójta czy burmistrza z zatrudnieniem w spółkach z udziałem Skarbu Państwa i samorządowych, rozszerza zakres przestępstw, za które można orzec pozbawienie praw publicznych, wprowadza obowiązek publikowania rejestrów umów przez podmioty publiczne oraz rejestrów wpłat i umów przez partie polityczne. Czy można uznać to za „kluczową zmianę ustrojową”? No i poza tym, skoro projekt został już wniesiony, czemu ma być to przedmiotem politycznego „dealu” między PiS a Pawłem Kukizem?
Jeśli chodzi o trzecią, to bez wprowadzenia zasady, że wynik referendum jest wiążący bez względu na frekwencję, jakiekolwiek „dnie referendalne” będą w praktyce fikcją, nawet jeśli zebranie odpowiedniej liczby podpisów poparcia (np. miliona) powodowałoby, że (jak od dawna chciał Paweł Kukiz) dana sprawa byłaby poddawana pod referendum obowiązkowo. Bo do tej pory tylko raz – w przypadku referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, które trwało dwa dni – przekroczono wymagany obecnie próg 50% uprawnionych do głosowania. Czy ustawa o „dniu referendalnym” ma to przewidywać?
Nawet, jeśli tak (byłaby to zmiana w największym stopniu „kluczowa ustrojowa” z wymienionych), to wolałbym nie płacić za to zwiększonymi w moim przypadku podatkami, za które jako osoba bezdzietna praktycznie nic nie dostanę. Jeśli głos Pawła Kukiza ma zadecydować o tym, że w najbliższych latach zarobię „na rękę” mniej w zamian za to, że raz na jakiś czas będę mógł oddać – jako jeden z wielu milionów głosujących – głos w referendum w jakiejś sprawie, pod którą ktoś zebrał milion podpisów, a w przypadku popełnienia drobnego przestępstwa lub wykroczenia mieć możliwość stanięcia przed sędzią pokoju (nawet pochodzącym z wyboru), zamiast przed „tradycyjnym”, to jest to zbyt wysoka cena.
Ale Paweł Kukiz już uznał, że mam zapłacić.