Równość płci dwojako rozumiana

Te postulaty Parady Równości są wzajemnie sprzeczne. Jeśli zatrudniać i wynagradzać ma się w zależności od wykonywanej pracy i kompetencji, a nie płci, to nie może być parytetu płci w gremiach kierowniczych, strukturach politycznych ani w mediach. Bo parytet płci oznacza, że zatrudnienie na danym stanowisku – np. członka zarządu, ministra czy dziennikarza – jest właśnie w jakimś stopniu zależne od płci. Jeżeli np. gazeta zatrudnia dwudziestu dziennikarzy, z których piętnastu jest kobietami, a pięciu mężczyznami i wchodzi w życie prawo narzucające w mediach parytet płci po połowie, to trzeba albo dziesięć kobiet zwolnić bez względu na ich kompetencje i wykonywaną przez nie pracę, albo zatrudnić dziesięciu dodatkowych mężczyzn – choćby zgłaszały się bardziej kompetentne kandydatki, albo zrobić coś pośredniego, kierując się kryterium płci (np. zwolnić osiem kobiet i zatrudnić dwóch mężczyzn). To samo z zarządem spółki, sekretarzami stanu w ministerstwie czy Radą Ministrów.
Albo jedno, albo drugie. Albo równość płci polega na niekierowaniu się kryterium płci przy zatrudnianiu konkretnej osoby – czyli niedyskryminowaniu jej ze względu na płeć – albo na kierowaniu się tym kryterium w imię wyrównywania liczebności przedstawicieli obu płci (a może i osób niebinarnych) w jakichś grupach i tym samym dyskryminowaniu w pewnych sytuacjach indywidualnych osób ze względu na płeć. Nie da się mieć jednocześnie równości płci w obu znaczeniach.
Przy czym, żeby była jasność: jestem przeciwnikiem parytetów i zwolennikiem niedyskryminowania ze względu na płeć przy zatrudnianiu i wynagradzaniu, ale jeszcze bardziej jestem przeciwny temu, by było to narzucane prawnie – czyli państwowym przymusem – prywatnym podmiotom. Prywatny właściciel (czy to klasyczny kapitalista, czy spółka z rozproszonym akcjonariatem, czy spółka pracownicza, stowarzyszenie lub spółdzielnia) powinien móc w swoim przedsiębiorstwie stosować dowolne kryteria zatrudniania, w tym takie, które naruszają równość płci w obu podanych wyżej znaczeniach. Obojętnie, czy są one kaprysem wynikającym z uprzedzeń – w tym przypadku preferowanie kryterium płci kosztem kompetencji może przynieść zatrudniającemu finansowe straty – czy też ktoś uważa, że w danym przypadku właśnie płeć jest dowodem kompetencji lub kompetencją samą w sobie (np. nie chcąc zatrudniać mężczyzn jako modeli do reklamowania damskich kosmetyków lub odzieży). Bo to jego pieniądze, jego biznes i jego ryzyko. Co nie znaczy, że takie postępowanie nie może być przedmiotem krytyki czy protestów.

Dodaj odpowiedź

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.