Państwowy deweloper na kościelnych gruntach, czyli fantastyka mieszkaniowa
Dziennikarka „Krytyki Politycznej” Paulina Januszewska jakiś czas temu wyobraziła sobie, że gdyby w Polsce zniknął katolicyzm, to „państwowy deweloper” budowałby mieszkania na gruntach należących obecnie do Kościoła, czyli na około 160 tys. hektarów. I to rozwiązałoby problem mieszkalnictwa.
Chciałbym w tym miejscu zauważyć, że Skarb Państwa dysponował na koniec 2021 r. ponad 1,5 mln hektarów gruntów innych niż leśne, zadrzewione, komunikacyjne i pod wodami. Czyli około dziesięciokrotnie większą ich powierzchnią, niż ma w Polsce Kościół. Przypuszczam, że do dzisiaj niewiele się pod tym względem zmieniło. A państwowy deweloper – Polskie Domy Drewniane S.A. – powstał w 2018 r. i (jak niedawno pisałem) do połowy 2022 r. wybudował 31 mieszkań z planowanych 11 tysięcy.
Tak, że zwiększenie stanu posiadania gruntów przez państwo o 10% prawdopodobnie niewiele tu by zmieniło.
Nie bronię tu Kościoła, który nie powinien być finansowany z pieniędzy podatników ani korzystać z przywilejów w zakresie reprywatyzacji, której odmówiono zwykłym ludziom (zwłaszcza, że akurat w jego przypadku słuszność reprywatyzacji jest dodatkowo wątpliwa, bo jego przedwojenna własność miała w dużej mierze pochodzenie polityczne). Ale wyobrażanie sobie, że gdyby kościelna ziemia należała do państwa, rozwiązałoby to (wraz z państwowym deweloperem) problem braku mieszkań w Polsce, to fantastyka.