Protest uprzywilejowanych
Jeszcze a propos żądań rolników i popierających ich polityków z Konfederacji oraz innych „wolnościowców”, dotyczących zamknięcia polskiego rynku dla produktów rolnych spoza Unii Europejskiej, zwłaszcza z Ukrainy.
Być może unijne regulacje osłabiają konkurencyjność polskiego rolnika w stosunku do producentów spoza UE, ale w porównaniu z wszystkimi innymi polskimi przedsiębiorcami, rolnicy są wyjątkowo uprzywilejowani.
Rolnik płaci niski podatek rolny, nie płaci natomiast podatku dochodowego ani podatku od nieruchomości od swojego gospodarstwa (gruntów rolnych i budynków służących wyłącznie działalności rolniczej).
Rolnik płaci niskie składki na KRUS, nie musi natomiast płacić wysokich składek na ZUS.
Dodatkowo rolnik ma zwrot akcyzy za paliwo oraz ulgi w podatku od środków transportu.
Plus płatności bezpośrednie w ramach Planu Strategicznego dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023-2027.
Plus jest uprzywilejowany, jeśli chodzi o obrót ziemią rolną (która z tego powodu jest tańsza, bo państwo sztucznie obniża na nią popyt, ograniczając możliwości jej nabycia nie-rolnikom), co w praktyce wyklucza także potencjalną wewnętrzną konkurencję ze strony podmiotów innych niż rolnicy indywidualni posiadający do 300 hektarów użytków rolnych.
Może też wybudować dom na działce rolnej bez konieczności jej odrolniania, korzystając z przywilejów zabudowy siedliskowej – czyli może zrobić to taniej, niż nie-rolnik.
Dlatego domaganie się dodatkowej interwencji państwa w postaci zamknięcia granic dla produktów konkurentów spoza Unii w sytuacji, gdy ma się tyle przywilejów zakrawa już, delikatnie mówiąc, na bezczelność.
A to, że państwo w jakiś sposób pogarsza (załóżmy, że tak jest) sytuację polskiego rolnika w stosunku do rolnika z np. Ukrainy nie uzasadnia tego, że powinno ono „dla wyrównania szans” ograniczyć import żywności. Bo interesy rolników nie są ważniejsze od interesów konsumentów i innych przedsiębiorców. Równość szans polskiego rolnika nie usprawiedliwia ograniczenia praw polskiego konsumenta (którego pozbawia się dostępu do tańszej żywności), polskiego przetwórcy żywności (którego pozbawia się dostępu do tańszych produktów), polskiego importera żywności, polskiego eksportera żywności (który może ucierpieć wskutek odwetowych działań strony ukraińskiej), polskiego importera i eksportera innych produktów (j. w. – rozważane jest już całkowite zamknięcie granicy dla wymiany handlowej z Ukrainą w przypadku braku porozumienia, a saldo tej wymiany w 2023 r. wynosiło +31 mld zł dla Polski). O konsumencie, rolniku i przedsiębiorcy z Ukrainy czy innego pozaunijnego kraju już nie mówiąc. Jeśli stoimy na gruncie poszanowania wolności i własności, to polski rolnik ma prawo domagać się zniesienia regulacji ograniczających jego konkurencyjność, ale nie wprowadzania dodatkowych regulacji godzących w swobodę gospodarczą innych. A tym bardziej nie ma prawa sam ograniczać innym tej swobody przez blokady.
Dodatkowym aspektem w przypadku Ukrainy jest to, że ograniczanie wymiany handlowej uderza w dochody Ukraińców i państwa ukraińskiego toczących wojnę obronną z rosyjskim agresorem. Mają mniej pieniędzy, by tę wojnę toczyć. Dodatkowo, wprowadzenie embarga na żywność tylko z Ukrainy (a nie z Rosji i Białorusi) może doprowadzić do tego, że ukraińska żywność na polskim rynku zostanie zastąpiona rosyjską, a więc to, co straci Ukraina, zyska Rosja. A osłabianie Ukrainy i wzmacnianie Rosji zagraża bezpieczeństwu i wolności nie tylko Ukraińców, ale potencjalnie również Polaków.
W zakresie, w jakim polscy rolnicy domagają się ograniczenia importu produktów konkurencji, ich postulaty są antywolnościowe i każdy uważający się za „wolnościowca” powinien się im sprzeciwić. Powinien się sprzeciwić również blokowaniu granicy. Natomiast powinien poprzeć postulaty dotyczące odejścia od zapisów „Zielonego Ładu” – zaznaczając równocześnie, że powinno się odejść od unijnych dopłat do rolnictwa w całej Unii.
A inne przywileje rolników? Powinny zostać co najmniej rozszerzone na wszystkich i tym samym przestać być przywilejami.