Agresorzy i ludność cywilna
Tak się zastanawiam, co by było, gdyby „JedenNewsDziennie.pl” ukazywał się w czasach II wojny światowej, na przykład w Wielkiej Brytanii, albo USA, gdzieś na początku 1945 roku. Czy pisanoby coś takiego:
„Nie może być tak, że walka z nazistami usprawiedliwia wszystko”.
„Nawet jeśli alianci przedstawią dowody na to, że gdzieś w pobliżu klasztoru, na przykład na Monte Cassino, są stanowiska niemieckiej armii, to też nie oznacza, że można swobodnie taki klasztor zbombardować”.
„Według danych niemieckich do 1943 roku w bombardowaniach alianckich zginęło ponad 100 tysięcy Niemców, a ze źródeł zbliżonych do amerykańskiej armii, która niedawno powołała zespół do oszacowania ich skutków, dochodzą informacje, że dotąd mogło zginąć ich już ponad 300 tysięcy. Setki tysięcy Niemców giną w miarę zdobywania terytoriów niemieckich na wschodzie. Nie można być oburzonym zbrodniami nazistowskimi i jednocześnie milczeć na temat tego, co dzieje się obecnie w niemieckich miastach”.
Oczywiście tak naprawdę nic takiego by nie napisano, nawet gdyby wówczas mogło się coś takiego ukazywać i gdyby dziennikarze mieli wtedy dostęp do wszystkich danych. Bo wtedy doskonale zdawano sobie sprawę, że w warunkach współczesnej wojny, w której zaciera się granica pomiędzy obszarami cywilnymi a wojskowymi, nie da się jej skutecznie prowadzić tak, by za wszelką cenę oszczędzać ludność cywilną. Zdawano sobie sprawę, że aby można było pokonać agresorów, jakimi były Rzesza Wielkoniemiecka i Cesarstwo Wielkiej Japonii, musi zginąć jakaś – nawet duża – liczna ludności cywilnej na terenach wroga. Część dlatego, że nie da się tych ofiar uniknąć przy zdobywaniu i niszczeniu celów wojskowych, część w wyniku kalkulacji pokazujących, że cele wojskowe będzie można osiągnąć łatwiej poświęcając cywilów, część w wyniku błędnych decyzji, a część w wyniku zbrodniczych działań poszczególnych żołnierzy i dowódców chcących na przykład zemścić się na wrogu.
Zapewne byli tacy, co kwestionowali (jak to się kwestionuje i dzisiaj) np. bombardowanie Drezna (ok. 25000 ofiar cywilnych), nieliczenie się ze stratami ludności cywilnej przy zdobywaniu Wrocławia zmienionego przez Niemców w twierdzę (ok. 80000 ofiar cywilnych plus około drugie tyle podczas przymusowej ewakuacji miasta) czy zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Może byli tacy, co kwestionowali sens bombardowania klasztoru na Monte Cassino (ok. 300 ofiar cywilnych wśród uciekinierów kryjących się w piwnicach) czy bombardowania Poznania w Wielkanoc oraz Zielone Świątki 1944 r. (ok. 120 ofiar cywilnych, w tym ponad 70 Polaków, zniszczenie szeregu budynków mieszkalnych i kościoła). Ale raczej wszyscy po stronie alianckiej byli zgodni co do tego, że agresorów należy całkowicie pokonać, a nie dążyć z nimi do porozumienia i wstrzymywać działania wojenne na terenie wroga.
W przypadku wojny Izraela z Gazą kwestionuje się natomiast sam sens prowadzenia działań wojennych przeciwko agresorowi z uwagi na wysokie straty wśród ludności cywilnej Gazy (tak przy okazji, skąd wiadomo, ilu z tych 30000 zabitych Palestyńczyków nie było faktycznie żołnierzami Hamasu czy innymi terrorystami? Przecież oni mogą wyglądać jak cywile, a wg danych armii izraelskiej z lutego br. zabito ok. 10 tysięcy terrorystów), kwestionuje się też ataki na obiekty cywilne mimo wielu już uzyskanych dowodów, że są one wykorzystywane do celów wojskowych, jako magazyny broni lub kryjówki wroga, lub do maskowania takich celów. (Taktyka używania obiektów cywilnych dla celów militarnych jest charakterystyczna dla Hamasu, ale nie jest niczym specjalnie nowym – już podczas I wojny światowej używano np. wież kościelnych w celach obserwacyjnych i z tego powodu często były one ostrzeliwane i niszczone). Cały czas wzywa się do zaprzestania tych działań, oskarżając nawet Izrael o celowe ludobójstwo i czystki etniczne – mimo tego, iż to Hamas rozpoczął wojnę (faktycznie kolejny akt wojny przeciwko Żydom wywołanej przez przywódców arabskich jeszcze przed powstaniem państwa izraelskiego) atakiem mającym wszelkie znamiona ludobójstwa (celowe mordowanie ludności cywilnej z uwagi na jej pochodzenie, choć wśród zabitych znaleźli się nie tylko Żydzi), i to na terenach rządzonych przez Hamas (oraz Autonomię Palestyńską) nie ma ludności żydowskiej, w przeciwieństwie do Izraela, w którym mieszka ok. 2 milionów Arabów, w większości z obywatelstwem.
To, co się dzieje w Gazie, JEST tragedią. Tak samo, jak tragedią było to, co działo się we Wrocławiu, Dreźnie, Berlinie i innych miastach zdobywanych czy bombardowanych przez aliantów podczas II wojny światowej. Prawdopodobnie może dochodzić tam – jak na każdej wojnie – również do wydarzeń będących zbrodniami wojennymi, choć wątpliwe, by takie zbrodnie były celowo planowane przez izraelskie dowództwo – jeśli okaże się, że tak jest, jak najbardziej słuszne będzie domaganie się, by winni ponieśli karę.
Tylko co w związku z tym? Co Izrael ma zrobić z agresorem, który kryje się wśród cywilów na gęsto zaludnionym obszarze i wykorzystuje cywilną infrastrukturę? Zaprzestać działań wojennych i się wycofać, spełniając jednocześnie wszelkie żądania Hamasu w zamian za oddanie pozostałych zakładników? Czyli tak naprawdę się poddać, ustępując agresorowi? Z bardzo dużym prawdopodobieństwem coś takiego tylko ośmieli terrorystów, którzy nie liczą się z życiem „swoich” ludzi (gdyby się liczyli, to zapewnialiby im schronienie w sieci tuneli pod Gazą, a przede wszystkim nie rozpoczynaliby wojny dobrze wiedząc, jaka będzie reakcja przeciwnika) i za jakiś czas będzie grozić atak podobny do tego, który nastąpił 7 października 2023 roku. Przez kilkanaście lat Izrael próbował taktyki faktycznego tolerowania agresora, ograniczając się do zestrzeliwania rakiet Hamasu masowo atakujących izraelskie obiekty cywilne i krótkich odwetowych akcji zbrojnych kończących się szybkim zawieszeniem broni. Nierzadko ustępował, uwalniając na przykład wielu terrorystów za jednego porwanego żołnierza. Od wycofania się z Gazy w 2005 r. – Palestyńczycy zyskali wtedy faktycznie niepodległe państwo, choć małe – nigdy nie atakował pierwszy. To wszystko doprowadziło w końcu w zeszłym roku do największego aktu agresji, w którym zginęło ponad 1000 Izraelczyków (w ogromnej większości przypadkowych cywilów), a wielu innych zostało porwanych.
Co Izrael ma zrobić z wrogiem, który atakuje uporczywie od wielu lat, coraz mocniej, i który wprost deklaruje, że jego celem jest zniszczenie Izraela i ustanowienie muzułmańskiej władzy w całej Palestynie?
W II wojnie światowej agresorów zniszczono, kosztem ogromnych strat również wśród cywilów. Wtedy zapanował – przynajmniej w ich przypadku – pokój.