Ekościemnianie
Komisja Europejska planuje wprowadzić karne cła na samochody elektryczne sprowadzane z Chin i to z mocą wsteczną – tymczasowa decyzja o nałożeniu ceł może zostać podjęta w lipcu, a ostateczna w listopadzie, ale będą dotyczyć samochodów, które trafiły na unijny rynek już od dzisiaj.
Bo Chiny ponoć (jest to prawdopodobne) subsydiują produkcję takich samochodów i narusza to zasady konkurencji. Tak jakby Unia też nie subsydiowała w różnych przypadkach produkcji różnych dóbr, w tym właśnie samochodów elektrycznych – na przykład Krajowy Plan Odbudowy dla Polski zawiera, póki co, dofinansowanie do Funduszu Elektromobilności, z którego ma być finansowana produkcja samochodu Izera.
Ten krok Komisji Europejskiej pokazuje doskonale, że w tym całym promowaniu „elektryków” i zakazie sprzedaży samochodów spalinowych po 2035 r. nie chodzi o żadną ekologię, ratowanie klimatu czy czystsze powietrze. Bo gdyby naprawdę o to chodziło, to unijnym urzędnikom powinno zależeć na tym, by jak najwięcej mieszkańców Unii już teraz jeździło elektrycznymi samochodami, które według nich są bardziej przyjazne dla środowiska. Obojętnie, gdzie wyprodukowanymi.
Chodzi po prostu o interesy europejskich korporacji produkujących samochody elektryczne lub przymierzających się do ich produkcji, a póki co produkujących jeszcze auta spalinowe. Jeśli one są zagrożone, to zarówno ekologia, jak i interes konsumenta chcącego kupić tańszy samochód musi ustąpić.
Ekologia to w tym przypadku tylko mydlenie oczu.
Dlatego zakaz produkcji samochodów spalinowych wraz z innymi argumentowanymi ekologią i ratowaniem klimatu regulacjami powinien trafić do kosza. A mieszkańcom Unii powinno się pozwolić kupować tańsze samochody z importu – z dużym prawdopodobieństwem szybciej zmniejszy to ilość spalin na ulicach niż unijne rozporządzenia.