Wojna w Gazie a libertarianizm
Dla tych, którzy nie potrafią zrozumieć, jak mogę popierać wojnę toczoną obecnie w Gazie przez Izrael z libertarianizmem:
Sednem libertarianizmu jest prawo do obrony. Bez prawa do obrony wolność dysponowania sobą i swoją własnością jest tylko pustą deklaracją. Wolność, której nie można bronić, nie istnieje.
Prawo do obrony nie może być ograniczane warunkiem, że obrona nie może wyrządzić szkody czy naruszyć praw innych (poza agresorem) ludzi. Pozornie taki warunek wydaje się logiczny, bo jeżeli narusza się pierwszemu prawa innych ludzi – w szczególności ich prawo do życia – to mamy do czynienia z kolejną agresją. Jednak postawienie takiego warunku oznacza w praktyce, że obrona przed wieloma agresorami – zwłaszcza rządami i organizacjami terrorystycznymi – umiejętnie kryjącymi się wśród osób postronnych (będących faktycznie ich zakładnikami) będzie nieskuteczna lub wręcz niemożliwa. Jeżeli członkowie organizacji agresora, ich sprzęt i broń rozlokowane są w bliskości ludności cywilnej, uniknięcie postronnych ofiar jest praktycznie niemożliwe, przynajmniej na obecnym etapie rozwoju technologicznego. Tych ofiar będzie tym więcej, im gęściej zaludniony będzie obszar, na którym przebywają agresorzy. Dlatego w wojnach miejskich liczba ofiar cywilnych zwykle wielokrotnie przewyższa liczbę zabitych walczących. Gaza jest tu skrajnym przypadkiem, gdyż jest nie tylko gęsto zaludniona, ale i agresorzy celowo lokują się wprost w budynkach cywilnych i mieszają z cywilami (jakkolwiek liczba ofiar cywilnych mieści się tam w „normie” dla wojen miejskich).
Kierowanie się etyką zabraniającą naruszania praw innych ludzi podczas działań obronnych oznacza w rzeczywistości akceptację agresji w przypadku, gdy agresor skutecznie chroni się wśród niewinnych ludzi. Dlatego uważam, że taka etyka jest sprzeczna z libertarianizmem i ją odrzucam.
To nie znaczy, że uważam, że np. zabijanie ludności cywilnej podczas wojny nie jest złem. Jest złem, ale (zasadniczo, pomijając ewidentne celowe ataki na cywilów nie mające nic wspólnego z obroną przed agresją, a wynikające np. z kolektywnie skierowanej nienawiści wobec przedstawicieli narodu agresora) odpowiedzialny za nie jest agresor, a nie ten, który się broni.
Prawo do obrony nie może być również ograniczane warunkiem, że obrona jest dozwolona jedynie do momentu zaprzestania agresji przez agresora. Obrona ma na celu uniknięcie zagrożenia – bez osiągnięcia tego celu nie można mówić o skutecznej obronie. Agresor, nawet jeżeli zaprzestanie chwilowo agresji, nadal może pozostawać zagrożeniem. Ocena tego powinna być pozostawiona napadniętemu i jeżeli uzna on, że jedynym skutecznym usunięciem zagrożenia jest całkowite zniszczenie agresora (tak, jak podczas II wojny światowej uczyniono z nazistowskim państwem niemieckim), powinien mieć on do tego prawo.
W wojnie w Gazie jednoznacznym agresorem jest Hamas, rządzący Gazą. Inaczej mówiąc, rząd Gazy. Do agresji doszło 7 października 2023 roku, kiedy to bojownicy Hamasu i wspierających go organizacji militarnych (a także prawdopodobnie pewna liczba ochotników z Gazy) zaatakowali nie tylko cele militarne w Izraelu, ale przede wszystkim ludność cywilną. Zabito ponad 1000 osób (w większości w ich domach i na festiwalu muzycznym), wzięto zakładników, wystrzelono kilka tysięcy rakiet (bynajmniej nie na cele wojskowe). Nie był to zresztą pierwszy przypadek agresji ze strony Gazy przeciwko Izraelowi od chwili uzyskania przez Gazę faktycznej niepodległości w 2005 roku.
Agresji tej nie można interpretować, jak to niektórzy próbują robić, jako obronę w ramach dłuższego konfliktu (np. „walkę z okupantem”). Ów dłuższy konflikt nie zaczął się, jak sugeruje to np. Lewica Razem, od powstania państwa Izrael i wypędzenia z jego terenów setek tysięcy Palestyńczyków. Zaczął się wcześniej, co najmniej w 1947 roku, kiedy to Palestyńczycy jako pierwsi napadli na Żydów w Mandacie Palestyny, wywołując wojnę domową, po odrzuceniu przez ich przywódców propozycji podziału regionu sformułowanej przez ONZ. Następnie – po ogłoszeniu przez liderów żydowskich niepodległości Izraela – zostali zbrojnie wsparci przez armie kilku państw arabskich. Wypędzenie („Nakba”) było jedynie konsekwencją przegrania przez nich wojny, którą sami zaczęli. Potem konsekwentnie odmawiali zawarcia pokoju.
Korzeni konfliktu można szukać oczywiście jeszcze wcześniej i tu też stroną inicjującą agresję byli palestyńscy Arabowie (później nazwani Palestyńczykami). Żydzi stworzyli w Palestynie organizację samoobrony – Haganę (zaczątek późniejszych Sił Obronnych Izraela) – w 1920 roku, po serii ataków bojówek arabskich na Żydów, skutkujących ofiarami śmiertelnymi i zniszczeniem całych osad. Kolejna seria agresji na palestyńskich Żydów nastąpiła w 1936 roku, w trakcie tzw. arabskiego powstania w Palestynie.
Dlatego Izrael ma prawo do obrony „swojej” ludności przed zagrożeniem ze strony agresora – Hamasu. Aż do całkowitego jego zniszczenia – racjonalnym jest w tym przypadku przypuszczać, że zawarcie rozejmu może oznaczać kolejny atak za kilka lat – lub przynajmniej do wypuszczenia przez Hamas pozostałych zakładników. Zabijanie palestyńskich cywili w Gazie jest złem, ale odpowiedzialność za to (pomijając, być może, konkretne przypadki nieuzasadnionych militarnie celowych ataków na cywilów dokonywanych przez poszczególnych żołnierzy, które mogą się zdarzać) obciąża Hamas.