Wszystkie lekcje do wyboru!

W ostatnich dniach nasiliła się debata publiczna dotycząca tego, czy zapisywać dzieci na lekcje edukacji zdrowotnej. Wziął w niej udział m.in. Prezydent RP.
Podobna debata od dawna jest toczona, jeżeli chodzi o lekcje religii.
I bardzo dobrze – to, na jakie lekcje zapisywać dzieci, powinno być przedmiotem debaty, a nie odgórnego nakazu.
Szkoda tylko, że debata dotyczy tu tylko tych dwóch przedmiotów, a w przypadku innych urzędnicy nadal „wiedzą lepiej”.
Podobno byłem utalentowanym dzieckiem, poszedłem do szkoły mając niecałe sześć lat, a potem na drugie półrocze przeniesiono mnie od razu do drugiej klasy.
Ale nie byłem utalentowany we wszystkim. Byłem kiepski z wychowania plastycznego, zajęć praktyczno-technicznych (obejmujących wówczas głównie stolarkę) i przede wszystkim wychowania fizycznego. Nie najlepiej też śpiewałem.
Ale musiałem marnować czas na tych lekcjach, a oceny z nich zaniżały mi średnią. Która wówczas, nawiasem mówiąc, decydowała o dostaniu się do liceum zamiast szkoły zawodowej.
I oczywiście nic się na tych lekcjach nie nauczyłem. Nie zostałem sportowcem, muzykiem, malarzem ani majsterkowiczem. To był czas stracony. A w dodatku pod koniec szkoły miałem silny stres, że nie dostanę się do szkoły średniej – na szczęście akurat wtedy wprowadzono egzaminy wstępne.
Prawdę mówiąc, wiele innych lekcji też mi się niespecjalnie przydało. na przykład język polski – mimo, że już jako dzieciak lubiłem czytać książki i dużo czytałem, to akurat czytanie szkolnych lektur było często dla mnie udręką. I wielu z nich nie pamiętam. A posługiwać się językiem nauczyłem się niezależnie od tych lekcji – i wiedza o podmiotach, orzeczeniach, przydawkach oraz regułach ortografii okazała się tu niepotrzebna. Piszę zasadniczo ortograficznie, bo po prostu pamiętam, jak wyglądają słowa (wynik częstego czytania), a nie dlatego, że mam wkute regułki.
Różni ludzie mają talenty i predyspozycje w różnych dziedzinach i zmuszanie ich do zajmowania się tym, do czego ich nie mają – zamiast np. poszerzenia czasu zajmowania się tym, w czym są uzdolnieni i co lubią – jest marnowaniem ich czasu i zniechęcaniem do nauki jako takiej. Dlaczego młody człowiek przejawiający talent w przedmiotach ścisłych musi męczyć się na języku polskim, historii, plastyce, muzyce? Dlaczego ktoś, kto jest słaby fizycznie i niezgrabny musi ośmieszać się na lekcjach WF? A ktoś przejawiający talent muzyczny wkuwać wielomiany i funkcje?
A jeżeli w możliwości rezygnacji z nauki religii czy edukacji zdrowotnej chodzi o kwestię sumienia – to czemu np. anarchista musi posyłać dziecko na edukację obywatelską?
Dlaczego w ogóle szkoły nie mogą proponować oferty przedmiotów niezawierających tych z podstawy programowej?
Skoro religia, etyka, edukacja zdrowotna mogą być nieobowiązkowe i ludzie mogą debatować, czy są dobre, czy nie dla ich dzieci – to czemu nie inne?

Dodaj odpowiedź

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.