Faszyzm i echa bardzo niedawnej przeszłości…
Kilka dni temu na konserwatywno-liberalnych portalach (eczas.net, kapitalizm.org) pojawił się apel działacza UPR z Krakowa Radzisława Franczaka o wsparcie jego i jego kolegów w zakłóceniu „turbo-lewackiego spędu”, jak nazwał on debatę „Faszyzm – echa przeszłości” organizowaną w minioną sobotę przez Zielonych 2004. Chodziło o to, by „wygarnąć nieszanownym organizatorom w twarz lewackie kłamstwa o wszechobecnym „faszyzmie”” i „kompletnie rozstroić tę „naukową” konferencję”.
Jak rozumiem, dla p. Franczaka dopatrywanie się w otaczającym nas współcześnie świecie śladów faszyzmu to lewackie kłamstwa. Trochę to dziwne, zważywszy, że nawet tak prominentna osoba w UPR jak Janusz Korwin-Mikke wielokrotnie zwracała uwagę na faszystowskie zagrożenie:
„Polska nie jest jeszcze krajem socjalistycznym, ani nawet faszystowskim – ale wyraźnie zmierza w tym kierunku”.
„Przeżyliśmy już Hitlera, Stalina – to przeżyjemy i p. Pöteringa z Jego euro-faszyzmem”.
„Kto wie lepiej, co jest dla mnie dobre: ja – czy ta banda faszystów u steru w Warszawie i Brukseli?”.
„Rządzący w Brukseli faszyści (…) chcą wszystko ujednolicać”.
No ale może chodziło o to, że zdaniem p. Franczaka i jego kolegów organizujący debatę „lewacy” dopatrują się tych śladów nie tam, gdzie powinni – na przykład zastanawiając się, czy „współczesną odmianą faszyzmu” nie jest dyskryminacja kobiet?
Jak bowiem można zauważyć, różnica zdań na temat tego, co jest cechą charakterystyczną faszyzmu wydaje się być jedną z zasadniczych różnic dzielących liberalno-konserwatywną prawicę od szeroko rozumianej lewicy. O ile dla tej pierwszej faszyzm polega na etatyzmie gospodarczym czy decydowaniu przez państwowych urzędników o tym, co człowiek może jeść, pić i palić, o tyle dla lewicowców wyznacznikiem faszyzmu jest „tłumienie różnorodności” i dyskryminacja „mniejszości” – nie tylko mniejszości narodowych, ale wszelkich grup uznanych za „mniejszościowe” (czyli słabsze, choćby nawet stanowiły większość społeczeństwa) – np. kobiet, homoseksualistów, niepełnosprawnych…
Tak naprawdę, oczywiście, jedni i drudzy przypominają ślepców z bajki o słoniu – „każdy ma rację swą jak inni, lecz wspólnie jej nie mają”. Może prawicowcy są nieco bliżej prawdy, bo to etatyzm napędza w końcu nienawiść do grup „mniejszościowych” (która w innym przypadku zdarzałaby się wprawdzie w społeczeństwie, ale nie nabierała wymiaru politycznego) i jest źródłem „tłumienia różnorodności”. Jak zwracał uwagę Stefan Blankertz, „każde etatystyczne rządy opierają się na tworzeniu kozłów ofiarnych obwinianych za niepowodzenia mające faktycznie swój początek w administracji. (…) Z powodu ogromnych, niemożliwych do dotrzymania obietnic czynionych przy formowaniu faszystowskiej koalicji, państwo ciągle musi kogoś obwiniać o swoje niepowodzenia”. Z drugiej strony, lekceważenie tego, co lewica nazywa „dyskryminacją” i „tłumieniem różnorodności”, a co w swej istocie jest po prostu ograniczaniem swobód pewnym grupom (czy takie ograniczanie swobód obecnie zachodzi, to odrębna kwestia) utrudnia przeciwstawianie się etatyzmowi. „Oddzielenie wolności gospodarczej od swobód obywatelskich wywołuje wrażenie, że liberalizm nie ma nic wspólnego z codziennym i uczuciowym życiem wspólnoty. (…) Rzekoma ochrona praw własności w kraju, gdzie Żydzi, homoseksualiści, nonkonformiści i wszyscy krytycy rządu są nękani, więzieni i mordowani, jest nic nie warta. Prawa własności nie oparte na fundamentalnej zasadzie samoposiadania, to jest samostanowienia jednostki, nie mogą być uznawane za rzeczywiste prawa własności” – konkludował Blankertz.
Rzecz jasna, p. Franczak ma prawo uważać, że wszystko, co może być mówione na debatach organizowanych przez Zielonych to „kłamstwa” – podobnie, jak różni lewacy mają prawo uważać, że eczas.net to strona „faszolska”. Jednak przypuszczanie, że uda się przekonać oponentów do swoich poglądów lub też spopularyzować te ostatnie w społeczeństwie zakłócając i „rozstrajając” debatę – a nie przedstawiając swoje racje i próbując podjąć rzeczowy dialog – jest, mówiąc wprost, głupotą. Przerażeni organizatorzy uznali zapowiedź takiego działania za groźbę i wezwali do ochrony policję. Jak twierdzą, mimo to na salę, gdzie odbywała się dyskusja, zdołało wejść kilkanaście osób, które zachowywały się „agresywnie”. Nie doszło do agresji fizycznej (jak zrozumiałem), tym niemniej organizatorzy „rozważają złożenie doniesienia do prokuratury”.
Efekt jest taki, że p. Franczak i jego koledzy – a w ślad za nimi UPR – wyszli sami na „faszystów” i chuliganów dążących w najlepszym razie do zakrzykiwania przeciwników, zamiast do rzeczowej dyskusji z ich poglądami. Nikt postronny nie dowiedział się, jakie mają oni właściwie poglądy i dlaczego wg nich „lewacy” nie mają racji. A sami „lewacy” umocnili się tylko w swoim przekonaniu, że UPR i cała prawica to „faszole”, którzy zamiast siły argumentów używają argumentu siły.
Za to organizatorzy debaty zaprezentowali się jako ludzie światli i dążący do dialogu – „Niestety, po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że prawicowi działacze robią wszystko, aby uniemożliwić prowadzenie merytorycznej dyskusji i wymianę poglądów… Autor tego dziwnego apelu jest działaczem UPR – zamieszczając takie „ogłoszenie” w sieci wystawia wizytówkę nie tylko partii, do której należy, ale i środowiskom konserwatystów, z którymi zresztą bardzo chętnie bym porozmawiała – ale nie w sytuacji, kiedy jedynym argumentem jest agresja” – napisała działaczka Zielonych 2004, Aleksandra Sowa.
W wojnie na wizerunki między obozami politycznymi, w mojej opinii, 1:0 dla lewicy po golu samobójczym. A zagrożenie faszyzmem, chociaż niekoniecznie w formie takiej jak w XX wieku, jest naprawdę realne (choć może nie w najbliższych latach jeszcze) i nie dotyczy to tylko Polski. Naprawdę warto poczytać choćby Blankertza…
12 listopada, 2007 at 16:27
E tam ópeer…
Mnie się najbardziej podobają niektórzy „konserwatyści” z forum KZMu, (konserwatyzm.pl), którzy swym konserwatyzmem usiłują przebić Marksa.
http://www.konserwatyzm.grupa3g.pl/forum/viewtopic.php?p=29301#29301 – prostowanie ścieżek, zobaczę jaki będzie odzew…
12 listopada, 2007 at 21:13
Check this out: http://www.konserwatyzm.grupa3g.pl/forum/viewtopic.php?t=1881 – Monarchista w LiDzie. To forum komizmem przebija lewicę.peel. 😀
12 listopada, 2007 at 21:22
Może chce takiego systemu jak w Kambodży, gdzie wprawdzie jest król, ale rządzą postkomuniści? 🙂
12 listopada, 2007 at 22:48
Czysty Heglizm. Teza, Antyteza, Synteza. Tak panie Jacku – komunistyczny król to byłoby coś.
17 listopada, 2007 at 18:13
Oczywiście faszyzm można sobie definiować rozmaicie i w ten sposób otrzymywać różne odpowiedzi na pytanie, czy nam grozi, czy nie. Ale to co się potocznie pod tym pojęciem pojmuje: totalitarne rządy, prześladowanie opozycji, obozy koncentracyjne, eksterminacja Żydów, wojenna ekspansja — jest zagrożeniem zupełnie wyimaginowanym. Ten kto próbuje siać panikę przed faszyzmem na podstawie innej niż potoczna definicji, jest skazany na niezrozumienie i najpewniej celowo mataczy, próbując przykleić komuś niewygodną łatkę. Istnieją oczywiście współcześni neonaziści, ale razem z antyfaszystami tworzą tylko dwie wąskie subkultury, których wzajemna wojna jest główną racją podtrzymującą ich intnienie. Rządy faszystów nam nie grożą, a gdyby nie ciągła reklama ze strony GW, Zielonych i innych nawiedzonych, wszyscy dawno wymarliby bezpotomnie.
Dlatego konfrontacja zielonego towarzystwa wzajemnej adoracji z ostudzającymi ich rojenia faktami z prawdziwego świata jest jak najbardziej wskazaną inicjatywą. Nie można pozwolić. żeby takie naukowo wystylizowne bajduły utrwalały się jako oczywistości, którym nikt się nie sprzeciwia.
Oczywiście histeryczna reakcja organizatorów jest niczym innym jak częścią tej samej choroby urojeniowej, jaka kazała organizować samą konferencję. O co natomiast chodzi autorowi tej notatki — nie pojmuję. Dlaczego za wiążącą przyjmuje paranoiczną interpretację Zielonych, zamiast samemu przeczytać ze zrozumieniem tekst apelu ? Gdzie jest tam mowa o rozruchach, przemocy czy zakrzykiwaniu ? „Zakłócić” niekoniecznie oznacza „dać w łeb” albo „drzeć mordę z wyciągniętymi w faszystowskim pozdrowieniu rękomą” — i nigdzie apel Franczaka czegoś takiego nie sugeruje. Zakłócony ma być scenariusz spotkania, który zakłada bezkonfliktowe (z braku zaproszeń dla opcji przeciwnej) osiągnięcie zakładanego wniosku o narastającym zagrożeniu i konieczności wzmożonych działań. Nie rozumiem, czemu kol. Sierpiński zamiast grzmieć przeciw niedopuszczalnemu utożsamianiu przez lewaków braku zgody co do zagrożenia faszyzmem, braku zgody na ich defincje i rozdzielanie epitetów — z obroną faszyzmu i faszyzmem samym — dlaczego zamiast tego bezkrytycznie aprobuje ich manipulacje i wiesza psy na człowieku, który jedynie chciał z nimi podyskutować, a został poszczuty policją i prokuratorem.
Ciekawe też na czym miało polegać „agresywne zachowanie” tych którzy do środka weszli — z braku lepszych konkretów i z faktu niezaalarmowania prokukratury wnoszę, że agresja polegała na niechęci wobec przyjęcia jedynie słusznych wniosków.
O tym zresztą z jakimi ludźmi mamy tu do czynienia mogę wnioskować po koleżance z pracy, członkini Zielonych 2004, która otwarcie poparła próby wyrzucenia z pracy na UJ mojego znajomego za publiczne stwierdzenie, że homoseksualizm jest chorobą — „ponieważ wykształcony człowiek musi mieć choć trochę otwarty umysł”. Co, jak wiadomo, nie polega na tym, że się potrafi tolerować rozmaite punkty widzenia, ale na tym, że uważa się, że pedalstwo jest zdrowe i kropka. Poza tym jednym razem nigdy nie udało mi się jej zresztą skłonić do żadnej konstruktywnej dyskusji na żaden konkretny temat i jestem pewien, że wszystkie moje usiłowania w tym kierunku uważa ona za przejaw klerofaszystowskiej agresji.
17 listopada, 2007 at 18:53
Niestety rzeczony apel można było odebrać w sposób taki, że chodzi nie o podyskutowanie, ale właśnie o „rozwalenie” lewicowcom spotkania – doprowadzenie do pyskówki, kłótni. Nie o przekonanie przeciwnika do swoich racji czy nawet udowodnienie mu „dla sportu”, że się myli, ale po prostu o zepsucie mu „zabawy”. Tak, żeby mieć satysfakcję, że się zepsuło lewakom wieczór.
Ja to tak odebrałem od razu. Nie ja jeden. Na korespondent.pl Dominik Jaskulski napisał:
„dzień wcześniej było spotkanie z Isakowiczem-Zaleskim na temat lustracji. Co byśmy zrobili, gdyby kilkunastu „łysych” sympatyków lewicy chciało na nie wbić i zakłócić jego przebieg? Naprawde nie rozumiem, czemu się dziwicie? Każdego podejrzanie wyglądającego oraz tych, którzy zorganizowali taki hipotetyczny wypad także byśmy nie wpuścili na spotkanie z Zaleskim – ze względów bezpieczeństwa.”
Reakcja organizatorów była wprawdzie – z tego co czytałem – przesadzona, no ale znając mniej więcej sposób myślenia tych środowisk, to, że wszędzie widzą agresywnych „faszystów”, można było to przewidzieć.
A przecież można było nie robić żadnych buńczucznych apeli, nie pisać o chęci „zakłócenia” i „rozstrojenia” debaty, tylko po prostu wybrać się tam w parę osób i wziąć udział w dyskusji, przedstawiając swój punkt widzenia. A wtedy, gdyby oni zaczęli wyzywać od faszystów sami by się ośmieszyli.
A tak efekt „marketingowy” był – moim zdaniem – na minus dla autorów apelu i dla UPR, a na plus dla organizatorów.
Natomiast co do zagrożenia faszyzmem – ja uważam za Blankertzem, że takie zagrożenie istnieje, choć akurat nie tam, gdzie się go dopatrują Zieloni i feministki. Postępujący etatyzm może w końcu doprowadzić do rządów totalitarnych – nie dziś, nie jutro, ale…
17 listopada, 2007 at 21:04
Jasne na tej zasadzie można też rozumieć, że Jacek Sierpiński zaprzedał się czerwonym Zielonym. Obowiązuje jednak zasada życzliwej interpretacji i trzymanie się litery tekstu, a nie swoich obsesyj. Obowiązuje też uwzględnienie kontekstu, którym jest UPR znany z kultury dyskusji, intelektualizmu i merytorycznego przygotowania, a nie z burd i awantur. Nawet przeciwnicy powinni to jednak zauważyć. Jeśli nie zauważają — to najpewniej umyślnie, albo paranoja zaszła za daleko.
Nie każdy totalitaryzm można nazywać faszyzmem. Totalitaryzm UE jest jednak całkowicie odmienny i usiłowanie zrównywania tych rzeczy będzie w oczach sceptycznego odbiorcy dyskwalifikowało wywód. A zagrożenie jest oczywiście realne.
17 listopada, 2007 at 22:27
„Trzymanie się litery tekstu” – słowa „zakłócić” i „rozstroić” mają jednoznaczny sens:
zakłócić – naruszyć ustalony porządek lub równowagę czegoś (Słownik Języka Polskiego);
rozstroić – przen. zdezorganizować, zaburzyć, rozchwiać, rozprząc, rozprzęgnąć, zmącić, zamącić, zakłócić równowagę, postawić coś na głowie, przewrócić/wywrócić coś do góry nogami, wywołać zamieszanie (słownik synonimów).
Skoro było napisane właśnie tak, a nie „podyskutować” czy „przedstawić swoje racje”, to można było zasadnie przypuszczać, że chodziło właśnie o wywołanie zamieszania i zdezorganizowanie spotkania, a nie o rzeczową dyskusję. Tak też zrozumieli to organizatorzy.
A jeśli chodziło tylko o to, by podyskutować, to po co było posługiwać się takim agresywnym językiem?
A jeśli chodzi o zagrożenie faszyzmem, to proszę jednak poczytać choćby artykuł Blankertza. Nie chodzi tylko o UE. Chodzi również o etatyzm na poziomie państw narodowych – np. ten odziedziczony po komunizmie, jak też o pokusę sięgania po rozwiązania faszystowskie związane z możliwymi kryzysami.
16 grudnia, 2007 at 13:45
Ale czy w tych definicjach jest coś o krzykach i pięściach ? Tak, chcemy zaburzyć ustalony scenariusz „dyskusji”, polegający na gładkim i bezspornym osiągnięciu zakładych wniosków. Chcemy wywrócić do góry nogami ukartowany konsensus jednej koterii wzajemnej adoracji. Jakoś nie widzę stąd uprawnionego przejścia do podejrzeń o burdy i wrzaski. Zresztą zamiast zgadywać nie wiadomo co, można ograniczyć się do czytania ze zrozumieniem, bo jest też napisane, w jaki sposób to zakłócenie się odbędzie — autor chce „wygarnąć nieszanownym organizatorom w twarz lewackie kłamstwa”, a nie „dać im w zęby tak, żeby popamiętali”, jak niektórzy zdają się to czytać. Nie widzę nic niestosownego i niekulturalnego w rozstrajaniu lewackich pseudokonferencyj i g widzę tu żadnych zalążków agresji.
A czy agresywny język ? Dla mnie to tylko barwna mowa: „spijanie z czerwonych dziobków”, „turbo-lewacki spęd”, „wygarnąć w twarz kłamstwa” — nic szczególnie obraźliwego ani napawającego obawą. Cały czas czyta Pan to wiekimi oczami czerwonej paranoi, a nie tak jak jest napisane.
16 grudnia, 2007 at 16:21
Ech… gdybym to ja organizował jakąś tego typu debatę, a jacyś moi przeciwnicy polityczni (dajmy na to jacyś skrajni lewacy z rodzaju tych, którzy mnie nie lubią) napisaliby coś podobnego, to też bałbym się, że chodzi im nie o podyskutowanie, a o zdezorganizowanie go przez wywołanie burdy. Przecież nie czytam im w myślach.
Proszę uwierzyć, że dla osoby niewtajemniczonej, a tym bardziej kogoś, kto uważa Pana za przeciwnika (wroga?) brzmiało to agresywnie.
Ja mogę uwierzyć, że Pan nie miał zamiarów wywołania burdy. Jednak autor tego „apelu” dał przeciwnikom powód do obaw, a przynajmniej pretekst do tego, by potraktowano Pana jak potencjalnego chuligana.