Archiwum z sierpień, 2011

Konkurs na narzędzia inwigilacji i cenzury

wtorek, 30 sierpnia, 2011

Narodowe Centrum Badań i Rozwoju ogłosiło konkurs 1/2011 na wykonanie projektów w zakresie badań naukowych lub prac rozwojowych na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa. Jednym z tematów konkursu są „Autonomiczne narzędzia wspomagające zwalczanie cyberprzestępczości” – projekt zgłoszony przez MSWiA i ABW, w ramach którego „opracowane mają zostać narzędzia, które w znaczący sposób poprawią możliwości organów ścigania w zakresie zwalczania i przeciwdziałania zdarzeniom kryminalnym z wykorzystaniem sieci i systemów komputerowych”. Jakie to miałyby być narzędzia? Ano, między innymi: „narzędzia do identyfikacji tożsamości osób popełniających przestępstwa w sieci teleinformatycznej, kamuflujących swoją tożsamość przy użyciu serwera Proxy i sieci TOR”; „narzędzia umożliwiające niejawne i zdalne uzyskiwanie dostępu do zapisu na informatycznym nośniku danych, treści przekazów nadawanych i odbieranych oraz ich utrwalanie” (czyli inaczej mówiąc backdoor trojany, spyware i keyloggery); a także – „narzędzia do dynamicznego blokowania treści niezgodnych z obowiązujących prawem, publikowanych w sieciach teleinformatycznych”.
Jak widać, pomimo składanych przedstawicielom organizacji społecznych deklaracji o tym, że „właściwym punktem wyjścia do rozmowy o regulacji Internetu jest perspektywa praw podstawowych” i że „rząd nie wprowadzi obowiązku blokowania, jeśli ten środek nie przejdzie testu proporcjonalności” władza nadal konsekwentnie myśli o cenzurowaniu dostępu do Internetu. I działa w myśl innych słów premiera: „w wielu przypadkach blokowanie lub filtrowanie witryn internetowych będzie najprostszą drogą do „zatrzymania przestępstwa” o charakterze jawnym i oczywistym, szczególnie w przypadku, kiedy ze względów technicznych lub prawnych długo trwałoby usunięcie jakiś treści, gdyby nie stosować tych technik”.

Jak pocałowałem klamkę w KPRM

poniedziałek, 22 sierpnia, 2011

Jako przedstawiciel Stowarzyszenia Blogmedia24.pl zostałem wydelegowany do udziału w spotkaniu z ministrem Bonim, w ramach konsultacji społecznych dotyczących planowanych zmian w ustawie o radiofonii i telewizji (chodzi o objęcie nią audiowizualnych usług medialnych na żądanie, czyli mówiąc po ludzku filmów i innych treści wideo udostępnianych na życzenie odbiorcy, np. przez Internet).
Spotkanie miało odbyć się dzisiaj o godzinie 13 w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Niestety po dojechaniu do Warszawy, dotarciu na miejsce i oczekiwaniu pod zamkniętymi drzwiami sali okazało się, że spotkanie zostało odwołane. Poinformował mnie o tym pan, który tak jak ja przyjechał na owe konsultacje z dość odległego miasta i zniecierpliwiony oczekiwaniem wpadł na to, by przez smartfona sprawdzić zawartość swojej skrzynki pocztowej. Okazało się, że mejl informujący o odwołaniu spotkania został wysłany około godziny 11 – w momencie, gdy byłem już w Warszawie. Strażnicy przy wejściu, sprawdzający listę zaproszonych gości, nic o tym nie wiedzieli…

Godzina policyjna zamiast firewalla

czwartek, 18 sierpnia, 2011

Połączone sejmowe komisje obrony, spraw zagranicznych oraz administracji i spraw wewnętrznych opowiedziały się za zarekomendowaniem Sejmowi projektu ustawy wprowadzającej poprawki do ustaw o stanie wojennym, stanie wyjątkowym oraz stanie klęski żywiołowej, przewidujący możliwość wprowadzenia tych stanów w następstwie działań w „cyberprzestrzeni”. Do przyjęcia projektu namawiał posłów szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Stanisław Koziej, argumentując, że „zagrożenia w cyberprzestrzeni powinny być ustawowo uregulowane”, a „w polskich warunkach trudno skłonić administrację państwową do zajęcia się bezpieczeństwem teleinformatycznym, dopóki nie ma podstawy prawnej”.
Czyżby zdaniem szefa BBN zajęcie się bezpieczeństwem teleinformatycznym było równoznaczne z wprowadzeniem stanu wojennego, wyjątkowego albo klęski żywiołowej? Bo proponowana ustawa daje podstawę prawną wyłącznie do tego. Nie ustanawia ani nie umożliwia wprowadzenia żadnych standardowych, obowiązujących na co dzień procedur związanych z ochroną systemów teleinformatycznych przed zagrożeniami. Po prostu – zezwala prezydentowi na wprowadzenie stanów nadzwyczajnych w różnych przypadkach związanych z „działaniami w cyberprzestrzeni” – na przykład stanu wyjątkowego w przypadku, jeśli działania te prowadzą do „szczególnego zagrożenia porządku publicznego” albo stanu wojennego, jeśli są one podejmowane przez „podmioty zewnętrzne w stosunku do Rzeczpospolitej Polskiej” i „zmierzają do uniemożliwienia lub zakłócenia wykonywania przez organy państwowe ich funkcji”.

Kowal zawinił, Cygana powiesili

środa, 17 sierpnia, 2011

A ściśle rzecz biorąc – chuligani zawinili, użytkowników Facebooka zamkną do więzienia. Na cztery lata. Za „podżeganie do zamieszek” – do których w tym przypadku w ogóle nie doszło. Paru tych, którzy faktycznie rabowali sklepy, otrzymało kary od 10 miesięcy do dwóch lat pozbawienia wolności.
Zamiast skutecznej ochrony ludzi przed chuliganami i rabusiami – najpierw totalna nieudolność, a potem uderzenie z całej siły w tych, którzy akurat żadnych rzeczywistych szkód nie wyrządzili – ale było łatwo ich namierzyć i złapać.
Tak działa państwowy monopolista w dziedzinie „produkcji bezpieczeństwa”.

Normalni chuligani i nieudolne państwo

czwartek, 11 sierpnia, 2011

Już wiadomo, dlaczego chuligani w Wielkiej Brytanii niszczą i rabują sklepy. Publicysta „Rzeczpospolitej”, Marek Magierowski, objaśnił wszystkim, że jest tak dlatego, że „można zajarać skręta na przerwie między lekcjami, bo i tak nikogo to nie obchodzi”. I dlatego, że „można sobie pograć w fajną gierkę na PlayStation i zarzynać seryjnie przeciwników za pomocą piły mechanicznej, bo mamusia nie ma nic przeciwko temu”. A także dlatego, że „można spędzić całą noc przy komputerze, oglądając pornole, bo mamusia i tak nie zajrzy do pokoju (o tatusiach nie wspominam, bo na Wyspach większość tatusiów ma już zazwyczaj nowe żony)”, a „nigdy w życiu żadnemu brytyjskiemu urzędasowi nie przyjdzie do głowy, żeby sfinansować kampanię ostrzegającą przed zgubnymi skutkami pornografii”.
Tylko dlaczego na przykład ja obejrzałem w swoim życiu setki pornoli, a jednak nie niszczę i rabuję? Nie dostrzegam, by pornografia wywarła na mnie jakieś zgubne skutki. Skrętów wprawdzie nie jaram, ale znam sporo ludzi, którzy jarali i pewnie nadal jarają – i też nie rabują ani nie niszczą, a przeciwnie – są wartościowymi członkami społeczeństwa. W gry na PlayStation też nie gram, ale w takie gry grają miliony osób – i jakoś nie są chuliganami.

Wałbrzych, czyli efekt cudzej kasy

poniedziałek, 8 sierpnia, 2011

W powtórzonych z powodu stwierdzonego fałszerstwa wyborach prezydenta Wałbrzycha pełniący dotąd obowiązki prezydenta Roman Szełemej, popierany przez PO, uzyskał 23812 głosów. Mirosław Lubiński, kandydat Wałbrzyskiej Wspólnoty Samorządowej poparty przez SLD uzyskał 5503 głosy.
W poprzednich – tych unieważnionych z powodu fałszerstwa – wyborach w drugiej turze głosowania Piotr Kruczkowski z PO uzyskał oficjalnie 13880 głosów, a Mirosław Lubiński – 13555 głosów. W pierwszej turze uzyskali odpowiednio 9494 oraz 10305 głosów.
Kandydat niezależny Patryk Wild oraz kandydat PiS uzyskali w powtórzonych wyborach mniej więcej podobną liczbę głosów, co w pierwszej turze w wyborach unieważnionych (odpowiednio 8131 i 7343 oraz 2008 i 3758).
Okazało się więc, że Roman Szełemej zyskał głównie kosztem Mirosława Lubińskiego. Ten ostatni uzyskał ponad 8 tysięcy głosów mniej niż w drugiej turze w poprzednich wyborach. Za to kandydat popierany przez PO uzyskał prawie 10 tysięcy głosów więcej – po tym, jak wyszły na jaw fałszerstwa wyborcze na korzyść kandydata PO i wybory z tego powodu zostały powtórzone.
To dowodzi jednego – bardzo duża część ludzi ma gdzieś afery, oszustwa i nieuczciwość polityków i nie kieruje się w swoim wyborze tym, że danego kandydata popiera partia zamieszana w oszustwo wyborcze.
Po prostu tak, jak uważali pana Lubińskiego za lepszego od pana Kruczkowskiego, tak uważają go za gorszego od pana Szełemeja. Być może ten ostatni w ich opinii jest sprawniejszym menedżerem i spodziewają się, że zrobi więcej dla miasta.
A czy przy okazji dojdzie do kolejnych „wałków”, oszustw i afer, czy też nie, to ich zupełnie nie interesuje.

Głos narodu skrzynkę blokujący

wtorek, 2 sierpnia, 2011

Fragment debaty na posiedzeniu połączonych sejmowych komisji Obrony Narodowej, Spraw Zagranicznych oraz Administracji i Spraw Wewnętrznych, podczas pierwszego czytania przedstawionego przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej projektu ustawy o zmianie ustawy o stanie wojennym oraz o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych i zasadach jego podległości konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej oraz niektórych innych ustaw:
„Poseł Jan Rzymełka (PO):
(…)
W projekcie nie odróżniamy ataku w cyberprzestrzeni od ataku na instytucje publiczne, takie jak Sejm, polegającego na tym, że blogerzy albo internauci wysyłają maile w tysiącach egzemplarzy na poselską pocztę sejmową i blokują na kilka dni sprawność tej instytucji. Mamy z tym do czynienia. Czy stanowi to zagrożenie dla państwa, jeśli zablokowane są skrytki pocztowe czy serwery sejmowe? To jest bardzo aktualny temat. Chciałbym, żeby przedstawiciele rządu wypowiedzieli się w tej sprawie. Czy przed tym też powinniśmy się chronić, czy tylko przed świadomym manipulowaniem w cyberprzestrzeni z zagranicy?
Przewodniczący poseł Stanisław Wziątek (SLD):
Mam nadzieję, że nie będziemy wprowadzać stanu wojennego wskutek zablokowanych skrzynek poselskich.
(…)
Poseł Maciej Orzechowski (PO):
(…)
Nie zgodziłbym się z jednym z przedmówców, który bagatelizował przesłankę polegającą na zakłócenie funkcjonowania instytucji czy urzędów. Jeśli doszłoby do zakłócenia działania instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo energetyczne państwa, miałoby to wpływ na bezpieczeństwo państwa jako całości.
Wprowadziliśmy już ustawę regulującą kwestię kar m.in. za nękanie osób wiadomościami SMS czy notorycznymi telefonami, czyli tzw. stalking. Zapewne dotyczy to również blokowania skrzynek mailowych”.

Minister i jego raport

poniedziałek, 1 sierpnia, 2011

Właściwie miałem nie zabierać głosu w sprawie ostatnich oficjalnych ustaleń w sprawie katastrofy smoleńskiej, ale…
Minister Jerzy Miller w rozmowie z dziennikarzami „Rzeczpospolitej” stwierdził, że zasilanie w Tu-154M padło dwie sekundy przed uderzeniem w ziemię, pięć sekund po uderzeniu w drzewo:
„Uderzenie w drzewo nastąpiło 7 sekund przed upadkiem. Samolot wpadł w przechył tak, że odwrócił się kołami do góry, jego konstrukcja się rozpadała. Po pięciu sekundach padło zasilanie”.
Jest to zbieżne z informacjami przekazanymi kilka dni temu przez Naczelną Prokuraturę Wojskową:
„Zapisy rejestratorów urwały się około 1,5 – 2 sekundy przed zderzeniem z ziemią – powiedział płk Szeląg. Według biegłych stało się to około 150 metrów przed miejscem, w którym znaleziono główną część wraku, na skutek zaprzestania pracy instalacji elektrycznej. Szeląg dodał, że miejsce, w którym nastąpiła utrata zasilania rejestratorów zostało naniesione przez biegłych na mapę. Punkt ten znajduje się przed drogą (prowadzącą do Mińska), nad którą przeleciał samolot tuż przed katastrofą”.
Natomiast z raportu napisanego przez Komisję Badania Wypadków Lotnictwa Państwowego pod przewodnictwem wymienionego wyżej ministra Millera wynika wyraźnie, że:
1) Uderzenie w ziemię nastąpiło 4,7 sekundy po zderzeniu z brzozą, w wyniku którego miało nastąpić oderwanie lewego fragmentu skrzydła i 2 sekundy po końcu zapisu rejestratora QAR (patrz tabela na str. 2 załącznika 4 do raportu).
2) Zniszczenie instalacji elektrycznej nastąpiło nie wcześniej niż 1,5 sekundy i nie później niż 2 sekundy po końcu zapisu rejestratora QAR:
„Ostatnie poprawne dane zostały zapisane o godz. 8:41:02,5. W celu uzupełnienia zapisu o brakujące 1,5 s podjęto próbę uzyskania ich z rejestratora MŁP-14-5. Z zapisu zarejestrowanego przez MŁP-14-5 (plik 85837.FDR.ALLData.dat) wyodrębniono 4 kadry zawierające sekundy 41:02 i 41:03. Z zapisu rejestratora ATM-QAR usunięto ostatni kadr (ostatnie pół sekundy) i dodano do niego 4 kadry uzyskane z zapisu rejestratora MŁP-14-5. W wyniku przeprowadzonych operacji otrzymano kompletny zapis lotu samolotu Tu-154M nr 101 z 10.04.2010 r. kończący się o godz. 8:41:04. Należy przyjąć, że po 8:41:04 w czasie krótszym niż 0,5 s nastąpiło zniszczenie instalacji elektrycznej systemu rejestracji MSRP, co przerwało jego pracę” (str. 7 załącznika 2 do raportu).
3) Koniec zapisu rejestratora MARS-BM nastąpił „nie później niż 0,5 sekundy” po upływie 4,7 sekund od chwili zarejestrowania przez niego „zderzenia z przeszkodą, w wyniku którego nastąpiła utrata lewej końcówki skrzydła”:
„Koniec rejestracji zapisu przez rejestrator MARS-BM nastąpił nie później niż 0,5 s po godz. 8:41:07,5. (…) Na podstawie analizy zapisu dźwięku w kabinie samolotu odgłos uderzenia wystąpił o godz. 08:41:02,8 czasu MARS-BM” (str. 8-9 załącznika 2 do raportu – rozbieżności w czasie z systemem rejestracji MSRP tłumaczone są opóźnieniem, z jakim ten ostatni zapisuje dane).