Archiwum z luty, 2012

Zrobię co chcę i możecie mi skoczyć

wtorek, 7 lutego, 2012

No i wczoraj wszyscy zainteresowani mogli zobaczyć, co premier Tusk rozumie pod pojęciem „otwartej debaty o ACTA”.
Mianowicie – zwołać ludzi i zakomunikować im wprost, że:
„podejrzewam, że w kwestiach ACTA i referendum pozostaniemy przy zdaniach odrębnych”;
„polski rząd nie wycofa swojego podpisu z jakiegokolwiek dokumentu, tylko dlatego że jakaś grupa tego żąda”;
– wniosku o ratyfikację ACTA nie będzie tak długo, jak on i „władze demokratyczne” będą miały wątpliwości.
Czyli: ludki, zapomnijcie o tym, że możecie sami zadecydować w referendum, w sprawie ACTA nie macie racji, nie wycofam podpisu pod umową (cóż z tego, że został on złożony dlatego, że żądała tego jakaś inna grupa? – bo na pewno nie naród, który prawie do końca o niczym nie wiedział), a ratyfikacja będzie wstrzymywana tylko do chwili, gdy ja i moi kumple z rządu pozbędziemy się wszystkich wątpliwości.
Okazało się, że „debata” dla premiera to audiencja, na której daje petentom do zrozumienia: „zrobię co chcę i możecie mi skoczyć”.
Może warto byłoby, by w końcu Polacy pokazali w końcu Donaldowi, że to on może im skoczyć?

Odpowiedź na zaproszenie do debaty

niedziela, 5 lutego, 2012

W odpowiedzi na zaproszenie na „obywatelską debatę dotyczącą wolności i praw w Internecie” z udziałem premiera Donalda Tuska, podpisane przez ministra Michała Boniego, które otrzymałem mejlem 3 lutego br., chciałbym poinformować tak zainteresowanych, jak i publicznie, że nie widzę sensu uczestnictwa w spotkaniu, które ma się odbyć w KPRM 6 lutego.
Jeżeli bowiem debata premiera z obywatelami dotycząca wolności i praw w Internecie ma być debatą rzetelną, nie może mieć ona formę jednorazowego spotkania premiera z dużą grupą ludzi połączonego z możliwością zadawania pytań przez Internet. Taka forma debaty, choćby ze względu na ograniczony czas, uniemożliwia obywatelom, nawet tym zaproszonym do uczestnictwa osobistego, pełne przedstawienie swoich stanowisk, a tym bardziej rzeczywistą dyskusję. Rzetelna debata premiera z obywatelami wymaga, by każdy obywatel mógł zaprezentować swoje stanowisko, tak, by było dostępne nie tylko dla premiera, ale i dla innych obywateli; by mógł zapoznać się ze stanowiskami nie tylko premiera, ale i innych obywateli; by miał czas je przemyśleć i mógł się do nich odnieść. Rzetelna debata wymaga z pewnością dłuższego czasu, a najlepszą dla niej areną jest Internet – czy to w postaci oficjalnego forum czy portalu, gdzie zainteresowani obywatele będą mogli informować premiera, ministrów i siebie wzajemnie o swoich stanowiskach, czy to w postaci stanowisk wysyłanych mejlem i publikowanych na niezależnych blogach. Jeśli premier taką debatą jest rzeczywiście zainteresowany, to z pewnością przyjmie moje stanowiska przesłane mejlem lub opublikowane na blogu. Z pewnością są i będą one pełniejsze, niż to, co mógłbym powiedzieć w czasie danym mi w czasie transmitowanego na żywo spotkania.
Natomiast jeśli „obywatelska debata dotycząca wolności i praw w Internecie” (a może „o ochronie prawa własności intelektualnej w Internecie”, bo taki tytuł widnieje na stronie KPRM) ma być tylko wydarzeniem propagandowym, mającym pokazać, że premier konsultuje swoje decyzje z obywatelami i dlatego nie powinno się tych decyzji potem kwestionować, to nie chcę brać w takim wydarzeniu udziału.