Archiwum z listopad, 2015

Wszyscy zapłacimy za rządową propagandę

sobota, 28 listopada, 2015

Niemal dwa lata temu byłem inicjatorem listu blogerów do ówczesnego ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Blogerzy domagali się od ministra opłaty za samą możliwość czytania ich blogów. List był odpowiedzią na pomysł wprowadzenia powszechnej opłaty audiowizualnej, którą – w odróżnieniu od dotychczasowego abonamentu – planowano pobierać nawet od osób nieposiadających odbiorników i tym samym niekorzystających z programów publicznego radia i telewizji.
Opłaty audiowizualnej ostatecznie za rządów koalicji PO-PSL nie wprowadzono. Jednak nowy rząd powraca do tego pomysłu. Minister kultury Piotr Gliński i pełnomocnik ds. zmian w mediach publicznych Krzysztof Czabański już zapowiedzieli likwidację abonamentu i wprowadzenie takiej opłaty, pobieranej albo razem z podatkiem dochodowym, albo z opłatami za energię.
Pokazuje to, że Prawo i Sprawiedliwość nie różni się niczym od Platformy Obywatelskiej w dążeniu do ściągania ze społeczeństwa haraczu na finansowanie rządowej propagandy, zwanej górnolotnie „misją”. Haracz ten mają płacić również ci, którzy tej propagandy nie oglądają i nie słuchają, a nawet ci, którzy nie posiadają radia i telewizora. Jedyna różnica będzie polegała na tym, że państwowe media zamiast „publiczne” będą nosiły etykietkę „narodowe”. Jednak faktycznie będzie to – jak dotychczas – tuba propagandowa polityków, a naród nie będzie miał żadnego wpływu na to, co się będzie w nich pojawiać, musząc płacić tak czy inaczej.
Widać ogromną różnicę w stosunku do modelu funkcjonującego w USA, gdzie „telewizja publiczna” to prywatna organizacja non-profit dostarczająca program do 350 stacji będących własnością 160 podmiotów, z których jedynie niewielka część należy do władz stanowych i lokalnych – większość to organizacje społeczne i placówki edukacyjne. Jeżeli komuś zależy na faktycznie niezależnych mediach, edukujących społeczeństwo, pełniących funkcję kontrolną w stosunku do polityków, a boi się zdominowania rynku przez media komercyjne, powinien rozważyć przekształcenie obecnych mediów „publicznych” – wkrótce „narodowych” – w kierunku tego modelu.

Państwo i kultura

poniedziałek, 23 listopada, 2015

Minister kultury Piotr Gliński zażądał zaniechania przygotowań do premiery spektaklu „Śmierć i dziewczyna” w Teatrze Polskim we Wrocławiu, argumentując, że jest on „pornograficzny”. Dyrektor teatru, poseł Nowoczesnej Krzysztof Mieszkowski odmówił i w rewanżu zażądał dymisji ministra. W dniu premiery przed teatrem odbył się protest osób niezadowolonych z „promowania pornografii”.
Na obronę ministra wysuwa się argument, że teatr dofinansowywany jest przez państwo, a więc z pieniędzy podatników – a nie wszystkim podatnikom, jak widać, podoba się wystawianie spektaklu, który uznają za pornograficzny i tym samym niemoralny.
Powstaje jednak pytanie: dlaczego akurat „porno” z pieniędzy podatników jest złe, a co innego z pieniędzy podatników już jest dobre?
Obojętnie na co zostaną przeznaczone pieniądze z dotacji na „kulturę”, zawsze znajdzie się jakaś grupa, której nie będzie się podobało, że ich pieniądze zostały zabrane im na cel, którego nie popierają.
Ręczne sterowanie przez ministra repertuarem teatru nie spowoduje, że podatnicy odzyskają swoje pieniądze, ani że zostaną one przeznaczone na cel, który się im wszystkim podoba. Spowoduje jedynie to, że podatnicy przymusowo sfinansują to, co się podoba ministrowi zamiast tego, co mu się nie podoba.
Z dwojga złego, lepiej już, by o repertuarach dotowanych teatrów decydowały same teatry niż minister – wtedy przynajmniej jest większa szansa, że będą zaspokajały zróżnicowane gusta większej grupy ludzi, a nie tylko gust ministra.
Ale najlepiej nie dotować teatrów i innych placówek kultury z pieniędzy podatników. Niech płacą zainteresowani danym spektaklem, kupując bilety, albo prywatni mecenasi, którym akurat podoba się taka, a nie inna tematyka czy forma. Wtedy nie będzie problemu, że pieniądze jakiejś osoby zostały wydane na coś, co się tej osobie nie podoba.