Obietnice Łukaszenki, obietnice Zandberga
czwartek, 23 marca, 2017Aleksander Łukaszenko nakazał białoruskim urzędnikom znaleźć do 1 maja br. pracę wszystkim białoruskim bezrobotnym. W jaki sposób urzędnicy mają to zrobić? Po pierwsze mają załatwić pracę „dla swoich żon, mężów, kochanków i kochanek, rodzin i przyjaciół, dla tych, którzy mogą i chcą pracować”. Po drugie – „zamiast maszyn i urządzeń, których amortyzacja znacznie przewyższa koszty pracy ręcznej, należy zatrudnić ludzi”.
W Polsce na podobny pomysł – zagwarantowania wszystkim pracy przez państwo – wpadła partia Razem. Jest to ich oficjalna propozycja programowa. Z tym, że w odróżnieniu od Łukaszenki, Adrian Zandberg i jego towarzysze uważają, że „prawo do godnej pracy i płacy w kraju ojczystym powinno zostać zagwarantowane na poziomie europejskim”. Czyli nie dość, że wszyscy bezrobotni mają znaleźć pracę, ale Polacy w Polsce powinni zarabiać co najmniej tyle, ile średnio zarabia się w Unii Europejskiej, to znaczy na poziomie mieszkańców Włoch czy Francji.
Jak to ma zostać osiągnięte, partia Razem na razie nie podała. Czy wzorem białoruskim pracę mają załatwić urzędnicy, czy państwo ma zmusić przedsiębiorców do zatrudnienia wszystkich bezrobotnych, czy mamy wrócić do państwowej gospodarki z czasów PRL, gdzie wszak było pełne zatrudnienie. Obawiam się jednak, że tak czy owak pojawi się problem, skąd wziąć pieniądze na europejskie zarobki dla wszystkich i na to nie poradzi nawet Zandberg.
Ja rozumiem, że bezrobocie jest problemem. Sam miałem okresy, w których byłem bezrobotnym i szukałem pracy. Wiem też doskonale, że w Polsce zarabia się w porównaniu z Europą Zachodnią mało. Uważam, że jest to owszem w jakimś stopniu skutkiem działań państwa, które od wielu lat nie pozwala gospodarce rozwijać się tak, jakby mogła się rozwijać. Jestem za tym, by tę politykę gospodarczą zmienić na bardziej sprzyjającą rozwojowi gospodarczemu, a co za tym idzie mniejszemu bezrobociu i wyższym zarobkom. Ale wiara w to, że pracę i zarobki można każdemu „zagwarantować”, i to najwyraźniej metodami politycznymi, jest myśleniem magicznym – patrzeniem na państwo „tak, jak dzikus patrzy na swoich bożków”, używając porównania z powieści Heinleina. I to myśleniem szkodliwym, bo jeżeli wyznawcy tej wiary dojdą do władzy, to możemy znowu żyć na poziomie PRL albo dzisiejszej Białorusi.