Archiwum z lipiec, 2017

Antypolski projekt Ruchu Narodowego

sobota, 29 lipca, 2017

Ruch Narodowy opublikował projekt ustawy o zakazie finansowania organizacji pozarządowych z zagranicy – przez obywateli państw innych niż Polska oraz „jakiekolwiek podmioty zagraniczne”, w tym zagraniczne osoby prawne. Wyjątkiem ma być finansowanie tych organizacji na podstawie umów międzynarodowych, których stroną jest Rzeczpospolita Polska – furtka dla funduszy unijnych, ale już chyba nie dla finansowania przez Watykan takich organizacji jak Fundacja Auschwitz-Birkenau czy Hospicjum Tischnera (ze sprzedaży zegarka podarowanego przez Jana Pawła II kupili w 2003 r. dwa samochody dla wolontariuszy), bo konkordat tego nie reguluje.
Uzasadnieniem ma być „rosnąca zewnętrzna presja polityczna wywierana na polskie społeczeństwo przez zagraniczne lub finansowane z zagranicy organizacje pozarządowe”, „zaangażowanie finansowanych z zagranicy organizacji pozarządowych w protesty antyrządowe oraz popularyzację ekstremizmu politycznego, wyrażającego się w postulatach celowej destabilizacji państwa poprzez tzw. „majdan”, mający prowadzić do obalenia demokratycznie wyłonionego rządu”, a także „ogromny kontrast w zakresie możliwości finansowych pomiędzy wyłącznie polskimi organizacjami społecznymi, finansowanymi z darowizn polskich obywateli i ze skromnych środków podatnika, a zagranicznymi organizacjami takimi jak np. obecne w Polsce niemieckie państwowe fundacje polityczne czy organizacje pozarządowe utrzymywane dzięki finansowaniu Open Society Foundations George’a Sorosa”.
Czyli tysiące, w większości zupełnie apolitycznych, stowarzyszeń i fundacji tworzonych przez Polaków (w wykazie na rok 2017 są 8542 organizacje pożytku publicznego, a nie wszystkie organizacje pozarządowe w nim się znajdują) ma mieć uniemożliwiony dostęp do środków z zagranicy. Czy to zbieranych przez crowdfunding, czy w bardziej tradycyjny sposób od sponsorów instytucjonalnych. Nieważne, że się to odbije na realizacji ich celów, uznanych często za społecznie pożyteczne. Nieważne, że np. Fundacja Auchan na rzecz młodzieży, wspierająca projekty edukacyjne, może przestać działać w Polsce. Nieważne, że to samo może spotkać Fundacje Velux, wpierające projekty związane z poprawą możliwości kształcenia i zatrudniania młodzieży oraz pomocą socjalną dla młodzieży zagrożonej wykluczeniem. Nieważne, że Sanofi Genzyme nie będzie mogło już wspierać organizacji pozarządowych działających na rzecz poprawy sytuacji osób zmagających się z lizosomalnymi chorobami spichrzeniowymi. Nieważne, że polskie organizacje nie będą mogły już korzystać z darmowych reklam i usług Google. Nieważne, że problemy z finansowaniem mogą mieć np. takie organizacje szerzące wiedzę ekonomiczną, jak Fundacja Wolności i Przedsiębiorczości czy Polsko-Amerykańska Fundacja Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego. Ważne, że Soros będzie miał tzw. ból dupy.
Choć myślę, że akurat Soros, jeśli będzie chciał, łatwo taki zakaz obejdzie. Założy po prostu w Polsce spółkę lub spółki, które – jako podmioty polskie – będą finansować organizacje pozarządowe. Ale wiele innych, zwłaszcza małych, organizacji korzystających z hojności zagranicznych sponsorów go nie obejdzie.
Uniemożliwienie sięgania przez działających społecznie Polaków po zagraniczne środki, które są przeznaczane na edukację, walkę z chorobami czy pomoc dla młodzieży zagrożonej wykluczeniem to działanie antypolskie. I to niestety chce zrobić „narodowa” partia.

Wszyscy jesteśmy potencjalnymi Stalinami

sobota, 22 lipca, 2017

Jedyną przyczyną, dla której przeciętny człowiek nie jest drugim Stalinem jest to, że nie ma takiej władzy. Bo jeżeli przeciętny człowiek wie, że jakieś jego działanie przynoszące mu korzyść – materialną lub inną – pozostanie bezkarne, to się go podejmie, choćby miało to wiązać się z krzywdą innych ludzi, z którymi nie jest związany szczerymi pozytywnymi uczuciami. A im większa władza, tym większa bezkarność.
I nie należy się łudzić, że przed popełnianiem najgorszych zbrodni powstrzyma takiego człowieka jego osobista moralność. Bo ta dostosowuje się do warunków i jest odzwierciedleniem ekonomicznej opłacalności jego działań. Dlatego dla właściciela niewolników zabicie niewolnika było czymś normalnym i nie niepokojącym jego sumienia. Dlatego chrześcijańscy konkwistadorzy niewolili i masowo mordowali amerykańskich tubylców. Dlatego Leopold II Koburg – wierzący w Boga, wychowany w europejskiej chrześcijańskiej etyce arystokrata – przyczynił się do ludobójstwa milionów w Wolnym Państwie Kongo, którego był absolutnym władcą, podczas gdy równocześnie sprawował „oświecone” rządy w Królestwie Belgii, gdzie jego władza była ograniczona przez układ sił, parlament i normy konstytucyjne. Dlatego tak wielu przeciętnych Niemców nie widziało nic złego w pracy dla nazistowskiego aparatu terroru. Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie – jak powiedział Lord Acton.
Być może taka opinia jest krzywdząca dla niektórych, bardziej etycznych jednostek, ale bezpieczniej jest tak założyć. A na szczególną pokusę zostania nowymi Stalinami, Hitlerami, Kim Jong Unami czy Leopoldami narażeni są ci, którzy władzy mają najwięcej i mają największą szansę ją poszerzyć, czyli przede wszystkim politycy. I nie ma tu znaczenia opcja polityczna, a jedynie zakres sprawowanej władzy – przekładający się na zakres bezkarności. Władza PZPR była bardziej opresyjna od władzy np. AWS w latach 1997-2001, SLD w latach 2001-2005, PiS w latach 2005-2007 czy PO w latach 2007-2015 nie dlatego, że tworzyli ją ludzie z natury bardziej źli, ani dlatego, że wyznawali bardziej niemoralną doktrynę. Była bardziej opresyjna dlatego, że jej zakres był szerszy i podlegała mniejszym ograniczeniom.
I tak, w odpowiednich warunkach – mając wystarczająco dużą władzę – politycy PO, PiS, SLD, PSL, Partii Wolność, Partii Razem, Ruchu Narodowego czy Kukiz’15 – niczym nie różniliby się w swej masie od „towarzyszy” z PZPR i zachowywaliby się tak, jak oni. A ich lider, obojętnie kto by nim był, stałby się drugim Stalinem, a przynajmniej Jaruzelskim czy Gomułką. Całkiem możliwe, że ja sam, gdybym objął władzę zbliżoną do absolutnej, stałbym się drugim Stalinem. Nie ma znaczenia, jakie poglądy polityczne obecnie prezentuję. Każdy zestaw poglądów – nawet libertarianizm czy anarchizm – może stać się ideologią usprawiedliwiającą dowolne działania.
Dlatego nie należy pozwalać, by jakaś osoba, czy jakaś grupa ludzi, miała zbyt dużą władzę.
I dlatego lepiej, by obecnie PiS – partia mająca własnego Prezydenta RP i kontrolę nad prawie wszystkimi kluczowymi ogniwami władzy w Polsce – Sejmem, Senatem, rządem, Trybunałem Konstytucyjnym, armią, służbami specjalnymi, policją, prokuraturą, Narodowym Bankiem Polskim, Radą Polityki Pieniężnej, Krajową Radą Radiofonii i Telewizji, mediami publicznymi i spółkami Skarbu Państwa – nie przejęła kontroli nad Sądem Najwyższym i innymi sądami.
Lepiej już, by sądy były pod kontrolą „kasty” sędziowskiej, choćby nawet dominującą rolę w tej kaście odgrywali potomkowie komunistów i agenci byłych WSI, jak niektórzy twierdzą. Lepiej, by władza była podzielona na dwie kasty, niż była w rękach jednej. Wtedy zakres władzy każdej z tych kast jest mniejszy.
Choć oczywiście wcale nie jest tak, że alternatywą do podporządkowania sobie sądów przez PiS jest pozostawienie ich w rękach „kasty sędziowskiej”. Sędziowie powinni czuć nad sobą bat obywateli – tak jak politycy, których władza powinna zostać zredukowana tak bardzo, jak się da. A najlepiej, gdyby dominującą rolę w orzekaniu sprawowali sami obywatele, tylko chwilowo wcielając się, na przykład z losowania, w rolę sędziów. Tak właśnie władzę sądowniczą widział Monteskiusz w „O duchu praw”.