Archiwum z listopad, 2018

Francuzi protestują, Polacy świętują

niedziela, 25 listopada, 2018

Francuzi wychodzą ostatnio w setkach tysięcy ludzi na ulice, by zaprotestować przeciwko podwyżce akcyzy na paliwo.
Polacy wyszli ostatnio w setkach tysięcy ludzi na ulice, by poświętować stulecie odzyskania niepodległości państwa w towarzystwie przedstawicieli rządu, który systematycznie wprowadza nowe podatki i opłaty. Przeciwko akcyzie na paliwo nie protestują, choć przeciętny Polak może za swoją pensję kupić mniej więcej połowę tej ilości paliwa, co przeciętny Francuz.
Dla wychodzącego dziś na ulicę Francuza ważna jest zawartość jego własnej kieszeni i to, w jakim stopniu państwo go zdoła ograbić.
Dla wychodzącego dziś na ulicę Polaka ważne jest to, że może pomachać biało-czerwoną flagą w towarzystwie mu podobnych i poczuć wspólnotę z nimi oraz z państwem.
Nie, jako Polak nie jestem dumny z tego, że setki tysięcy Polaków pomaszerowały w Marszu Niepodległości. Byłbym dumny z tego, gdyby setki tysięcy Polaków wyszły na ulice – OK, niekoniecznie blokując ruch, bo to jednak utrudnia życie innym ludziom – z żądaniami obniżenia akcyzy na paliwo. Albo VAT. Albo podniesienia kwoty wolnej od podatku dochodowego. Albo zniesienia abonamentu radiowo-telewizyjnego. Albo opłaty emisyjnej doliczanej do kosztu paliwa.
Albo nawet w sprawach niepodatkowych, takich jak sprzeciw wobec planów cenzurowania Internetu zawartych w projektach dyrektywy o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym (popularnie zwanej #ACTA2).
Bo to świadczyłoby o tym, że dla wielu Polaków liczy się ich wolność i własność, a nie tylko to, że mieszkają w państwie o nazwie „Polska” oraz czują wspólnotę z tym państwem, husarzami, powstańcami warszawskimi i Żołnierzami Wyklętymi oraz sobą nawzajem.
Ale jak się mi wydaje, to ostatnie większości Polaków od dłuższego czasu wystarcza. Dlatego bez specjalnego protestu przyjmują kolejne ograniczenia wolności i dają się ograbiać. Bo to przecież „dla Polski”, czyli „dla nas”.
Tak działa mentalność nacjonalistyczna.
Mentalność nacjonalistyczna jest zaprzeczeniem mentalności wolnościowej. No chyba, że klasę rządzącą wyrzuci się poza obręb narodu i nazwie np. Żydami albo zdrajcami. Ale to ryzykowne podejście, bo każdego można łatwo nazwać zdrajcą albo Żydem, prawdziwym Polakiem może łatwo okazać się jedynie zwolennik jedynie słusznego wodza, a po usunięciu „Żydów” i „zdrajców” grabienie i zniewalanie społeczeństwa i tak będzie nadal trwało.
Dlatego mieszanie idei wolnościowych z nacjonalizmem, co od pewnego czasu stało się w Polsce modne, uważam za nieporozumienie.

Radny Kałuża i demokracja płynna

czwartek, 22 listopada, 2018

Wojciech Kałuża, radny Sejmiku Województwa Śląskiego wybrany z listy Koalicji Obywatelskiej (z rekomendacji Nowoczesnej) postanowił zmienić front i za obietnicę fotela wicemarszałka poparł PiS. Tym samym PiS uzyskało w sejmiku większość jednego głosu i może rządzić w województwie.
Tym samym radny Kałuża pokazał, gdzie ma 25109 wyborców, którzy na niego głosowali jako na „jedynkę” na liście KO, w nadziei, że głosują przeciwko PiS.
Oczywiście, to, że politycy po wyborach pokazują, że mają w tym miejscu swoich wyborców, jest rzeczą powszechną, a nawet nagminną. I nie powinno już nikogo dziwić. Dość rzadko zdarza się to jednak w tak jawnej formie, w postaci oficjalnego przekupienia stołkiem i zdrady na rzecz głównego politycznego przeciwnika.
A czemu się zdarza? Bo wyborcy nie mogą w takim przypadku wycofać już swojego poparcia. Oczywiście w następnych wyborach mogą już na takiego polityka nie zagłosować, ale przez kilka lat może on cieszyć się stanowiskiem oraz liczyć na to, że w kolejnych wyborach wystawi go inne ugrupowanie i zagłosuje na niego inna grupa wyborców.
A wyobraźmy sobie teraz, że nie ma czegoś takiego, jak okresowe wybory i kadencje radnych (czy posłów). Zamiast tego każdy obywatel może w każdej chwili udzielić pełnomocnictwa dowolnemu politykowi i w każdej chwili to pełnomocnictwo wycofać. Przez Internet, rejestrując to w blockchainie. W radzie, sejmiku czy parlamencie w praktyce zasiadają politycy, którym udało się zebrać dużą liczbę takich pełnomocnictw, z głosem proporcjonalnym do tego, ile tych pełnomocnictw mają. Wielkość tych ciał nie jest z góry określona: jeśli kilku politykom uda się zebrać pełnomocnictwa większości obywateli, to parlament może składać się w praktyce tylko z tych kilku osób (tak jak w wielu spółkach akcyjnych liczą się w praktyce tylko duzi akcjonariusze). Jednak obywatele mogą z dnia na dzień wycofać swoje pełnomocnictwa i przerzucić je na kogoś innego. Utrata zaufania obywateli skutkuje „karą” natychmiastową: polityk dziś „rozdający karty” może stoczyć się w krótkim czasie w polityczny niebyt.
W takim systemie (nazywa się on demokracją płynną) taki pan Kałuża, zdobywszy pełnomocnictwa 25 tysięcy obywateli, raczej nie zaryzykuje wolty takiej, jaką dzisiaj zrobił. No, chyba, że są to jego ślepo oddani zwolennicy – w innym przypadku jutro może okazać się, że ma zero pełnomocnictw i jest na „rynku politycznym” zupełnie bezwartościowy (pełnomocnictw od dotychczasowych przeciwników politycznych raczej nie może się spodziewać, bo ci przecież udzielili je już bardziej sprawdzonym kandydatom).
Taki system premiowałby polityków przewidywalnych dla obywateli i zasadniczo dotrzymujących obietnic. No, ale właśnie z tego powodu raczej nie zostanie wprowadzony.

Ksiądz profesor Guz i czary

wtorek, 20 listopada, 2018

Niejaki ks. prof. Tadeusz Guz, wykraczając poza swoje dziedziny (jest teologiem i filozofem), powiedział coś takiego: „My wiemy, kochani państwo, że tych faktów, jakimi były mordy rytualne, nie da się z historii wymazać. Dlaczego? Dlatego, że my, polskie państwo, w naszych archiwach, w ocalałych dokumentach, mamy na przestrzeni różnych wieków – wtedy, kiedy Żydzi żyli razem z naszym narodem polskim – my mamy prawomocne wyroki po mordach rytualnych”.
To mniej więcej tak samo, jakby powiedział: „Tego faktu, jakimi były czary, nie da się z historii wymazać. Dlaczego? Dlatego, ze w archiwach na całym świecie mamy prawomocne wyroki po uprawianiu czarów”.
No bo skoro dawne wyroki za mordy rytualne mają być jego zdaniem dowodem na faktyczne zdarzanie się mordów rytualnych, to dawne wyroki za uprawianie czarów (których jest o wiele więcej) powinny być uznane za dowód na faktyczne uprawianie czarów, w tym np. magiczne roznoszenie chorób, odbieranie mleka krowom, orgie z czartami na sabatach czy tworzenie z koniczyny żywych koników polnych (coś takiego też znalazło się w aktach).
Czy ks. prof. Guz uważa, że czary są faktem?
Trzeba jednak zaznaczyć, że różnica między stwierdzeniem ks. prof. na temat mordów rytualnych a hipotetycznym stwierdzeniem na temat czarów jest taka, że ostatni samosąd na terenie dzisiejszej Polski na domniemanej czarownicy odbył się w 1836 roku, a ostatnie samosądy na domniemanych żydowskich sprawcach mordu rytualnego odbyły się w 1945 i 1946 roku – pogromy krakowski i kielecki. I zginęło w nich więcej osób.
I o ile chyba niewiele osób w Polsce wierzy obecnie w czary, to, jak się wydaje, nadal sporo ludzi w Polsce wierzy w żydowskie mordy rytualne, skoro po odcięciu się rzeczników archidiecezji lubelskiej i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego od powyższych słów ks. prof. Guza jako rozpowszechniania nieprawdy już ponad 1400 osób podpisało petycję, w której znajdują się następujące słowa: „Przyczynami żydowskich pogromów w całej Europie była właśnie ta bezczelność, okradanie społeczności, wyzysk lichwą i mordy rytualne. Kiedy w okolicach gmin żydowskich ginęły chrześcijańskie dzieci, ludność chrześcijańska w wyniku krzywdy jaką znosiła, w reakcji samoobronnej dokonywała pogromów, które były okrutne, ale nie brały się znikąd, były reakcją właśnie na takie praktyki”.
Taka współczesna polska odmiana wiary w czarnoksięstwo (w które nadal dość powszechnie wierzy się w Afryce czy Azji, i nadal morduje się domniemanych czarowników i czarownice). Wystarczy odpowiednia iskra i znów może dojść do pogromów.
Dlatego, choć ks. prof. Guz ma prawo pleść bzdury, to jednak krytyka jego słów i odcinanie się od nich KUL i archidiecezji jest rozsądne. Problem w tym, że Polska Rada Chrześcijan i Żydów, domagając się zajęcia stanowiska przez władze kościelne i uczelnię, zażądała jednocześnie „surowych kroków dyscyplinujących”. Wprawdzie kroki te nie mogą mieć postaci przemocy – uczelnia może co najwyżej odmówić dalszej współpracy, a hierarchia kościelna zastosować sankcje, których przyjęcie zależy od dobrej woli księdza – ale dało to szeregowi środowisk pretekst do mówienia o nagonce, ataku filosemitów i chęci ocenzurowania. Ks. prof. Guz ze swoim absurdalnym wywodem stał się bohaterem prawicy niosącej na sztandarach „niepoprawność polityczną”: bohaterem, który odważył powiedzieć „prawdę” o mordach rytualnych.
A wystarczyło pokazać oczywistą bzdurność jego rozumowania.
Dla porządku – obecny pogląd historyków jest taki, że mordy rytualne dokonywane przez Żydów były i są wymysłem, ponieważ nie ma na nie dowodów, a jedynie oskarżenia i zeznania wymuszone na torturach. Izraelsko-włoski historyk prof. Ariel Toaff pisał wprawdzie o używaniu krwi do pewnych obrzędów przez niektórych żydowskich sekciarzy w średniowieczu (odrzucających religijny zakaz spożywania krwi), ale w obliczu krytyki uściślił, że była to krew oddawana dobrowolnie przez żywych dawców.

Państwo nie gnije

czwartek, 15 listopada, 2018

W komentarzach do afery z KNF czytam, że „państwo gnije”. Otóż nie. Takie afery pokazują, że państwo ma się właśnie bardzo dobrze i realizuje swoją prawdziwą zasadniczą funkcję, jaką jest poszerzanie wpływów i zwiększanie zysków klasy rządzącej.
Bo w państwie w rzeczywistości chodzi właśnie o to, by zdobyć stołki dające kontrolę nad działaniami innych ludzi, a następnie je odpowiednio wykorzystywać dla własnych korzyści. Czy to legalnie, ściągając z ludzi podatki i przeznaczając je na swoje biznesy i wynagrodzenia, albo obsadzając stanowiska w zarządach i radach nadzorczych państwowych firm – czy to nielegalnie, biorąc łapówki za nieprzeszkadzanie lub przyznanie przywileju.
Owszem, jeśli ktoś myśli, że państwo powinno działać dla dobra narodu lub obywateli, to afery są jaskrawym przejawem nieprawidłowego działania. Sęk w tym, że to, co ten ktoś wyobraża sobie jako działanie prawidłowe, należy do sfery tzw. pobożnych życzeń.
Państwo tworzą ludzie, a ludzie w ogromnej większości będą działać we własnym egoistycznie rozumianym interesie. I ten interes popycha większość ludzi do sięgania po władzę oraz wykorzystywania jej w ten, a nie inny sposób.
Afery były za każdego rządu. Afera Rywina, afera Amber Gold, teraz afera KNF. To tylko niektóre. A o ilu aferach nie wiemy? Znamy prawdopodobnie tylko wierzchołek góry lodowej.
Chcecie mniej afer? To postarajcie się jeśli nie zlikwidować, to przynajmniej mocno ograniczyć państwo.